Zacznijmy od tego, że nie ma prawidłowej odpowiedzi. Samo to może być zaskakujące. Wielu kierowców zakłada, że im wyższa liczba oktanów, tym lepsze paliwo. Wbrew pozorom nie jest to wcale takie oczywiste i zależy od wielu czynników.Tak właściwie to każdego z nas interesuje to, które paliwo jest lepsze DLA NASZEGO AUTA. Paliwo o wyższej liczbie oktanowej lepiej znosi sprężanie w komorze spalania. Oznacza to, że jego zapłon zachodzi później niż benzyny 95. Tankowanie paliwa 98 pozwala też uniknąć spalania stukowego, które może być niebezpiecznie dla silnika.Większość producentów jednak projektuje swoje auta z myślą o paliwie 95 - wiedzą oni bowiem, że głównie na takim poruszać się będą ich produkty. Oczywiście, jeśli wlejemy do naszego Golfa benzynę 98, będzie on pracował. Niekoniecznie jednak wpłynie to na poprawienie osiągów. Silniki wykrywają jakie paliwo „jest wlane” i dostosowują się do niego. W idealnym świecie silnik byłby w stanie wycisnąć 100% z paliwa. W praktyce czujniki bardziej „zgadują” czym aktualnie silnik jest zasilany. Pamiętajmy, że dolewając do baku 98, gdy wcześniej mieliśmy wlaną 95, tworzy mieszankę o „wypadkowej” liczbie oktanów. Jeśli więc chcielibyśmy zaobserwować różnicę, jeżdżąc na droższym paliwie, musielibyśmy robić to przez dłuższy czas. Nie ma co oczekiwać, że wyjeżdżając ze stacji, nagle zauważymy przyrost mocy. To, jakie paliwo jest lepsze, zależy od naszego silnika. Prawdą jednak jest, że w silnikach o większej mocy producenci często sugerują stosowanie paliwa o większej liczbie oktanowej. Wynikać to może również tego, że producent, projektując samochód sportowy, zakłada, że klient nie będzie liczył każdego grosza na stacji benzynowej. W takiej sytuacji priorytetem jest zatem moc silnika. W przypadku samochodu do codziennej eksploatacji ważniejsza jest ekonomia - mają więc one palić jak najmniej jak najtańszego paliwa.Nie zawsze więc jest sens „dopłacać” na stacji do droższego paliwa. Jeśli jednak producent sugeruje tankowanie 98, nie powinniśmy oszczędzać. Przy tankowaniu powinniśmy sugerować się więc wytycznymi producenta.Artykuły polecane przez redakcję Moto Goniec.pl:Lepiej wydrukuj dokument i schowaj do schowka. Coraz więcej unika wzywania policji na miejsce kolizjiZaparowane szyby są dla ciebie utrapieniem. Problem można rozwiązać za pomocą kilku trikówSkarbówka dowie się, ile kosztuje twój samochód i sięgnie po pieniądzeJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: carscoops.com
Na świecie, jak grzyby po deszczu, wyrastają kolejne firmy zajmujące się czasowym wynajmem środków transportu. W naszym kraju funkcjonuje już kilka aplikacji pozwalających na wypożyczenie auta lub skutera. Jakie są plusy a jakie minusy takiego rozwiązania. Czy warto korzystać z usług firm carsharingowych?Przede wszystkim zaletą takiego rozwiązania jest jego wygoda i prostota. Wystarczy aplikacja i zweryfikowane konto (wszak nadal musimy mieć uprawnienia do prowadzenia pojazdu - firma wynajmująca auto będzie chciała od nas, np. skan prawa jazdy), by wsiąść do dowolnego auta firmy i odjechać. Aplikacja wskazuje nam, gdzie znajdziemy najbliższe auto. Przeglądy, serwisy i ubezpieczenie auta wynajmowanego kompletnie nas nie dotyczą. Sama podróż wyjdzie nas prawdopodobnie taniej niż taksówka. Oczywiście, jeśli chcemy wrócić do domu z pubu, wciąż jednak polecalibyśmy skorzystanie z taxi. Warto jednak pamiętać, że takie rozwiązanie ma też pewne wady. Po pierwsze prowadzić auto może jedynie użytkownik aplikacji. Jeśli z pubu odwiezie nas trzeźwy kolega, ale to my wynajmiemy auto, to możemy narazić się na kary od operatora. W zależności od „właściciela” pojazdy może to być od 500 do nawet 5000 zł.Oczywiście nie w każdej sytuacji zostaniemy „przyłapani” - przy takich kwotach jednak nie warto ryzykować. Kolejną wadą jest fakt, że samochodem poruszać się można tylko w rejonie działań firmy. Zdarzy się więc, że wypożyczonym autem nie będziemy mogli wyjechać za miasto. Opłata za wynajem składa się zazwyczaj z dwóch elementów - czasówki oraz kilometrówki. Płacimy za każdą minutę jazdy oraz każdy kilometr. W korkach więc kwota stale rośnie, choć nie pokonaliśmy dużego dystansu. Jeśli korzystamy z usług jednej firmy, możemy też zaobserwować pewne ciekawe zjawisko 0 migrację aut w obrębie miasta. Za dnia większość aut znajdziemy w dzielnicach o dużym zagęszczeniu biur, np. na warszawskim „Mordorze". Popołudniami zaś wszystkie samochody przemieszczają się do dzielnic „sypialnych” jak. Wilanów itp. Warto więc rozważyć posiadanie kilku aplikacji - zmniejszy to ryzyko długich spacerów do auta.Osobiście uważamy, że rozwiązanie jest genialne i naprawdę bardzo wygodne. Dla osób, które potrzebują auta „od święta” wręcz idealne.Artykuły polecane przez redakcję Moto Goniec.pl:Lepiej wydrukuj dokument i schowaj do schowka. Coraz więcej unika wzywania policji na miejsce kolizjiZaparowane szyby są dla ciebie utrapieniem. Problem można rozwiązać za pomocą kilku trikówSkarbówka dowie się, ile kosztuje twój samochód i sięgnie po pieniądzeJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: goniec.pl
Japoński koncern Nissan Motor Company postanowił zaangażować się w pomoc ofiarom wojny w Ukrainie. Producent utworzy fundusz o wartości 2,5 mln euro, z którego środki mają być przeznaczone na pomoc humanitarną dla mieszkańców Ukrainy. Ponadto wstrzymano eksport do Rosji i zdecydowano o wstrzymaniu produkcji w rosyjskiej fabryce w Sankt-Petersburgu.Środki zebrane w ramach funduszu pomocowego zostaną przekazane Czerwonemu Krzyżowi i innym organizacjom non-profit na bieżące akcje ratunkowe i zakup niezbędnych artykułów dla rodzin i dzieciom. Japoński koncern ogłosił również, że jest gotowy przekazać również samochody.Producent przeznaczy również dodatkowe 1,5 mln euro na stałe wsparcie finansowe dla pracowników Nissana i ich rodzin dotkniętych kryzysem. Pieniądze mają być wydatkowane w zależności do potrzeb, m.in. pokrycia kosztów relokacji, kosztów utrzymania rodzin przesiedlonych oraz wydatków na leczenie i specjalną pomoc dla dzieci.Pracownicy i partnerzy Nissana, którzy chcieliby pomóc bezpośrednio, będą mogli wpłacać składki na specjalny fundusz Nissan Cares w formie darowizn pieniężnych lub towarów, takich jak żywność i odzież.Dyrektor generalny Nissana Makoto Uchida ogłaszając decyzję, powiedział: „Wszyscy byliśmy poruszeni cierpieniem tak wielu osób i rodzin – w tym członków naszej własnej rodziny Nissana. Stworzyliśmy fundusz Nissan Cares, aby wspierać naszych pracowników i wspierać międzynarodowe wysiłki osób pracujących przez całą dobę, na rzecz zmniejszenie tej niezmierzonej ludzkiej tragedii".Artykuły polecane przez redakcję Moto Goniec.pl:Lepiej wydrukuj dokument i schowaj do schowka. Coraz więcej unika wzywania policji na miejsce kolizjiZaparowane szyby są dla ciebie utrapieniem. Problem można rozwiązać za pomocą kilku trikówSkarbówka dowie się, ile kosztuje twój samochód i sięgnie po pieniądzeJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: wyborcza.pl
Do odpalenia pojazdu wystarczy znać procedurę i przełączyć odpowiednie przełączniki. Co ciekawe — większość pojazdów wojskowych pozbawionych jest kluczy. Jak wspominaliśmy na początku - w przypadku nagłej sytuacji żołnierze muszą być w stanie szybko uruchomić pojazdy i być gotowi do przemieszczenia się/walki. Poszukiwanie zagubionych kluczy jest czymś, co drastycznie pogorszyłoby sytuację w przypadku, np. ataku wroga.W związku z tym, by uruchomić czołg, nie potrzebujemy kluczy. Musimy za to wykonać skomplikowaną procedurę polegającą, np. na włączeniu zasilania cewki zapłonowej, włączeniu rozrusznika i uruchomieniu startera silnika. Teoretycznie więc po dostaniu się do czołgu każdy powinien być w stanie go uruchomić i nim odjechać. Dlatego, jeśli jakiś pojazd opuszcza bazę, zawsze w środku pozostaje przynajmniej jeden członek załogi.Czołg - maszyna stworzona z myślą o wykorzystaniu jej w działaniach wojennych. Wojna ma to do tego, że często przewidzieć co przyniesie następnego dnia. Pojazdy muszą być zatem gotowe do „akcji” w każdej chwili. Jak użyteczny byłby czołg, gdyby ktoś zgubił do niego klucze? NiezbytCzy zatem czołg posiada kluczyki? Tak, ale są one uniwersalne i pozwalają otworzyć właz do czołgu. Dzięki temu, że są identyczne, można nimi otworzyć każdy pojazd, jednocześnie uniemożliwiając wejście osobom postronnym.A pozostawiony sam sobie mógłby zostać przejęty przez „wroga". Osłabianie swojej siły ognia i potencjalne przekazanie broni przeciwnikowi to chyba ostatnia rzecz, którą chcielibyśmy zrobić w trakcie prowadzenia działań wojennych.Tak więc czołgi mają klucze, ale tylko po to, by się do nich dostać. Do odpalenia pojazdu nie są one niezbędne - czy jest to zaskakujące? W pierwszej kolejności tak... ale po głębszym zastanowieniu ma to sens.
