Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Fakty > Aneta Modrzejewska o cenach warzyw: "Uzależnianie się od importu zostanie wykorzystane przeciwko naszemu portfelowi"
Ada Rymaszewska
Ada Rymaszewska 08.03.2023 19:38

Aneta Modrzejewska o cenach warzyw: "Uzależnianie się od importu zostanie wykorzystane przeciwko naszemu portfelowi"

Aneta Modrzejewska
Marek BAZAK/East News, Instagram/amarylisum

Rolnictwo to dla niej nie tylko świadomie wybrany zawód, ale także sposób na życie. Na co dzień w przystępny sposób przełamuje wszelkie stereotypy dotyczące tej kojarzonej tradycyjnie z mężczyznami profesji, a w wolnych chwilach zatraca się w arkanach zielarstwa. Aneta Modrzejewska, która z powodzeniem prowadzi z mężem gospodarstwo ziemniaczano-zbożowe w woj. łódzkim, opowiedziała nam o swojej pracy i wytłumaczyła, dlaczego warzywa są obecnie tak drogie.

Aneta Modrzejewska zdradza sekrety rolnictwa

Aneta Modrzejewska zawodowo zajmuje się rolnictwem, o czym z pasją opowiada na Instagramie. Wpisy na profilu o nazwie amarylisum pokazują kulisy pracy, jaką nasza rozmówczyni i jej mąż wykonują każdego dnia. 

Czy zechciałaby Pani zdradzić, czy rolnictwo to dla Pani rodzinna tradycja, czy wybór?

Aneta Modrzejewska: Oboje z mężem pochodzimy z rodzin rolniczych, ale to jego tradycję rodzinną podtrzymujemy. Ja z wykształcenia jestem specjalistą zarządzania jakością po Zarządzaniu i Inżynierii Produkcji Politechniki Łódzkiej. Nie jestem rolniczką z zawodu, wykształcenia. Jestem jednak rolniczką z wyboru, na podstawie bardzo wielu różnych czynników.

Produkcją jakich roślin zajmuje się Pani gospodarstwo? Czy ta praca daje Pani satysfakcję? Wszak nie od dziś wiadomo, że ten zawód nie należy do łatwych.

A: Nasze gospodarstwo zajmuje się uprawą ziemniaków oraz zbóż, rzepaku i ostatnio kukurydzy. 
Jest to zawód wymagający, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Bardzo dawno odeszliśmy w rolnictwie od czasów, gdy na gospodarstwie zostawał syn, który najgorzej się uczył, bo z inną pracą sobie nie poradzi. Teraz łatwiej poradzić sobie zawodowo w wielu innych miejscach pracy niż na własnej roli.  Mimo wielu trudów jest to praca przynosząca satysfakcję, kiedy osiągnie się plony większe niż zakładane, uda się wprowadzić nowe udogodnienia systemu produkcji, czy zyskownie sprzeda plony.

Czy spotyka się Pani z frustracją, jako że w rolnictwie nie na wszystko ma się wpływ? Chociażby warunki pogodowe (susze, mrozy, ulewy i wichury) niekiedy potrafią zniszczyć całe uprawy, a to przecież ogromny nakład pracy.

A: Kiedy jest się rolnikiem nie ma się wpływu na wszystkie aspekty prowadzonej działalności. Bardzo znaczącym czynnikiem w naszej pracy jest pogoda, a zdarza się, że jest ona czynnikiem decydującym. Wbrew temu, co myśli wiele osób nasza praca nie polega na wysianiu zboża, posadzeniu ziemniaków i beztroskim siedzeniu w oczekiwaniu na plon. Każda uprawa wymaga swoich zabiegów agrotechnicznych, często wielokrotnych. To nakład pracy, czasu i pieniędzy. Nie jest więc niczym dziwnym, że utrata plonów z powodu zjawisk atmosferycznych jest przyczyną frustracji. O ile suszy jesteśmy do pewnego stopnia zaradzić poprzez nawadnianie plantacji (o ile jest to opłacalne), tak z deszczami nawalnymi i ich skutkami już trudno sobie poradzić. Każdy prowadzący własną działalność gospodarczą powie, że utrata własnych zysków z powodów niezależnych od własnej pracy jest frustrująca. 

Poważne zmiany w Biedronce, zacznie się już za chwilę. Klienci muszą o tym wiedzieć

Gotujmy sezonowo i lokalnie

Klienci kupujący owoce i warzywa zazwyczaj rozumieją obiektywne trudności rolników. Niestety, obecne, szalone wręcz ceny tych dóbr wywołują sporą irytację, która skierowana jest m.in. wobec przedstawicieli Pani zawodu. Czy to rzeczywiście rolnicy windują ceny swoich produktów?

