Wydawało się, że rewolucja jest o krok, ale na ostatniej prostej wyborcy postawili na spokój. To zła wiadomość dla Jarosława Kaczyńskiego, a dobra dla Donalda Tuska, który utrzymał stan posiadania w największych miastach i spokojnie może zbierać siły przed wyborami do Parlamentu Europejskiego.
W środę, 17 kwietnia, odbył się pogrzeb męża Elżbiety Witek. Była marszałek Sejmu wraz ze swoimi najbliższymi pożegnała zmarłego w Jaworze. W uroczystości wzięli udział także politycy Prawa i Sprawiedliwości, w tym Jarosław Kaczyński. Na grobie Stanisława Witka trudno znaleźć miejsce, w którym nie ma kwiatów.
W środę (10 kwietnia) rano na Placu Piłsudzkiego w Warszawie pojawili się politycy PiS, którzy chcieli uczcić pamięć ofiar katastrofy pod Smoleńskiem. Obecni na miejscu byli także przedstawiciele tzw. “Lotnej Brygady” chcący złożyć własny wieniec. To nie spodobało się jednak dwójce posłów, którzy wdali się z nimi w dyskusję. Padły poważne oskarżenia, musiała interweniować policja.
Telewizja Republika otworzyła własny sklep z gadżetami. Asortyment stanowią m.in. kubki i koszulki z logo stacji. Ceny mogą być jednak dla fanów dość zaskakujące.
W najbliższą niedzielę odbędą się w Polsce wybory samorządowe. Mało optymistyczne nastroje panują w Prawie i Sprawiedliwości. “Przegramy” - wyznaje Jan Krzysztof Ardanowski. Jeden z czołowych polityków partii Jarosława Kaczyńskiego, podkreśla również brak zdolności koalicyjnych swojego ugrupowania.
Adam Glapiński nie gra żadnej roli, poza tym, że jest przeszkodą - tak zasadność wniosku o Trybunał Stanu ocenił poseł Kukiz’15 Marek Jakubiak. Żeby wybić zęby Polsce, żeby Polska nie mogła się bronić przed czymkolwiek, trzeba odebrać Polsce walutę - tak zamiary obecnego rządu ocenił gość “Rozmowy Gońca”.
Adam Glapiński mieszka w bizantyjskim pałacu położonym na hektarowej posiadłości pod Piasecznem. Historia willi z basenem i cerkiewnymi kopułami, owiana jest mroczną tajemnicą.
Na żadnym etapie mojej współpracy z Edgarem Kobosem nie byłem świadomy, że bierze on łapówki. Gdybym wiedział, natychmiast poinformowałbym o tym służby! - przekonuje w rozmowie z Gońcem Piotr Wawrzyk, były wiceszef MSZ. Mówi też, czy przyjmował prezenty od Kobosa i dlaczego odmówił składania zeznań przed komisją śledczą.
Wszystko to ma miejsce w czasie epidemii, z którą Polska sobie radzi prawie najgorzej ze wszystkich krajów Unii Europejskiej. Ochrona zdrowia w naszym kraju jest coraz bardziej niewydolna, odsetek nadwymiarowych zgonów należy do najwyższych w UE, nie ma systemu rehabilitacji dla osób, które ciężko przeszły koronawirusa, zbliża się kolejna fala wirusa, o czym rząd wie i nie podejmuje żadnych działań, by jej przeciwdziałać. Przede wszystkim jednak, w kontekście polityki płacowej, kluczowe jest to, że wiele instytucji publicznych otrzymało nowe kompetencje, nie dostając dodatkowych środków finansowych. Pracownicy socjalni, pracownicy Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, pracownicy Poczty Polskiej, pracownicy medyczni podczas epidemii dostali mnóstwo nowych zadań, będąc w centrum walki ze śmiertelnym wirusem. Co na to rząd? Postanowił zaproponować podwyżkę płac w budżetówce o 0%, co, biorąc pod uwagę wzrost inflacji o ponad 5%, oznaczałoby radykalną obniżkę realnych wynagrodzeń.