Brak paliwa w baku nie wydaje się wielkim problemem. W końcu zawsze gdzieś po drodze znajdziemy stację paliw. No i od zapalenia rezerwy do utraty całego zapasu upłynie jeszcze sporo kilometrów. No właśnie: jak wiele można przejechać po zapaleniu się sygnału rezerwy?
Do zaskakującego odkrycia doszło na warszawskich dworcach - Centralnym i Zachodnim. Dziennikarze Wyborczej ustalili, że w dobie wojny nieuczciwi taksówkarze kosztem ukraińskich rodzin próbują zarobić jeszcze więcej.Nie od dziś wiadomo, że w każdym zawodzie zawsze znajdzie się jakaś „czarna owca". W przypadku taksówkarzy są to kierowcy, którzy nadkładają drogi lub podwyższają ceny, gdy trafi im się, np. obcokrajowiec. Dziennikarze Wyborczej ustalili, że najnowszym celem tych nieuczciwych kierowców są ukraińscy uchodźcy. Wyłapują cudzoziemców z bagażami na Dworcu Centralnym i Zachodnim.- Do Warszawy przyjeżdżają ludzie z Ukrainy w szoku, z traumą, często bez pieniędzy, a ci kierowcy to wykorzystują. [...] Byli od zawsze, ale odkąd trwa wojna, zintensyfikowali działania na dworcach, ciągle dokupują nowe samochody - mówi w rozmowie z portalem jeden z taksówkarzy.Jak ustalili dziennikarze, na Dworcu Zachodnim stoją trzy takie samochody. Na Centralnym pięć. Na pojazdach nie ma żadnego herbu ani zwyczajowego koguta na dachu. Auta mają tylko przypominać zarejestrowaną taksówkę, ale próżno szukać na nich informacji o korporacji lub cennika. Dopiero z bliska uważne oko może dostrzec, np. świstek papieru za prawą szybą pasażera. Nieuczciwi kierowcy za przysłowiowe „trzaśnięcie drzwiami” (czyli rozpoczęcie kursu) liczą 80 zł. Za kilometr w pierwszej taryfie trzeba zapłacić 30 zł, w drugiej 60 zł za km, a za wyjazd z miasta kolejne 60 zł - tym sposobem kurs z dworca na lotnisko kosztować może nawet 800 zł.Samochody stoją zaparkowane pod dworcem, a kierowca zwykle stoi pod drzwiami dworca lub w hali i wyłapuje zmęczone rodziny cudzoziemców z bagażami. Proponuje przejazd, a wiele osób się na to godzi. Nieuczciwi kierowcy chcą ich za wszelką cenę przechwycić, żeby nie trafili do uczciwej firmy.Co najbardziej zaskakujące, działalność tych firm jest legalna. To tzw. „przewóz okazjonalny”, a cenę takiego przewozu ustala usługodawca. Dochodzi do zawarcia ustnej umowy cywilnoprawnej, a korzystający z usługi musi ją opłacić. Inaczej jest w przypadku legalnie zarejestrowanych taksówek, w których ceny ustala Rada Warszawy. Tam obowiązują ceny maksymalne.Tutaj cennik jednego z warszawskich pseudotaksówkarzy (fot. @Piotr_Halicki) Z przodu, za szybą, żeby czasami matka z dziećmi uciekająca przed wojną tego nie zauważyła. A policja nic z tym nie zrobi, bo wszystko odbywa się w majestacie prawa. pic.twitter.com/m8TZQAH0P5— Mateusz Baczyński (@matbaczynski) March 7, 2022 Z oczywistych względów oszuści i uczciwi taksówkarze za sobą nie przepadają. Ci pierwsi często są agresywni w stosunku do taksówkarzy, a nawet osób, które w ramach pomocy dla uchodźców proponują przewóz za darmo.- W czwartek byłem świadkiem, jak jeden taki naciągacz już pakował ukraińską rodzinę do taksówki. Pytali go, ile to będzie kosztowało, mówili, że nie mają tylu pieniędzy. Poszedł inny Ukrainiec i powiedział, że podwiezie ich, gdzie chcą, za darmo. Wtedy ten naciągacz rzucił się na niego z obelgami, kazał mu wypier**lać - opowiada jeden z taksówkarzy w rozmowie z Wyborczą.Cała sytuacja jest tym bardziej oburzająca, że ci nieuczciwi kierowcy próbują żerować na krzywdzie innych, doskonale wiedząc, że wiele innych firm oferuje im przejazdy za darmo. Przykładowo FREE NOW, za pośrednictwem organizacji pomocowych, oferuje darmowe przejazdy dla uchodźców przybywających do Warszawy do rodzin goszczących lub ośrodków. Uber także oferuje darmowe przejazdy dla warszawiaków, którzy chcą pomagać uchodźcom. Osoby, które chcą skorzystać z UBER-a, dowożąc dary, mogą skorzystać z kodu PCKWARSZAWA, który gwarantuje przejazd za darmo.Artykuły polecane przez redakcję Moto Goniec.pl:Lepiej wydrukuj dokument i schowaj do schowka. Coraz więcej unika wzywania policji na miejsce kolizjiZaparowane szyby są dla ciebie utrapieniem. Problem można rozwiązać za pomocą kilku trikówSkarbówka dowie się, ile kosztuje twój samochód i sięgnie po pieniądzeJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: wyborcza.pl
Jeżeli można wierzyć nagraniu, które pojawiło się w sieci, to do niebywałych scen doszło na terenie jeden z ukraińskich wsi. Pewien rolnik wykazał się niezwykłą pomysłowością oraz polotem. Zdecydował się na zuchwałą kradzież sprzętu wojskowego. Rosyjska armia została upokorzona na całej linii.Wielu Ukraińców chwyciło za broń, byle tylko bronić swojej ojczyzny. Jak się okazuje, działania dywersyjne nie są prowadzone tylko i wyłączenie na terenie wielkich miast, ale również na wsiach. Idealnie pokazuje to poniższe nagranie. Pewien rolnik zdecydował się na niezwykle ryzykowny ruch. Za pomocą swojego traktora ukradł Rosjanom czołg. Wystarczyła chwila nieuwagi, odpowiednie działanie pomysłowego Ukraińca i drogi sprzęt wojskowy został przechwycony w nietypowy sposób.
