Niecodzienna sytuacja przydarzyła się świeżo upieczonemu europosłowi Konfederacji Grzegorzowi Braunowi, a także kilku innym europarlamentarzystom przy okazji pierwszego posiedzenia Parlamentu Europejskiego nowej X kadencji. Konieczna była interwencja służb.
Na posiedzeniu Sejmu w środę 22 listopada doszło do kolejnej awantury. Tym razem podczas rozpatrywania projektu ustawy ws. refundacji in vitro. Grzegorz Braun z Konfederacji wszedł na mównicę i się zaczęło. Zaczął mówić o "rampie oświęcimskiej". Jego skandaliczne słowa nie pozostały bez odpowiedzi.
Rzecznik rządu Piotr Müller uznał, że Donald Tusk i Grzegorz Braun mają ze sobą dużo wspólnego. Wymienił podejście do resetu Rosją, które - według niego - jest w podobnych wariantach prezentowane przez obu polityków. Müller skomentował też kwestię potencjalnej koalicji PiS-u z Konfederacją.
Grzegorz Braun ponownie stał się bohaterem rosyjskiej telewizji publicznej. Działania polityka Konfederacji zostały użyte do do uwiarygodnienia szeregu narracji propagandowych. - Działania takich postaci pozwalają Rosjanom na deformowanie obrazu rzeczywistości, co sprowadza się do demonizacji i dehumanizacji Ukraińców oraz deprecjonowania obrazu proukraińskich środowisk politycznych państw NATO - ocenia w rozmowie z WP Michał Marek, ekspert w dziedzinie dezinformacji.Michał Marek, autor monografii "Operacja Ukraina" i ekspert w dziedzinie dezinformacji, w rozmowie z portalem Wirtualna Polska przekazał, że ostatnim czasie wypowiedzi Grzegorza Brauna ponownie zostały pokazane w rosyjskiej telewizji. Wykorzystano m.in. frazę "stop ukrainizacji Polski" i "stop depolonizacji Polski".
Poseł Prawa i Sprawiedliwości Leszek Dobrzyński pojawił się na mównicy w bluzie i spodniach jeansowych. Jak się tłumaczył - nie zauważył zmiany w harmonogramie sejmowym. Grzegorz Braun nie krył oburzenia. - To nie jest obora - grzmiał z mównicy.
Grzegorz Braun po obrzydliwej wypowiedzi, w której nawoływał do "zatrzymania ukrainizacji Polski" został bohaterem rosyjskiej propagandy. Telewizja Władimira Putina okrzyknęła posła Konfederacji "głosem narodu", którego "nie słyszą polskie władze".Posłowie Konfederacji jakiś czas temu skarżyli się, że od wielu miesięcy nie są zapraszani do mediów publicznych. Spekulowano, że ban na wywiady może mieć związek z wybuchem wojny w Ukrainie. Warto zaznaczyć, że członkowie ugrupowania deklarują "sprzeciw wobec przyznawania przywilejów socjalnych dla uchodźców z Ukrainy".