Znany pilot rajdowy nie hamował się po tragedii na A1. "To BMW prowadził po prostu idiota"
Cała Polska żyje sprawą tragicznego wypadku drogowego, do którego doszło na autostradzie A1. Zginęła tam 3-osobowa rodzina wracająca z wakacji, w którą uderzyło jadące z ogromną prędkością bmw. Teraz o zachowaniu sprawcy wypowiedział się na łamach "Gazety Wyborczej" Maciej Wisławski, znany pilot rajdowy. Nie przebierał w słowach.
Nie milkną echa po tragedii na A1. Policja poszukuje Sebastiana Majtczaka
Służby cały czas prowadzą śledztwo w sprawie tragicznego wypadku, do którego doszło na autostradzie A1. Zginęła trzyosobowa rodzina, w tym pięcioletni chłopiec. Kierowca bmw, który feralnego dnia poruszał się – jak twierdzą biegli – z prędkością około 253km/h wciąż jest poszukiwany przez policję. Prokuratura wystawiła za nim list gończy. 32-letni Sebastian Majtczak najprawdopodobniej uciekł z Polski.
- Wiele razy miałem taką sytuację, że jadąc autostradą 140 km na godz. i w trakcie wyprzedzania auta jadącego z mojej prawej strony, z tyłu z dużą prędkością pod mój zderzak podjeżdżał inny samochód, którego kierowca mrugał mi światłami. W taki nachalny i bezczelny sposób próbował mnie zmuszać do tego, bym natychmiast zjechał mu z drogi. Nie mogłem tego zrobić, bo przecież na prawym pasie było inne auto jadące z prędkością 100-120 km na godz. To wszystko dzieje się szybko. Kierowca atakowany w taki sposób może się zdenerwować. I prawdopodobnie tak było tamtej soboty pod Piotrkowem - tłumaczy w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" znany rajdowiec Maciej Wisławski, który przez lata był pilotem Krzysztofa Hołowczyca.
ZOBACZ TAKŻE: Rodzina zginęła na A1. Firma tuningowa wydała oświadczenie w sprawie BMW
Sebastian Majtczak nie uciekł sam? W sieci zawrzałoMaciej Wisławski nie ma wątpliwości
Maciej Wisławski nie ma wątpliwości, kto ponosi całą winę za ten tragiczny wypadek. Wskazuje również swoje hipotezy, które mogły doprowadzić do pożaru auta, którym podróżowała rodzina.
- Nie wykluczam, że kierowca kii się przestraszył, może odruchowo nacisnął hamulec. Na pewno nie zdążył w porę zjechać na boczny pas, bo rozpędzone bmw uderzyło w jego lewy tył. Kia wypadła z toru jazdy, obróciło się i uderzyło w bariery ochronne. O tym, że sprawcą tragedii był kierujący bmw, świadczy mocno rozbity przód jego samochodu. Takie szkody nie powstają od podmuchu wiatru - twierdzi znany pilot rajdowy i dodaje, że jego zdaniem kierujący bmw nie zachował odpowiedniej odległości od poprzedzającego go pojazdu. - I oczywiście jechał o wiele za szybko. Potrafię sobie to wyobrazić, bo jak mówiłem, często jestem ofiarą drogowych chamów. Przejechałem miliony kilometrów, wiele widziałem. Uważam, że kierowca kii nie ponosi żadnej winy za to, co się stało - podkreśla Wisławski.
- Nie wykluczam, że doszło do przerwania przewodu hamulcowego. Przyczyną ognia mógł być też olej z turbiny. Albo po prostu bmw uderzyło centralnie w bak kii. Podczas wypadków takie rzeczy się zdarzają - uważa znany rajdowiec.
"Całej prawdy nigdy nie poznamy"
Maciej Wisławski uważa, że kierowcy bmw zabrakło nie tylko wyobraźni, ale także odpowiednich umiejętności za kierownicą. Zwłaszcza przy tak dużej prędkości. - Profesjonalny kierowca umie to zrobić, ma dobry kontakt z samochodem i z nawierzchnią. Jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, to zapanuje nad autem. Przede wszystkim jednak wie, jak szybko w danych warunkach może jechać.
Wisławski nie ma wątpliwości co do oceny zachowania kierowcy bmw i stwierdza jednoznacznie. - Kierowca bmw tamtej soboty jechał o wiele za szybko, na drodze byli inni uczestnicy ruchu. To bmw prowadził po prostu idiota. Jego umiejętności jazdy nie szły też w parze z możliwościami technicznymi tego samochodu, który ma bardzo dużą moc - uważa.
- Wszystko układa się w całość, ale sprawca pewnie nigdy nie przyzna, że wypadek powstał z jego winy. Osoby, które z nim jechały, świadkowie wypadku, pewnie zbyt wiele nie pamiętają, to były sekundy. Całej prawdy o tej tragedii pewnie nigdy nie poznamy - zakończył Maciej Wisławski w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Źródło: Gazeta Wyborcza