Ogromne tłumy w centrach handlowych. Kolejki tworzą się w mgnieniu oka
Dantejskie sceny w centrach handlowych w Warszawie. W piątek 7 stycznia sklepy przeżywają prawdziwe oblężenie. Wszystko przez to, że w czwartek Polacy nie mogli zrobić zakupów z uwagi na Święto Trzech Króli. Ostatnio takie kolejki widziano, gdy rząd zniósł ogólnopolski lockdown.
Polacy chętnie spędzają czas wolny w galeriach handlowych, traktując to jako rozrywkę i dla dorosłych, i dla dzieci. W ten sposób łączą przyjemne z pożytecznym, przy okazji robiąc codzienne zakupy. Niestety, takie podejście jest bardzo nierozważne w dobie pandemii. Mimo tego, w warszawskim centrum Targówek oraz M1 w Markach zgromadziło się w piątek masę spragnionych wyjścia z domu zakupowiczów.
Tłumy w galeriach handlowych
6 stycznia wszyscy musieliśmy pozostać w domach, odwiedzić rodzinę lub udać się do Kościoła. Ustawowe Święto Trzech Króli wymusiło bowiem na właścicielach galerii handlowych zamknięcie się na jeden dzień. Biznesmeni nie mają jednak co narzekać, gdyż z pewnością nie stracą wpływów do swojej kasy. To, co nie zostało wydane w czwartek, z pewnością zwróci się w piątek, bo Polacy mogący w końcu ruszyć do sklepów chętnie skorzystali z tej okazji.
W mediach społecznościowych krążą ostrzeżenia przed dantejskimi scenami w warszawskich centrach handlowych. Wygląda na to, że większość z nas postanowiła przedłużyć sobie wolne i wzięła urlop 7 stycznia, by mieć aż cztery dni laby. Widać to przed wejściami do przymierzalniami w sklepach z ubraniami, stoiskami gastronomicznymi oraz samami spożywczymi. Sparaliżowany jest ruch na parkingach.
Pozostała część artykułu pod materiałem wideo
- Nie polecam wycieczki do M1 lub CH Targówek - pisze przerażony internauta i sarkastycznie żartuje, że zapewne wszystkim skończyło się jedzenie z uwagi na to, że wolny od pracy i zakupów był aż jeden dzień.
Polacy zapomnieli o reżimie sanitarnym
Takie zachowanie z pewnością działa na niekorzyść walki z koronawirusem. Tłumy w sklepach, w których teoretycznie obowiązuje ścisły reżim sanitarny, za nic mają obostrzenia. Nikt nie pilnuje limitu osób, który wynosi maks. 1 osobę na 15 m2, a niektórzy nie mają na sobie nawet maseczek.
W zapomnienie odeszły też dezynfekcja rąk i zachowywanie dystansu społecznego. Co prawda, część z nas pewnie jest zaszczepiona i nie wlicza się do limitów, ale ze świecą szukać sprzedawcy, który zweryfikuje nasz paszport covidowy, zwłaszcza, że nie ma to oparcia w regulacjach prawnych i często spotykać się może z niechęcią i agresją klientów.
Wygląda więc na to, że Polacy wciąż stosują starą zasadę. Im krótsze wolne, tym większe zapasy robią przed danym dniem i tym tłumniej ruszają do sklepów po nim.
Ostatnio tak wielkie kolejki widziano w sklepach, kiedy w końcu zniesiono ogólnopolski lockdown. Teraz władze zarzekają się, że robią wszystko, by ten scenariusz się nie powtórzył. Na horyzoncie jednak czai się niezwykle transmisyjny wariant Omikron, który wkrótce zdominuje zachorowania w Polsce. W ciągu ostatnich kilku dni obserwujemy ponowne wzrosty zakażeń i dramatyczne statystyki zgonów.
Artykuły polecane przez redakcję Goniec.pl:
źródło: goniec.pl