Nowy minister Tuska stawia twardy warunek Nawrockiemu. Chodzi o ceny prądu
Nowy minister energii, Miłosz Motyka, zaledwie kilka dni po objęciu stanowiska ostrzega przed możliwym wzrostem cen prądu. Kluczowa decyzja należy teraz do prezydenta Karola Nawrockiego. Jeśli nie złoży podpisu pod kontrowersyjną ustawą, miliony gospodarstw domowych mogą odczuć wyższe rachunki jeszcze w tym roku.
Podwyżki prądu wiszą w powietrzu
Miłosz Motyka, świeżo mianowany minister energii, nie owija w bawełnę – jeśli prezydent Karol Nawrocki nie podpisze kluczowej ustawy, ceny prądu dla gospodarstw domowych mogą wzrosnąć już w tym roku. Stawki zamrożone od wielu miesięcy obowiązują tylko do końca września, a kolejne regulacje, które miały utrzymać niższe rachunki, zostały połączone z tzw. ustawą wiatrakową.
To właśnie ta decyzja wzbudza największe kontrowersje, bo przepisy liberalizujące budowę turbin wiatrowych wywołują spory polityczne i opór części samorządów. W efekcie los cen energii elektrycznej stał się elementem gry politycznej, a nie tylko ekonomicznej kalkulacji.
Prezydent Nawrocki pod presją obietnic wyborczych
Sytuacja jest o tyle trudna, że Karol Nawrocki w trakcie kampanii wyborczej obiecywał realne obniżki cen prądu, nawet o jedną trzecią. Teraz jego decyzja może przesądzić o tym, czy Polacy zapłacą mniej, czy więcej za energię w nadchodzących miesiącach.
Podpisanie ustawy pozwoliłoby rządowi utrzymać zamrożenie stawek i przedstawić to jako sukces prezydenta, jednak weto oznaczałoby automatyczny wzrost rachunków.
W tle pojawia się pytanie o wiarygodność obietnic wyborczych i o to, czy polityczne spory wokół energii wiatrowej nie przesłonią realnych potrzeb milionów gospodarstw domowych, dla których każda podwyżka jest obciążeniem budżetu.
ZOBACZ TAKŻE: Kreml ogłasza decyzję. Nowy ambasador Rosji obejmie placówkę w Warszawie
Kiedy możemy spodziewać się zmian w rachunkach?
Obecna regulacja gwarantuje, że cena energii elektrycznej dla gospodarstw domowych wynosi 50 groszy za kilowatogodzinę. Ten limit obowiązuje jednak tylko do 30 września. Jeśli nowa ustawa nie zostanie podpisana, stawka automatycznie powróci do poziomu taryfowego – obecnie 63 groszy netto za kWh.
Eksperci szacują, że dla przeciętnej rodziny oznaczałoby to około 20 zł miesięcznie więcej, co w skali roku daje nawet kilkaset złotych dodatkowych wydatków.
Choć kwota ta może wydawać się niewielka, w połączeniu z rosnącymi kosztami życia i cenami innych mediów (gaz, ogrzewanie, żywność) może stać się poważnym obciążeniem domowych budżetów. Decyzja prezydenta musi więc zapaść szybko, bo od niej zależy, czy od października Polacy zobaczą w rachunkach drastyczną zmianę.