Niepokojące doniesienia ws. syna Tomasza Komendy. Nie ma nawet na buty
Niedawno matka Tomasza Komendy oraz brat udzielili szczerych wywiadów, w których opowiedzieli o nieznanych do tej pory szczegółach z życia zmarłego 46-latka. Teraz głos w sprawie zabrał Grzegorz Collins, który wraz z bratem pomogli mężczyźnie, gdy ten opuścił więzienne mury. Zdradził, że musieli zabezpieczyć finansowo syna Tomasza Komendy.
Tomasz Komenda - historia bez szczęśliwego zakończenia
Historia Tomasza Komendy zdecydowanie jest ponura i nie napawa optymizmem, choć po trudnym i pełnym nieprzyjemnych doświadczeń czasie mogło się wydawać, że wszystko zmierza ku dobremu. Mężczyzna przed laty został skazany za tzw. zbrodnię miłoszycką, która dotyczyła gwałtu oraz zabójstwa 15-letniej Małgosi, która zginęła w noc sylwestrową na przełomie 1996 i 1997 roku. Oskarżony, a następnie skazany został za ten czyn Tomasz Komenda. Jak się okazało po latach - niesłusznie.
Wówczas heroiczną walkę o skazanego syna rozpoczęła Teresa Klemańska, która cały czas wierzyła, że mężczyzna jest niewinny. Ostatecznie, pomimo licznych rozczarowań i wielu wypłakanych łez, Tomasz Komenda w 2018 roku wyszedł na wolność. Stało się to tuż po tym, jak został uniewinniony przez Sąd Najwyższy.
Za niesłusznie odsiedziany wyrok otrzymał bajońskie zadośćuczynienie, wynoszące ponad 12 milionów złotych. Nie ukrywał jednak, że żadne pieniądze nie są w stanie oddać mu straconych za kratami lat, o czym przypomniał w “Uwadze” TVN.
Żadne pieniądze nie wynagrodzą mi tego, co straciłem. Czy to 12, czy 18 milionów, to tylko moneta. Moich lat nikt już nie wróci - mówił.
Mimo to starał się ułożyć sobie życie poza więziennymi kratami. Poznał Annę Walter i dość szybko pojawiła się informacja, że spodziewają się dziecka. W 2020 roku na świat przyszedł syn Tomasza Komendy. Niestety narzeczeni ostatecznie postanowili się rozstać.
Historia, która mogłaby zakończyć się zupełnie inaczej, brutalnie została przerwana przez śmierć. Tomasz Komenda zmarł 21 lutego 2024 roku w wieku 46 lat. Mężczyzna zmagał się z nowotworem płuc.
Niebywałe, jaki jest Kuba Badach za kulisami "The Voice". Na jaw wyszła zaskakująca prawda Mało kto wie, kim jest ojciec Barona. To ceniony artysta, Polacy będą ogromnie zaskoczeniTeresa Klemańska gorzko o testamencie po Tomaszu Komendzie
Teresa Klemańska, która dzielnie walczyła, by jej syn opuścił więzienie, musiała pożegnać się z nim na zawsze. W programie “Uwaga” TVN przed kamerami wspominała Tomasza Komendę, ubolewając jednocześnie nad jego przedwczesną śmiercią i pustką, która powstała po jego odejściu.
Mogę mówić tylko do zdjęcia, ale mam nadzieję, że on mnie słyszy. Kocham go, tęsknię, nie umiem bez niego żyć. Ja się z Tomka śmiercią nie pogodziłam i nigdy nie pogodzę, Ja nie wierzę, że on nie żyje - mówiła.
ZOBACZ TAKŻE: Nie żyje znana polska artystka, smutne wieści obiegły kraj. Jej śmierć załamała wielu widzów
Jak podaje “Gazeta Wyborcza”, powołując się na wypowiedź Teresy Klemańskiej, niedługo po tym, jak Tomasz Komenda opuścił więzienie, zaczął się odsuwać od matki. Kobieta uważa, że do takiego zachowania mógł przyczynić się jej syn, Gerard. Wspomniała również, że chciała być obecna podczas odczytywania testamentu po 46-latku i podjęła działania, by mogła uczestniczyć w tym wydarzeniu. Wniosek złożony przez nią został odrzucony, lecz Teresa Klemeńska wierzy, że prawo będzie po jej stronie i ostatecznie będzie mogła zjawić się w wyznaczonym miejscu. Podkreśliła jednak, że robi nie dla pieniędzy.