Co ciekawe, już w ustawie autorstwa centrali Piotra Dudy, czytamy, że jednym z celów ustawy jest wsparcie… samozatrudnienia. „Obaw nie powinien budzić także spadek zatrudnienia w sektorze handlu. Ze względu na możliwość handlu w niedziele przez osoby prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą przewiduje się stworzenie dodatkowych miejsc pracy w formie samozatrudnienia” – czytamy w dokumencie przyjętym przez Sejm. Innymi słowy Solidarność wcale nie chce, by pracownicy handlu mieli wolną niedzielę, tylko aby etat w hipermarkecie zamienili na samozatrudnienie. Duda nie ma nic przeciwko wymuszonemu samozatrudnieniu, w którym nie ma żadnych limitów czasu pracy – znacznie bardziej przeszkadza mu praca etatowa w największych placówkach handlowych, gdzie warunki pracy są pod każdym względem lepsze niż w najmniejszych sklepach.Ale postulat Solidarności to chęć (częściowego) załatania tylko jednej dziury w ustawie. Tymczasem jest ich znacznie więcej. O tym, że ustawa wręcz promuje samozatrudnienie, już wiemy. Poza tym jednak zgodnie z obowiązującymi przepisami wolne od zakazu handlu w niedziele są m.in. placówki, których przeważająca działalność polega na sprzedaży pamiątek lub dewocjonaliów; placówki handlowe na dworcach w zakresie związanym z bezpośrednią obsługą podróżnych; sklepy internetowe, a także piekarnie, cukiernie i lodziarnie, w których przeważająca działalność polega na handlu wyrobami piekarniczymi i cukierniczymi. Innymi słowy w cukierni można sprzedawać kiełbasę, ale klienci muszą kupować więcej ciastek niż kiełbasy. Na podobnej zasadzie w sklepie z dewocjonaliami można sprzedawać ser i majtki, ale pod warunkiem, że obrót dewocjonaliami jest wyższy niż obrót serem i majtkami.W obowiązującej ustawie nonsensów jest mnóstwo, jednak PiS wraz z Solidarnością uznały, że warto zwiększyć ich liczbę. Oto bowiem nowelizacja ustawy ma doprecyzować, kto może stać za ladą w niedzielę. Ma to być najbliższa rodzina, która na dodatek nie będzie mogła za pomoc otrzymać wynagrodzenia. Innymi słowy niedziela ma być dla rodziny z wyjątkiem sytuacji, gdy rodzina właściciela podejmie się … darmowej pracy.Forsując swoją ustawę, Solidarność twierdziła też, że ograniczenie pracy w handlu wielkopowierzchniowym zwiększy liczbę osób pracujących w niedzielę w innych branżach. „Przewiduje się, że ograniczenie handlu w niedziele spowoduje przeniesienie ciężaru opodatkowania na usługi tj. gastronomię, rozrywkę, itp. w związku ze zwiększonym zapotrzebowaniem społecznym na tego typu usługi świadczone w niedziele” – czytamy w ustawie. Po kilku latach od wdrożenia wadliwej ustawy, Janusz Śniadek nieco innymi słowami powtarza ten sam argument: „Dzięki wolnej niedzieli zyskuje gastronomia, hotelarstwo, turystyka lokalna czy branża rozrywkowa, jak kina czy teatry. Te branże w okresie pandemii ucierpiały dużo bardziej niż handel i to one dużo bardziej potrzebują pomocy”. Innymi słowy niedziela ma być dla Boga w przypadku pracowników galerii handlowych i hipermarketów, ale pracownicy kawiarni czy restauracji już mogą całą niedzielę siedzieć w pracy.Ustawa o handlu w niedziele to jeden z najgorszych i najbardziej szkodliwych bubli prawnych ostatnich lat. Warto ją wyrzucić do kosza i wypracować nowe rozwiązania – korzystniejsze dla pracowników i konsumentów.Jakich zmian chce teraz dokonać Prawo i Sprawiedliwość? Głównie chodzi o zamknięcie części sklepów, które były otwarte jako placówki pocztowe. Możliwość otwarcia placówek pocztowych w niedziele faktycznie wynikało z pierwotnej wersji ustawy i wiele sieci handlowych wykorzystało ten punkt. W konsekwencji, jak wyliczają eksperci, już niemal połowa z działających w Polsce sklepów spożywczych jest otwartych w każdy ostatni dzień tygodnia. Śniadek chce, by placówki pocztowe były otwarte tylko wtedy, gdy działalność pocztowa będzie przeważającą formą aktywności danej placówki. Czyli sklep będzie mógł być otwarty, gdy 51% będzie stanowiła sprzedaż znaczków i wysyłanie listów, a 49% handel kiełbasą i serem.Ustawa ograniczająca handel w niedzielę od początku nie była zakazem handlu, lecz wsparciem dla wybranej części sklepów. Przede wszystkim wspierała ona małe, osiedlowe placówki, które najgorzej traktują pracowników, płace są w nich najniższe, prawa pracownicze są najczęściej łamane, a uzwiązkowienie jest zerowe. Zarazem są to placówki, w których towary są najdroższe i najniższej jakości. Solidarność wraz z PiS-em postanowiły więc wesprzeć rozwiązanie najmniej korzystne tak dla pracowników, jak i konsumentów.PiS nie walczy ani o wolne niedziele, ani o godne płace, ani o przestrzeganie prawa pracy, tylko o feudalną wizję rodziny i dowartościowanie segmentu handlu, który najgorzej traktuje pracowników. Pouczająca jest w tym kontekście reakcja szefa handlowej Solidarności, Alfreda Bujary na propozycję Związkowej Alternatywy, by za pracę w niedziele wprowadzić 2,5 razy wyższe wynagrodzenia niż za pracę w dni powszednie. Otóż Bujara skrytykował ten pomysł, argumentując, że na wyższe stawki stać by było jedynie duże sieci handlowe, więc nie należy ich wprowadzać. Zatem dla Solidarności ważniejsze jest wsparcie dla małych sklepów niż dla wyższych płac.Janusz Śniadek, poseł PiS i były lider Solidarności, ogłosił, że uzyskał zielone światło na zmianę przepisów dotyczących zakazu handlu w niedzielę. Nowelizacja ustawy podobno jest już gotowa i na początku lipca trafi do Sejmu. Niestety ustawa była bublem prawnym i nawet jeżeli zostanie znowelizowana, bublem pozostanie. Na dodatek niektóre propozycje zmian jeszcze pogorszyłyby sytuację w branży handlowej.