Eskalacja konfliktu pomiędzy Ukrainą a Rosją przybrała najgorszy z możliwych wymiarów. Władimir Putin zdecydował się na atak, wywołując tym samym konflikt zbrojny. Aktualnie wiele państw z niepokojem spogląda na to, co dzieje się we wschodniej części Europy, nakładają liczne sankcje mającą na celu odstraszenie Rosjan. Jak się okazuje, atak na Ukrainę doprowadził wzrostu ceny gazu na giełdzie aż o 25 procent. Nie od dziś wiadomo, że nasz kontynent stał się nadmiernie uzależniony od rosyjskiego gazu. Wydatnie widać to w tej chwili, gdy ceny tego surowca podskoczyły aż o 25 procent. Wszystko w związku z bezczelnym atakiem na Ukrainę przeprowadzonym przez Rosję. Europejscy eksperci alarmują. Sytuacja na giełdach jest krytyczna. Europa od lat jest uzależniona od Rosji, jeśli chodzi o dostawy gazu. Aż 40% dostaw tego surowca pochodzi największego państwa świata. Taki stan rzeczy utrzymuj się pomimo dynamicznej ekspansji energii odnawialnych.EUROPEAN GAS CLIMBED 25% WHILE RUSSIA ATTACKS UKRAINE.— Breaking News | FinancialJuice (@Financialjuice1) February 24, 2022 Co niezwykle interesujące, w ciągu ostatnich dwóch dekad, zależność ta znacznie wzrasta, ponieważ spora liczba europejskich państw decyduje się na rezygnację z wysokokalorycznego węgla. Na działania Rosji szczególnie narażone są Niemcy, które zamknęły prawie wszystkie swoje elektrownie jądrowe i dążą do całkowitego odejścia od węgla do 2030 roku.Czy Rosja ograniczy dostawy gazu do Europy, jeśli UE i Wielka Brytania nałożą sankcje? Eksperci wskazują, że ewentualne zatrzymanie dostaw gazu do Europy może mieć fatalne konsekwencje na europejską energetykę. Według wielu osób Rosja musi rozważyć konsekwencje wstrzymania istniejących dostaw ropy i gazu do Europy.Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:Liderzy DRL i ŁRL wezwali rosyjskie wojska. Chcą "odeprzeć agresję" ukraińskiej armiiParlament Ukrainy przegłosował wprowadzenie stanu wyjątkowego w krajuDramatyczne okoliczności śmierci kobiety znalezionej w lesie w Romanowie. Zginęła w wyniku gwałtownego uduszeniaJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: Twitter.pl
Ucierpi branża transportowa. Przedsiębiorcy nie mogą spać spokojnie. Nie jest żadną tajemnicą, że Rosja jest niezwykle atrakcyjnym miejscem, jeśli chodzi i inwestycję. Wiele znanych marek jest obecnych na tamtejszym rynku, prowadząc nie tylko sprzedaż, ale również lokując produkcje samochodów. Idealnie świadczy o tym sytuacja, którą widać na wczorajszej sesji giełdowej. Co niepokojące ceny ropy brent w pewnym momencie znalazły się na poziomie 96,31 dolarów za baryłkę. Na szczęście taki stan rzeczy nie trwał zbyt długo, ponieważ pod koniec dnia cena zmalała do 93,56 dolarów. Eskalacja konfliktu pomiędzy Ukrainą a Rosją przybiera coraz bardziej niepokojący wymiar. Wiele państw z niepokojem spogląda na to, co dzieje się we wschodniej części Europy, na wszelkie sposoby chcąc uniknąć najgorszego z możliwych scenariuszy. USA oraz jej europejscy partnerzy zdecydowali się na liczne sankcje gospodarcze. Mogą one w skuteczny, a zarazem dramatyczny sposób uderzyć w rynek motoryzacyjny. Niemniej jednak zwykli obywatele, a w szczególności kierowcy powinni przygotować się na niezwykle ciężką sytuację. Wielu zmotoryzowanych z wyraźnym rozczarowaniem, wręcz przerażeniem spogląda na ceny paliw. Wraz z rozwojem sytuacji, a także zaognieniem konfliktu na terenie Ukrainy będą one rosnąć w zatrważającym tempie. Jak można się spodziewać, różnego rodzaju ograniczenia nałożone na Rosję, mogą w poważny sposób odbić się na transport międzynarodowy. Liderzy DRL i ŁRL wezwali rosyjskie wojska. Chcą "odeprzeć agresję" ukraińskiej armiiParlament Ukrainy przegłosował wprowadzenie stanu wyjątkowego w krajuDramatyczne okoliczności śmierci kobiety znalezionej w lesie w Romanowie. Zginęła w wyniku gwałtownego uduszeniaŹródło: Autokult.plArtykuły polecane przez redakcję Goniec.pl: Zamknięcie wymiany handlowej z Rosją może oznaczać ogromne straty finansowe, a co tym idzie masową ilość zwolnień. Potencjalne sankcje odczują również m.in. Volkswagen, BMW, Mercedes oraz grupa Stellantis. Jeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected] Aktualnie nie wiadomo, jaką formę miałby przyjąć nałożone sankcję, aczkolwiek wiele wskazuje na to, że w skuteczny sposób odbiją się nie tylko na rosyjskiej gospodarce. Eksperci alarmują. Przekroczenie 100 dolarów za baryłkę jest realnym scenariuszem. Oczywiście niestabilna sytuacja na giełdzie w wydatny sposób odbije się na hurtowych cenach paliw. Wiele wskazuje na to, że zwykły kierowcy w przeciągu najbliższych miesięcy odczuje gwałtowny wzrost cen przy dystrybutorze. - Załamanie wymiany handlowej z Rosją i Ukrainą o 50 proc. kosztowałoby Polskę około 1 proc. PKB, czyli nominalnie około 25 mld zł. Nawet całkowite zatrzymanie eksportu polskich towarów z Polski na rynek ukraiński, obniżyłoby tempo wzrostu naszego PKB w Polsce o maksymalnie 1 pkt proc. w pierwszym roku od wybuchu konfliktu - przewidują analitycy Banku Pekao. Dobrym przykładem może być francuskie Renault, które ma pokaźne udziały w AvtoVAZ, a także kilka fabryk na Wschodzie. Dodatkowo Rosja stanowi drugi co do wielkości rynek zbytu tej marki. Możliwy scenariusz przewiduje, że zarówno olej napędowy, benzyna oraz LPG mogą kosztować tyle samo, co przed wprowadzeniem rządowej tarczy antyinflacyjnej. Producenci samochodów również odczują wprowadzone sankcje.
Sytuacja za naszą wschodnią granicą od kilku dni staje się coraz bardziej napięta. Oczy całego świata zwrócone są w kierunku Ukrainy. Władimir Putin wysłał na jej terytorium swoje wojska - pewne jest, że wojna na Ukrainie wpłynie również na życie obywateli w całej Europie.Z perspektywy kierowców najbardziej dotkliwą konsekwencją obecnej sytuacji będą podwyżki cen paliw. Niepokojąca sytuacja już teraz sprawiła, że ceny na stacjach delikatnie wzrosły - jeśli spełni się najgorszy scenariusz, to w ciągu najbliższych miesięcy ceny paliw mogą pobić wszelkie rekordy.Choć na początku lutego rząd obniżył podatek VAT na paliwa, to uzyskane w ten sposób obniżki cen z dnia na dzień robią się coraz mniejsze. Kierowcy muszą się jednak przygotować na znacznie gorszy rozwój wydarzeń.Konflikt na Ukrainie i niepewna sytuacja międzynarodowa sprawia, że ceny ropy w hurcie nadal rosną - to z kolei wpływa na ostateczną cenę na stacjach paliw. Konflikt na Ukrainie już teraz wpłynął na hurtową cenę baryłki ropy, a to z kolei za kilka dni znajdzie swoje odzwierciedlenie na stajach paliw.Zdaniem ekspertów może być jednak znacznie gorzej. Wkrótce, pomimo obniżonego podatku, ceny znów mogą podskoczyć do poziomu 6 zł za litr. Długoterminowe prognozy i analizy nie napawają optymizmem - pewne jest, że wiosną 2022, paliwo będzie znacznie droższe niż przed rokiem.Rafał Zywert, analityk z BM Reflex, uspokaja: na razie napięcie polityczne i militarne u granic naszego wschodniego sąsiada nie wywołało paniki na rynku, podwyżki są więc relatywnie umiarkowane.Sytuacja na Ukrainie w tej chwili nie ma jeszcze drastycznego przełożenia na ceny ropy naftowej. Ropa Brent podrożała chwilowo do 99,5 dolara za baryłkę – jeśli taka cena się utrzyma, to paliwo na stacjach podrożeje o około 10-15 groszy na litrze na przełomie lutego i marca 2022 roku.Katastrofą byłoby wprowadzenie sankcji na rosyjskie surowce energetyczne. W razie takiej ewentualności tankujący musieliby liczyć się z powrotem do rekordowo wysokich cen z końca 2021 roku.- Znacznie wyższych podwyżek można się spodziewać w razie wybuchu pełnowymiarowego konfliktu i ewentualnego nałożenia sankcji na rosyjską ropę i gaz. W takim czarnym scenariuszu można się spodziewać, że ceny hurtowe podskoczą do 120 dolarów za baryłkę, co oznaczać będzie wzrost cen na polskich stacjach o około 70 groszy na litrze. Paliwo znowu przekroczyłoby wtedy granicę 6 zł - wyjaśnił analityk.Artykuły polecane przez redakcję Moto Goniec.pl:Lepiej wydrukuj dokument i schowaj do schowka. Coraz więcej unika wzywania policji na miejsce kolizjiZaparowane szyby są dla ciebie utrapieniem. Problem można rozwiązać za pomocą kilku trikówSkarbówka dowie się, ile kosztuje twój samochód i sięgnie po pieniądzeJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: se.pl
Jak wszyscy już doskonale wiedza, od 1 stycznia 2022 roku obowiązuje nowy taryfikator. To jednak nie koniec zmian, które rządzący przygotowują dla kierowców. Trwają prace nad taryfikatorem punktów karnych.Taryfikator jest dokumentem pomocniczym do kodeksu wykroczeń, na podstawie którego policjanci karzą kierowców - to w nim zawarte są bowiem kwoty mandatów i inne konsekwencje za popełnione przez kierowców wykroczenia. Dzięki taryfikatorowi nie trzeba kierować do sądu wniosku o ukaranie, a wyrok w postaci mandatu staje się prawomocny z chwilą przyjęcia go przez kierowcę.Oczywiście można odmówić przyjęcia mandatu, wtedy policjant nie może zrobić nic więcej poza wypisaniem wniosku do sądu. Wówczas taryfikator mandatów przestaje obowiązywać i to sąd ustala karę wedle uznania - oczywiście wciąż zgodnie z kodeksem wykroczeń.
