Na drodze wojewódzkiej nr 707 zderzyły się bus i ciężarówka. W wyniku wypadku zginęły trzy osoby, a dwie zostały ranne. Do tragicznych scen doszło w miejscowości Niemgłowy w województwie łódzkim.Do wypadku doszło dzisiaj po godz. 14. W okolicach miejscowości Niemgłowy w gminie Cielądz w powiecie rawskim z nieznanych dotąd przyczyn na skrzyżowaniu z inną lokalną trasą doszło do zderzenia busa z tirem z naczepą. Na miejscu wypadku lądował śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Do szpitala przetransportowano pasażera samochodu dostawczego i kierowcę ciężarówki.Droga jest całkowicie zablokowana. Na miejscu pracują służby ratunkowe, w tym cztery zastępy straży pożarnej, dwie karetki pogotowia oraz śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, a także policja, która stara się ustalić przyczyny tragedii.Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:Bydgoszcz: Wciągnął małych chłopców do auta i naruszył nietykalność. Chciał ich ukaraćPodczas beatyfikacji biskup zrobił sobie selfie z innymi duchownymi. Wybuchła aferaNie żyje Krystyna Kołodziejczyk, gwiazda filmu "Kogel-mogel"Jeżeli chcesz się podzielić informacjami ze swojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: Onet
Bydgoska policja potwierdziła zarzuty postawione strażakowi, który w środę 8 września wciągnął do pojazdu dwóch nieletnich chłopców i naruszył ich nietykalność cielesną. Funkcjonariusz publiczny dopuścił się tego czynu, ponieważ dzieci miały pożyczyć i nie oddać hulajnogi, która należała do jego syna.Z ustaleń Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy wynika, że w środę o godzinie 20:00 35-letni strażak zabrał do samochodu dwóch chłopców w wieku 10 i 8 lat i naruszył ich nietykalność cielesną. Do zdarzenia doszło przy ulicy Gajowej w Bydgoszczy. Mężczyzna został zawieszony w czynnościach.Jak przekazała bydgoska policja, po upływie kilku minut chłopcy wysiedli z pojazdu przy ulicy Marii Skłodowskiej-Curie. Zawiadomienie w tej sprawie złożyła mama jednego z pokrzywdzonych. W przypadku 8-latka mówi się o naruszeniu nietykalności cielesnej, natomiast u 10-latka doszło do uszkodzenia ciała.
We wtorek 14 września pod Lublinem doszło do tragicznego wypadku. W miejscowości Krężnica Jara samochód potrącił dziecko. Na miejscu pojawił się między innymi śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Niestety ofiary nie udało się uratować i chłopiec zmarł na miejscu. Służby mundurowe prowadzą w tej sprawie śledztwo.Policja otrzymała zawiadomienie o wypadku we wtorek około godziny 18:30. Do tragedii doszło w Krężnicy Jarej, na odcinku drogi powiatowej między Lublinem a Strzeszkowicami. Mężczyzna jadący osobowym citroenem potrącił 10-letnie dziecko. Sprawą zajęła się Komenda Wojewódzka Policji w Lublinie.Ze wstępnych ustaleń poczynionych w trakcie oględzin miejsca wypadku wynika, że do zdarzenia doszło, gdy 10-letni chłopiec przechodził przez jezdnię. Dziecko chciało dostać się na drugą stronę, nie korzystając z przejścia dla pieszych. Został potrącony przez 67-letniego kierowcę w terenie zabudowanym– Ze wstępnych ustaleń wynika, że 67-latek kierujący citroenem C4, jadący od strony Lublina w kierunku Strzeszkowic, w terenie zabudowanym potrącił 10-latka. Chłopiec przebiegał przez jezdnię ze strony lewej na prawą, poza przejściem dla pieszych – przekazał mł. asp. Kamil Karbowniczek z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
43-letni mężczyzna poszukiwany przez cztery prokuratury,dwa sądy i dwie jednostki policji wpadł w ręce stołecznych funkcjonariuszy w absurdalnych okolicznościach. Mężczyzna próbował ukraść ze sklepu butelkę markowego alkoholu. Po złapaniu nie chciał podać swoich danych osobowych, co zaniepokoiło policjantów.Poszukiwanego mężczyznę udało się złapać policjantom z warszawskiego Śródmieścia. Początkowo podejrzany był tylko o kradzież, jednak po dokładnym sprawdzeniu jego tożsamości okazało się, że ma na sumieniu również inne, poważniejsze przestępstwa.
