Tajemnicze zatrucie w Tatrach. TOPR interweniował prawie 50 razy
W miniony weekend Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe interweniowało aż 49 razy. Spora ilość zgłoszeń dotyczyła turystów z objawami zatrucia m.in. biegunką, wymiotami czy osłabieniem. “Dochodzili do nas ostatkiem sił” - przekazali TOPR-owcy w rozmowie z Onetem.
Pracowity weekend dla TOPR
Miniony weekend był dla Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego bardzo pracowity. Ratownicy przez zaledwie 3 dni interweniowali aż 49 razy.
Łukasz zginął podczas tragedii w Poznaniu. Kolega strażaka nie mógł milczećOd piątku do niedzieli przeprowadzono 49 działań, w trakcie których udzielono pomocy 68 osobom. Najczęstszą przyczyną, przez którą nas wzywano, były upadki i potknięcia. Takiej kontuzji uległo 30 osób. Doszło też do jednego naprawdę tragicznego wypadku, na skutek którego turysta zmarł. W niedzielę z rejonu Doliny Pięciu Stawów Polskich przetransportowaliśmy też 20 osób, których stan wskazywał na infekcję wirusową - przekazał w rozmowie z Onetem Kamil Suder, ratownik dyżurny TOPR.
Tajemnicze zatrucie wśród turystów w Tatrach
W niedzielę TOPR-owcy musieli użyć śmigłowca, by ewakuować odwodnionych turystów z Doliny Pięciu Stawów Polskich oraz z okolic Morskiego Oka. Wielu z nich przejawiało objawy zatrucia pokarmowego, takie jak biegunka czy wymioty.
Pojawiły się spekulacje, że do zatrucia mogło dojść w jednym ze schronisk, które spotykamy na tatrzańskim szlaku. Te informacje zostały jednak zdementowane.
Ci wszyscy chorzy mieli objawy żołądkowej infekcji wirusowej często dużo niżej na szlaku. Dochodzili do nas ostatkiem sił i tu pomagał im dyżurujący w schronisku ratownik TOPR. On wzywał do nich pomoc. Oczywiście sanepid pewnie zbada kuchnię w schronisku, ale jestem spokojna. To nie u nas doszło do zatrucia powiedziała Onetowi Marta Krzeptowska, jedna z gospodyń schroniska w popularnej "Piątce".
Zatrucie w Tatrach - eksperci wyjaśniają
Nie żyje poszukiwany turysta z Polski. Spełnił się najczarniejszy scenariusz
Na temat tajemniczego wirusa wypowiedzieli się pracownicy stacji sanitarno-epidemiologicznej pod Giewontem. Specjaliści wskazali, że część chorych przez ostatnie dwie noce przebywała w innym tatrzańskim schronisku — Schronisku w Dolinie Roztoki.
Prowadzimy śledztwo, czy oni mogli zatruć się tam. To nie jest oczywiste, ponieważ okazuje się, że nie wszyscy członkowie tej grupy jedli tam posiłki. Do tego mamy innych zatrutych w tym samym miejscu, ale niebędących członkami tej grupy. Dlatego jest też podejrzenie, że ci ludzie mogli zatruć się, pijąc wodę z potoku płynącego w górach. Nasi inspektorzy w Zakopanem pracują i dziś wczesnym popołudniem być może będziemy już wiedzieli więcej na temat źródła tego zatrucia - przekazała Dominika Latak, rzeczniczka prasowa WSSE w Krakowie.
Z kolei ratownik dyżurny Edward Lichota przekazał w rozmowie z rmf24, że powód problemów zdrowotnych turystów może być dużo bardziej prozaiczny.
Ludzie często odwadniali się zabierając bardzo małą ilość płynów i nie dostosowując tras do własnych możliwości. Kilka osób na tyle źle się poczuło, że o własnych siłach na pewno by sobie nie poradzili. Być może to była taka wirusówka, która się między nimi rozprzestrzeniła z powodu bliskiego kontaktu - powiedział Edward Lichota.