Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Wiadomości > Nie żyje młody chłopak. Skandaliczne zachowanie ludzi, ratownicy medyczni nie wierzyli własnym oczom
Laura Młodochowska
Laura Młodochowska 12.11.2024 19:11

Nie żyje młody chłopak. Skandaliczne zachowanie ludzi, ratownicy medyczni nie wierzyli własnym oczom

wypadek
Fot. OSP Skaryszew

Pojawiły się nowe ustalenia służb w sprawie koszmarnego wypadku w Skaryszewie. Samochód, w którym znajdowało się czterech nastolatków, nagle zjechał z drogi, chwilę później doszło do zderzenia. Pojazd został doszczętnie zniszczony, niestety nie udało się pomóc jednemu z pasażerów. Tymczasem wyszło na jaw, jak po tragedii zachowali się ludzie. – 30 lat jestem w zawodzie i nigdy z czymś takim się nie zetknąłem – przyznał prokurator.

Skaryszew. Tragiczny wypadek

Do tragicznego zdarzenia doszło w niedzielę, 10 listopada, w Skaryszewie pod Radomiem. Około godziny 22.30 służby otrzymały informację o wypadku z udziałem samochodu osobowego marki audi. Pojazd miał uderzyć z ogromną siłą w betonowe ogrodzenie, na pomoc dla jednego z pasażerów było już za późno. Prokuratura poinformowała o szokujących okolicznościach zdarzenia.

ZOBACZ: Seniorka dała się oszukać, kilka godzin później zmarła. Policja apeluje do Polaków

Od jutra w Polsce śnieg. W tych regionach będzie najgorzej

Makabryczny wypadek pod Radomiem. Strażacy o szokującym zachowaniu tłumu

Policjanci poinformowali o wstępnych ustaleniach w sprawie tragedii. Wiadomo już, że samochodem osobowym marki audi podróżowało czterech nastolatków. Na ulicy Krasickiego pojazd zjechał z drogi, zatrzymał się dopiero na betonowym ogrodzeniu. Za jego kierownicą służby znalazły 17-letniego chłopaka. Trudno uwierzyć, jak zachowali się ludzie obecni na miejscu wypadku. 

Szkoda tylko, że w obliczu tak wielkiej tragedii i bezpośredniego ratowania życia ludzkiego zarówno my jaki i pozostałe służby działające na miejscu zastaliśmy narażeni na olbrzymi stres – zauważyli strażacy z OSP Skaryszew.

ZOBACZ: Tramwaj zderzył się z ciężarówką, są ranni. Ogromne utrudnienia potrwają kilka godzin

Prokurator o tym, co wydarzyło się chwilę po tragicznym wypadku w Skaryszewie

W momencie wypadku samochodem podróżowało czterech nastolatków. Jeden z nich miał w pewnym momencie stracić panowanie nad pojazdem. 

Jak wynika ze wstępnych ustaleń, 17-latek kierujący pojazdem marki Audi na ul. Krasickiego najprawdopodobniej nie dostosował prędkości do warunków na drodze, stracił panowanie nad autem i uderzył w betonowe ogrodzenie. W aucie jechało czterech młodych mężczyzn. Niestety 15-latek zmarł – przekazała Justyna Jaśkiewicz, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Radomiu, cytowana przez Onet.

Działania służb na miejscu zdarzenia relacjonowali także strażacy z OSP Skaryszew. W wyniku zderzenia śmierć poniósł 15-letni chłopak.

Działania naszych jednostek polegały na zabezpieczeniu miejsca zdarzenia, w tym m.in. wyłączenia zasilania uszkodzonego pojazdu oraz ewakuowaniu poszkodowanego mężczyzny z auta, po stwierdzeniu u niego nagłego zatrzymania akcji serca. Dalsze działania polegały na prowadzeniu resuscytacji krążeniowo-oddechowej do czasu przybycia zespołu ratownictwa medycznego i przekazaniu poszkodowanego pod ich opiekę – mówił portalowi kpt. Adrian Skrzek z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Radomiu.

Pozostałe osoby opuściły samochód o własnych siłach, dwóch 17-latków zostało przewiezionych do szpitala. Śledczy uważają, że to właśnie jeden z nich prowadził auto. W momencie zdarzenia był trzeźwy, ale nie zmianie to faktu, ze jechał bez prawa jazdy. 

Strażacy poinformowali, że ”służby działające na miejscu zastały narażone na olbrzymi stres związany z agresją osób postronnych”. Funkcjonariusze z Komendy Miejskiej Policji w Radomiu wyjaśnili, na czym polegało zachowanie osób będących na miejscu wypadku. 

Funkcjonariusze, którzy byli na miejscu, przekazali, że zebrały się tam osoby postronne i był tam wielki lament i krzyk. Natomiast nie mamy żadnych zatrzymanych ani legitymowanych osób w związku z agresywnym zachowaniem – przekazała Justyna Jaśkiewicz.

Więcej o tej sytuacji opowiedziała portalowi Prokuratura Rejonowa Radom – Zachód, która prowadzi postępowanie w sprawie zdarzenia. 

Na miejscu zdarzenia pojawił się problem, ponieważ pojawiły się tam również osoby pochodzenia zagranicznego, które utrudniały prowadzenie czynności. Taką otrzymałem informację, bo jeszcze wtedy nie byłem na miejscu. Kiedy okazało się, że to jest wypadek ze skutkiem śmiertelnym, w ramach wykonywania swoich czynności, pojechałem do jednego z radomskich szpitali. Tam, przed oddziałem ratunkowym przebywało, według mojej oceny, tak między 150 a 200 osób. To byli obcokrajowcy – mówił prok. Robert Bińczak.

Tłum miał być wysoce agresywny, a obecne w nim osoby twierdziły, ze “przyjechały odebrać ciało”.

Tłum był bardzo agresywny. Stwierdzili, że przyjechali odebrać ciało. Żądali jego wydania. Ja jako prokurator musiałem natomiast zlecić przeprowadzenie zewnętrznych i wewnętrznych oględzin zwłok denata i wydać stosowne dokumenty. I musiałem przeciwstawić się tej grupie osób, która chciała odzyskać ciało. Trudno mi powiedzieć, dlaczego przyjęło to taką formę i skąd takie natychmiastowe żądanie – dodał prokurator.

Rodzina 15-latka została poinformowano o jego śmierci, doszło do okazania ciała. Sytuację udało się załagodzić, jednak jak przyznawał prokurator, “nigdy nie miał z czymś takim do czynienia”. 

Przyznam szczerze, jestem prokuratorem od 30 lat i nie spotkałem się do tej pory z takim zdarzeniem. Wie pan, tłum, zwłaszcza tak agresywny, w świetle prawa traktowana jest jako siła wyższa. Tak samo, jak burza, grad czy inne żywioły. Nie zadaje się tłumowi pytań. Pierwszy raz spotkałem się jednak z sytuacją, w której było takie niezadowolenie i taka reakcja obywateli innej narodowości na dane zdarzenie. Zwłaszcza że sprawca wypadku nie był przecież Polakiem ani przedstawicielem jeszcze innej narodowości. W pojeździe byli sami obywatele Bułgarii. Wypadek komunikacyjny jest przestępstwem nieumyślnym, więc skąd ta agresja? Nie wiem, pewnie z jakiejś mentalności. Bo z czego innego? I z tym samym agresywnym tłumem mieli prawdopodobnie do czynienia strażacy – dodał prok. Bińczak.