A: Aby odpowiedzieć na to pytanie w sposób rzetelny, wybrałam się do kilku sklepów mniejszych i większych sieci. Rozumiem, że nikogo nie irytują ceny bananów, pomarańczy, czy awokado, a irytują ceny warzyw czy owoców, które uznajemy za rodzime. Ostatnio media podają informacje o rekordowych cenach papryki czy cebuli.

Co jednak widzimy w marketach czy supermarketach? Papryka z Hiszpanii albo Izraela. Rzodkiewka z Włoch. Cukinia z Hiszpanii albo Maroko. Cebula z Niemiec albo Holandii.

Papryka, rzodkiewka i cukinia to warzywa, na które nie mamy w Polsce aktualnie sezonu uprawowego, a dodatkowo są to warzywa o krótkim możliwym okresie przechowywania. O ile cebula czy ziemniak dobrze znoszą długie przechowanie, nawet kilkumiesięczne, tak rzodkiewka czy cukinia nawet zerwane świeżo z ogrodu nie nadają się do przechowania przez kilka miesięcy, a nawet tygodni.

Wniosek z tego wypływający jest taki, że musimy je sprowadzić z krajów o cieplejszym klimacie, co zresztą widać patrząc na wymienione przeze mnie kraje. Co roku o tej porze roku papryka i cukinia są bardzo drogie. Jeśli uwzględnimy wyższe koszta transportu z odległych krajów, inflację, tendencję do maksymalizacji zysków sieci handlowych to mamy w wyniku tego dużo wyższe koszta żywności.

Tym samym chciałabym zachęcić wszystkich, by gotować sezonowo i z lokalnych warzyw. Papryka jest najtańsza i najświeższa w sierpniu i wrześniu, truskawki w czerwcu, a jarmuż po przymrozkach. Ostatnią osobą, która narzuca wysokie ceny swoich produktów jest rolnik, ale im dłuższy kanał dystrybucji, tym wyższa cena.

Jeszcze kilka lat temu dieta owocowo-warzywna gwarantowała nie tylko zdrowie, ale i spore oszczędności. Obecnie jest wręcz odwrotnie - ceny płodów polskich ziem są niebywale drogie. Co według Pani jest tego przyczyną?

A: Wracając do tego co przedstawiłam we wcześniejszych słowach, to co w tej chwili jest niebywale drogie to w zdecydowanej większości płody ziem o zdecydowanie cieplejszym klimacie niż nasz.

Oczywiście, również polskie warzywa i owoce mają wyższe ceny, ale czy są one narzucone przez rolnika? Kupuję jabłko prosto z przechowalni sadownika po 1 zł za kilogram, a w sklepie widzę ceny od 3 zł do 4,5 zł. Ziemniak od rolnika to średnio 1 zł za kilogram, a w sklepach cena to 2-2.5 zł. Tak wygląda przełożenie ceny u rolnika na cenę w sieci supermarketów.

Wiem jednak, że i nasze warzywa i owoce były w ubiegłym roku droższe i przewiduję, że będą również w następnym sezonie. Wynika to ze wzrostu cen środków niezbędnych do produkcji. Wzrost cen nawozów, środków ochrony roślin, maszyn, prądu, materiału siewnego, wzrost kosztów pracowniczych. Opłacalność produkcji to być albo nie być dla gospodarstwa. Nie możemy nieustannie osiągać strat, bo nie odliczymy ich sobie od podatku, tylko straci na tym nasze gospodarstwo. A w bardzo wielu przypadkach to strata dla całej rodziny, bo większość gospodarstw rolnych w Polsce to gospodarstwa rodzinne.

Wiem, że jesteśmy nauczeni przez kolejnych polityków hasła "jak im nie pasuje niech zmienią pracę, niech wyjadą". Jednak odejście z gospodarstwa najczęściej jest drogą bez odwrotu, bo wartość odtworzeniowa dla gospodarstwa jest bardzo wysoka, zależnie od typu gospodarstwa i charakteru produkcji. Nie jest łatwo zacząć prowadzić działalność rolniczą od zera, nie wiem czy jest to w ogóle wykonalne. Trzeba pamiętać, że jak na gospodarstwa rodzinne przystało do naszego majątku zaliczany jest dorobek pokoleń.

Czy mogłaby Pani na wybranym produkcie - np. papryce, opisać jej drogę od momentu sprzedaży przez rolnika aż do zakupu przez klientów w supermarkecie? Rolnicy wciąż narzekają, że są zmuszeni tanio sprzedawać swoje produkty, więc w którym momencie ich cena tak drastycznie się zwiększa? Czy wyłącznie kwestia przetrzymywania ma na to duży wpływ?