Nie żyje 25-latek, który został ciężko ranny podczas bójki na zakopiańskich Krupówkach. Do zdarzenia doszło w nocy z soboty 11 września na niedzielę 12 września. Mieszkaniec powiatu nowatorskiego prawdopodobnie stracił przytomność po uderzeniu w głowę.Jako pierwsi na pomoc mężczyźnie ruszyli wezwani na miejsce funkcjonariusze. Policjanci podjęli akcję reanimacyjną. Sprawcom pobicia udało się uciec. Do tej pory są poszukiwani przez mundurowych.
Od trzech dni policja poszukiwała młodego mężczyznę, który zaginął w pobliżu jeziora Klebarskiego koło Olsztyna. W ubiegły weekend 27-latek oddalił się od znajomych, z którymi spędzał czas wolny i zniknął bez śladu. Na drugi dzień jego ubrania zostały znalezione na brzegu. Służby przeszukiwały akwen i wyłowiły ciało. Media nieoficjalnie podają, że 27-latek pracował w Ministerstwie Klimatu.Policja odebrała zgłoszenie o zaginięciu mężczyzny w niedzielę 12 września rano. Służby zawiadomili jego znajomi, z którymi spędzał czas wolny w domku letniskowym w gminie Purda. Z relacji świadków wynika, że 27-latek oddalił się w nieznanym kierunku w nocy z soboty na niedzielę.Po tym, jak przy brzegu jeziora Klebarskiego znaleziono ubrania zaginionego, policja rozpoczęła poszukiwania. Służby przeszukiwały zbiornik wodny. Czynności zakończyły się we wtorek 14 września w godzinach porannych. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez reportera RMF FM wyłowione ciało zostało już zidentyfikowane.
W poniedziałek 13 września po południu na obrzeżach Zielonej Góry doszło do tragicznego w skutkach wypadku. Bus transportu medycznego zderzył się z autobusem PKS-u. Wskutek odniesionych obrażeń zginęła jedna osoba - 21-letni kierowca busa. Aż 26 pasażerów zostało rannych. Łącznie naliczono ponad 50 osób poszkodowanych. Trwa śledztwo w tej sprawie, które nadzoruje prokuratura.Do wypadku doszło przed godziną 16:00. Na 57. kilometrze drogi krajowej nr 32 bus transportu medycznego, który jechał w stronę Zielonej Góry, zderzył się z jadącym w kierunku Krosna Odrzańskiego autobusem PKS-u. Łącznie podczas tego zdarzenia odnotowano 53 poszkodowanych.Na miejsce wypadku wysłano siedem karetek pogotowia oraz 13 zastępów straży pożarnej. Skierowano również cztery śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Na odcinku drogi krajowej nr 32 pojawili się też funkcjonariusze z Komendy Miejskiej Policji w Zielonej Górze. Nie udało się uratować kierowcy busa transportu medycznego, który jechał sam.
Nowe fakty w sprawie śmierci Bartka Sokołowskiego, do której doszło po interwencji policji. Dziennikarze dotarli do nagrań rozmów ratowników, które były prowadzone podczas akcji. Wynika z nich jasno, że 34-latek nie żył, gdy odbierali go medycy. Wcześniej służby mundurowe twierdziły, że mężczyzna wówczas żył.Kolejne zgromadzone materiały wskazują na to, że komunikat policji w sprawie śmierci Bartka Sokołowskiego, przestał być wiarygodny. Dziennikarze portalu Onet.pl dotarli do nagrań rozmów ratowników z dyspozytorem. Wynika z nich, że medycy odebrali zwłoki 34-latka, a później nie wiedzieli, co z nimi zrobić.W materiale słyszymy, że policja przekazała ratownikom Bartka Sokołowskiego w kajdankach. W związku ze złymi warunkami pogodowymi medycy zabrali 34-latka do karetki, by tam sprawdzić jego czynności życiowe. Wówczas okazało się, że mieszkaniec Lubina już nie żyje, co jest sprzeczne ze stanowiskiem funkcjonariuszy.
