Dwulatka zjadła owoc z ogrodu dziadków. Chwilę później gnali na SOR
Dwuletnie dziecko znalazło się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Podczas wizyty u dziadków na Mazurach dziewczyna zerwała z krzaka apetycznie wyglądający owoc. Chwilę później przerażona matka wiozła córkę na SOR. Dziecko zjadło śmiertelnie trującą roślinę.
Dziewczynka pojechała do dziadków na Mazury
Dwuletnia dziewczyna odwiedzała z mamą swoich dziadków. Dziecko pojechało na Mazury i korzystało z bliskości natury. Nikt nie spodziewał się, że dojdzie do sytuacji, która zagrozi życiu dziewczynki.
ZOBACZ TAKŻE: Będzie grzmieć i wiać, ulewy nie odpuszczą. Fatalna prognoza na weekend, już się zaczęło
W rozmowie z Radiem Zet matka wspomina, że przed całym zdarzeniem dziewczynka zainteresowała się krzakiem porzeczki rosnącym w ogrodzie dziadków. Dorośli zerwali kilka owoców i dali dziecku spróbować. Kobieta uważa, że właśnie to skłoniło córkę do zerwania innych owoców.
Sąsiedzi zmarłego żołnierza przerwali milczenie. Padły wymowne słowaDziecko zjadło z krzaka owoc, był trujący
Kiedy matka dwulatki podziwiała kwiaty swojego taty, zauważyła, że córka coś żuje. Natychmiast padło pytanie dotyczące tego, co trafiło do buzi dziecka. Dziewczynka natychmiast wskazała na krzak z owocami.
Zrobiłam zdjęcie. Google podpowiedział, że to wiciokrzew, trująca roślina. Spożycie nawet niewielkiej ilości może spowodować śmiertelne zatrucie - powiedziała matka w rozmowie z Radiem Zet.
Chociaż dziadek dziewczynki uspokajał córkę, że to nie może być roślina trująca, bo pszczoły pobierają z niej pyłek, to kobieta nie dała za wygraną. Ruszyła z dzieckiem do szpitala. Szybko okazało się, że podjęła dobrą decyzję.
Matka zawiozła dziewczynkę na SOR
Jeszcze, kiedy kobieta wiozła córkę na Szpitalny Oddział Ratunkowy, pasjonaci ogrodnictwa zrzeszeni w jednej z grup na Facebooku potwierdzili jej obawy. Dziecko dotarło do szpitala w 25 minut. Pomimo kolejki udało się szybko udzielić dziewczynce pomocy. Powodem był fakt, że matka dziecka wzięła ze sobą fragment rośliny i pokazała go lekarzom.
ZOBACZ TAKŻE: Uczniowie zrobili to dla swojego kolegi z niepełnosprawnością. Gest zachwycił internautów
Toksykolog potwierdził, że to wiciokrzew. Szybko podali jej węgiel (od tamtej pory pamiętam, żeby zawsze wozić ze sobą węgiel!). Narkoza, płukanie żołądka, dwa dni na obserwacji. Na szczęście sprawnie doszła do siebie, ale zmroziły mnie słowa lekarza: Dobrze, że przyjechaliście tak szybko, bo płukanie żołądka ma sens do dwóch godzin. Potem już się nie podejmuje - wspomniała kobieta.