Po czwarte PiS brutalnie pacyfikuje protesty, szuka haków na krytyków, wykorzystuje policję jako swoją bojówkę, brutalnie ogranicza wolność zgromadzeń środowisk mu nieprzychylnych.Po szóste, PiS pogorszył jakość usług publicznych, wydłużył kolejki do specjalistów, znacznie wydłużył czas rozpraw sądowych, obniżył jakość szkolnictwa, zmarginalizował usługi publiczne, przyspieszając proces ich prywatyzacji i komercjalizacji. Swoją polityką zburzył elementarne zaufanie do państwa i w całości podporządkował sobie administrację publiczną.Po ósme, PiS na niespotykaną dotąd skalę podporządkował państwo interesom kleru, przekazując miliardy złotych Kościołowi i umacniając jego skrajne, fundamentalistyczne skrzydło z Ordo Iuris, Markiem Jędraszewskim i Tadeuszem Rydzykiem na czele. Za rządów PiS prokuratura nie walczy z patologiami kleru, tylko otacza je kordonem bezpieczeństwa, chroniąc układ kryjący pedofilów i potężny system przywilejów księży. Po piąte, PiS doprowadził do absurdu skalę nepotyzmu i kolesiostwa tak, że wszystkie poprzednie rządy wydają się przy partii Jarosława Kaczyńskiego wcieleniem obiektywizmu i transparentności. Zarazem PiS-owskie kadry to niespotykany poziom prymitywizmu i braku kompetencji. Trudno się dziwić, że PiS nie realizuje żadnych istotnych programów społeczno-gospodarczych poza rozdawaniem pieniędzy – po prostu każde subtelniejsze rozwiązanie jest dla partii rządzącej zbyt trudne.Po jedenaste, PiS cynicznie i okrutnie zorganizował nagonkę przeciw migrantom i uchodźcom, odbierając im człowieczeństwo i pokazując ich jako niebezpieczne, agresywne zwierzęta. Nagonka wobec nich opierała się na kłamstwach, manipulacjach, zmontowanych materiałach, a świadomym celem władzy było wykreowanie w społeczeństwie nienawiści wobec uchodźców podobnej do tej, jaką w Trzeciej Rzeszy Hitler chciał wywołać wobec Żydów.W ten sposób ożywiła też obecne u części komentatorów kojarzonych z lewicą przekonanie, że PiS wcale nie jest gorszy od koalicji PO-PSL, a nawet pod pewnymi względami lepszy. Po zawarciu porozumienia między Lewicą i PiS-em wróciła formuła „PiS-PO – jedno zło”. Od tamtego czasu głównym obiektem ataku ze strony znacznej części komentatorów kojarzonych z Lewicą, a nawet części posłów, nie jest już PiS, ale Koalicja Obywatelska , a przede wszystkim PO.Źle się stało, że Lewica spotkała się w kuluarach z PiS-em i zawarła porozumienie odnośnie Krajowego Planu Odbudowy. I to nie tylko dlatego, że nic istotnego nie udało jej się wynegocjować, ale przede wszystkim dlatego, że ociepliła wizerunek partii rządzącej i uwiarygodniła ją jako zwykłego partnera do negocjacji. Biorąc pod uwagę politykę władzy ostatnich lat, bardzo trudno to podejście pojąć. Trudno też je zrozumieć, biorąc pod uwagę deklarowany program Lewicy. Skoro ktoś nie uznaje rządów PiS-u za gorszych i bardziej szkodliwych od władzy ich poprzedników, to trudno wyobrazić sobie, co partia Jarosława Kaczyńskiego musiałaby zrobić, aby jej działania zostały uznane za bardziej destrukcyjne dla państwa i społeczeństwa