Gdańska policja prowadzi śledztwo w sprawie śmierci młodej kobiety. Ze wstępnych ustaleń służb mundurowych wynika, że do tragedii doszło w niedzielę 12 września podczas awantury domowej. W trakcie kłótni 25-latka najprawdopodobniej została zamordowana przez starszego partnera. Świadkami zbrodni miały być ich dzieci.Policja otrzymała zawiadomienie o zgonie w jednym z mieszkań przy ulicy Zielony Trójkąt w Gdańsku. Służby mundurowe zjawiły się pod wskazanym adresem w niedzielę po południu. Na miejscu potwierdzono śmierć 25-letniej kobiety. Z relacji RMF FM wynika, że w jej głowie wbite były dwa noże.Gdańscy policjanci zatrzymali partnera zmarłej 25-latki, gdy mężczyzna próbował uciec z mieszkania. Jak informuje „Gazeta Wyborcza”, świadkami domowej kłótni miało być dwoje dzieci w wieku roku oraz trzech lat. Zatrzymany 29-latek najprawdopodobniej zabił kobietę podczas kłótni.
Do tragicznego w skutkach wypadku doszło na autostradzie A4 przed węzłem Brzezimierz w woj. dolnośląskim. Samochód osobowy uderzył w naczepę ciężarówki. Jezdnia w kierunku Wrocławia jest zablokowana. Kierowca zmarł na miejscu.Do wypadku doszło w niedzielę przed godz. 7. Na miejscu pojawiła się m.in. policja, która rozpoczęła badanie przyczyn tragedii, do której doszło na autostradzie.
Na początku sierpnia policja w Szczecinie dokonała makabrycznego odkrycia. W jednym z mieszkań mężczyzna z niepełnosprawnością intelektualną przez trzy tygodnie zajmował się martwą matką. Mieszkaniec był przekonany, że kobieta śpi. Sprawę nagłośniła sąsiadka rodziny, która uważa, że służby mundurowe zlekceważyły sprawę.W niedzielę 8 sierpnia policja w asyście prokuratora oraz straży pożarnej pojawiły się w jednym z mieszkań w Szczecinie. W lokum służby odkryły zwłoki kobiety, które miały być już w znacznym stadium rozkładu. Przebywał tam też syn zmarłej, który twierdził, że jego mama śpi.W mieszkaniu, w którym interweniowała policja, mieszkała 90-letnia kobieta oraz jej 70-letni syn. Mężczyzna, który twierdził, że opiekował się matką, został przetransportowany do szpitala. Według mediów stwierdzono u niego chorobę psychiczną oraz niepełnosprawność intelektualną. Nadal trwa śledztwo w tej sprawie.
W piątek 10 września minęły równo dwa miesiące od głośnej zbrodni w Borowcach, po której Jacek Jaworek zniknął bez śladu. Do dzisiaj policja nie wpadła na trop podejrzanego o potrójne morderstwo i nie ma pojęcia, gdzie znajduje się 52-latek. Dziennikarze dotarli do nowych ustaleń. Informatorzy uważają, że mężczyzny nie ma już w Polsce.W dniu, w którym zniknął Jacek Jaworek, życie mieszkańców Borowców zmieniło się w koszmar. Widmo potrójnego morderstwa, które miał 10 lipca br. popełnić 52-latek, prawdopodobnie na długie lata zawiśnie nad miejscowością znajdującą się pod Częstochową. Osoby, które tam żyją, nadal nie mogą spać spokojnie, ponieważ do dzisiaj mężczyzna nie został zatrzymany.Pojawiło się już wiele teorii odnośnie tego, gdzie może przebywać Jacek Jaworek. Niektórzy podejrzewali, że mógł popełnić samobójstwo, a jego ciało znajduje się gdzieś w pobliskich lasach, jednak teoria ta staje się coraz mniej wiarygodna. Inni eksperci sugerowali, że miał wystarczająco dużo czasu, by dostać się do większego miasta, na przykład Warszawy.Pojawiły się też głosy mówiące o tym, że Jacek Jaworski mógł spróbować wyjechać z Polski. Niedawno dziennikarzu portalu Onet.pl postanowili dotrzeć do nowych ustaleń. Jak się okazało, informator związany ze sprawą uważa, że podejrzany mógł wybrać tę opcję, ale to nie w Niemczech, gdzie kiedyś podejmował się pracy, może szukać schronienia.– Wszyscy spoglądają w stronę Niemiec, ale myślę, że rozsądniej jest przyglądać się naszej wschodniej granicy – oświadczył informator na łamach portalu Onet.pl.Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
Komenda Miejska Policji z Łomży poszukuje Anity Szudrawskiej, za którą organy wystawiły już list gończy. 30-letnia kobieta podejrzana jest o sutenerstwo. Może grozić jej do 8 lat więzienia. Służby mundurowe opublikowały wizerunek oraz ostatni adres poszukiwanej i proszą o pomoc w prowadzeniu czynności.Zamieszkała w Łomży Anita Szudrawska jest poszukiwana przez policję. Na podstawie „art. 204 § 2: Czerpanie korzyści majątkowej z uprawiania prostytucji przez inną osobę (sutenerstwo)” oraz „art. 258 § 1: Branie udziału w zorganizowanej grupie albo związku mających na celu popełnienie przestępstwa lub przestępstwa skarbowego” wystawiono za nią list gończy.Na stronie policji pojawił się wizerunek poszukiwanej 30-latki. Służby mundurowe opublikowały także ostatni adres zamieszkania Anity Szudrawskiej. Podejrzana ma jasne oczy oraz około 161-165 cm wzrostu.
