Nie mogli uwierzyć, w jakim stanie ksiądz przyjechał na pogrzeb. "Czerwony na buzi, spuchnięty"
Uroczystość pogrzebowa to niezwykle newralgiczny moment dla bliskich osoby zmarłej. Nie dziwi więc wściekłość pewnej rodziny z województwa warmińsko-mazurskiego, która postanowiła swoimi negatywnymi doświadczeniami podzielić się z redakcją Interii. Powodem frustracji był stan księdza, który miał poprowadzić pogrzeb.
Ksiądz brzmiał jakby dopiero się obudził
Bulwersującą sprawę opisuje Interia, do której zgłosiła się pewna rodzina z województwa warmińsko-mazurskiego. Jak dowiadujemy się, 11 marca br. zmarł pan Zygmunt. Wyprowadzenie ciała z domu zaplanowano na wtorek 14 marca, na godzinę 13:40. Zgodnie z założeniami bliskich, 20 minut później miała się odbyć msza święta oraz pochówek na cmentarzu w Cimochach w powiecie oleckim.
Żałobnicy umówili się z proboszczem jednej z lokalnych parafii, że odbiorą go spod kościoła o godzinie 13:30. I tu zaczynają się kłopoty.
- Zadzwoniliśmy też, żeby wiedział, że już wujek po niego jedzie. Nie odbierał telefonu - relacjonuje w rozmowie z portalem członek rodziny zmarłego. Duchowny odebrał dopiero od pracownika zakładu pogrzebowego.
- Brzmiał, jakby dopiero się obudził. Mówiliśmy, że czekamy na niego, a on pytał, gdzie czekamy. Nie dało się z nim rozmawiać. Później zaczął powtarzać "już jadę, już jadę", kiedy to my od początku mieliśmy go odebrać, więc czemu sam chciał gdzieś jechać? - opisuje jeden z bliskich pana Zygmunta.
Lidl rozbił bank, takich okazji dawno nie było. Polacy będą walić drzwiami i oknami
"Czerwony na buzi, spuchnięty, czuć było od niego alkohol"
Jeden z członków pogrążonej w żałobie rodziny ostatecznie pojechał po księdza. Jak się okazało, duszpasterz nie był w najlepszej kondycji.
- Wujek zadzwonił i przekazał nam, że proboszcz jest nietrzeźwy. Ledwo wyszedł z plebanii. Podziękował mu i powiedział, żeby nie przyjeżdżał do domu, gdzie wszyscy oczekiwaliśmy na wyprowadzenie - dowiadujemy się.
Ze względu na powagę sytuacji rozpoczęły się poszukiwania innego duchownego. Bliskich zmarłego niepokoił dodatkowo stan zdrowia jednej z seniorek. - Babcia ma problemy z sercem. Baliśmy się, że coś się jej stanie - wspominają autorzy relacji.
Kiedy finalnie udało się znaleźć zastępstwo dla niesfornego duszpasterza, ten niespodziewanie pojawił się w domostwie, z którego miało być wyprowadzone ciało. - Przywiózł go inny mieszkaniec samochodem. On nie mógł z niego wysiąść. Wstawał z siedzenia trzy razy. Czerwony na buzi, spuchnięty, czuć było od niego alkohol. Był ubrany w szaty i chciał pogrzeb prowadzić. Jakby nic się nie stało - nie kryła oburzenia rodzina.
Pijany ksiądz, na prośbę rodziny by ten oddalił się, miał odmówić. - Wujek się zdenerwował i padły gorzkie słowa. Był bardzo zdenerwowany, że tak ksiądz proboszcz zbezcześcił zmarłego człowieka. Ostatecznie został wepchnięty do samochodu i odjechał - czytamy.
Ksiądz usunięty w trybie natychmiastowym
Pogrzeb się odbył, mimo to niesmak pozostał. - Jest nam niezwykle przykro, że doszło do takiej sytuacji. W dniu, w którym byliśmy pogrążeni w żałobie. Nigdy nie zapomnimy tego, jak bezczelnie zachował się ksiądz proboszcz - tłumaczą żałobnicy.
Sprawa została zgłoszona do ełckiej diecezji. Rodzina pana Zygmunta liczy, że przełożeni ukarzą duchownego. - Oczekujemy, że proboszcz odpowie za swoje zachowanie. To jest skandal, że nikt się jeszcze tym księdzem nie zajął - podkreśla rodzina w kontekście informacji, że to nie pierwszy tego typu wybryk tego księdza.
Jak poinformowało lokalne Radio 5, wobec duszpasterza wyciągnięto konsekwencje - biskup Jerzy Mazur usunął księdza proboszcza z parafii w trybie natychmiastowym. - Wszystko wskazuje na to, że tego dnia duchowny mógł być pod wpływem alkoholu. Takie zachowanie jest naganne i niedopuszczalne. Wyrządził wielką szkodę wiernym i Kościołowi. Jest mi bardzo przykro z tego powodu - powiedział lokalnym dziennikarzom ks. Marcin Maczan, kanclerz ełckiej kurii.
Źródło: Radio 5/ Interia