Pracownicy Biedronki ujawniają, co dzieje się, gdy nikt nie widzi. "Dziewczyny płaczą po kątach"
Poniżanie, wyzysk, praca ponad siły, problemy ze zdrowiem i skandaliczne warunki. Taki obraz wyłania się z wyznań pracowników Biedronki, którzy mówią “dość” i coraz częściej mówią o swoich trudnych doświadczeniach. Tymczasem dyskont odpiera zarzuty i zapewnia, że szanuje pracownicze prawa oraz przywileje. Co innego wynika jednak z internetowych wpisów i wyznań kobiet, które rozmawiały z dziennikarką Interii.
Filmik Biedronki wzbudził kontrowersje
Nie tak dawno temu sieć sklepów Biedronka pochwaliła się w sieci krótkim filmikiem, na którym w jak najlepszym świetle przedstawiła pracę w swoich dyskontach. Spokojna i miła atmosfera, brak stresu i uśmiech pracowników od razu sprowokowały tysiące krytycznych komentarzy, zarzucających przedsiębiorstwu koloryzowanie rzeczywistości.
Wśród wypowiadających się nie zabrakło, co oczywiste, byłych i obecnych pracowników Biedronki, którzy nieco inaczej zaczęli opisywać realia. Mobbing, wyzysk i praca ponad siły miały być nieodłącznym elementem etatu w Biedronce. Niektóre z tych osób zdecydowały się także opowiedzieć o swoich doświadczeniach dziennikarce Interii. Ich wyznania są więcej niż szokujące.
Oburzające sceny tuż po "Wiadomościach" TVP. Widzowie zobaczyli skandaliczny komunikatPracownicy Biedronki zabrali głos
Pierwszą z odważnych osób okazała się być pani Kamila, która, choć zatrudniona jako kasjer-sprzedawca, szybko została wysłana do “rozrzucania palet”.
- Już na początku dawano mi odczuć, że nie pasuję. Osoba, która mnie szkoliła, naśmiewała się ze mnie, nawet nie wiem, z jakiego powodu. To było bardzo przykre - wyznała rozgoryczona kobieta.
ZOBACZ: Pracownica Biedronki nagrała film w sklepie. Klienci od razu zareagowali
Pani Kamila jest przekonana, że Biedronka oszczędza na pracownikach i zatrudnia ich zwyczajnie zbyt mało. Opublikowany w sieci film nazywa zaś “ustawką”.
Szans na zmianę upatrywała w tym, że poinformowała w pracy, iż spodziewa się dziecka, ale wówczas została jedynie przeniesiona na kasę, na której i tak zazwyczaj była sama i miała tylko 15-minutową przerwę.
- W pewnym momencie pojawiły się problemy ze zdrowiem, miałam duże niedobory ze względu na to, że nie jadłam regularnie. Źle się czułam. I lekarz wiedząc, gdzie pracuję, wysłał mnie na L4 wcześniej, niż zakładał - ujawniła. Dziś szuka już nowej pracy.
Dyskont stawia na wyzysk pracowników?
Pani Milena wytrzymała w Biedronce aż 10 lat, zajmując się głównie odpiekiem pieczywa, układaniem mięsa oraz rozładunkiem owoców i warzyw, których kartony potrafią ważyć po 18 kg.
Ona także wspomina o braku czasu na należne jej przerwy i skarży się na zmęczenie oraz braki kadrowe.
- Nigdy nie było wiadomo, czy można sobie coś zaplanować czy nie, bo grafik cały czas się zmieniał. Ja miałam nawet sytuację, w której przyszłam rano do pracy i już na miejscu dowiedziałam się, że jednak zmienili mi na popołudnie - opowiadała.
Kobieta wspomina też, że musiała pracować pomimo infekcji i bólu kręgosłupa, a gdy w końcu trafiła na L4 usłyszała od szefowej, że ta “wyleje na nią wiadro pomyj”. Jawnie mówi również o regularnym mobbingu. Aktualnie pani Milena jest na rencie, a winą za swoje problemy obarcza właśnie pracę ponad swoje siły.
Podobnie sprawa wygląda w przypadku pani Katarzyny, która w Biedronce nie pracuje już od lutego. Z jej ust słychać te same zarzuty i żal. Kobieta również ma problemy z kręgosłupem.
- Kiedy bolał mnie kręgosłup, usłyszałam - tabletkę przeciwbólową weź, dłużej popracujesz, a i kręgosłup się przyzwyczai. Cały czas mówili, żeby zagęszczać ruchy, przyspieszyć z robotą - przekazała.
Sieć sklepów odpiera zarzuty
W kropce jest też pani Anna, która wciąż szuka innej, lepszej pracy. Z jej słów wynika, że rankiem na cały sklep są tylko trzy osoby, a kolejne przychodzą w miarę upływu czasu. Mało kto wytrzymuje taką presję.
Kobiecie najbardziej szkoda jednak kasjerek, niemogących nawet wyjść na przerwę do toalety. - Ta praca to jest wyzysk. Nas jest za mało. Ludzie mają problemy zdrowotne. Nawet ja mam już bóle nadgarstków - komentuje.
Co na to Biedronka? Grażyna Wątko, dyrektor HR makroregionu w sieci, zapewnia, że każdy pracownik może poufnie skontaktować się Biurem Obsługi Pracowników i otrzymać pomoc. Ile skarg wpłynęło tylko w tym roku nie chce zdradzać.
ZOBACZ: Wyjątkowa oferta na znicze w Biedronce, takich cen nikt się nie spodziewał. Polacy oszaleją
Wątko zaprzecza jednocześnie, by na kasie na jednej zmianie była tylko jedna osoba. - Zgodnie z formalnymi wewnętrznymi instrukcjami każdy z pracowników sklepów ma prawo do skorzystania z 15-minutowej przerwy wliczanej do czasu pracy, jeśli dobowy wymiar czasu pracy wynosi sześć godzin. W przypadku pracy powyżej dziewięciu godzin jest udzielana dodatkowa 15-minutowa przerwa, również wliczana do czasu pracy - przekazuje.
Wszystkie inne zarzuty dyrektor HR zbywa urzędniczymi formułkami i zgrabnymi sformułowaniami z kodeksów, ale czy ma to związek z rzeczywistością? To przecież nie pierwszy raz, gdy pracownicy portugalskiego dyskontu przekazują elektryzujące wieści.
Źródło: Interia