7 września poseł Bartłomiej Sienkiewicz wystąpił w programie Moniki Olejnik „Kropka nad i”, w którym w mocnych słowach skomentował zdarzenia z udziałem funkcjonariuszy policji, do jakich doszło na przełomie lipca i sierpnia na Dolnym Śląsku. Na jego komentarze zareagował Komendant Główny Policji, który skierował sprawę do sądu.Poseł Sienkiewicz w trakcie trwania programu kilkukrotnie oskarżył polską policję o "zabijanie ludzi". Widzowie TVN24 mogli usłyszeć takie zdania, jak "Policja tych ludzi zabiła”, „przyjeżdżają ludzie, którzy nie tylko go nie ratują, ale zabijają” lub „sprawowanie władzy zaczyna obfitować w zabójstwa policjantów na ludziach”.
Pierwsze informacje o porażających scenach, które rozegrały się pod jedną ze szkół w Sycowie, przekazał lokalny portal mojaolesnica.pl. Według doniesień, w piątek w godzinach porannych doszło do próby porwania 8-latki.Dziecku na szczęście udało się wyrwać porywaczowi i uciec. Ten widząc, że jego plan spalił na panewce, wsiadł z powrotem do pojazdu i z piskiem opon odjechał spod budynku szkoły.Dziewczynka szła na zajęcia, gdy nagle zatrzymał się koło niej samochód marki Toyota. Wypadł z niego mężczyzna i siłą próbował wciągnąć 8-latkę do samochodu.Dzisiaj rano w Sycowie na Dolnym Śląsku doszło do próby porwania 8-letniej dziewczynki. Dziecko na szczęście nie dało się wciągnąć do samochodu i uciekło, a niedoszły sprawca odjechał z piskiem opon z miejsca zdarzenia. Policja poszukuje mężczyzny.Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
Policja prowadzi postępowanie w sprawie podpalenia grobu na cmentarzu w Koninie. Śledczy mają już podejrzaną, którą jest niewinnie wyglądająca staruszka. Miała ona nie tylko zapalić, ale również uszkodzić płytę nagrobkową. Służby postanowiły opublikować jej wizerunek i zaapelowały o pomoc w czynnościach.Z komunikatu policji wynika, że do podpalenia grobu doszło na cmentarzu parafialnym przy ulicy Staromorzysławskiej w Koninie. Niezwykle oburzający akt wandalizmu został popełniony na początku czerwca 2021 roku. Po otrzymaniu zgłoszenia śledczy wszczęli dochodzenie, ale jak dotąd nie ujęto sprawcy.Po przyjrzeniu się nagraniom monitoringu policjanci wytypowali osobę podejrzaną za podpalenie i uszkodzenie płyty nagrobkowej. Wiele osób może być zdziwionych, ale zgromadzone materiały wskazują na to, że to starsza pani może odpowiadać za skandaliczny akt wandalizmu. W związku z tym opublikowano wizerunek seniorki.– 2 czerwca br. w Koninie na cmentarzu parafialnym przy ul. Staromorzysławskiej doszło do podpalenia i uszkodzenia płyty nagrobkowej. Z nagrania z monitoringu wynika, że sprawcą tego przestępstwa może być starsza kobieta – przekazał Sebastian Wiśniewski, rzecznik prasowy policji w Koninie.
