Ojciec bił, matka milczała. Dwuletni Szymonek z Będzina miałby dziś 14 lat
Szymonek z Będzina, nazywany też przez media Szymonkiem z Cieszyna, na zawsze zapisał się w świadomości Polaków. Dwuletni chłopczyk, który w 2010 roku został skatowany przez ojca i utopiony w stawie, dziś byłby już nastolatkiem. Jaką kochałby muzykę? Czy miałby grono oddanych przyjaciół? Tego nie dowiemy się nigdy. Szymonek zginął, bo nie "słuchał poleceń" i głośno płakał. Rodzice otrzymali relatywnie niskie wyroki.
W lutym minęło dwanaście lat od tragedii, która rozegrała się w Będzinie. W 2010 roku Jarosław R. skatował swojego dwuletniego synka. Mężczyzna uderzył dziecko w brzuszek tak mocno, że uszkodził narządy wewnętrzne dziecka. Matka chłopca, Beata Ch. beznamiętnie przyglądała się jego kilkunastogodzinnemu cierpieniu.
Szymonek z Będzina umierał w męczarniach
Szymonek z Będzina zmarł 27 lutego 2010 roku. Rodzice spakowali ciało dziecka i wrzucili je do stawu w Cieszynie. Przed blisko dwa lata odrywali przed światem spektakl, który miał na celu ukrycie makabrycznego czynu. Beata Ch. i Jarosław R. pobierali świadczenia socjalne na syna, a bliskim i sąsiadom opowiadali, że maluch nie wychodzi z domu, bo jest chory.
W połowie marca na zwłoki dwulatka natrafili chłopcy spacerujący w pobliżu cieszyńskiego stawu. Sprawa od początku była bardzo zagadkowa. Podczas śledztwa najważniejsze dla policjantów było odnalezienie odpowiedzi na pytanie, kim są rodzice dziecka.
Pośmiertna fotografia Szymonka - wtedy znanego opinii publicznej jako Jaś - pojawiła się we wszystkich mediach, wisiała w przychodniach, na słupach ogłoszeniowych i witrynach sklepów. Na tamten moment wszystkie wysiłki poszły jednak na marne.
Policjanci długo zastanawiali się nad narodowością rodziców dziecka. Podejrzewano nawet, że Szymonek może być porzuconym synem bułgarskiej prostytutki. Funkcjonariusze sporządzili listę mieszkań w województwie śląskim, w których zamieszkiwali chłopcy w podobnym wieku i metodycznie pukali od drzwi do drzwi, przeprowadzając wywiady z mieszkańcami.
Policjanci sprawdzili ubrania, w które ubrany był malec i wykonali badania DNA włosa, który został odnaleziony na jego ciele. Dzięki tej procedurze eksperci wytypowali siedem osób, których kod DNA jest podobny do kodu DNA dwulatka. Wszystko na nic. Ciało chłopczyka ostatecznie spoczęło w bezimiennym grobie.
- Wszystko działo się na "moim biurku". Pierwszą miejscowością na naszej liście był Będzin. Badaliśmy wtedy jeden z bardzo obiecujących wątków w Cieszynie. Powiedzieliśmy wtedy sobie, że jeśli tam niczego nie ustalimy, wrócimy do tej listy. Nie zdążyliśmy. Wystarczył jeden telefon do MOPS-u. Telefon, na który tak długo czekaliśmy - relacjonował w rozmowie z mediami jeden ze śledczych, który pracował przy sprawie.
O tym, że śledczy poznali w końcu tożsamość Szymonka, zdecydował splot wydarzeń. Jedna z sąsiadek rodziców dwulatka powiadomiła MOPS, że dawno nie widziała chłopczyka, a matka nie umie sensownie wyjaśnić jego nieobecności. Kilka dni przed zatrzymaniem Jarosław R. i Beata Ch. umówili się na spotkanie z pracownikiem socjalnym. Wkrótce zniknęli.
Dwa lata po zaginięcie zdjęcie dziecka zaniosła na komendę jego babcia. Policjanci od razu zauważyli podobieństwo dwulatka z fotografii do chłopca, którego ciało zostało odnalezione w stawie w Cieszynie. Na rodziców Szymonka natrafili po kilku dniach poszukiwań.
