Andrzej Duda ma już serdecznie dość. Prezydent umywa ręce od sporu rządu z Unią Europejską
Głowa państwa ma dość sporu rządu Zjednoczonej Prawicy z Komisją Europejską o środki z Krajowego Planu Odbudowy i reformę Sądu Najwyższego. Irytację prezydenta powoduje jednak nie tylko postawa unijnych organów, ale i jego własnego zaplecza politycznego, które nie zamierza ustępować i dalej chce forsować swoje rozwiązania. W Pałacu Prezydenckim ewidentnie wyczuć można narastające zdenerwowanie, które sprawia, że Andrzej Duda umywa ręce i zamierza skupić się przede wszystkim na własnych sprawach.
Prezydent Andrzej Duda przez wiele tygodni stawał na głowie, by odblokować pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy. Jego nadzwyczajne zaangażowanie stało się nawet powodem, dla którego ponownie poważnie naraził się Zbigniewowi Ziobrze i jego ugrupowaniu, które nie szczędziło pod adresem głowy państwa gorzkich słów.
Minister Sprawiedliwości i jego akolici nieraz powtarzali, że proponowane przez Dudę rozwiązania jedynie wydłużą czas postępowań, spowodują niepewność prawną i zakorkują sądy, sugerowali również, że prezydent wywiesza białą flagę i klęka przed Unią Europejską.
Mimo tego, dla prezydenta, bardziej niż opinia Solidarnej Polski, liczyło się to, jak wypadnie on w oczach elektoratu, który z nadzieją wypatruje środków z Krajowego Planu Odbudowy. Te miały być wypłacone, gdy Polska spełni unijne żądania, do czego próbował doprowadzić właśnie Duda.
Walka o środki z KPO
Nie da się ukryć, że zaproponowane przez prezydenta na początku roku zmiany dotyczące reformy sądownictwa były jedynie próbą naprawienia tego, co od 2015 roku zostało zdemolowane przez Zbigniewa Ziobrę, jednakże w obliczu zacietrzewionej postawy Zjednoczonej Prawicy, należy docenić sam gest.
Choć Duda nie zaplanował żadnej rewolucji, jego projekt pozwolił na rozpoczęcie jakiegokolwiek dialogu z Unią, ale dołki pod nim szybko zaczęli kopać ci, dzięki którym dziś zasiada on w Pałacu Prezydenckim.
W wyniku intensywnych prac nad prezydencką nowelizacją, z dokumentu zostały jedynie strzępy, a sejmowa większość tak przeformatowała projekt, że wypaczyła najbardziej newralgiczne zapisy.
Mimo tego, Andrzej Duda zdecydował się na walczyć o własne racje i podpisał projekt, licząc najprawdopodobniej na to, że zadowoli i Unię, i rodzime ugrupowanie. Już wtedy wiele osób wskazywało, że takie nadzieje mogą okazać się płonne.
Von der Leyen karci polski rząd
Do przełomu w sporze z KE miało dojść w czerwcu br. Wówczas Warszawę odwiedziła szefowa Komisji Ursula von der Leyen, u boku której dumnie piersi prężyli premier Mateusz Morawiecki i wspomniany prezydent, poczuwający się do roli ojca sukcesu.
- Chcę wyrazić wielką satysfakcję, że przygotowana przeze mnie ustawa, która ma naprawić funkcjonowanie Sądu Najwyższego w aspekcie odpowiedzialności zawodowej, doprowadziła do porozumienia na szczeblu parlamentarnym oraz w ramach Unii Europejskiej - mówił Duda.
Rzeczywiście, spotkanie pełne było kurtuazyjnych uśmiechów i stwierdzeń o dojściu do kompromisu, choć nieco bardziej spostrzegawczy już wtedy mogli zauważyć, że von der Leyen wie, w co gra polski rząd i nie zamierza skapitulować.
Bolesnym dowodem na to okazał się być wywiad, jakiego Niemka udzieliła ostatnio "DGP", w którym wysłała ona do Warszawy jasny sygnał ostrzegawczy. Von der Leyen oznajmiła bowiem, że warunkiem uruchomienia środków z KPO jest przywrócenie do orzekania zawieszonych niepokornych sędziów.
Tymczasem, jak twierdzi polityk, nowa ustawa o sądownictwie, nie gwarantuje sędziom możliwości kwestionowania statusu innych sędziów bez ryzyka, że zostaną oni pociągnięci do odpowiedzialności dyscyplinarnej, a także nie wypełnia postanowienia TSUE.
Pałac Prezydencki ma dość
Słowa von der Leyen wywołały zamęt nad Wisłą. Choć dla ekspertów nie są one zaskoczeniem, wyraźnie zdezorientowany poczuł się prezydent, który miał nadzieję, że ma na swoim koncie sukces w unijnym sporze.
Niestety, do jego licznych kłopotów, doszły dalsze przepychanki z KE, którym Duda stanowczo powiedział "dość". Zmęczony przedłużającym się konfliktem przywódca, postanowił umyć ręce i zrzucić odpowiedzialność za dalsze losy KPO na barki rządu.
Oficjalnie, największe oburzenie sygnalizują urzędnicy z Pałacu Prezydenckiego, którzy mają pretensje do KE, że kilka miesięcy temu zaakceptowała kwestionowany dziś projekt ustawy, ale podobnego zdania ma być także sam prezydent.
Andrzej Duda dystansuje się od sporu z Unią
Twarda postawa Komisji Europejskiej to zaledwie jeden z wielu powodów frustracji Andrzeja Dudy. Nie mniejsze emocje wzbudza w otoczeniu prezydenta zachowanie rządu, który okopał się na swoim stanowisku i nie zamierza ustępować Brukseli.
- Zrobiliśmy, co mogliśmy. Na stole był projekt, który zyskał akceptację szefowej Komisji Europejskiej. Droga do porozumienia była otwarta. A co się stało potem, to już sprawa rządu. I niech rząd sobie z tym radzi - słychać w prezydenckim otoczeniu.
Tym, co mierzi głowę państwa jest też tempo i przebieg negocjacji ws. tzw. kamieni milowych dotyczących KPO. To jednak bardzo rozwlekła sprawa, zahaczająca o inny poważny spór na linii Morawiecki-Ziobro, w który prezydent nie chce i nie będzie się angażował, zwłaszcza, że na horyzoncie ma już inne wyzwania, m.in. związane z polityką międzynarodową.