Prokuratura Krajowa zawiesiła w czynnościach służbowych prokuratora ze Świdnicy, który wczoraj spacerował po mieście bez ubrań. Ustalono, że mężczyzna znajdował się pod wpływem alkoholu. Może czekać go postępowanie dyscyplinarne.Jak informowaliśmy, prokurator spacerował po osiedlu Zarzecze bez ubrań i robił zakupy w lokalnym sklepie. Mężczyzna został zatrzymany przez policję i oddany pod opiekę rodziny. Interweniowała Prokuratura Okręgowa w Świdnicy.
Policja obstawiła plac Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie. To nietypowe obchody 137. miesięcznicy katastrofy smoleńskiej, ponieważ obok słynnych Smoleńskich Schodów stanął drugi „pomnik”. Kartonowa budowla jest częścią odbywającego happeningu. Na instalacji pojawiły się też mocne hasła, nawiązujące do wykorzystywania katastrofy lotniczej w Smoleńsku w polityce.Widok policji na jednym z najsłynniejszych warszawskich placów w 10. dniu każdego miesiąca nikogo już nie dziwi. Choć katastrofa lotnicza w Smoleńsku, podczas której zginęło blisko sto osób łącznie z prezydentem RP i jego pracownikami, wydarzyła się już ponad dekadę temu, jej obchody nadal wywołują duże emocje.W piątek 10 września policja również pojawiła się na miejscu, zabezpieczając przebieg uroczystości. W przeszłości wielokrotnie dochodziło do starć z aktywistami, którzy próbowali między innymi składać pod słynnymi Smoleńskimi Schodami wieńce z politycznymi hasłami. Tym razem zorganizowano specjalną akcję. Na placu stanęła kartonowa wersja Pomnika Ofiar Tragedii Smoleńskiej 2010 roku w Warszawie. Postawili ją zamaskowane osoby w czerwonych kombinezonach, które mogą przypominać bohaterów z hiszpańskiego serialu „Dom z papieru”.
38-letni mieszkaniec Świdnicy (województwo dolnośląskie) spacerował po osiedlu Zarzecze bez ubrań i robił zakupy w lokalnym sklepie. Policjanci, którzy zatrzymali mężczyznę, ustalili, że jest on prokuratorem.Zdarzenie miało miejsce dziś przed południem. Nagi mężczyzna widziany był przez mieszkańców Świdnicy między innymi w rejonie ulic Rolniczej, Kilińskiego i Kopernika, a także w osiedlowym sklepie.
Do porażających scen doszło w Gnieźnie w butiku Exclusive Fashion Style. W pewnej chwili do środka wparował mężczyzna i nieznaną cieczą oblał ekspedientkę. Sprawą zajęła się policja, która poszukuje mężczyzny i bada substancję, której użyto w ataku. Z kolei sklep wyznaczył nagrodę za informacje, które pomogą w znalezieniu sprawcy.Do zdarzenia doszło w środę 8 września o godz. 11:15. Do sklepu wbiegł mężczyzna trzymając w rękach puszkę, które zawartość opróżnił prosto w twarz pracującej w tamtym momencie Blanki.Kobieta została oblana nieznaną cieczą. Na szczęście nie była ona żrąca i ekspedientce nic się nie stało. Przy okazji dostało się również sukience wystawionej w sklepie. Kreacja została zniszczona, a jej cena opiewa na 1.100 zł.Zgodnie z informacjami podanymi przez sklep, mężczyzna był w szaro-granatowej bluzie, czarnej czapce z białym logiem, ciemno-szarych dresach, klapkach z białym napisem i rękawiczkach. Na twarzy miał maseczkę, więc nie wiadomo jak wyglądał, ale było widać, że był w podeszłym wieku.Pozostała część artykułu pod materiałem wideoNa miejscu pojawili się funkcjonariusze policji, którzy zajęli się sprawą. Natychmiast zajęto się dwoma wątkami. Przede wszystkim sprawdzone zostaną kamery monitoringu na ulicach Gniezna w okolicy sklepu, by ustalić, gdzie udał się mężczyzna.