od rządów PO-PSL, a wcześniej SLD.Po trzecie, PiS niszczy szkolnictwo i naukę, zamieniając je w indoktrynację narodowo-katolicką. Minister Czarnek dąży do uczynienia ze szkół i uniwersytetów centrów prania mózgów zgodnie z ortodoksją Kościoła i PiS-owskiej wizji historii. W zamyśle jest to wizja bardzo zbliżona do faszystowskiego modelu edukacji generała Franco.Po dziesiąte, PiS nienawidzi LGBT. Obrzydliwa, faszystowska nagonka na osoby nieheteroseksualne była główną osią kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy, a czołowi politycy PiS, łącznie z prezydentem, śladem nazistów, dehumanizowali gejów i lesbijki, traktując ich jako ludzi gorszego sortu. To właśnie PiS-owska władza jest bezpośrednio odpowiedzialna za myśli samobójcze, depresje, poczucie winy, alienację LGBT i przemoc wobec nich.Po drugie, PiS brutalnie zawłaszczył media publiczne, czyniąc z nich obszar niespotykanej dotąd, obrzydliwej, kłamliwej, nagonkowej propagandy. Nigdy, nawet w najbardziej autorytarnym okresie Polski Ludowej, Telewizja Polska nie miała tak odrażającego, wstrętnego przekazu jak obecnie. W tym samym czasie PiS stopniowo przejmuje też media prywatne, szczuje przeciwko niewygodnym dziennikarzom, zawłaszcza instytucje kultury. Po siódme, w spółkach skarbu państwa PiS brutalnie łamie prawa pracownicze, inicjując nagonki na niewygodnych działaczy związkowych, zastraszając ich pozwami, zwalniając ich dyscyplinarnie, wykorzystując przeciwko nim aparat medialnej propagandy.PiS to nie jest takie samo zło jak PO, PSL czy SLD. PiS-owska władza jest antydemokratyczna, antyhumanistyczna, zamordystyczna, a przy okazji skrajnie nieudolna i ignorancka. Nie warto z nią rozmawiać, nie należy jej uwiarygadniać. Trzeba ją jak najszybciej przegonić.Po pierwsze, PiS zdemolował kluczowe instytucje państwa prawa, wielokrotnie złamał Konstytucję, w tym już na początku swoich rządów nielegalnie zawłaszczył Trybunał Konstytucyjny. Od tamtego czasu władza przeforsowuje dziesiątki niekonstytucyjnych bubli prawnych, dowolnie kształtuje prawo do obrony swoich interesów, wiedząc, że posłuszny Trybunał zawsze będzie orzekał po jej myśli. Nie jest to abstrakcja nieistotna dla zwykłych obywateli, a furtka do zamordyzmu. Również stopniowe zawłaszczanie Sądu Najwyższego i całkowite upartyjnienie prokuratury prowadzi do tego, by w ostatecznej instancji nominaci władzy byli zawsze wygrani, by mogli ustawiać procesy, skazywać niewygodnych oponentów, bezkarnie kraść, oszukiwać, krzywdzić ludzi niewygodnych dla partii.Po dziewiąte, PiS nienawidzi kobiet i skierował przeciwko nim potężny aparat służb bezpieczeństwa i propagandy. Głównym elementem PiS-owskiej wizji wychowania, edukacji, polityki społecznej jest umacnianie tradycyjnych ról płciowych, reprodukowanie stereotypów, zablokowanie procesów emancypacyjnych, stawianie dobra rodziny ponad aspiracjami, szczęściem, pragnieniami kobiet. Zaostrzanie ustawy aborcyjnej to najbardziej spektakularny wyraz nienawiści władzy wobec kobiet i sprowadzania ich do roli inkubatorów.