Ojciec bił, matka milczała
Beata Ch. i Jarosław R. nie przyznali się do zarzucanych im czynów. Lokalna społeczność nie dała im wiary. Ludzie, na widok rodziców Szymonka, pluli i wykrzykiwali obelgi. Napięcie było ogromne, a funkcjonariusze robili wszystko, by nie doszło do samosądu.
Dlaczego śledczy wcześniej nie zorientowali się, że Szymon jest chłopcem z Cieszyna? Andrzej Gąska z biura prasowego śląskiego garnizonu policji w 2012 roku przyznał, że w chwili kontroli w mieszkaniu pary przebywało tyle dzieci, ile wynikało z danych meldunkowych. Podczas pierwszej z wizyt matka skłamała, że syn przebywa w szpitalu. Policjant uwierzył.
Z ustaleń funkcjonariuszy wynika, że Szymonek umierał w męczarniach przez trzy dni. Dziecko miało wysoką gorączkę, biegunkę, wymiotowało i napotykało problemy z oddawaniem moczu. Zapalenie płuc potęgowało dokuczliwe duszności. Sekcja zwłok wykazała, że ojciec, uderzając dwulatka, uszkodził mu jelito cienkie.
- Ból towarzyszył dziecku przez cały czas, narastał, to nie była szybka śmierć - wyjaśniał dr hab. Tomasz Koszutski, chirurg i urolog dziecięcy, ordynator w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka. - Nawet godzinę przed zgonem była szansa uratowania jego życia, gdyby trafił na oddział intensywnej terapii - dodał.
Rodzice jednak nie zabrali Szymonka do szpitala, mimo że budynek znajdował się zaledwie czterysta metrów od ich miejsca zamieszkania. Beata Ch. i Jarosław R. zostali zatrzymani w 2012 roku. Proces ruszył rok później w Sądzie Okręgowym w Katowicach.
Przed sądem Beata Ch. i Jarosław R. przerzucali się oskarżeniami, które z nich uderzyło Szymonka. Ojciec utrzymywał, że to matka kopnęła dziecko, gdy to załatwiło się w pieluchę. Beata Ch. z kolei twierdziła, że to Jarosław R. chciał uciszyć synka w tak brutalny sposób.
Nieścisłości pojawiały się także w kwestii tego, które z nich zdecydowało o utopieniu ciałka dziecka. Śledczy ustalili, że w chwili ukrywania zwłok rodzicom towarzyszyły dwie młodsze córki. Zbrodnia prawie wydała się, gdy nadszedł czas szczepień. Beata Ch. oszukała jednak wszystkich, zabierając do przychodni wnuka będącego w podobnym wieku co Szymon.
Wyroki oburzyły opinię publiczną
Prokurator zażądał dożywocia dla rodziców Szymonka. Sąd Okręgowy w Katowicach zdecydował ostatecznie, że Beata Ch. trafi za kratki na 10 lat, a Jarosław R. - na 12 lat. Para została zobowiązana również do zwrotu gminie Będzin 3,6 tys. zł za wyłudzenie zasiłków rodzinnych na nieżyjące dziecko.
W 2018 roku Sąd Apelacyjny w Katowicach podwyższył wyroki, skazując Beatę Ch. na 13 lat pozbawienia wolności, a Jarosława R. na 15 lat pozbawienia wolności. Ciałko Szymona - mimo wysiłków babci - wciąż spoczywa w Cieszynie. W listopadzie 2019 roku na nagrobku pojawiły się personalia chłopczyka, a także daty jego urodzin i zgonu.
- Chłopczyk żył około dwa lata. Tak bardzo bić chciało twe maleńkie serce, do życia się rwało... Zgasło w poniewierce - wyryto na zimnym kamieniu.
Artykuły polecane przez Goniec.pl:
Lubelskie: Ksiądz oszukany w niebywały sposób. W ręce złodziei wpadła niebagatelna kwota
Podkomisja smoleńska słono kosztuje polskiego podatnika. Ujawniono zatrważające kwoty
Źródło: Goniec.pl