Jeden z mieszkańców Warszawy chce likwidacji parkingu pod Zarządem Dróg Miejskich na Woli i sprzedaży samochodów służbowych należących do instytucji. Wszystko dlatego, że zarząd od lat promuje „bycie eko". W związku tym powstał pomysł, aby urzędnicy, zgodnie z własnymi zaleceniami, przesiedli się na rowery. Taki pomysł pojawił się w ramach warszawskiego budżetu obywatelskiego na 2023 rok.Od lat mieszkańcy stolicy mierzyć się muszą z likwidacją miejsc parkingowych i zwężaniem ulic, które mają zmusić kierowców do przesiadki do transportu publicznego lub na rowery.Jeden z mieszkańców Warszawy uznał, że Zarząd Dróg Miejskich, który od lat utrudnia życie kierowców, powinien dać dobry przykład i zlikwidować miejsca parkingowe pod instytucją. W ramach pomysłu na rok 2023 jego autor - pan Ernest Kobyliński - proponuje likwidację parkingu Zarządu Dróg Miejskich przy ulicy Chmielnej 120 na warszawskiej Woli.Skrócony opis projektu zakłada:likwidację parkingu służbowego ZDM,posianie w jej miejsce łąki kwietnej,sprzedaż aut służbowych ZDM,instalację stojaków rowerowych,zakup rowerów dla pracowników ZDM.„ZDM od dłuższego czasu na siłę stara się zmusić mieszkańców do tego, by przesiedli się na rowery. Choć sama idea jazdy na rowerze i zamiany aut na jednoślady jest dobra, to w praktyce sposób realizacji obecnej polityki miasta jest prowadzony w sposób skandaliczny” - czytamy w uzasadnieniu.Autor w mocnych słowach popiera swój projekt - „Oderwani od rzeczywistości fanatycy, tworzą często dublujące się i niebezpieczne ścieżki rowerowe. W amoku zwężając kolejne ulice i tworząc coraz większe korki, przyczyniając się do zanieczyszczenia powietrza".„Warto więc, aby dali przykład i przez cały rok jeździli wszędzie rowerami, w szczególności do pracy i w trakcie pracy. Zamiana samochodów służbowych na rowery oraz likwidacja parkingu wpłynie pozytywnie na poziom postrzegania rzeczywistości, może nawet doprowadzić do bardziej rzetelnego i przemyślanego planowania dróg rowerowych, czy wytyczania SPPN” - dodaje.O ile realizacja projektu jest możliwa (projekt wyceniony został na zaledwie 50 tys. zł jego ewentualna realizacja nie powinna więc stanowić dla Warszawy większego problemu), o tyle jest duże prawdopodobieństwo, że zostanie on odrzucony „ze względów formalnych”. Taki los spotkał podobny projekt (likwidacji parkingu pod urzędem miasta i stworzenie w jego miejscu „łąki kwietnej”) w Krakowie. Ku niezadowoleniu ogromnej liczby mieszkańców nie został on poddany pod publiczne głosowanie, gdyż odrzucono go właśnie „ze względów formalnych”. Czy taki los spotka warszawską inicjatywę? Niestety, najprawdopodobniej tak. Artykuły polecane przez redakcję Moto Goniec.pl:Lepiej wydrukuj dokument i schowaj do schowka. Coraz więcej unika wzywania policji na miejsce kolizjiZaparowane szyby są dla ciebie utrapieniem. Problem można rozwiązać za pomocą kilku trikówSkarbówka dowie się, ile kosztuje twój samochód i sięgnie po pieniądzeJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: interia.pl
Spore grono zmotoryzowanych zapomina o jednej, aczkolwiek niezwykle ważnej czynności. Chodzi o prawidłowym kontrolowaniu poziomu oleju. Nie od dziś wiadomo, że jego znaczenie dla układu smarowania jest po prostu bezcenne. Trzeba dbać o odpowiednią ilość oleju w samochodzie, bo w przeciwnym razie może dojść do zatarcia silnika. Warto także mieć świadomość, jak sprawdzać jego stan, bo wbrew pozorom wielu kierowców tego nie robi, narażając się na poważne kłopoty. Olej silnikowy odpowiada za redukcję tarcia pomiędzy współdziałającymi elementami silnika, przez co ułatwia ich pracę, przeciwdziała szybkiemu zużyciu. Dodatkowo ma także za zadanie brać czynny udział w procesie chłodzenia poszczególnych elementów. Wszystko dlatego, że olej nie rozgrzewa się tak bardzo, jak większość elementów układu napędowego, a więc mimowolnie wpływa na obniżenie ich temperatury. Olej silnikowy ma kilka zasadniczych funkcji i bez cienia wątpliwości jest jednym z najbardziej popularnych płynów eksploatacyjnych w samochodzie. Jest po prostu niezbędny do tego, by pojazd mechaniczny działał poprawnie, a więc wiedza o tym, jak sprawdzić poziom oleju w silniku, jest bardzo ważna. Warto również wiedzieć, jakie funkcje spełnia.
20 listopada 2021 roku Donald Tusk został zatrzymany przez policjantów, gdy w miejscowości Wiśniewo niedaleko Mławy (woj. mazowieckie) przekroczył dozwoloną prędkość. Polityk jechał 107 km/h w miejscu, w którym obowiązywało ograniczenie do 50 km/h (obszar zabudowany).Donald Tusk, zgodnie z obowiązującymi przepisami, stracił prawo jazdy na trzy miesiące. Okres kary minął i polityk, tak jak każdy inny obywatel, może je odebrać z powrotem. Nie każdy jednak wie, jak wygląda procedura odzyskania uprawnień.Odebranego prawa jazdy nie odzyskuje się automatycznie. Aby móc ponownie wsiąść za kółko należy złożyć wniosek i uiścić opłatę ewidencyjną. Nie trzeba robić tego osobiście -można również poprosić kogoś o załatwienie sprawy. W takiej sytuacji konieczne będzie uiszczenie dodatkowej opłaty skarbowej za złożenie dokumentu stwierdzającego udzielenie pełnomocnictwa. Można też sprawę załatwić za pośrednictwem poczty.Aby odzyskać prawo jazdy, trzeba wypełnić wniosek i dostarczyć go do urzędu. Gdy przejdziemy przez wszystkie procedury, będziemy mogli odzyskać uprawnienia. Prawo jazdy można odebrać osobiście, poprzez pełnomocnika albo zamówić przesłanie za pośrednictwem poczty. W niektórych przypadkach jednak konieczne będzie dostarczenie do urzędu zaświadczenia od lekarza, który potwierdzi naszą gotowość do prowadzenia pojazdów. Jeśli nasz dokument jest ważny, dostaniemy ten sam dokument, który nam zabrano. Jeśli stracił ważność, konieczne będzie wyrobienie nowego.
W ostatnim czasie ogromne zainteresowanie wzbudziła zagadka, którą opublikowaliśmy na naszej stronie. Zadaniem internautów było ustalenie, czy pierwszeństwo na skrzyżowaniu w przedstawionej na obrazku sytuacji miał autobus, czy auto osobowe.Jak szybko się okazało, większość czytelników nie miało problemu z prawidłową odpowiedzią... choć zdarzały się też pomyłki. Postanowiliśmy kontynuować wyzwanie i przygotować kolejną zagadkę.Na obrazku powyżej widzimy sytuację zilustrowaną przez https://www.kvizmajster.sk/krizovatky/. Na skrzyżowaniu wiodącej po łuku drogi z pierwszeństwem z drogą podporządkowaną spotkały się trzy pojazdy.Jeden z nich zamierza skręcić w lewo, pozostając na głównej, drugi z głównej skręca w lewo w podporządkowaną, a trzeci wyjeżdża z podporządkowanej na główną. Pytanie brzmi, w jakiej kolejności pojazdy przejadą przez skrzyżowanie?
