"Muszą być cicho. I wytrzymać." Koszmar dzieci w sekcie ks. Kadzińskiego
Dzieci dzieli na lepsze i gorsze. Te drugie są bite, karcone, zastraszane. Te grzeczne zaprasza do siebie - na przykład po to, by jego ciało nacierały olejkami. Ujawniamy szokujące zeznania byłych członków sekty ks. Łukasza Kadzińskiego.
Władza absolutna
Kary cielesne, zastraszanie, krzyki, izolowanie od świata zewnętrznego i zmuszanie do pracy – tak zdaniem świadków wygląda codzienność dzieci mieszkających na terenie sekty ks. Łukasza Kadzińskiego, kontrowersyjnego kapłana, powiązanego m.in. z wiceprezesem Ordo Iuris i politykiem Grzegorzem Braunem. Choć wewnętrzne dochodzenie kurii potwierdziło skandaliczne warunki życia małoletnich, to prokuratura uznała, że problemu nie ma i sprawę umorzyła.
*
O wspólnocie ks. Łukasza Kadzińskiego robi się głośno w lipcu 2023 roku, kiedy na portalu YouTube zostaje opublikowany materiał filmowy autorstwa Pawła Kostowskiego pt. "Byłem w sekcie". Na nagraniu Kostowski odczytuje poruszający list, który przekazał Archidiecezji Warszawskiej. Informuje w nim, że przebywał w organizacji ks. Kadzińskiego sześć lat i był świadkiem dramatycznych sytuacji.
Zdaniem Kostowskiego kapłan sprawuje nad członkami wspólnoty władzę absolutną. Zmusza do ciężkiej pracy fizycznej, odcina ich od rodzin, rozbija i aranżuje związki, decyduje o każdym, najmniejszy aspekcie życie. Natomiast dzieci mieszkające na terenie wspólnoty są całkowicie odcięte od świata zewnętrznego. Nie chodzą nawet do szkoły i są objęte nauczaniem domowym.
Do materiału Kostowskiego odnosi się natychmiast ks. Kadziński w oświadczeniu opublikowanym na portalu dorzeczy.pl.
"Publikacja dotycząca mojej działalności duszpasterskiej, zawierająca treści, które uważam za pomówienie, stała się już podstawą zawiadomienia, jakie skierowałem do Prokuratury Okręgowej w Płocku. [...] Oczekując czynności prokuratury, będę unikał komentarzy w tej sprawie" - zaznacza kapłan.
Jeszcze w tym samym miesiącu artykuł na temat wspólnoty ks. Kadzińskiego publikuje na łamach „Rzeczpospolitej” publicysta katolicki Tomasz Terlikowski. Potwierdza w nim wszystkie historie opowiedziane wcześniej przez Pawła Kostowskiego. Terlikowski również nie ma wątpliwości, że działalność duchownego nosi znamiona sekty.
Po burzy medialnej jaką rozpętują kolejne publikacje na ten temat, Archidiecezja Warszawska rozpoczyna dochodzenie w sprawie działalności ks. Kadzińskiego. Ponadto, w wyniku zawiadomienia złożonego przez Kostowskiego, swoje śledztwo wszczyna też Prokuratura Rejonowa w Żyrardowie.
- Kilka miesięcy spędziłem na rozmowach z pokrzywdzonymi przez ks. Łukasza „Pasterza” Kadzińskiego. W tym z osobami, które w wyniku doświadczeń z jego sekty podejmowały próby samobójcze - podkreśla Kostowski w rozmowie z Gońcem.
- Sam otrzymałem status pokrzywdzonego podczas śledztwa. Jednak nie moja krzywda jest tutaj najważniejsza, a krzywda dzieci, która dzieje się cały czas - dodaje.
Goniec dotarł do materiałów z postępowania prokuratorskiego, dochodzenia kurii i zeznań złożonych przez byłych członków wspólnoty oraz ich rodzin. Wyłania się z nich przerażający obraz sekty, której największymi ofiarami są podporządkowani ostrym rygorom małoletni.
Wiersz, pióro bażanta i kontrowersyjne eksperymenty. Ujawniamy szokujące kulisy głośnego śledztwa Wstrząsające kulisy medycznego podziemia. "Widać było każdą kość"Wspólnota
Święcenia kapłańskie ks. Łukasz Kadziński otrzymuje w 2002 roku i już wtedy zaczyna tworzyć zręby swojej wspólnoty. Osoby, które mają z nim do czynienia w parafii w podwarszawskim Milanówku, są oczarowane energią i zaangażowaniem młodego duchownego. Jest charyzmatyczny, elokwentny, szybko skraca dystans. Lgną do niego zwłaszcza młodzi ludzie, którzy potrzebują czegoś więcej, niż coniedzielnej mszy.
W początkowych latach swojej posługi ks. Kadziński mocno angażuje się w Ruch Światło-Życie zwany potocznie Oazą. Szybko jednak okazuje się, że coś go tam uwiera. Wymaga większego zaangażowania i bardziej radykalnego podejścia do kwestii wiary zarówno od siebie, jak i od innych.
W końcu podejmuje decyzję o zakończeniu współpracy w ramach Oazy. Wtedy zaczyna organizować spotkania własnej wspólnoty. Są to najczęściej wielogodzinne modlitwy połączone z tzw. rozeznawaniem (odczytywaniem woli Bożej) i wypędzaniem złych duchów. W ten sposób gromadzi wokół siebie coraz większą liczbę wiernych, zafascynowanych jego nietypowym podejściem.