Jarosław Kaczyński udzielił w ramach promocji Nowego Ładu kilku dość niesamowitych wywiadów. Przyznał w nich wprost, że Polską rządzi lobby deweloperskie a państwo z kartonu ma się lepiej niż kiedykolwiek. Portal Money.pl donosi o nowym korzystnym dla rentierów wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego: „Już milion Polaków żyje z wynajmowania mieszkań. NSA właśnie przyszedł im z pomocą. Dziś na etatach pracują tylko ci, którzy muszą lub nie mają pieniędzy, by je zainwestować np. w nieruchomości. Z wynajmu mieszkań można w Polsce żyć dostatnio, szczególnie po ostatniej uchwale NSA. Nie trzeba zakładać firmy, płacić wyższych podatków i ZUS-u.” Innymi słowy, każdy kto pracuje na etacie ze swojej pracy a nie z wynajmu nieruchomości to ostatni frajer. Tekst z Money.pl wpisuje się w długą tradycję medialnego neoliberalnego prania mózgów, które fachowo nazywa się fabrykowaniem zgody na to, żeby bogatym było jeszcze lepiej kosztem reszty społeczeństwa. NSA uznało zaś, że nawet jeśli masz mnóstwo mieszkań i nic innego nie robisz, możesz płacić niski ryczałtowy podatek w wysokości 8,5% do przychodu w wysokości 100 tysięcy złotych oraz 12,5% od przychodu osiągniętego powyżej tego progu. Przypomnijmy, że jeśli zarabialibyście tyle na etacie, musielibyście od tego odprowadzić kilkukrotnie wyższe podatki, w przypadku najbogatszych nawet 40 procent. NSA ma długą historię stania po stronie deweloperów i różnej maści cwaniaków reprywatyzacyjnych. To NSA swoimi uchwałami umożliwiło cofnięcie części reformy rolnej z 1944 roku, reprywatyzację parków i szkół, dołożyło też swoją cegiełkę do rozwalenia resztek systemu planowania przestrzennego dając zielone światło do wydawania pozwoleń na budowę nawet jeśli stoją w sprzeczności ze studium zagospodarowania terenu. Wymiar sprawiedliwości w Polsce po 1989 roku niemal zawsze stał po stronie bogatych przeciwko słabszym. Do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. W Polsce podatki od nieruchomości są bardzo niskie, nie ma podatku katastralnego, a deweloperzy niemal wszystkie koszty budowy swoich mieszkań w postaci infrastruktury społecznej i technicznej przerzucają na budżet samorządów i państwa. Ludzie pokroju Obajtka i Morawieckiego, którzy zgromadzili dziesiątki milionów złotych fortuny w nieruchomościach nie będą przez Nowy Ład w żaden sposób dotknięci. W Nowym Ładzie poświęceń wymaga się od wyższej klasy średniej, ale nie od bogatych. Chaotyczny rozwój Polski generuje gigantyczne koszty dla obywateli. Polska Akademia Nauk szacuje, że każdy z nas płaci około dwóch tysięcy złotych podatku rocznie za chaos przestrzenny. Jeśli budujesz osiedle w szczerym polu to jego mieszkańcy zapłacą dodatkowe koszty w postaci kładzenia dodatkowych kilometrów rur i kabli, dojazdów, prywatnej edukacji (bo w okolicy nie powstały żadne publiczne placówki), korków, czy zanieczyszczenia powietrza. System podatkowy w Polsce jest tak skonstruowany, żeby karać ludzi za pracę i nagradzać bogatych za kumulowanie kapitału. To droga do powstania gigantycznych nierówności społecznych i napięć w stylu południowoamerykańskim. Odpowiedzią na to jest budowa mieszkań w systemie publicznym i społecznym oraz ograniczenie chaosu przestrzennego poprzez budowanie zwartych i kompaktowych terenów miejskich i podmiejskich. Tymczasem w wywiadach udzielanych przez Jarosława Kaczyńskiego ten wprost przyznaje się, że na skutek potęgi lobby deweloperskiego jakiekolwiek reformy są niemożliwe. W myśl zasady: Jeśli nie możesz ich pokonać, przyłącz się do nich. W wywiadzie dla Sieci, pytany dlaczego projekt budowy setek tysięcy mieszkań na tani wynajem w ramach programu Mieszkanie + okazał się niewypałem powiedział: „Wspomnieli panowie sami o wpływach deweloperów – to jest pierwsza sprawa. Drugą jest niezwykle trudna do przełamania resortowość. Opór stawiany przez instytucje dysponujące na przykład terenami przed ich przekazaniem do programu Mieszkanie Plus, był dla mnie niepojęty, i to na każdym szczeblu (…) Sprawa oddania trzech niezalesionych hektarów przez Lasy Państwowe opierała się aż o mnie.” W wywiadzie dla Interii mówił tak o przyczynach