Ważna rozmowa Tuska z Zełenskim. Premier Polski miał to usłyszeć, właśnie to ujawniono
Atmosfera na linii Waszyngton-Kijów-Warszawa gęstnieje z każdą godziną, a dyplomatyczne telefony rozgrzane są do czerwoności. Doniesienia o amerykańskim planie pokojowym wywołały w Europie liczne kontrowersje. W obliczu krystalizującego się scenariusza zamrożenia wojny Wołodymyr Zełenski szuka pilnego wsparcia, bezpośrednio u Donalda Tuska.
Kontrowersje wokół amerykańskiego planu pokojowego
Rok po amerykańskich wyborach przestrzeń medialna została zdominowana przez doniesienia dotyczące ostatecznego kształtu strategii administracji wobec Ukrainy. Choć w styczniu minie dopiero pierwszy rok prezydentury Donalda Trumpa, machina polityczna pracuje na najwyższych obrotach, a na stole lądują propozycje, które dla wielu obserwatorów brzmią jak ultimatum. Tzw. amerykański plan pokojowy, o którym coraz głośniej mówi się w kuluarach, zakłada drastyczne kroki i twarde warunki, wymagające od Kijowa głębokich ustępstw.
W praktyce może to oznaczać utworzenie zdemilitaryzowanej strefy buforowej wzdłuż obecnej linii frontu, co de facto usankcjonowałoby rosyjską okupację blisko 20 proc. terytorium Ukrainy. Kluczowym, a zarazem najbardziej kontrowersyjnym elementem tej układanki, jest kwestia aspiracji Kijowa do struktur euroatlantyckich. Zgodnie z doniesieniami płynącymi z otoczenia Białego Domu warunkiem zawieszenia broni miałoby być odłożenie ukraińskich marzeń o NATO na co najmniej dwie dekady.

To klasyczny przykład realpolitik, w której bezpieczeństwo militarne staje się towarem wymiennym, a suwerenne decyzje narodów schodzą na drugi plan wobec globalnych interesów mocarstw. Dla wielu analityków przypomina to niebezpieczny powrót do polityki stref wpływów, znanej z najzimniejszych okresów XX wieku. Warto zauważyć, że proponowane rozwiązanie zrzuca dużą część odpowiedzialności za utrzymanie pokoju na barki Europy. To żołnierze z krajów Starego Kontynentu, a nie Amerykanie, mieliby potencjalnie strzec owej strefy buforowej. Taki scenariusz budzi uzasadnione obawy o to, czy Waszyngton po roku rządów nowej administracji nie próbuje ostatecznie "umyć rąk” od europejskiego teatru działań, przekierowując swoje zasoby i uwagę w stronę rywalizacji z Chinami na Pacyfiku.
Europa reaguje na amerykański plan pokojowy
Największym koszmarem europejskich stolic, na czele z Warszawą, Paryżem i Berlinem, jest powtórka z historii, w której o losach regionu decydują mocarstwa bez udziału zainteresowanych państw. Współpraca na linii USA-Rosja przy tworzeniu ram planu pokojowego rodzi naturalne podejrzenia o transakcyjny charakter porozumienia. Władimir Putin, widząc determinację Trumpa do szybkiego zamknięcia tematu wojny w pierwszym etapie swojej kadencji, licytuje wysoko, żądając nie tylko zdobyczy terytorialnych, ale przede wszystkim politycznej wasalizacji Ukrainy i osłabienia wschodniej flanki NATO.

Reakcja Europy na te doniesienia jest mieszaniną niedowierzania i mobilizacji. Liderzy państw unijnych zdają sobie sprawę, że powrót do współpracy z Rosją jest niemożliwy, a narzucony pokój może okazać się jedynie przerwą operacyjną dla armii rosyjskiej przed kolejnym uderzeniem. W mediach zachodnich coraz częściej pojawia się krytyka postawy wyczekującej, Europa, która przez dekady polegała na amerykańskim parasolu ochronnym, staje przed koniecznością samodzielnego zdefiniowania swojej architektury bezpieczeństwa.
Brak decyzyjności w tym momencie może skutkować marginalizacją Unii Europejskiej do roli płatnika odbudowy Ukrainy, bez realnego wpływu na warunki polityczne. Nie można pominąć aspektu psychologicznego. Wizja "handlu” Ukrainą wywołuje w naszej części Europy fatalne skojarzenia. Każda sugestia, że o granicach i sojuszach decyduje się w Waszyngtonie i Moskwie, pomijając Kijów i Brukselę, podważa zaufanie do sojuszniczej wiarygodności. To właśnie dlatego w ostatnich dniach obserwujemy gorączkową aktywność dyplomatyczną, której celem jest wypracowanie wspólnego, europejskiego stanowiska, zanim fakty zostaną dokonane za oceanem.
Zobacz też: Polacy zabrali głos ws. Tuska, najnowszy sondaż mówi wiele. Premier ma wielki problem
Wołodymyr Zełenski dzwoni do Donalda Tuska
W sobotę prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski odbył rozmowę telefoniczną z premierem Polski Donaldem Tuskiem, poświęconą bieżącej sytuacji dyplomatycznej wokół konfliktu na Ukrainie. Tematem rozmowy były zarówno konsultacje Kijowa ze Stanami Zjednoczonymi, jak i koordynacja działań z europejskimi partnerami. Ukraiński prezydent podkreślił, że kluczowe jest aktywne zaangażowanie Europy w proces wypracowywania rozwiązań pokojowych, a nie jedynie obserwowanie sytuacji.
Rozmawiałem z premierem Polski Donaldem Tuskiem. Przekazałem szczegóły naszej pracy dyplomatycznej ze Stanami Zjednoczonymi i Europą. Dla nas ważne jest, aby wszyscy partnerzy, którzy są z nami od początku tej wojny, byli na bieżąco informowani o sytuacji. Koordynujemy działania, aby Europa była włączona w ten proces – napisał Zełenski na portalach społecznościowych.
Rozmowa z premierem Tuskiem miała również podkreślić rolę Polski jako jednego z filarów wsparcia dla Ukrainy. Zełenski wyraził wdzięczność zarówno wobec polskiego rządu, jak i całego społeczeństwa:
Dziękuję panu premierowi oraz całemu narodowi polskiemu za wsparcie. Wiemy, że zawsze możemy liczyć na Polskę i bardzo to cenimy.
Premier Donald Tusk w swoim wpisie zaznaczył, że przedstawione przez prezydenta Zełenskiego stanowisko dotyczące amerykańskiego planu zakończenia wojny wymaga konsultacji z polskim rządem. Podkreślił jednocześnie, że Rosja nie może dyktować warunków ani Ukrainie, ani Europie.
Przed chwilą Wołodymyr Zełenski w rozmowie telefonicznej przedstawił swoje stanowisko wobec amerykańskiej propozycji pokojowej. Wymaga ona wspólnej pracy. Rosja nie może narzucić Ukrainie i Europie swoich warunków. Wszystko, co dotyczy Polski, musi być uzgodnione z polskim rządem - czytamy.