Czy „polski Fiat" 126p faktycznie był z Polski? Ile w poczciwym maluchu znajdowało się rodzimej myśli technicznej, a ile w nim Włocha? Odpowiedzi na te pytania mogą zaskoczyć osoby, które o polskiej motoryzacji wiedzą tyle, że „była"?Zacznijmy od rzeczy oczywistych - „maluchem” zwykło się nazywać Fiata 126p. Przydomek przyjął się na tyle, że od 1997 roku była to już oficjalna nazwa modelu. Nasz poczciwy maluch narodził się jako następca Fiata 500 i został zaprezentowany w 1972 roku w Turynie. Nie był to projektem stworzonym z myślą o polskim rynku. Nie był też owocem polskiej myśli inżynieryjnej.Prawda jest taka, że w pierwszych egzemplarzach 126p polskości nie więcej niż domowym spaghetti. Oczywiście maluch był składany w polskich fabrykach, ale identyczne modele opuszczały też zakłady, m.in. w Austrii (produkowała je firma Steyr, która pod maską umieszczała silniki typu bokser. Dzięki temu austriacki maluch bił naszego na głowę pod względem dynamiki).„Maluchy” były produkowane też w innych krajach, m.in. we Włoszech, czy Austrii. Gdyby „polskość” pojazdu oceniać pod kątem miejsca produkcji, to na naszych ulicach możemy spotkać mnóstwo „Polskich Fiatów 500” i „Polskich Opli Astra". Maluch jest autem, które opanowało nasz kraj i długo było najpopularniejszym modelem. Niestety, ale nie był on jednak polskim produktem.Prawda jest taka, że Polacy niewiele mieli wkładu w jego konstrukcję. Sytuacja zmieniła się dopiero w 1987 roku, gdy wprowadzono na rynek unowocześniony model - 126p BIS. Wtedy w maluszka tchnięta została solidna dawka polskiej myśli technicznej. Wprowadzono wiele zmian i rozwiązań, których autorami byli właśnie nasi inżynierowie.BIS był wyjątkowym wariantem „malucha". Wyprodukowano zaledwie 190 tysięcy maluchów chłodzonych cieczą i aż 3 318 674 standardowych Fiatów 126p. Zaledwie 1 na 17 aut jest BIS-em.Z najważniejszych zmian, wymienić można tylną klapę, która w BIS-ie otwiera się wraz z szybą i skrywa... bagażnik. Dopiero pod nim znajdziemy silnik, który ułożony był na płasko pod podłogą. Nowy motor oferował 25 KM, które przegrzewały się pomimo wprowadzenia chłodzenia cieczą.Fiat 126p BIS był produktem, na który nasz kraj miał właściwie wyłączność. Nie osiągnął on wielkiego sukcesu i niewielu z nas pamięta, że taka wersja jeździła po polskich drogach. Czy zatem Fiat 126p był polski? Niespecjalnie... ale BIS-owi obywatelstwa nie odmówimy!Artykuły polecane przez redakcję Moto Goniec.pl:Lepiej wydrukuj dokument i schowaj do schowka. Coraz więcej unika wzywania policji na miejsce kolizjiZaparowane szyby są dla ciebie utrapieniem. Problem można rozwiązać za pomocą kilku trikówSkarbówka dowie się, ile kosztuje twój samochód i sięgnie po pieniądzeJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: zdrogi.pl
Najbardziej oszczędna, najnowocześniejsza, a także najbardziej wszechstronna. To właśnie taka ma być nowa generacja kultowego modelu Grand Cherokee, który pojawia się w Europie jako najnowsza hybryda plug-in prosto z fabryk Jeepa. Legendarne możliwości 4x4 powracają, lecz teraz z lekką nutą elektrycznej mobilności. Grand Cherokee 4xe jest najnowszą hybrydą Jeepa, który w swojej ofercie ma całą gamę zelektryfikowanych SUV-ów. Niestety, ale na europejski rynek trafi jedynie jedna wersja napędowa. Mowa o hybrydzie typu plug-in, która ma pomóc marce w zdobyciu nowego grona odbiorców. Piąta generacja kultowego modelu została zaprezentowana we wrześniu ubiegłego roku. Jednak dopiero teraz otrzymaliśmy szczegółowe informacje dotyczące procesu dystrybucji oraz sprzedaży na terenie Europy. Warto podkreślić, że początkowo samochód będzie można zamawiać jedynie we Włoszech, Francji, Niemczech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Austrii, Belgii, Luksemburgu i Niderlandach. Pierwszy Grand Cherokee z napędem hybrydowym typu plug-in rozwija niebagatelną moc 380 KM, a także moment obrotowy wynoszący 637 Nm. Napęd na dwie osie zapewni komfortową jazdę w każdych, nawet najbardziej wymagających warunkach. Dodatkowo do dyspozycji kierowcy w czasie jazdy będą dostępne trzy tryby: hybrydowy, elektryczny oraz e-save. Według informacji przekazanych przez koncern pojazd jest w stanie pokonać dystans 51 km/h korzystając jedynie z mocy elektrycznej. Najnowsza generacja charakteryzuje się nowoczesnym podejściem do linii nadwozia, świeżą stylistyką wnętrza, a także przesytem nowoczesnych systemów. Nowy produkt Jeepa ma łączyć w sobie trzy zasadnicze cechy. Umiejętność jazdy w terenie, komfort podróżowania, a także zastosowanie rewolucyjnych technologii ma wyznaczać trendy w segmencie dużych SUV-ów. Co niezwykle ważne, hybrydowy SUV został wyposażony w specjalny układ napędowy Quadra-Drive II 4x4 z zawieszeniem pneumatycznym Quadra-Lift i systemem zarządzania trakcją Selec-Terrain. Właściciel będzie mógł wybierać pomiędzy 5 trybami jazdy. Mowa o opcjach - Auto, Śnieg, Piasek / Błoto, Kamienie i Sport. Jak podkreślają inżynierowie, hybrydowy Grand Cherokee ma być kamieniem milowym na drodze do systematycznej elektryfikacji oferty sprzedażowej, a także być istotnym czynnikiem w procesie ewolucji marki. Warto podkreślić, że najnowsza generacja kultowego SUV-a debiutuje w specjalnej "powitalnej" serii Exclusive Launch Edition. Cechuje ją m.in. wyjątkowe wnętrze wyposażone w specjalne detale wykonane z drzewa orzechowego, czy też 21-calowe alufelgi. Dodatkowo kierowca ma do dyspozycji intuicyjny system Infotainment Uconnect z aż czterema 10-calowymi wyświetlaczami cyfrowymi. Na wyposażeniu Grand Cherokee dostępne są również przednie reflektory Full LED oraz asystent parkowania równoległego i prostopadłego, które w znaczący sposób ułatwiają manewr parkowania. Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:Władimir Putin wydał rozkaz. Rosyjskie wojsko ma "zapewnić pokój"Aleksander Kwaśniewski ocenił orędzie Putina. Na antenie Radia ZET padły niecenzuralne słowaTragiczny wypadek na A4, nie żyją 4 osoby. W akcji służby ratowniczeJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: Francuskie.pl
Cena ropy idzie w górę. Polscy kierowcy mocno odczują taki obrót spraw. "Ceny ropy mogą wzrosnąć o 10 USD na baryłce i bardzo szybko osiągnąć poziom 100 USD, jeśli rosyjski eksport ropy zostanie obłożony sankcjami z powodu kryzysu na Ukrainie" - informuje Sri Paravaikkarasu, dyrektor Asia Oil w FGE. Analitycy portalu e-petrol spodziewają się, że w tygodniu od 21 do 27 lutego ceny paliw będą oscylować w następujących granicach. Benzyna Pb98 za 5,60-5,72 zł/l, Pb95 za 5,31-5,43 zł/l, olej napędowy ON za 5,37-5,49 zł/l, autogaz LPG za 2,66-2,73 zł/l. Mocny wpływ na ceny paliw mogą mieć działania Stanów Zjednoczonych, a także krajów Europy. Jak informuje portal Bankier.pl, mowa w głównej mierze o potencjalnych sankcjach, które mogą zostać nałożone na Rosję. Efektem będzie zaburzenie notowań na rynkach surowców, w tym ropy naftowej. Według oficjalnych danych baryłka ropy West Texas Intermediate w dostawach na marzec kosztuje na NYMEX w Nowym Jorku 94,40 USD, wyżej o 3,66 %. Również Brent na ICE w Londynie w dostawach na kwiecień jest wyceniana po 97,36 USD za baryłkę, wyżej o 2,07 procent. Niemiej jednak, potencjalne rozluźnienie cen paliw na europejskich stacjach, będzie mało prawdopodobne w przypadku dalszej eskalacji konfliktu na wschodzie Ukrainy. Inwazja Rosji na Ukrainę będzie niosła za sobą szereg niekorzystnych następstw. Jednym z nich będzie znaczące podniesienie cen paliw na polskich stacjach. Taki scenariusz to tak naprawdę kwestia najbliższych kilku dni. Eskalacja konfliktu na linii Rosja-Ukraina w znaczny sposób wpłynęła na cenę ropy na giełdzie w Nowym Jorku. Uznanie przez Władimira Putina niepodległości "republik ludowych" doprowadziło do poważnych perturbacji na rynku ropy oraz gazu. W związku z tym polscy kierowcy powinni przyszykować się na gwałtowny wzrost cen paliw na rodzimych stacjach. Z oficjalnych danych wynika, że polskie rafinerie pozyskują od Rosji aż 70% surowca. Jest jednak światełko w tunelu, które może zachować względną stabilizację cen. Chodzi o znalezienie alternatywnego dostawcy. W dalszym ciągu trwają prace nad ożywieniem porozumienia nuklearnego z Iranem. Na tankowcach zmagazynowane są duże ilości irańskiej ropy, która mogłaby bardzo szybko trafić na rynek - informuje portal Bankier.pl.
