Damian umierał przez 14 godzin na oczach kolegów. Zapadł bardzo łagodny wyrok
Śmierć Damiana Krzymieniewskiego wstrząsnęła niemal całą Polską. Młody raper zmarł po domówce, w trakcie której uczestnicy oglądali galę walk na otwarte dłonie. Niedawno zapadł wyrok w tej poruszającej sprawie. Tak rodzina zmarłego zareagowała na wynik procesu sądowego.
Minęły trzy lata od tragicznej śmierci Damiana Krzymieniewskiego
Tragiczna sytuacja rozegrała się w marcu 2021 roku we wsi Lipka w Wielkopolsce. Feralnego dnia Damian Krzemieniewski pojechał do znajomych, aby wspólnie z nimi obejrzeć zawody w punchdown, czy w "policzkowaniu". Młody mężczyzna był wówczas wschodzącą gwiazdą rapu, która zdobywała coraz większe uznanie w środowisku. Tuż przed śmiercią 25-latek planował nawet wydanie swojej debiutanckiej płyty.
Niestety wszelkie marzenia przerwała nagła śmierć muzyka. W trakcie wspomnianej domówki jej uczestnicy będący pod wpływem substancji odurzających postanowili zainspirować się oglądaną transmisją i również stoczyć pojedynki na otarte dłonie. Cała ta sytuacja skończyła się dla Damiana tragicznie.
Ci seniorzy mogą stracić emerytury. Trzeba wiedzieć, by nie bać się ZUS Burze śnieżne uderzą w Polskę. Szykuje się paraliż drógKoledzy nie zareagowali na stan 25-latka
Po zakończonej imprezie młody raper długo nie pojawiał się w swoim domu rodzinnym. Z tego powodu jego mama postanowiła skontaktować się z kolegami, aby upewnić się, gdzie przebywa mężczyzna. W odpowiedzi na pierwszy telefon usłyszała, że Damian "śpi". Kilka godzin później kobiet postanowiła po raz kolejny skontaktować się z uczestnikami imprezy, od których usłyszała tym razem, że "nie mogli go dobudzić. Mama zmarłego postanowiła natychmiast udać się na miejsce.
ZOBACZ: Prawnik Minister Leszczyny prawnikiem od e-papierosów? "Rzeczpospolita" ujawnia
Niestety po przybyciu kobiety na miejsce, Damian nie dawał już żadnych oznak życia. Ostatecznie odszedł po pięciu dniach walki w szpitalu. Według przeprowadzonej sekcji zwłok przyczyną jego śmierci były "obrażenia czaszkowo–mózgowe i zatrzymanie akcji serca". Wszystkie miały być efektem wspomnianych zawodów w "policzkowaniu". Po przeprowadzonym śledztwie zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci usłyszał Kamil S., kolega ofiary.
Zapadł wyrok w sprawie Kamila S.
Z informacji, do jakich dotarł portal "Fakt" wynika, że 11 września bieżącego roku Sąd Rejonowy w Obornikach wydał wyrok w sprawie oskarżonego Kamila S. Mężczyzna został skazany na rok i 6 miesięcy pozbawienia wolności. W uzasadnieniu sąd podkreślił, że jego zdaniem "oskarżony nie chciał popełnić przestępstwa". Zdaniem orzekających, oskarżonego obciążał jednak fakt, że przez długi czas nie podjął on działań w celu udzielenia pomocy Damianowi Krzymieniewskiemu.
Oskarżony oraz jego towarzysze przez bardzo długi czas zwlekali z podjęciem działań, które powinny być podjęte wcześniej, aby udzielić pokrzywdzonemu pomocy. Wszyscy spożywali alkohol i palili marihuanę, a to oznacza, że reguły ostrożności były bardzo ograniczone, to nie pozwalało na racjonalne działanie. Tę okoliczność sąd uwzględnił jako istotnie obciążającą - przekazał Sąd Rejonowy w Obornikach.
ZOBACZ: Jacek Sutryk usłyszał zarzuty. Prezydent Wrocławia ma poważny problem
Sam Kamil S. miał również przyznać się do winy, wyrazić skruchę oraz przeprosić rodzinę. Mężczyzna ma ponadto zapłacić 120 tysięcy zł nawiązki bliskim zmarłego oraz opłacić koszty sądowe. Z ustaleń dziennikarzy "Faktu" wynika jednak, że rodzina ma być zawiedziona wyrokiem oraz przekonana o tym, że sąd nie ustalił prawdziwego przebiegu zdarzeń. Warto wspomnieć, że za dokonany czyn Kamilowi S. groziło do 5 lat pozbawienia wolności.