- Czekamy za nagraniami z kamer, które znajdują się na ulicach w mieście Gniezno, wiemy, gdzie sprawca pobiegł, oraz w którą stronę! (tam też zostaną sprawdzone kamery). Osoba ta, naszym zdaniem, została po prostu wynajęta, widać, że jest to osoba starsza… - przekazała policja.Policja próbuje również ustalić, czym dokładnie była ciecz, którą oblano ekspedientkę. Na szczęście najprawdopodobniej nie było to nic groźnego, bowiem kobiecie nic się nie stało.W swoim poście na Facebooku przedstawiciele butiku Exclusive Fashion Style poinformowali również, że wyznaczyli nagrodę w wysokości 5.000 zł za pomoc w znalezieniu sprawcy. Informacje można przekazać anonimowo.Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:Polscy kibice wygwizdali reprezentację Anglii. Robert Lewandowski na boisku przypomniał o szacunkuEwa Krawczyk nie kryje żalu. Na mszy za męża nie pojawiły się najważniejsze osobyKardynał Dziwisz jeździ niemiecką limuzyną. Samochód osiąga duże prędkościJeżeli chcesz się podzielić informacjami ze swojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: Facebook.com
Na autostradzie A4 doszło do tragicznego wypadku. Na odcinku na wysokości Krapkowic w województwie opolskim mężczyzna spadł na kabinę ciężarówki. 35-latek wyskoczył z wiaduktu. Ratownikom medycznym nie udało się uratować jego życia. O prawdziwym cudzie może natomiast mówić kierowca pojazdu ciężarowego, który ocalał.W środę 8 września po godzinie 11:00 policja otrzymała zawiadomienie o wypadku, do którego doszło na 256. kilometrze autostrady A4 w pobliżu węzła Krapkowice. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez Nową Trybunę Opolską z wiaduktu skoczył mężczyzna. 35-latek spadł wprost na kabinę ciężarówki.Według NTO zanim doszło do wypadku, mężczyzna porzucił swój samochód i przeszedł przez barierki ograniczające wejście na łącznicę. Następnie skoczył z wiaduktu na wysokości Strzebniowa (dzielnica Gogolina). Trafił wprost na kabinę przejeżdżającej ciężarówki, przebijając jej dach i wpadając do środka pojazdu.
Policjanci z Konina potwierdziła, że nie żyje Igor ze Słupcy. Mężczyzna był poszukiwany przez służby od kilku dni po tym, jak nie wrócił do domu. Ciało 24-latka zostało wyłowione dzisiaj tj. 8 września z kanału. Śledczy badają teraz okoliczności, w jakich zginął. Zlecono przeprowadzenie sekcji zwłok.Funkcjonariusze z Komendy Miejskiej Policji w Koninie zakończyli poszukiwania Igora ze Słupcy, co w rozmowie z mediami potwierdził rzecznik prasowy. Służby wyłowiły ciało mężczyzny z kanału chłodniczego elektrowni Pątnów przy jeziorze Gosławskim. Nadal nie wiadomo, jak doszło do utonięcia.Z wiadomości przekazanych przez konińskich policjantów wynika, że Igor zaginął w piątek 3 września. Po raz ostatni 24-latka widziano w pobliżu jeziora w Gosławicach. Mężczyzna nie wrócił do domu i nie nawiązał kontaktu z bliskimi. Poszukiwały go służby, rodzina oraz znajomi.
Ujawniono wyniki badań toksykologicznych zwłok 34-latka z Lubina, który zginął po interwencji policjantów. Analizy wykazały obecność narkotyków - amfetaminy i metaamfetaminy - w stężeniu, które mogło doprowadzić do śmierci Bartka. Przypominamy, że 34-letni mieszkaniec Lublina zmarł 6 sierpnia, tuż po interwencji policjantów, którzy zostali wezwani przez rodzinę mężczyzny. Bartek miał wówczas pozostawać pod wpływem środków odurzających. Potwierdziła to analiza toksykologiczna.