Ogrom dobrych wiadomości dla europejskich kierowców. Opłaty za autostrady na terenie Unii Europejskiej będą zdecydowanie niższe. Parlament Europejski przyjął właśnie nową dyrektywę, która będzie korzystna dla wszystkich zmotoryzowanych. Horrendalne opłaty za przejazdy autostradami to melodia przyszłości. Europejscy oficjele w końcu dostrzegli problem i postanowili zrobić coś dobrego dla sporego grona kierowców. Mowa o obniżeniu stawek za przejazd autostradami na terenie całej Unii Europejskiej. Jak można się spodziewać, od teraz podróżowanie zarówno pojazdami osobowymi, jak i ciężarowymi będzie znacznie tańsze. Czwartek 17 lutego zapisze się w historii europejskiej motoryzacji złotymi zgłoskami. Apele i prośby większości kierowców zostały wysłuchane, przez co w Parlamencie Europejskim przyjęto nową dyrektywę. Co ciekawe, państwa członkowskie mają zaledwie 2 lata na dostosowanie się do wprowadzonych zmian. Zyskają użytkownicy nisko oraz bezemisyjnych pojazdów. W praktyce nowa dyrektywa oznacza zwiększenie równości w traktowaniu rodzimych kierowców, a także obywateli innych państw odnośnie do opłat za autostrady. Członkowie Unii Europejskiej będą mogli zadecydować, w jaki sposób chcą pobierać opłaty za przejazdy tymi odcinkami. Mowa o systemie winiet bądź też należnościach za pokonany dystans. Nowa dyrektywa Parlamentu Europejskiego zakłada, że:„Jeżeli opłaty za korzystanie z infrastruktury stosowane są w odniesieniu do samochodów osobowych, korzystanie z infrastruktury musi być możliwe przez co najmniej następujące okresy: dzień, tydzień lub 10 dni, lub oba te okresy, miesiąc lub dwa miesiące, lub oba te okresy, oraz rok. Stawka dwumiesięczna nie może przekraczać 30 proc. stawki rocznej, stawka miesięczna nie może przekraczać 19 proc. stawki rocznej, stawka 10-dniowa nie może przekraczać 12 proc. stawki rocznej, stawka tygodniowa nie może przekraczać 11 proc. stawki rocznej, a stawka dzienna nie może przekraczać 9 proc. stawki rocznej”. Wprowadzenie nowych przepisów ma przeciwdziałać wygórowanym cenom przejazdów autostradami. Wiele państw było nastawionych na to, że z tych odcinków korzystają głównie obcokrajowcy, a nie rodzimi kierujący, dlatego podnosiły one stawki za przejazd danymi trasami. Kierowcy szybko odczują niższe opłaty na autostradach, przejeżdżając przez następujące kraje: Austrie, Czechy, Słowacje, Słowenie, Węgry, Rumunie oraz Bułgarie. Nowa dyrektywa będzie oznaczała niższe opłaty za winiety krótkoterminowe. Dodatkowo pojawi się opcja jednodniowa. Jak można przypuszczać, nowe przepisy będą korzystne w głównej mierze dla użytkowników pojazdów nisko bądź zeroemisyjnych. Będą pozwalały one ustalić osobne stawki dla takich pojazdów (dopuszczalna masa całkowita do 4,25 tony) lub całkowicie zwolnić je z opłat. Oczywiście taki zabieg nie musi być obligatoryjny. Jeśli chodzi o Polskę, kierowcy nie powinni szykować się na diametralne zmiany. Warto podkreślić, że zarówno kierujący ciężarówkami, jak i osobówkami płacą za przejechany odcinek autostrady - tzw. kilometrówka. Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:Posiedzenie ONZ. Ukraiński dyplomata porównał uznanie niepodległości donbaskich "republik ludowych" do inwazji na GruzjęAndrzej Duda zabrał głos po wystąpieniu Putina. Domaga się sankcjiPutin podjął decyzję ws. niepodległości separatystycznych republikJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: Motocaina.pl
O tym, że popularność marki Mercedes jest niezwykle okazała, wiadomo nie od dziś. Niemiecki producent ma w swojej historii wiele udanych konstrukcji, które w miarę upływu czasu stawały się ponadczasowe. W swojej ofercie miał również ogrom hitów sprzedażowych, jednak akcja sprzedażowa nowego sedana Klasy E przerosła najśmielsze oczekiwania. Według wielu informacji Mercedes-Benz przestał przyjmować zamówienia na sedana Klasy E w Niemczech. Jak można się spodziewać, wpływ na taką decyzję miała kombinacja czynników niezależnych od niemieckiej marki. Popyt w znaczący sposób przekroczył podaż. Klasa E stała się niekwestionowanym hitem! O tym, że niemiecki koncern przestał przyjmować zamówienia, w pewnym stopniu przesądził problem w dostawach półprzewodników. Swój wpływ na taki stan rzeczy ma również rosnąca popularność sedna na rynkach zagranicznych. Okazuje się, że spora ilość samochodów trafia poza granice Niemiec. Jak poinformował lokalny serwis Automobilwoche, 12 lutego Mercedes przestał przyjmować zamówienia na sedana Klasy E. Co ciekawe, nie zdecydował się na taki ruch w przypadku wersji Kombi. Warto zaznaczyć, że to nie pierwszy raz, kiedy docierają do nas doniesienia o wstrzymaniu przez Mercedes-Benz zamówień na konkretny model. Na początku lutego bieżącego roku pojawiły się doniesienia, że producent tymczasowo wstrzymał przyjmowanie nowych zamówień na Klasę G w całej Europie. Według niemieckich źródeł proces ten miał zostać wstrzymany 17 stycznia. Według wielu ekspertów jest to równoznaczne z tym, że niektóre dostawy mogą zostać zrealizowane dopiero w czwartym kwartale 2024. Niemiecka marka nie podała przyczyn takiej decyzji. Mimo wszystko wiele wskazuje na to, że możliwość zamówienia własnego Mercedesa klasy G zostaną ponownie otwarte w okresie pomiędzy marcem a majem bieżącego roku. Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:Posiedzenie ONZ. Ukraiński dyplomata porównał uznanie niepodległości donbaskich "republik ludowych" do inwazji na GruzjęAndrzej Duda zabrał głos po wystąpieniu Putina. Domaga się sankcjiPutin podjął decyzję ws. niepodległości separatystycznych republikJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: Carscoops.com
Odkąd Ferrari ogłosiło, że będzie produkować SUV-a ponad trzy lata temu, wielbiciele marki wypatrywali kolejnych wieści i zakamuflowanych egzemplarzy testowych. Do tej pory jednak kamuflaż aut był na tyle skuteczny, że nie sposób było odgadnąć, jak nowy model będzie wyglądać. W tym tygodniu światło dzienne ujrzały zdjęcia auta, które wydaje się przedprodukcyjną wersją wyczekiwanego modelu.Już na pierwszy rzut oka nie ma wątpliwości, że auto pochodzi ze stajni Ferrari. Zdjęcie przedniej ćwiartki ukazuje dzielony reflektor, podobny do tego z SF90, który jest połączony pośrodku linią nadwozia. Wyświetl ten post na Instagramie Post udostępniony przez ᴡɪʟᴄᴏ ʙʟᴏᴋ (@wilcoblok) Na drugim zdjęciu, przedstawiającym tył Ferrari, znajdziemy również dość konwencjonalną konstrukcję ze światłami przypominającymi te z 296 GTB połączonymi pośrodku oraz poczwórny wydech i duży dyfuzor. Wyświetl ten post na Instagramie Post udostępniony przez ᴡɪʟᴄᴏ ʙʟᴏᴋ (@wilcoblok) Ferrari nie byłoby prawdziwym Ferrari bez odpowiedniego napędu. Chociaż nic nie zostało potwierdzone, źródła sugerują, że Purosangue będzie oferował silnik z turbodoładowaniem wspierany przez silniki elektryczne. Plotki mówią o 6,5-litrowym silniku V12...choć najprawdopodobniej będzie to skromniejsze V8 (lub nawet V6).Naszym zdaniem to sześciocylindrowy silnik ma największe szanse trafić pod maskę Purosangue - marka ma już opracowany hybrydowy układ napędowy z silnikiem V6, który trafił już do wspomnianego wcześniej Ferrari 296 GTB. Taki zestaw w SUV-ie miałby oferować około 820 KM i 740 Nm momentu obrotowego.Innym wariantem mogłoby być 4,0-litrowe V8 z podwójnym turbodoładowaniem z modelu SF90 Stradale, oferujące 780 KM i 800 Nm momentu obrotowego.Jak będzie w rzeczywistości? Dowiemy się już wkrótce, ponieważ producent zapowiedział, że pierwsze egzemplarze trafią do klientów już w 2023 roku.Artykuły polecane przez redakcję Moto Goniec.pl:Lepiej wydrukuj dokument i schowaj do schowka. Coraz więcej unika wzywania policji na miejsce kolizjiZaparowane szyby są dla ciebie utrapieniem. Problem można rozwiązać za pomocą kilku trikówSkarbówka dowie się, ile kosztuje twój samochód i sięgnie po pieniądzeJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: carscoops.com
