Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Fakty > Lekarz 8-letniego Kamilka ujawnił przykre szczegóły. "Musiało to być wielkie cierpienie"
Dawid Szczurek
Dawid Szczurek 12.05.2023 09:31

Lekarz 8-letniego Kamilka ujawnił przykre szczegóły. "Musiało to być wielkie cierpienie"

Kamilek, szpital Katowice
googlemaps.com/Facebook.com/A

Śmiercią 8-letniego Kamilka żyje cała Polska. Bulwersujących informacji o jego stanie zdrowia po przybyciu do szpitala w rozmowie z tvn24.pl udzielił lekarz chłopca. Poparzone było 25 procent powierzchni ciała. - Moją uwagę zwróciło to, że to nie były oparzenia świeże, ale takie, które powstały jakiś czas wcześniej i nie były w sposób fachowy leczone. Brudne, zakażone, pokryte strupami - wspomina dr n. med. Andrzej Bulandra. 

Polskę obiegła tragiczna informacja. Nie żyje 8-letni Kamilek z Częstochowy

W poniedziałek spełnił się najczarniejszy scenariusz ws. 8-letniego Kamilka z Częstochowy. Walczący od kilku tygodni o życie chłopca lekarze przekazali smutne wieści o jego śmierci. Chłopczykowi nie udało się odzyskać zdrowia po tym, jak został skatowany przez ojczyma. Dawid B. miał go bić, przypalać papierosami i kłaść na rozgrzanym piecu. Mężczyzna usłyszy zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem.

Najbliżsi 8-letniego Kamilka mają ważną prośbę. Nowy komunikat ws. pogrzebu

Poruszająca relacja lekarza chłopca. "Musiało to być duże cierpienie"

Szczegóły walki o życie Kamilka w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach ujawnił w rozmowie z tvn24.pl dr n. med. Andrzej Bulandra, specjalista chirurgii dziecięcej, koordynator Centrum Urazowego dla Dzieci we wspomnianym szpitalu. Mężczyzna zajmował się 8-latkiem od samego początku jego pobytu w placówce.

Bulandra mówił o zaniedbaniach ze strony rodziny chłopca, która nie udzieliła mu pomocy. - Zobaczyłem oparzone dziecko. Z oparzeniami obejmującymi jedną czwartą powierzchni ciała. Moją uwagę zwróciło to, że to nie były oparzenia świeże, ale takie, które powstały jakiś czas wcześniej i nie były w sposób fachowy leczone. Były brudne, zakażone, pokryte strupami. Nie widziałem żadnego efektu wcześniejszego leczenia - wspominał.

8-latek niemiłosiernie cierpiał. - Na pewno tego typu oparzenia związane są z bardzo dużymi dolegliwościami bólowymi. Przez te parę dni od momentu oparzenia do przybycia do szpitala musiało to być duże cierpienie - wyjaśnił w rozmowie z portalem.

Dziennikarka tvn24.pl zapytała lekarza również o to, jak istotne w kontekście szans na uratowania życie Kamilka było to, że do szpitala trafił dopiero po pięciu dniach od skatowania. - Opóźnienie rozpoczęcia leczenia o pięć dni powoduje, że pacjent trafia do nas z w pełni rozwiniętą chorobą oparzeniową, zakażoną raną i być może też z cechami zakażenia całego organizmu - tłumaczył Bulandra.

Lekarze robili co w ich mocy, by uratować życie chłopca

Kamilek został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Pozostawał w nim ponad miesiąc. Lekarze podjęli próbę wybudzenia chłopca. - Nie zakręcamy leków od razu, tylko stopniowo przez kilka dni zmniejszamy dawki, aż do całkowitego wyłączenia i w czasie tego procesu pacjent powinien odzyskać świadomość, napęd oddechowy i wybudzić się - opisywał proces lekarz.

U 8-latka niestety nie udało się go przeprowadzić. - Pojawiła się kolejna infekcja, która spowodowała, że proces wybudzenia został wstrzymany. Stan chłopca zaczął się pogarszać. Zapadła decyzja o podłączeniu Kamilka do ECMO.

- Skrajna niewydolność oddechowo i krążeniowa. ECMO to aparatura, która ma za zadanie natleniać krew pacjenta poprzez przepuszczanie przez odpowiednie urządzenie. Są tam filtry, membrany, które powodują przenikanie tlenu do krwi i ta krew wraca do organizmu. Pacjent tak jakby nie potrzebuje płuc do oddychania, oddycha za niego ta maszyna - wyjaśniał Bulandra.

Lekarz Kamilka ujawnił wstrząsającą rzeczywistość dzieci w Polsce. Na pytanie dziennikarki portalu, jak często do ich placówki trafiają skatowane dzieci, odpowiedział. - Mniej więcej kilkanaście rocznie. Liczba maltretowanych dzieci niestety nie jest rzadka i boję się, że niedoszacowana. Tych dzieci jest dużo więcej niż to widzimy. Większość z nich po prostu nie trafia do szpitala. Są jakoś tam leczone w domu, domowymi sposobami przy pomocy wiedzy z internetu. Rodzice nie zgłaszają się do lekarza, aby ukryć rzeczywistą przyczynę powstania tych obrażeń - oznajmił.

Źródło: tvn24.pl