Niecodzienna interwencja policji w województwie śląskim. Funkcjonariusze zostali zawiadomieni przez mieszkankę Piekar Śląskich o domowej awanturze. Ze zgłoszenia wynikało, że kobieta potrzebuje pomocy. Na miejscu mundurowi jednak zastali pijaną parę i dowiedzieli się, że powodem konfliktu okazały się kotlety.Zgłoszenie, które odebrał dyżurny komendy w Piekarach Śląskich, dotyczyło awantury w jednym z mieszkań. Zaraz po wysłuchaniu kobiety, która sugerowała, że potrzebuje pomocy, pod wskazany adres wysłano patrol. Podczas interwencji funkcjonariusze jednak nieco się zdziwili.Na miejscu policjanci zastali pijaną parę. Po wstępnym wywiadzie okazało się, że kobieta, która zadzwoniła na służby, nie potrzebuje pomocy, a w domu nie doszło do żadnej awantury. Mundurowi dowiedzieli się natomiast, że mieszkanka wezwała funkcjonariuszy, ponieważ konkubent miał ją zmuszać do smażenia kotletów.– Zastali nietrzeźwą kobietę oraz jej konkubenta. Jak ustalili, w mieszkaniu nie doszło do żadnej awantury, co zresztą potwierdziła sama zgłaszająca. Powodem telefonu na policję miał być fakt zmuszania kobiety przez konkubenta do smażenia kotletów – powiadomili policjanci.Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
Policja w Radomsku potwierdziła makabryczne odkrycie na terenie miasta. W jednym z mieszkań służby mundurowe znalazły dwa ciała. Zgodnie z przekazanymi wiadomościami należą do kobiety oraz noworodka. Sprawą zajęli się radomszczańscy śledczy. Służby jednak nie chcą ujawniać szczegółowych informacji na temat postępowania.Radomszczańscy policjanci znaleźli ciało noworodka oraz kobiety – 36-letniej mieszkanki Radomska. Służby pojawiły się w mieszkaniu znajdującym się przy ulicy Pajdaka i tam rozpoczęły postępowanie. Okoliczności, w jakich zmarły obie osoby, są badane przez śledczych.
Ksiądz Paweł K., skazany za gwałty na nieletnich, 22 września opuści więzienie. Mężczyzna nie trafi do ośrodka dla niebezpiecznych przestępców w Gostyninie. Sąd skierował go na przymusową terapię dla przestępców seksualnych. Będzie miał nadzór prewencyjny. Orzeczenie nie jest prawomocne.Sąd zajął się sprawą Pawła K. na wniosek dyrektora Zakładu Karnego nr 1 we Wrocławiu, który chciał, by duchowny został uznany za osobę stwarzającą zagrożenie dla innych. Stan psychiczny skazanego opiniowali biegli psychiatrzy, psycholog i seksuolog. Zdaniem ekspertów zachodzi wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przez niego czynu zabronionego z użyciem przemocy seksualnej.
W Głogowie w lokalnej Biedronce rozegrały się dramatyczne sceny. W pewnym momencie 4-letnie dziecko zaczęło dławić się lizakiem. Chłopiec stał się siny i przestał oddychać. Z pomocą ruszyli mu policjanci, którzy akurat byli w sklepie. Dziecko udało się uratować i zostało przetransportowane do szpitala. Było o krok od tragedii.Mama, która tego dnia robiła zakupy w Biedronce w Głogowie, może mówić o dużym szczęściu. Gdy kobieta stała przy kasie, jej 4-letni syn zaczął dławić się lizakiem. Sytuacja była dramatyczna, ponieważ plastikowy patyczek utknął w gardle dziecka. Chłopiec przestał oddychać.Na terenie Biedronki przebywali policjanci, którzy zostali wezwani z innego powodu. Gdy usłyszeli krzyki matki i innych klientów, przystąpili do pomocy. Na szczęście udało się uratować 4-latka, który został później przetransportowany do szpitala przez ratowników medycznych.Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
W 2022 roku maksymalna kara za brak OC może wynieść nawet 6 tysięcy. Właściciele samochodów już teraz płacą wysokie mandaty. Wysokość grzywny ma jeszcze wzrosnąć. Po podniesieniu wysokości płacy minimalnej najprawdopodobniej wzrosną również kary. Warto pamiętać, że kontrola drogowa nie jest konieczna, by wykryć nieprawidłowości.Obecnie właściciele samochodów za brak ważnej polisy OC mogą zapłacić nawet 5600 złotych. Eksperci wskazują, że maksymalna wartość kary w 2022 roku wzrośnie po podniesieniu wysokości płacy minimalnej do 3000 złotych brutto i wyniesie aż 6000 złotych. Warto pamiętać, że Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny może szybko zweryfikować ważność polisy.Osoby ukarane za brak OC mają szansę złożyć wniosek o umorzenie kary lub jej obniżenie. Wzory takich pism można znaleźć na oficjalnej stronie UFG. Według Damiana Ziąbra powoływanie się na stan epidemii czy też brak znajomości przepisów jednak mogą okazać się niewystarczającym usprawiedliwieniem. Warto pamiętać, że aktualne OC muszą mieć nawet te samochody, które nie wyjeżdżają na ulicę.Pozostała część artykułu pod materiałem wideo