"Pojechał do szpitala po zdrowie, a przywiozą go w trumnie". Rodzina pacjenta, który zmarł w pożarze, zabrała głos
- Pojechał do szpitala po zdrowie, a przywiozą go w trumnie - powiedziała matka Arkadiusza M., który spłonął w częstochowskim szpitalu. - Nie wiem, czy był przywiązany pasem bo nogi miał przykryte - dodała siostra, która widziała się z bratem na pół godziny przed tragedią.
- To do mnie nie dociera, mój syn musiał umierać w męczarniach. Co robiły pielęgniarki?- pyta w rozmowie z "Faktem" pani Irena. Oddała syna pod opiekę lekarzy w szpitalu, by ci mu pomogli, ale on z placówki już nigdy nie wyszedł.
W zeszłą niedzielę 35-letni Arkadiusz przewieziony został przez pogotowie do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego przy ul. PCK w Częstochowie na oddział neurologiczny. W środę wybuchł tragiczny pożar, w którym zginął.
Jeszcze na około pół godziny przed pojawieniem się płomieni u Arkadiusza była siostra. - Brat spał, był po dużej dawce tabletek, nie dało się z nim porozmawiać. Ręce mu zwisały swobodnie z łóżka - relacjonowała dla "Faktu" pani Żaneta.
Zginął ich syn i brat, pojawiają się pytania o bezpieczeństwo
Pożar w szpitalu w Częstochowie - mimo natychmiastowej reakcji służb - przyniósł ze sobą ofiary śmiertelne. Rodzina Arkadiusza nie może pogodzić się z tym, że ich syn i brat zginął.
Pojawiają się pytania o bezpieczeństwo pacjentów leczonych w placówce. Rodzina zmarłego w rozmowie z "Faktem" wprost mówi, że nie wie, czy zmarły Arkadiusz był lub nie przywiązany do łóżka, co znacznie utrudniało nie tylko ucieczkę, ale samą ewakuację chorego.
50-latek, który leżał z nim na sali również umarł. W stanie krytycznym trafił do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Natychmiastowy transport śmigłowcem nie pomógł, dzień później (w czwartek) z poparzeniami 85 proc. ciała mężczyzna zmarł.
Siostra pana Arkadiusza wróciła pamięcią do wizyty w częstochowskim szpitalu. Wspomniała, że kiedy odwiedzała brata ją oraz jej męża zaskoczył fakt, iż sale były pozamykane. Pielęgniarki siedzące w dyżurce po krótkiej wizycie kobiety ponownie zamknęły drzwi do sali, gdzie leżał zmarły w pożarze 35-latek.
- To wtedy, tuż po naszym wyjściu musiało dojść do tragedii - powiedziała dla "Faktu" pani Żaneta. Kobieta zwróciła również uwagę na osobę, z którą jej brat leżał na sali. To również sprawiło, iż bliscy pacjenta, który zginął w płomieniach zadają kolejne pytania.
Ogień został podłożony celowo?
W przyszłym tygodniu odbędzie się sekcja zwłok zmarłego Arkadiusza, a po nim rodzina złoży jego ciało w rodzinnej wsi. - To jest jak koszmarny sen - powiedziała matka mężczyzny.
Pani Irena w rozmowie z "Faktem" dodała, że zrobi wszystko, by osoby winne śmierci jej syna poniosły karę. - W tej sprawie jest tyle niewiadomych. Jeśli ten mężczyzna obok był przywiązany również do łóżka to jakim cudem i skąd miał zapalniczkę lub zapałki, by zapalić papierosa. A może zrobił to celowo, by podpalić salę? - powiedzieli bliscy zmarłego w pożarze szpitala pacjenta.
Artykuły polecane przez Goniec.pl:
Śmiertelny wypadek z udziałem motocyklisty na S8. Uderzył w bariery ochronne, lądował śmigłowiec LPR
Brytyjski analityk sygnalizuje zgrzyty na Kremlu. Putina władzy pozbawią jego ludzie?
Źródło: fakt.pl