porażki programu Mieszkanie +: „Tam zawiodły pewne relacje międzyludzkie, które okazały się konfliktogenne, zawiedli też pewni ludzie, ale nie możemy zapomnieć też o mechanizmach związanych z deweloperką. Uderzenie w ten monopol jest bardzo trudne, a opór był silny”. Czyli potężny Kaczafi, który niemal zdaniem liberalnej opozycji jest dyktatorem nie potrafi zmusić państwowych spółek do przekazania ziemi pod tanie budownictwo społeczne. To przyznanie się do całkowitej porażki projektu IV Rzeczpospolitej. Polska jest rozrywana na strzępy przez potężne grupy interesów, które traktują państwo jak „postaw czerwonego sukna”. Mamy całkowite rozbicie dzielnicowe. Państwo nie istnieje i właściwie jedyne co może robić władza centralna to wykonywać przelewy bankowe. Nie powinno nas to dziwić. Żadna z reform i wielkich projektów PiS-u się nie udało. Nie ma miliona samochodów elektrycznych, po 6 latach nie ma nawet lokalizacji dla elektrowni atomowej, grunty pod budowę Centralnego Portu Lotniczego są dalej niewykupione. Reforma sądów przyniosła tylko wydłużenie czasu oczekiwania na wyrok, system ochrony zdrowia implodował w trakcie pandemii, transport publiczny kuleje a polskie uniwersytety stają się pośmiewiskiem na cały świat. Budowa mieszkań to nie fizyka kwantowa. Jeśli spojrzymy się na poczet polskich deweloperów większość to bardzo prości ludzie, którzy mają po prostu bliskie związki z lokalnymi układami politycznymi. One umożliwiły im najpierw zdobycie gruntów a potem pozwoleń na intensywną zabudowę. Gigantyczna ledwo skrywana korupcja związała tę branżę z politykami jak mało kto. PiS ani nie wsadził złodziei do więzień ani nie zbudował tanich mieszkań. Co proponuje w zamian? Dopłaty do kredytów, i jeszcze większy chaos przestrzenny w postaci domków bez pozwoleń, którego koszty zapłacimy wszyscy. Następna władza powinna uchwalić podatek od wielkich fortun zgromadzonych przede wszystkim w nieruchomościach. Takie Obajtkowe. A dochody z Obajtkowego przekazać w całości na budowę tanich mieszkań na wynajem, co umożliwiłoby rozbicie kartelu deweloperskiego, który ciągle rządzi naszym państwem z kartonu.
Flagowym rozwiązaniem rządu jest zmiana systemu podatkowego, przedstawiana jako rozwiązanie korzystne dla większości pracowników. Jak w praktyce będzie wyglądać nowy system podatkowy, jeszcze nie wiemy, tym bardziej, że dwa dni po jego ogłoszeniu Jarosław Gowin zgłosił pierwsze zastrzeżenia do propozycji przedstawionych na konwencji Zjednoczonej Prawicy. Niezależnie od tego, sam kształt systemu podatkowego nie ma wpływu na Kodeks pracy, nie determinuje czasu pracy czy wypłaty środków za nadgodziny. Ponadto w tym kontekście warto zauważyć, że skokowy spadek wpływów do samorządu, może oznaczać radykalne pogorszenie sytuacji już teraz niskoopłacanych pracowników samorządowych, w tym pracowników domów pomocy społecznej, transportu publicznego czy remontów dróg.W Polskim Ładzie nie ma żadnych propozycji płacowych – nic o podwyżkach dla budżetówki ani sfery samorządowej, nic o płacy minimalnej, nic o standardach płacowych przy zamówieniach publicznych, nic o zwiększaniu funduszu płac czy ograniczaniu nierówności płacowych w wymiarze krajowym, branżowym i zakładowym. Nie ma też żadnych rozwiązań na rzecz przeciwdziałania niewypłacaniu wynagrodzeń na czas, co ma obecnie miejsce na masową skalę, czy uszczelnienia ustawy o płacy minimalnej, która jest na coraz szerszą skalę omijana i, przykładowo, nie dotyczy pracowników sezonowych, prowizyjnych czy zatrudnionych w ramach umów o dzieło. Nie ma też nic o likwidacji darmowych i półdarmowych staży. Generalnie polityka płacowa nie istnieje w Polskim Ładzie. Najwyraźniej prawdziwi Polacy, zdaniem Jarosława Kaczyńskiego, nie walczą o wyższe pensje, a co najwyżej, czekają aż ktoś im nieco obniży podatki (co też dotyczy tylko części zatrudnionych).Prawo i Sprawiedliwość z pompą ogłosiło swoją nową wizję dla kraju. W liczącym ponad 130 stron dokumencie znalazło się mnóstwo różnych propozycji dotyczących prawie wszystkich istotnych wymiarów życia. A jednak jeden z kluczowych obszarów życia społecznego został prawie całkowicie