Wraz z galopującymi cenami paliw, wielu kierowców zastanawia się, w jaki sposób można zaoszczędzić trochę grosza. Na szczęście istnieje kilka rozwiązań, które w skuteczny sposób pomogą ci w oszczędzaniu paliwa, a co za tym idzie w podreperowaniu domowego budżetu. Ceny paliw, które można zaobserwować na rodzimych stacjach, nie są tymi z gatunku najtańszych. Pomimo wprowadzenia rządowej tarczy antyinflacyjnej, wciąż idą w górę, a prognozy na najbliższe miesiące nie wskazują, by ta kwestia w najbliższych miesiącach uległa pozytywnej zmianie. Istnieje kilka sposobów, by zaoszczędzić na paliwie. Płynność to podstawa. Spore grono zmotoryzowanych jeździ swoimi samochodami w bardzo chaotyczny sposób. Gwałtowne przyśpieszanie to jednej z największych wrogów oszczędzania. Wysoka prędkość jazdy pozwoli ci się poczuć jak Robert Kubica, aczkolwiek szybko ogołoci twój portfel. Przyspieszaj nie mocniej, niż jest to konieczne, a co za tym idzie, płynnie wkomponuj się w ruch uliczny. Nie od dziś wiadomo, że zużycie paliwa jest ściśle powiązane z tym, w jaki sposób pracuje silnik. Nieprzemyślane zbliżanie się do poprzedzającego auta, po to aby zahamować jest jednoznaczne z marnowaniem paliwa, a także z obecnością niecierpliwego kierowcy za kierownicą. Najlepsi kierowcy potrafią znaleźć idealny balans, jeżdżąc płynnie, a co za tym idzie, zwiększając wydajność baku.Utrata przyczepności jest równoznaczna z utratą paliwa. Nie od dziś wiadomo, że opony lubią się ślizgać szczególnie na mokrej lub żwirowej nawierzchni. Za każdym razem, gdy tracisz przyczepność, zwiększasz spalanie, a co gorsza realnie narażasz się na poważne niebezpieczeństwo. W czasie jazdy zachowaj ostrożność podczas ruszania na śliskich lub nieutwardzonych drogach. To waży element bezpiecznej, a także ekonomicznej jazdy. Opony są niezwykle istotne. Nie od dziś wiadomo, że te gumowe elementy samochodu są niezwykle ważne. Opowiadają nie tylko za bezpieczeństwo, ale również za spalanie. W tym przypadku szczególnej znacznie ma cieśnienie. Im jest niższe, tym większe spalanie paliwa. Szczególnie ważne jest kontrolowanie wartości, które zaleca producent. Co ciekawe, nawet 0,5 bara może przełożyć się na kilkuprocentowy wzrost spalania. Warto zaznaczyć, że niskie ciśnienie znacząco pogarsza jakość jazdy, a także zwiększa zużycie bieżnika. Dbając o stan opon, dbamy również o nasz portfel. Zrób porządek w bagażniku. Nie od dziś wiadomo, że większa masa jest równoznaczna z większym spalaniem. Przewożenie zbędnych rzeczy może przyczynić się do wzrostu kwot przeznaczanych na paliwo. Wbrew pozorom, taki balast może mieć ogromny wpływ na spalanie. Mowa o nawet 0,5 l/100km. W tym przypadku rozwiązanie jest banalnie proste. Woźmy jedynie niezbędne rzeczy. Efekty bardzo szybko będą widoczne gołym okiem. Tankuj paliwo wysokiej jakości. Dobre paliwo to gwarant dobrej kondycji naszego auta. Jest nie tylko niezwykle wydajne, ale również pozwala zachować silnik w lepszym stanie. Paliwo słabej jakości ulotni się z naszego baku znaczniej szybciej, ale również może zwiększyć ryzyko uszkodzeń jednostki napędowej. Ten fakt jest niezwykle ważny w przypadku silników wysokoprężnych, w których wtryskiwacze są niezwykle delikatne, a co gorsza bardzo drogie w naprawie. Artykuły polecane przez redakcję Moto Goniec.pl:Lepiej wydrukuj dokument i schowaj do schowka. Coraz więcej unika wzywania policji na miejsce kolizjiZaparowane szyby są dla ciebie utrapieniem. Problem można rozwiązać za pomocą kilku trikówSkarbówka dowie się, ile kosztuje twój samochód i sięgnie po pieniądzeJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]
Osoby, które pracują poza miejscowością zamieszkania, mają prawo ująć w formie kosztu dojazd do pracy własnym samochodem. Jest jednak pewien haczyk.Jak donosi portal poradnikprzedsiebiorcy.pl, należy pamiętać, że możliwość ujęcia w zeznaniu faktycznie poniesionych wydatków została przewidziana wyłącznie w odniesieniu do dojazdów do zakładu lub zakładów pracy, środkami transportu autobusowego, kolejowego, promowego lub komunikacji miejskiej. Dodatkowo takie wydatki muszą być udokumentowane imiennymi biletami okresowymi.Aby skorzystać z takiego rozwiązania, należy spełnić trzy podstawowe warunki:Powoli kończy się luty i zbliża się moment, w którym należy rozliczyć się z urzędem skarbowym. To czas, w którym okaże się, czy przyjdzie nam dopłacić, czy może uzyskamy zwrot podatku. Oczywiste jest, że każdy z nas chciałby znaleźć się w grupie osób, która otrzyma zwrot nadpłaty - to zawsze kilkaset złotych „w kieszeni".Jeśli więc ponieśliśmy wydatki na dojazd do pracy własnym samochodem, to mogą one zostać uwzględnione w zeznaniu rocznym, ale tylko do wysokości przysługującego ryczałtu - 3 tys. zł w przypadku jednego zakładu pracy, lub 3,6 tys. w przypadku dwóch lub więcej.Pracownik musi być zatrudniony na podstawie umowy o pracę;Pracownik nie może pobierać dodatku za rozłąkę;Pracobiorca w celu skorzystania z ulgi musi złożyć oświadczenie na cele stosowania podwyższonych kosztów uzyskaniaKoniec lutego to moment, w którym wielu Polaków zastanawia się, co jeszcze można odliczyć od podatku. Najczęściej podatnicy w koszty uzyskania przychodu „wrzucają” abonament za Internet... ale to nie koniec możliwości."Zgodnie z obecnie obowiązującymi regulacjami pracownik, który mieszka w miejscowości, w której znajduje się zakład pracy, ma prawo do pomniejszenia przychodów uzyskanych z pracy o 250 zł miesięcznie, czyli maksymalnie trzy tys. zł za cały rok podatkowy. Natomiast pracownik dojeżdżający z innej miejscowości korzysta z prawa do odliczenia kosztów w wysokości 300 zł miesięcznie. Jednak nie więcej niż 3,6 tys. zł za rok podatkowy" - czytamy na stronie Ministerstwa Finansów.
Pokaźne grono zmotoryzowanych nie zdaje sobie sprawy, że jedno, nawet milimetrowe zaniechanie może mieć fatalne konsekwencje dla domowego budżetu. W czasie, gdy nowy taryfikator mandatów spędza sen z powiek większości zmotoryzowanych, trzeba również pamiętać o jednym, niezbyt popularnym przepisie. Jego złamanie może nas kosztować nawet 500 złotych.W czasie, gdy na świeczniku utrzymuje się wyżej wspomniany taryfikator, polscy kierowcy zapomnieli o jednym, bardzo rygorystycznym przepisie.Słaby stan bieżnika nie jest jedynym przewinieniem, za które możne otrzymać podobną karę. Brak identycznego ogumienia na jednej osi jest gwarantem wysokiej kary. Rygorystyczne przepisy, które obowiązują na publicznych drogach, w założeniu mają służyć poprawie bezpieczeństwa na rodzimych trasach. Wysokie kary mają przerażać wszystkich tych, którzy w jawny sposób zagrażają innym uczestnikom ruchu drogowego.Ignorując ten przepis, narażamy się na bardzo surową karę. Mowa o zatrzymaniu dowodu rejestracyjnego, drakońskim mandacie, który może wynieść nawet 500 złotych.Za kilku milimetrowy błąd możemy zapłacić surowy mandat w wysokości 500 zł. Zużyty bieżnik to jedna z najczęściej spotykanych wad w oponach. Warto zaznaczyć, że zgodnie z 11 ust. 7 pkt 1 Rozporządzenia Ministra Infrastruktury w sprawie warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego wyposażenia, głębokość rzeźby bieżnika, w przypadku braku tzw. wskaźników zużycia na oponie, nie powinna być mniejsza niż 1,6 mm.Oprócz tego narażamy nie tylko siebie, ale również innych uczestników ruchu na bardzo poważne niebezpieczeństwo.7. Pojazd nie może być wyposażony, z zastrzeżeniem ust. 5: 1) w opony różnej konstrukcji, w tym o różnej rzeźbie bieżnika, na kołach jednej osi, z zastrzeżeniem pkt 3; 2) w przypadku pojazdu samochodowego o dwóch osiach z kołami pojedynczymi: a) w opony diagonalne lub diagonalne z opasaniem na kołach tylnej osi, jeżeli na kołach przedniej osi znajdują się opony radialne, b) w opony diagonalne na kołach tylnej osi, jeżeli na kołach przedniej osi znajdują się opony diagonalne z opasaniem; Dziennik Ustaw – 27 – Poz. 2022 3) w opony różnej konstrukcji na osiach składowych; 4) w opony, których wskaźniki pokazują graniczne zużycie bieżnika, a w odniesieniu do opon niezaopatrzonych w takie wskaźniki – o głębokości rzeźby bieżnika mniejszej niż 1,6 mm, z zastrzeżeniem § 23 ust. 4 pkt 3; 5) w opony o widocznych pęknięciach odsłaniających lub naruszających ich osnowę; 6) w opony z umieszczonymi trwale, wystającymi na zewnątrz elementami przeciwślizgowymi. Mowa o karze za słaby stan opon w naszym samochodzie.Przepisy jasno i wyraźnie wskazują, że każdy pojazd poruszający się po polskich drogach powinien być wyposażony w takie same opony na kołach jednej osi. W praktyce oznacza to jednakową markę, model i rozmiar, ale także głębokość bieżnika.
