Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Fakty > Widmo strajków wisi nad szpitalami. Pielęgniarki chcą podwyżek, dyrektorzy nie mają pieniędzy
Ada Rymaszewska
Ada Rymaszewska 02.08.2022 19:58

Widmo strajków wisi nad szpitalami. Pielęgniarki chcą podwyżek, dyrektorzy nie mają pieniędzy

Widmo strajków wisi nad szpitalami. Pielęgniarki chcą podwyżek, dyrektorzy nie mają pieniędzy
Jan Bielecki/East News (zdj. ilustracyjne)

Polska służba zdrowia znów znalazła się nad przepaścią. Po ostatniej zmianie przepisów dokonanej przez Ministerstwo Zdrowia, pielęgniarki i położne po raz kolejny grożą rozpoczęciem strajku, bo nie zgadzają się na dysproporcje w zarobkach. We wtorek w Sanoku odbyła się już dwugodzinna akcja ostrzegawcza. Tymczasem dyrektorzy szpitali poważnie głowią się nad tym, skąd wziąć pieniądze na podwyżki.

W ostatnich miesiącach słowo "podwyżki" odmieniane jest przez wszystkie możliwe przypadki. Podniesienia pensji domagają się reprezentanci przeróżnych branż, bo każdego, bez wyjątku, dopada rekordowa inflacja, a do oczu niepokojąco zagląda widmo głodu.

Niepewność, co do zapewnienia sobie godnej przyszłości, zagościła nawet na Wiejskiej, gdzie rozpoczęto przygotowania do podwyższenia w przyszłym roku uposażenia polityków o niemalże 8 proc. Inna rzecz, że radość nie trwała długo, a całą zabawę postanowił popsuć prezes Jarosław Kaczyński.

Widmo strajku w szpitalach

Planowana podwyżka dla polityków póki co maluje się w czarnych barwach, dzięki czemu nasi znamienici obywatele mają szansę choć raz doświadczyć tego, z czym na co dzień borykają się miliony Polaków.

Rządzący od lat mamią elektorat wizjami życia jak na zachodzie, jednak na zapowiedziach się kończy, a tym, co zbliża nas do bogatszych krajów są tylko rosnące ceny na sklepowych półkach.

Jak bumerang powraca zwłaszcza kwestia wynagrodzeń w niedofinansowanej przez wszystkie dotychczasowe ekipy służbie zdrowia. Palców u obu rąk by nie wystarczyło, by zliczyć wszystkie strajki, z którymi mierzyliśmy się w ostatnim czasie.

Szpitale będą się zadłużać

Prawo i Sprawiedliwość szło do wyborów z wizją tego, że Polacy odczują realna zmianę. Choć trochę wody w Wiśle upłynęło od objęcia władzy przez ZP, pierwszego lipca br. wprowadzono w końcu m.in. nowelizację ustawy, której założeniem było podniesienie minimalnego wynagrodzenia pracowników w ochronie zdrowia.

Problem narodził się o wiele szybciej niż powstał sam dokument. Resort Adama Niedzielskiego doskonale wiedział, że papier przyjmie wszystko i sprytnie to wykorzystał. Choć obiecano wiele, jak zawsze okazało się, że nadzieje są płonne, a to, co założono, jest niemalże niemożliwe do zrealizowania bez wsparcia, jakiego MZ nie ośmielił się zaoferować.

Według planów, pensja mgr położnictwa albo pielęgniarstwa wzrosnąć miała z 5 478 zł do 7 304 zł, pielęgniarki lub położnej wymagającej wyższego wykształcenia i specjalizacji, albo pielęgniarki, położnej ze średnim i specjalizacją do 5 775 zł zamiast 4 186 zł, a pielęgniarki ze średnim wykształceniem do 5 323 zł.

Niestety, kreśląc przyjemne dla oka i ucha wizje zapomniano, że wbrew temu, co najwyraźniej myśli prezes NBP Adam Glapiński, pieniędzy nie wystarczy dodrukować. Na dyrektorów szpitali padł więc blady strach, bo okazało się, że szpitalne kasy nadal świecą pustkami.

Obiecano podwyżki, wsparcia finansowego brak

Gdy w ubiegłym tygodniu dyrektorzy szpitali w Świętokrzyskiem dostali informacje z NFZ, o ile wzrośnie ich roczny budżet, który ma zostać przeznaczony właśnie na podwyżki i walkę ze skutkami inflacji, jasne stało się, że środki nie wystarczą na pokrycie podwyżek dla pielęgniarek i położnych.

- W stosunku do podwyżek opisanych w ustawie, to brakuje bardzo dużo. Z naszych wstępnych szacunków wynika, że zabraknie nam w granicach 300-350 tys. zł miesięcznie - powiedział PN Krzysztof Słonina, dyrektor Szpitala Powiatowego w Pińczowie.

Z kolei zadłużenie Szpitala Powiatowego w Busku-Zdroju miesięcznie będzie wzrastać o 1,3 mln zł. Ministerstwo Zdrowia i NFZ nie poczuwają się jednak do obowiązku, by wesprzeć podupadające placówki.

Ustawa pełna błędów

Nierealne zapisy to niejedyne wady przyjętej ustawy. Projektodawcy wymyślili bowiem, że podwyżki pozostaną uzależnione od kwalifikacji wymaganych na danym stanowisku. W praktyce oznacza to, że najwyższą podwyżkę otrzyma zapewne tylko pielęgniarka z magistrem i specjalizacją, a taka musi być w szpitalu jedna. Na tym nie koniec kontrowersji.

- Najwięcej skorzystały te pielęgniarki i położne, które nie podnosił swoich kwalifikacji, czyli nie działały zgodnie z ustawą o zawodzie pielęgniarki i położnej, która stanowi, że te kwalifikacji należy podnosić - ocenia dyrektor Szpitala w Busku-Zdroju.

W wyniku zamieszania okazać się może także, że salowa będzie zarabiała tyle, co wykwalifikowany pracownik w dziale księgowości w szpitalu.