pominięty. Mianowicie okazało się, że Zjednoczona Prawica nie przedstawiła praktycznie żadnych rozwiązań odnośnie do rynku pracy.W całym rozdziale „Uczciwa praca – godna płaca” nie znalazły się żadne konkrety dotyczące zmian w prawie pracy, ale jeden punkt przyciągnął szczególną uwagę wielu komentatorów. Brzmi on: „ograniczenia w stosowaniu „umów śmieciowych””. Co autorzy dokumentu mają tutaj na myśli? Odpowiedź na to pytanie jest zawarta w jednym zdaniu: „Ograniczymy wykorzystanie umów cywilnoprawnych, m.in. dzięki pełnemu oskładkowaniu umów zlecenia z perspektywą wprowadzenia jednego kontraktu na pracę”. A zatem Zjednoczona Prawica nie przygotowała żadnych rozwiązań na rzecz ograniczenia umów cywilnoprawnych, wierząc jedynie, że reforma prawa podatkowego samoistnie przyczyni się do ograniczenia śmieciówek. W perspektywie pojawiło się zaś pojęcie „jednego kontraktu na pracę”, które zwiastuje raczej osłabienie umów etatowych niż zwiększenie bezpieczeństwa zatrudnienia. Trudno zresztą na tym obszarze traktować poważnie deklaracje rządu, biorąc pod uwagę, że w strategicznych spółkach skarbu państwa takich jak TVP i PLL LOT umowy śmieciowe są rozpowszechnione na masową skalę i władza centralna nie robi nic, aby przeciwdziałać patologiom.W dokumencie znalazł się co prawda rozdział „Uczciwa praca – godna płaca”, ale nie ma w nim żadnych konkretnych rozwiązań dotyczących polityki płacowej, bezpieczeństwa i higieny pracy, mobbingu, nadgodzin, terminowej wypłaty pensji. Nie ma w nim też żadnych propozycji dla związków zawodowych. Co ciekawe pojęcie związków zawodowych nie pojawiło się w dokumencie ani razu. Władzy nie zainteresowała żadna forma partycypacji pracowniczej, nie ma mowy o układach zbiorowych czy dialogu społecznym, pracownicy nie są istotnym punktem odniesienia Polskiego Ładu.
Obniżenie podatków dla 18 milionów Polaków i hojne wsparcie branży budowlano-deweloperskiej przez rząd. Nowy Ład pokazuje, że PiS jest w stanie zarządzać jedynie transferami finansowymi, a reformę państwa całkowicie porzucił.PiS w ten sposób wycofał się z obietnicy budowy tanich mieszkań na wynajem, które jako jedyne byłby w stanie poprawić sytuację na rynku mieszkaniowym. Tylko wzrost podaży tanich nieruchomości może zażegnać kryzys mieszkaniowy. Dopłacanie do kredytów i wkładu własnego pomoże przede wszystkim deweloperom, którzy te pieniądze wrzucą do swoich gigantycznych sięgających już 30 procent marż. W ten sposób pieniądze z budżetu państwa będą napychać kieszenie bankom i deweloperom, zamiast znacząco poprawić sytuację mieszkaniową Polaków.Pierwszy pakiet propozycji Prawa i Sprawiedliwości robi wrażenie: kwota wolna od podatku w wysokości 30 tysięcy złotych, drugi próg podatkowy od 120 tysięcy złotych, zlikwidowanie umów śmieciowych i zastąpienie ich jednolitą umową o pracę. Jak ta umowa ma wyglądać, nie bardzo wiadomo. Wiemy za to więcej o propozycjach podatkowych. Polacy zarabiający do średniej krajowej będą płacić mniejsze podatki. Będzie to zastrzyk gotówki dla blisko 18 milionów Polaków. Rząd szacuje, że do kilkunastu milionów Polaków trafi ponad sto złotych miesięcznie więcej. Możemy się spodziewać, że te pieniądze szybko wrócą do gospodarki. Najubożsi większość pieniędzy wydają na konsumpcję. Tylko czy te oszczędności dla ludzi w postaci mniejszych podatków będą odczuwalne przy blisko pięcioprocentowej inflacji?Zmiany wprowadzone przez rząd Prawa i Sprawiedliwości słusznie pomogą gorzej zarabiającym Polakom. Ta pomoc będzie jednak mizerna. Nie jest w stanie zbilansować rosnących z miesiąca na miesiąc kosztów życia i prywatyzacji usług publicznych. Pomysły rządu na mieszkaniówkę to przepis na katastrofę. Pomogą wąskiemu gronu ludzi a sprawią, że całe pokolenie młodych na zawsze pożegna się z marzeniem na posiadanie własnego em. Nowy Ład pokazuje, że PiS pogodził się z tym, że nie jest w stanie przeprowadzić żadnego realnego projektu infrastrukturalnego, nie potrafi systemowo naprawiać usług publicznych takich jak zdrowie, transport, czy edukacja. Jedyne co potrafi to ogarnąć transfery publiczne. Czy to wystarczy, żeby wygrać następne wybory? Przy słabości opozycji ten