Zacznijmy może od początku - ponieważ historia marki Volkswagen rozpoczyna się w 1931 roku od Ferdinanda Porsche. Szok i niedowierzanie, ponieważ od samego początku marka/nazwisko Porsche krzyżuje się z losami marki z Wolfsburga.Pierwszym modelem VW był poczciwy Garbus. Wtedy Volkswagen nie był jeszcze marką a nazwą konkretnego pojazdu. Pojazd ten został zaprojektowany przez Ferdinanda Porsche na polecenie Adolfa Hitlera. Legenda głosi, że nie był on „opracowany” przez Porsche. Wiele wskazuje na to, że Beetle był bezczelną kopią Tatry T97. Patrząc na wygląd obu modeli, jest to wielce prawdopodobne.Tatra T97Ferdinand Porsche był więc pierwszym inżynierem i projektantem marki Volkswagen. Następnie zaczął prace nad modelami sygnowanymi jego nazwiskiem. Ponieważ miał dostęp do opracowanych przez siebie technologii oraz wsparcie VW pierwsze modele Porsche dzieliły większość części z modelami marki dla ludu. Dość powiedzieć - pierwsze Porsche 356 było w zasadzie Garbusem z innym nadwoziem!
Już w tym roku kilkukrotnie wspominaliśmy o „wyczynach” kierowcy prezesa PiS, który (wioząc polityka) łamie ograniczenia prędkości i ignoruje znaki zakazu. I tym razem było podobnie. W niedzielę, 20 lutego, Jarosław Kaczyński zmierzał do kościoła na warszawskim Nowym Mieście. Wicepremier ds. bezpieczeństwa tak się spieszył do świątyni, że jego kierowca postanowił zignorować sygnalizację świetlną i obowiązujące przepisy ruchu drogowego.Msza święta w kościele rektoralnym pw. św. Benona odbywa się co niedzielę o godz. 12.00. Kwadrans przed mszą dziennikarze Faktu przyłapali limuzynę polityka, jak na ul. Mickiewicza przejechała przez przejście dla pieszych na czerwonym świetle.Kilka minut później szofer Kaczyńskiego popełnił kolejne wykroczenie, rozpędzając się do prędkości 75 km/h w miejscu, w którym obowiązywało ograniczenie do 50 km/h.Według nowego taryfikatora mandatów, który obowiązuje od 1 stycznia tego roku, kierowca polityka za przekroczenie prędkości zapłaciłby 300 zł mandatu. Za przejazd na czerwonym świetle spotkałaby go kolejna kara - tym razem 500 zł. Jeśli policjant zakwalifikowałby wykroczenie jako stworzenie zagrożenia dla bezpieczeństwa ruchu drogowego, mandat wzrósłby o kolejne 1000 zł i 6 punktów karnych.To kolejna wpadka kierowcy PrezesaNiecały miesiąc temu (pod koniec stycznia) dziennikarze TVN24 po raz kolejny przyłapali limuzynę Jarosława Kaczyńskiego na Trakcie Królewskim, który od miesięcy jest wyłączony z ruchu. Aby legalnie móc tamtędy przejechać niezbędna jest przepustka. Niezbędna, chyba że jest się Jarosławem Kaczyńskim. Jak się okazało, limuzyna polityka wielokrotnie wjeżdżała tam mimo braku wymaganych uprawnień.Artykuły polecane przez redakcję Moto Goniec.pl:Lepiej wydrukuj dokument i schowaj do schowka. Coraz więcej unika wzywania policji na miejsce kolizjiZaparowane szyby są dla ciebie utrapieniem. Problem można rozwiązać za pomocą kilku trikówSkarbówka dowie się, ile kosztuje twój samochód i sięgnie po pieniądzeJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: fakt.pl
W chwili, gdy lista wykroczeń będzie zdecydowanie bardziej okazała, kara zwiększa się o dodatkowy tysiąc. Do niedawna najwyższy możliwy mandat, jaki mógł otrzymać nieodpowiedzialny kierowca, wynosił zaledwie 500 złotych. Z kolei kumulacja wykroczeń była równoznaczna z karą 1000 złotych. Aktualnie rzeczywistość nie jest aż tak kolorowa, ponieważ pojedynczy mandat może wiązać się z utratą niebagatelnej sumy pieniędzy wynoszącej nawet 5 tysięcy złotych. Od 1 stycznia wysokość kar za niektóre przewinienia wzrosła nawet 10-krotnie. Polski rząd postanowił pójść na wojnę z piratami drogowymi, podnosząc oficjalne stawki mandatów do drakońskich pułapów. Wraz z początkiem 2022 roku w życie wszedł nowy, a zarazem rygorystyczny taryfikator mandatów. W założeniu miał w skuteczny sposób ograniczyć liczbę piratów drogowych, a stawki potencjalnych mandatów miały zmniejszyć prędkości osiągane na publicznych trasach. Jak się okazuje, chwila zapomnienia może kosztować naprawdę sporo. Najdroższe przewinienia uwzględnione w nowych taryfikatorze. 2500 złotych mandatu grozi zmotoryzowanemu, który: Przekroczy dozwoloną prędkość o ponad 71 km/h.Porusza się rowerem lub innym pojazdem niewyposażonym w silnik spalinowy, będąc pod wpływem alkoholu. Co ciekawe surową karą obarczone jest również spowodowanie kolizji. Jednak w tej sytuacji, w zależności od okoliczności przewidziana jest kara do 1000 do nawet 5000 złotych. Mandatem w wysokości 5000 złotych obarczony zostanie właściciel pojazdu, który nie ujawni kto w określonym czasie korzystał z jego samochodu. Jak się okazuje, nie jest to jednak najwyższy wymiar kary. W sytuacji, gdy policjant zdecyduje skierować sprawę do sądu, kierującemu grozi grzywna wynosząca do 30 000 zł (dotychczas było to 5000 zł).Wjedzie na przejazd kolejowy przy opuszczonych zaporach, w sytuacji, gdy rozpoczyna się ich opuszczanie bądź też, gdy ich podnoszenie się nie zakończyło.Znajdzie się na przejeździe kolejowym w chwili, gdy na sygnalizatorze świecie się czerwone światło. Wjedzie na przejazd, kiedy po drugiej stronie nie ma miejsca do kontynuowania jazdy. 2000 złotych kary otrzyma kierowca, który:
Wiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że auta z instalacją LPG nie są mile widziane w garażach podziemnych. Nie wszyscy jednak wiedzą, że strażacy coraz częściej podnoszą kwestię bezpieczeństwa związaną z parkowaniem w garażach samochodów elektrycznych.Wbrew temu, co sądzą niektórzy, nie chodzi wcale o to, że pojazdy te znacznie częściej się zapalają (bo tak nie jest). Strażacy apelują o zakaz parkowania elektryków w garażach podziemnych, ponieważ pojazdy te znacznie trudniej jest ugasić. Akumulatory palić się mogą nawet przez kilka dni - tymczasem na ugaszenie auta spalinowego wystarczy, w najgorszym razie, kilka godzin.Strażacy pracujący w krajach Beneluksu zwracają uwagę na problem braku regulacji związanych z samochodami elektrycznymi. Na ulicach pojawia się coraz więcej elektryków - nie idą jednak za tym niemal żadne rozporządzenia. Problemem jest nie tylko potencjalne niebezpieczeństwo związane z zapaleniem się samochodu z napędem elektrycznym, ale również brak przeszkolenia i odpowiednich narzędzi.Media przytaczają wypowiedź Erica Labourdette’a, lidera jednego z największych związków zawodowych strażaków. Mężczyzna postuluje, aby z uwagi na wysokie niebezpieczeństwo traktować samochody elektryczne na równi z pojazdami wyposażonymi w instalację LPG. Apel ten zbiegł się w czasie z zapaleniem się Volkswagena ID.3 na jednym z brukselskich parkingów podziemnych. Mimo szybkiej reakcji służb ogień zniszczył niemal całe pomieszczenie, uszkodził strop i stopił beton - niewykluczone, że szkody wykluczą z użytku budynek, do którego przynależał garaż.W zeszłym tygodniu z kolei pisaliśmy o pożarze na statku Felicity Ace. Na pokładzie znajdowały się również pojazdy elektryczne - według nieoficjalnych informacji jego przyczyną był samozapłon baterii w jednym z samochodów.Jak wskazuje raport AutoinsuranceEZ dużo częściej od samochodów elektrycznych płoną jednak samochody wyposażone w napęd hybrydowy. Zdaniem Tesli ryzyko zapłonu samochodu elektrycznego jest dziesięć razy niższe niż pojazdu spalinowego. Aby doszło do wystąpienia ognia, musi wystąpić kilka czynników jednocześnie, co, zdaniem amerykańskiego producenta, występuje niezwykle rzadko.Niestety, jeśli do pożaru dojdzie, najlepszą metodą jest... zanurzenie pojazdu w kontenerze z substancją gaśniczą. W innym wypadku gaszenie elektryka trwa godzinami.Artykuły polecane przez redakcję Moto Goniec.pl:Lepiej wydrukuj dokument i schowaj do schowka. Coraz więcej unika wzywania policji na miejsce kolizjiZaparowane szyby są dla ciebie utrapieniem. Problem można rozwiązać za pomocą kilku trikówSkarbówka dowie się, ile kosztuje twój samochód i sięgnie po pieniądzeJeżeli chcesz się podzielić informacjami z Twojego regionu, koniecznie napisz do nas na adres [email protected]Źródło: obserwatorlogistyczny.pl