Muszę poznać treść testamentu. Nie wierzę, że Tomek nie zwrócił się do mnie, nie zwrócił się do braci, żadnego słowa nam nie zostawił. Ja nie chcę żadnych pieniędzy, nie chcę nic. Tylko chciałabym się z nim pożegnać - przekazała matka zmarłego 46-latka.
Głos w tej sprawie zabrał również brat Tomasza Komendy, Krzysztof Klemański. W rozmowie z “Gazetą Wyborczą” zdradził, że częściej mieli kontrakt wtedy, gdy mężczyzna siedział niesłusznie za kratami, niż wtedy, gdy opuścił więzienne mury. Wspomniał, że raz zobaczył go na ulicy i chciał porozmawiać, lecz został zlekceważony.
Zachowywał się, jakby nawet mnie nie rozpoznawał. Zapytałem, co takiego zrobiłem, że tak mnie traktuje, co zrobiła mama, tato. A on tylko, że nie będzie rozmawiał i poszedł. A później usłyszałem od naszego najstarszego brata, że go wtedy pobiłem. Jego żona jeszcze dodała, że jestem bezczelny, bo go oplułem. Tylko że to był środek dnia, ruchliwa ulica, wszędzie kamery, i co, ja biję Tomasza Komendę, a nikt tego nie widzi? Zresztą nie mógłbym go uderzyć. Po pierwsze wiedziałem już wtedy, że Tomek jest chory, a po drugie za bardzo mi na nim zależało. Powiedziałem mu wtedy prosto w oczy, że kocham go, mimo że zrobił ze mnie szmatę - zdradził Krzysztof Klemański.
Grzegorz Collins wspomina Tomasza Komendę. Mówi o nieznanych faktach
Gdy Tomasz Komenda opuścił więzienne mury, pomocną dłoń wyciągnęli do niego bracia Collins. Krzysztof Klemański w rozmowie z “Gazetą Wyborczą” wyjawił, że ostatecznie jego brat odsunął się także od nich, co, według niego, było błędem, bowiem Rafał i Grzegorz mieli mieć na zmarłego 46-latka dobry wpływ. Co o tym myśli drugi z nich? Wyjawił to podczas rozmowy z “Faktem”.
To nie do końca tak wyglądało. Rafał miał kontakt z Tomkiem praktycznie do ostatnich tygodni. Ja sam miałem rzadszy kontakt, ponieważ nie mieszkałem w kraju, a generalnie to Rafał zajmował się na miejscu sprawami związanymi z fundacją. Faktycznie wcześniej kontakt był lepszy, ale co było przyczyną jego osłabienia – tego nie wiem. Na pewno Tomek, po otrzymaniu odszkodowania, chciał trochę odżyć, ale mimo to nadal wspierał nasze działania - wyjawił Grzegorz Collins.
Odniósł się również do plotek, że to starszy brat Tomasza Komendy tak pokierował jego życiem, że ten postanowił odsunąć się od najbliższych, w tym od matki, która zawzięcie walczyła, by został uniewinniony, oraz od swojego syna. W pewnym momencie zdradził, że chłopiec nie otrzymał odpowiedniego zabezpieczenia finansowego, przez co nie miał obuwia na zimę, a jego mamie brakowało pieniędzy na jedzenie. Wówczas z pomocą ruszył Rafał Collins.
Nie mnie oceniać, ale teraz cała sytuacja wygląda bardzo dziwnie, żeby nie powiedzieć skandalicznie. Nie może być tak, że syn Tomka nie ma zimowych butów, brakuje pieniędzy na jedzenie, na podstawowe potrzeby, a gdzieś na koncie leżą miliony złotych. Rafał wielokrotnie pomagał synowi Tomka, choć uważam, że to karygodne, że w ogóle dochodzi do takich sytuacji. Sądy są sądami, sprawy spadkowe i inne kwestie prawne będą się ciągnąć, ale co w międzyczasie? Czy naprawdę nie ma możliwości, aby zadbać o podstawowe potrzeby dziecka, zanim sprawa zostanie rozwiązana? Rozumiem, że pewne rzeczy zajmują czas, ale to już trwa bardzo długo - wyjaśnił celebryta.