A: Akurat papryki nie uprawiamy w naszym gospodarstwie, więc nie mogę opisać jej drogi jak rolnik żyjący z jej uprawy. Tym samym nie będę udawać ekspertki od wszystkiego. 
Mogę za to opisać drogę ziemniaka od pola do zakupu w sklepie. A właściwie trzy drogi, które się różnią między sobą na pewnych poziomach.

Jeśli kupujemy ziemniaki w osiedlowym warzywniaku to możemy trafić na sprzedawcę, który kupuje bezpośrednio od rolnika na giełdzie lub rolnik sam przywozi mu swoje plony. Inny sprzedawca kupuje te ziemniaki w hurtowni, do której te ziemniaki przywozi rolnik, albo pośrednik, który nabył je od rolnika. Mamy więc dwa, trzy lub cztery ogniwa procesu logistycznego, w tym trzy niezwiązane z produkcją warzywa.

Kolejną opcją niech będzie polski ziemniak dostępny w sprzedaży sieci supermarketów. I tutaj również sprawa nie jest taka oczywista. Możemy bowiem kupić ziemniaka, który został wyprodukowany, wysortowany, spakowany w gospodarstwie specjalizującym się w wysokospecjalistycznej produkcji ziemniaka. Potem ten ziemniak trafia do centrum dystrybucyjnego danej sieci i następnie do odpowiedniego sklepu. Możemy też kupić ziemniaka, który od rolnika trafia do firmy zajmującej się przygotowaniem towaru dla sieci handlowej. Jest tam odsortowany, spakowany, wysłany do centrum dystrybucyjnego i dopiero do sklepu. Czyli mamy 2 albo 4 ogniwa.

A teraz przejdźmy do opcji z ziemniakiem sprowadzonym spoza granic naszego kraju, który trafia do supermarketu. Od rolnika trafia poprzez (przynajmniej jednego) pośrednika do transportu międzynarodowego, następnie do przepakowania, centrum dystrybucyjnego i na sklepową półkę. Może być także wysłany przez pakowalnię do naszego centrum dystrybucyjnego o stamtąd trafić do sklepu. To 5-7 ogniw (może być więcej) i wiele kilometrów drogi. Rolnik sprzedający ziemniaka w hurtowych ilościach ma naprawę najmniej do powiedzenia w kwestii ceny.

Rolniczka radzi zakupy z głową. "Jako konsumenci musimy wymagać"

Ceny warzyw sezonowych jeszcze nie są tak drastycznie wysokie, natomiast poza sezonem są już zatrważające. Co wówczas wpływa na ich podwyższoną cenę? Przeciętnemu klientowi trudno przecież zrozumieć, że warzywa i owoce sprowadzane z zagranicy (np. banany z Ekwadoru) są tańsze, niż pomidory czy gruszki spod Sandomierza.

A: Jak sama nazwa mówi, są to warzywa i owoce sezonowe, czyli występują w trakcie swojego sezonu. Nauczyliśmy się, że w sklepach wszystko jest dostępne cały czas. Truskawki w lutym, borówka w marcu, papryka w lutym i pomidor w grudniu. Skoro mówimy o warzywach i owocach sezonowych, to znaczy, że czas kiedy mamy do nich bardzo dobry dostęp, a w związku z tym dobrą cenę jest stosunkowo krótki w ciągu roku. Szczególnie kiedy mówimy o produktach delikatnych, nietrwałych, o krótkim możliwym czasie przechowania.

Skoro więc życzymy sobie warzyw i owoców poza ich sezonem występowania musimy je przetworzyć w różny sposób albo kupować sprowadzane z innego końca świata w wysokiej cenie. Jak podałam na początku rozmowy, nie znalazłam nigdzie w sklepie polskiej papryki, bo ona będzie dostępna od lipca do października, ale nie w lutym czy marcu. Podobnie jak pomidor czy cukinia, nie mamy w tej chwili dostępu do produktów polskich, więc sklepy oferują nam hiszpańskie, izraelskie czy marokańskie.

Tak więc te znane nam polskie warzywa i owoce poza sezonem nie istnieją, a za cenę sprowadzonych z innych krajów nie odpowiadają polscy rolnicy. Dlatego tak ważne jest czytanie etykiet.

W wielu przypadkach klienci za wysokie ceny obwiniali popularne dyskonty i sklepy wielkopowierzchniowe, jednak po wizycie na bazarze widzieli, że tam również ceny niczym się nie różnią. Jak w prosty sposób to wyjaśnić?

A: Po pierwsze, to, że ktoś sprzedaje warzywa na bazarze nie znaczy, że je produkuje. Może to być sprzedawca kupujący oferowane przez siebie warzywa i owoce w hurtowni albo na giełdzie towarowej. Wcale nie musi on być rolnikiem produkującym sprzedawany towar.