scenariusz staje się coraz bardziej prawdopodobny. Komu PIS podniesie za to podatki? Przede wszystkim jednoosobowym działalnościom gospodarczym, które nie będą mogły już wrzucać w koszty (odliczać od podstawy opodatkowania) składki zdrowotnej. Składka jednocześnie wzrośnie do 9% i będzie dla wszystkich taka sama. To oznacza, że część biznesów może stracić rentowność. Już dzisiaj ryczałtowy ZUS uderza nieproporcjonalnie w najmniejszych. Wzrost kwoty wolnej od podatku powinien dla tych najmniejszych biznesów wyrównywać koszty składki zdrowotnej. Oczywiście zmiany zlikwidują patologie, w ramach której ludzie zarabiający na działalności gospodarczej 30 tysięcy złotych miesięcznie płacili de facto kilkadziesiąt złotych składki zdrowotnej miesięcznie, podczas gdy ludzie na minimalnej krajowej ponad dwieście złotych. Te pieniądze z podwyższonej składki mają iść na ochronę zdrowia, która jest w Polsce chronicznie niedofinansowana. Na zdrowie w Polsce przeznaczamy niemal najmniej w Unii Europejskiej. Ponad sto tysięcy ponadnormatywnych zgonów podczas pandemii pokazuje skalę zapaści naszego systemu.Ekonomiści mówili od dawna, że system podatkowy w Polsce jest postawiony na głowie. Nieproporcjonalnie obciąża podatkami i składkami klasę średnią i najuboższych, którzy oddają państwu nawet 40 procent swoich dochodów. Bogaci płacą w Polsce proporcjonalnie niższe składki i podatki. W dodatku Polska bardzo nisko w porównaniu do krajów zachodniej Europy opodatkowuje kapitał. To wszystko sprzyja rosnącym nierównościom społecznym. Powstaje klasa posiadaczy i klasa, która zapiernicza na posiadaczy. Nowy feudalizm doskonale widać w sytuacji na rynku mieszkaniowym. Niskie oprocentowanie kredytów, wysoka inflacja, niskie podatki od nieruchomości i wynajmu sprawiają, że bogatsi Polacy rzucili się na kupowanie mieszkań. Ludzie na dorobku tracą szansę na własne mieszkanie. Nie mają takich zarobków, żeby dostać kredyt, nie mają też szansy odłożyć na wkład własny, który w Warszawie na 50-metrowe mieszkanie wynosi już grubo ponad sto tysięcy złotych.Skąd PiS weźmie pieniądze na sfinansowanie innych programów w ramach nowego ładu? Nie bardzo wiadomo. Za to już widać, kto będzie największym beneficjentem Nowego Ładu. Będzie to branża deweloperska i budowlana. PiS powrócił do pomysłu rządu Platformy Obywatelskiej, czyli dopłat do kredytów i wkładu własnego. Na szczegóły programu, musimy jeszcze poczekać, ale informacje przedstawione dzisiaj mogą nas przerazić. Jarosław Kaczyński zapowiedział, że będzie można budować domy do 70 metrów kwadratowych bez pozwolenia na budowę. Mateusz Morawiecki dodał, że będzie można to robić tylko tam, gdzie jest miejscowy plan zagospodarowania. Co to oznacza w praktyce? Otworzenie furtki do tego, żeby powiększyć już i tak istniejący gigantyczny chaos przestrzenny, który kosztuje nasz kraj miliardy złotych rocznie. Jedną z największych patologii polskich miast jest ich bezładne rozlewanie się na przedmieścia. Te procesy tylko przyspieszą. Po tym możemy się spodziewać wzrostu korków, smogu i niszczenia środowiska naturalnego. Drugi program to dopłaty do kredytów hipotecznych i sfinansowanie części wkładu własnego. Te programy będą dostępne tylko dla rodzin z co najmniej dwójką dzieci. Szkopuł w tym, że w Polsce połowa rodzin ma tylko jedno dziecko. Kaczyński zapomniał, chyba że najpierw zakłada się gniazdo, tworzy bezpieczeństwo, a dopiero później decyduje się na dzieci. Dopłaty będą też mizerne. Dla rodziny z dwójką dzieci zaledwie dwadzieścia tysięcy złotych do wkładu własnego. W dodatku system dopłat nie powoduje, że na rynku pojawi się więcej mieszkań. Po prostu wzrośnie popyt, a więc wzrosną ceny. Przerabialiśmy już to za rządów Platformy Obywatelskiej i programie Mieszkania Dla Młodych i Rodzina na Swoim. Te programy pomogły głównie bogatszym Polakom, których i tak było stać wcześniej na kredyt. Dzisiaj 70 procent rodzin nie ma zdolności kredytowej. Oni nie dostaną od rządu niczego. Problemem są niskie zarobki, galopujące ceny nieruchomości, które powodują, że odłożenie nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych jest niemożliwością.