Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Wiadomości > Mąż Beaty Klimek miał zgotować jej i dzieciom gehennę. "Wzywała policję"
Krzysztof Górski
Krzysztof Górski 12.12.2024 18:58

Mąż Beaty Klimek miał zgotować jej i dzieciom gehennę. "Wzywała policję"

zaginiona
Fot. pomagam.pl, archiwum rodzinne

Tajemnicze zaginięcie Beaty Klimek to temat, który wciąż jest na językach wielu Polaków. 47-latka od przeszło dwóch miesięcy nie daje śladu życia, a policja rozkłada ręce. Wiele oczu w tym momencie jest skierowanych na jej męża, jednak ten utrzymuje, że nie ma żadnego związku ze zdarzeniem. Teraz pojawiły się nowe, szokujące doniesienia w jego sprawie.

Beata Klimek zaginęła dwa miesiące temu

Beata Klimek zaginęła ponad 2 miesiące temu - ostatni raz była widziana 7 października. Mieszkanka niewielkiego Poradza odprowadziła swoje dzieci na szkolny autobus, a później miała pojawić się w pracy, gdzie ostatecznie nie dotarła. Zaniepokojeni bliscy zgłosili sprawę na policję i rozpoczęli szeroko zakrojone działania. W mieście aż huczy od plotek dotyczących męża Beaty Klimek. Wiadomo, że para jest w trakcie rozwodu. Mężczyzna obecnie spotyka się już z nową partnerką. Stale utrzymuje, że nie ma żadnego związku z zaginięciem Beaty Klimek.

ZOBACZ: Wicemarszałek pilnie trafił do szpitala. Wiemy, co się z nim dzieje 

Podobną narrację przyjmuje jego obecna partnerka, Agnieszka B., która utrzymuje, że 47-latka była bardzo nie lubianą postacią w swojej miejscowości.

Jej nikt tutaj na wiosce nie lubił. Nikt. Przed jej zaginięciem było tak, że ludzie byli przeciwko niej, odsuwali się od niej, nie miała nawet przyjaciółek. Ona na te swoje dzieci krzyczała. Ona się na nie darła. Nie rozmawiałam z nią, trzymałam się z dala, ale jak siedziałam na dole, to słyszałam, co ona wyrabia z dziećmi. Słyszałam, jak krzyczy na nie. Dzieci uciekały, mówiły, że biła je parasolką. Ona robiła im zakazy - tłumaczyła „Faktowi” obecna partnerka Jana Klimka.

Mateusz Morawiecki ma nową pracę. Musi wyjechać z Polski Pilna ewakuacja w przedszkolu. Było niebezpiecznie, prawie 100 osób musiało uciekać

Beata Klimek przeżywała w domu piekło

Innego zdania jest jednak rodzina 47-latki, która twierdzi, że mąż zgotował jej istne piekło. Jan Klimek miał psychicznie znęcać się nad swoją żoną.

Tam przemoc psychiczna była na sto procent. Wiele osób pyta, gdzie my wtedy byliśmy i dlaczego my jej wtedy nie pomogliśmy? Ale jeśli w domu jest przemoc, to wiedzą to tylko te dwie osoby. My się tak naprawdę dowiedzieliśmy o tym dopiero, jak Beata rozstała się z Janem, już po tym, jak on ją zostawił, czyli w kwietniu zeszłego roku - powiedziała w rozmowie z "Faktem" Ola Klimek, siostrzenica zaginionej pani Beaty.

Krewna zaginionej twierdzi, że ta przeżywała w domu codzienną gehennę. Kobieta obawiała się swojego męża, który często wszczynał awantury i “był w stanie zrobić wszystko”.

Ona wtedy przyszła do nas i wszystko tak jakby z niej zeszło. Wszystko wtedy opowiedziała dokładnie jak było. Beata mówiła, że bała się męża, że bardzo się go bała, bo przychodził do niej z awanturami. Ona nie chciała, żeby to wszystko widziały dzieci. Te awantury nieraz naprawdę były bardzo poważne. Z tego, co mówiła Beata, to on był w stanie zrobić wszystko. Myślę, że mogło tam dochodzić do rękoczynów. Odsłuchiwałam nagrania tych awantur, bo Beata je nagrywała. Jan zachowywał się dosłownie jak w transie, jakby coś go opętało i był w takim szale, że mógłby zrobić po prostu wszystko - opowiedziała Ola Klimek.

Policja również miała mieć świadomość, że w domu państwa Klimków nie dzieje się dobrze. Funkcjonariusze kilkakrotnie byli wzywani tam na interwencję.

Trzy razy na pewno. Za każdym razem z powodu awantury. I za każdym razem to Beata wzywała policję. Te interwencje zazwyczaj kończyły się załagodzeniem sytuacji i to wszystko. Największa awantura była o to, że Jan nie chciał oddać Beacie kluczy do kotłowni. Ona wtedy musiała grzać wodę w garnkach dla siebie i dzieci, żeby się wykąpać, nie mieli też ogrzewania. Jan zabrał klucze do kotłowni, bo Beata zmieniła zamki w swojej części domu, dlatego że wchodził tam pod jej nieobecność. Policjanci po przyjeździe powiedzieli tylko, że mają się wymienić kluczami i tyle. Ja dalej jestem w szoku, bo po zaginięciu Beaty jako pierwsi przyjechali tutaj policjanci lokalni, którzy doskonale wiedzieli, jaka był sytuacja. Mówili między sobą: ale tu się patologia dzieje. No to, skoro tu się patologia dzieje, a zaginęła kobieta, to dlaczego tak długo prowadzono tylko czynności poszukiwawcze, a nie wszczęto śledztwa? To jest nielogiczne - dodała Ola Klimek.

Jan Klimek odpiera zarzuty

Dziennikarze “Faktu” zdecydowali się skonfrontować wersję siostrzenicy zaginionej z Janem Klimkiem. Mąż pani Beaty stanowczo zaprzecza, jakoby miało dojść do wspomnianych sytuacji.

Raz była interwencja policji, bo zamknąłem kotłownię, ponieważ moja żona paliła w piecu śmieciami - butami, ciuszkami, wszystkim. Była nawet sytuacja, że się komin zapalił, a ona sobie nic z tego nie robiła. Dlatego zamknąłem kotłownię i powiedziałem, że tylko moi rodzice będą rozpalali w piecu. Woda ciepła była z bojlera. I dzielnicowy o tej sytuacji dokładnie wie, bo ja mu to zgłaszałem - opowiada.

ZOBACZ: Taka będzie pogoda w Wigilię. Synoptycy ujawnili, czy spadnie śnieg

Mężczyzna twierdzi wręcz, że w związku z częstymi awanturami, sam chciał wystąpić o Niebieską Kartę dla żony. "Beata nie miała "Niebieskiej Karty", bo ja chciałem ją założyć. To było wiosną tego roku. Jednak pan dzielnicowy mnie przestraszył, dlatego ja tej karty nie założyłem. Powiedział, że dzieci mi zabiorą do ośrodka. Ja nie znałem przepisów, nie wiedziałem, na jakiej zasadzie to działa. Dzielnicowy wiedział dokładnie jaka jest sytuacja, bo ja mu mówiłem. Byłem i w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie, i w opiece społecznej i w każdej instytucji na terenie Łobza mówiłem, co się w domu dzieje, co żona wyprawia. Wszędzie mnie odesłali" - podkreślił Jan Klimek.