Po drugie, zastanówmy się, czy w supermarkecie i na bazarze mamy do czynienia z takim samym towarem? W czerwcu, kiedy bazary są pełne rodzimych truskawek to w supermarkecie w większości spotykamy nadal truskawki importowane. Mimo tego świeże polskie truskawki są co roku tańsze niż sprowadzone przez supermarkety z Hiszpanii. A stosunek jakości i świeżości wypada na korzyść polskich. Podobnie będzie z wieloma innymi warzywami czy owocami. Nawet jeśli będziemy mówić o porównywalnej cenie, to jakość i świeżość produktów na bazarze będzie w zdecydowanej większości lepsza. W ostatnim czasie burzę na moim Instagramie wywołały zdjęcia zielonych ziemniaków w sieci supermarketów. Zielony ziemniak jest trujący, a mimo tego jest dostępny w sprzedaży. Nikt na bazarku sobie na to nie może pozwolić.

Po trzecie nie da się ukryć, że mechanizm wyrównywania się cen wynika też z  nierównej sytuacji sprzedających na bazarze, którzy są małymi podmiotami. Nie mają oni wielkich możliwości zakupowych jak i sprzedażowych. Natomiast sieci handlowe dyktują cenę zakupu towarów poprzez skalę zamówień (poprzez zawieranie umów długoterminowych, organizowanie promocji kosztem kontrahentów). Mniej obawiają się także niesprzedania części towaru, ponieważ mogą to odliczyć jako stratę.

Podpowiem także, że można szukać rolników sprzedających swoje produkty w ramach RHD czyli Rolniczego Handlu Detalicznego. Może czasami będzie drożej niż w supermarkecie, ale z pewnego źródła, doskonałej jakości, tworząc relacje społeczne i mogąc dowiedzieć się jak dane warzywo, owoc rosło.

Papryka jest ostatnio niekwestionowaną królową podwyżek. Podczas zakupów w Lidlu za jedną sztukę tego luksusowego (jak się teraz wydaje) warzywa trzeba zapłacić tyle, ile za trzy kilogramy kapusty. Co wpłynęło na tak dynamiczną i dotkliwą podwyżkę akurat tego warzywa?

Bardzo zaciekawiło mnie to porównanie z kapustą. Żeby porównać te dwa warzywa potrzebujemy zestawić je ze sobą na porównywalnych warunkach.

Zacznijmy od kraju pochodzenia. Papryka z pewnością nie będzie polska, gdyż jej sezon zaczyna się w lipcu, a kończy mniej więcej w październiku. Tymczasem kapusta w tej chwili w większości sklepów (nie wiem jak w tym konkretnym Lidlu) jest warzywem pochodzącym z Polski. Tym samym jest mniej obciążona kosztami transportu. Papryka jest warzywem dość nietrwałym, po zerwaniu jej okres, kiedy powinna być zjedzona to około 3 tygodnie. Natomiast kapusta jest warzywem o długim czasie przechowywania. Od jesieni aż do wiosny bardzo dobrze radzi sobie w specjalnych przechowalniach. Tym samym nie ma konieczności szybkiej sprzedaży po osiągnięciu dojrzałości. Kapusta oczywiście w czasie wegetacji wymaga nawożenia, ochrony, podlewania, ale jest mniej kosztochłonna niż papryka.

Czy więc możemy je porównać na podstawie samej ceny? Jeśli nie znamy procesu uprawy, przechowania, kraju pochodzenia, to zdecydowanie nie możemy.

Cena papryki patrząc rok do roku zwykle w lutym-marcu kształtowała się na poziomie 20 zł, z okresowymi wahaniami. W tym roku uwzględnijmy inflację, wzrost kosztów transportu międzynarodowego i nie będzie nas dziwić cena 25 złotych. Ta papryka, która kilka dni temu kosztowała 35 zł za moment wróci do średniej tegorocznej, bo zacznie kończyć się jej świeżość. I pewnie będzie na promocji po 19.99.

Dodam jeszcze na koniec, że zawsze kiedy będziemy uzależniać się od produktów pochodzących z importu zostanie to wykorzystane przeciwko naszemu portfelowi. Daleko tak ważne jest utrzymanie rodzimego rolnictwa, które jest konkurencyjne jeśli chodzi o jakość warzyw i owoców. Ponadto, jako konsumenci musimy wymagać od sieci supermarketów, by to co nam oferują było przede wszystkim wysokiej jakości oraz lokalne przed importowanym. 

Śledź najnowsze newsy na Twitterze Gońca.

Źródło: Goniec.pl

Tagi: Inflacja