Te działania nie podobają się jednak miejscowemu proboszczowi w Milanówku. Przeczuwa, że rodzi się tam coś niepokojącego, co szybko może wymknąć się spod kontroli. W wyniku jego interwencji ks. Kadziński zostaje przeniesiony do innej parafii – tym razem w Łomiankach.
Tam jednak kontynuuje swój „projekt życia” razem z zaprzyjaźnionym księdzem Jackiem Gomulskim. W ich głowie rodzi się idea stworzenia domów, w których zamieszkaliby razem członkowie skupionej wokół nich wspólnoty.
Początkowo są to budynki wynajmowane właśnie w podwarszawskich Łomiankach, ale ostatecznie wspólnota osiada na wykupionej w tym celu działce w mazowieckim Teresinie. Ks. Kadziński zakłada też Fundację Dobrej Edukacji Maximilianum, która z czasem staje się fundamentem i wizytówką ich działalności.
"Znałem osobiście obu księży – Kadzińskiego i Gomulskiego. Obaj byli wikariuszami w mojej parafii, odwiedzałem ich, słuchałem opowieści o nadużyciach seksualnych w Kościele, o »lobby homoseksualnym« w archidiecezji warszawskiej, a także o tym, że oni sami starali się je badać i że z tego powodu są »na cenzurowanym«. Raz byłem nawet na spotkaniu we wspólnocie, którą obaj założyli – zwierza się na łamach "Rzeczpospolitej" Tomasz Terlikowski.
"Czy coś mnie w niej wówczas zaniepokoiło? Może tylko to, że wszystkie kobiety ubrane były niemal jak chasydzi: miały na sobie – choćby było gorąco – bluzki z rękawami za łokieć i spódnice za kolana. Ale nie zapaliła się w mojej głowie lampka alarmowa. Zmieniły to dopiero kolejne informacje o wspólnocie".
Bóg w sekcie
Obecnie do wspólnoty ks. Kadzińskiego należy ok. 100 osób, w tym ok. 50 małoletnich poniżej 18 roku życia (choć z niektórych informacji wynika, że dzieci może być więcej). Wszystko funkcjonuje tam według bardzo restrykcyjnych zasad wyznaczonych przez kapłana, który każe nazywać siebie „pasterzem”.
Tak sytuację we wspólnocie opisuje w prokuraturze ks. dr. Michał Turkowski prowadzący z ramienia biskupa warszawskiego wewnętrzne postępowania dotyczące nadużyć dzieci i młodzieży przez duchownych:
„Polega to na tym, iż wszystko funkcjonuje na zasadzie sprawnie zorganizowanej organizacji, którą można nazwać sektą. Uczestnicy są tak zmanipulowani przez księdza Kadzińskiego, że we wszystkim są mu ulegli. Fundacja działa w taki sposób, że ksiądz Kadziński o wszystkim decyduje, np. kto z kim ma wziąć ślub i kiedy, gdzie, w jakim charakterze oraz czy w ogóle ma pracować zawodowo”.
„Kobiety mają całkowity zakaz pracy zawodowej, mają zająć się domem, mężem oraz dziećmi. Ksiądz decyduje, kiedy małżeństwa mają rodzić dzieci, jak członkowie fundacji mają się ubierać, co robić oraz gdzie mieszkać”.
Słowa duchownego potwierdzają niemal wszyscy, byli członkowie wspólnoty, którzy zeznają w tej sprawie w prokuraturze oraz kurii. Życie każdego z nich było w pełni kontrolowane przez ks. Kadzińskiego. Jego słowa były traktowane jak świętość, a sprzeciw spotyka się z natychmiastową represją.
Magdalena: „Ks. Kadziński zmanipulował młode osoby i znęcał się nad nimi psychicznie, a każde nieposłuszeństwo było karane wyrzuceniem ze społeczności. Osoby we wspólnocie są uzależnione od ks. Kadzińskiego i jego decyzji. Dzieci mogą bawić się z tylko z członkami społeczności. Kobietom nie wolno się uczyć, nie wolno pracować, mają tylko rodzić”.
Michał: „Ksiądz Kadziński traktowany jest jak Bóg. Kobiety we wspólnocie mogą pracować jedynie jako nauczyciele dla swoich i innych dzieci. Muszą się ubierać w stylu jednego kroju, wszystkie sukienki lub spódnice do kostek. Dziewczynki, jeśli chcą uprawiać sport, to mogą go uprawiać tylko w sukienkach lub spódnicach”.
Andrzej: „Bez rozmowy z księdzem nie można było we wspólnocie podjąć decyzji o zmianie pracy, wyborze studiów, leczeniu, przeprowadzce, wszelkich decyzji dotyczących relacji itd.”
Jakub: „Ks. Łukasz decydował nawet o tym kiedy kto ma iść do lekarza. Była sytuacja, że jedna z uczestniczek miała problemy ze zdrowiem, ale ksiądz zdecydował, że nie jest to najważniejsze, aby udała się w tamtym momencie do lekarza, po czym było na tyle późno, a powikłania tak duże, że trafiła z chorym sercem do szpitala i była operowana”.
Magdalena: „Ks. Kadziński nakazywał kupować ludziom nieruchomości i tak nimi manipulował, że robili z niego współwłaściciela. Gdy osoby takie odchodzą ze wspólnoty, to mają problem, bo Kadziński jest współwłaścicielem i uniemożliwia swobodne dysponowane daną nieruchomością”.
Kary cielesne
To, co najbardziej szokuje w relacjach byłych członków wspólnoty i ich rodzin, to w jaki sposób traktowane są tam dzieci. Większość z nich od najmłodszych lat wychowywana jest w sekcie ks. Kadzińskiego. Nie chodzą do szkoły, nie spotykają się z rówieśnikami spoza wspólnoty, są praktycznie całkowicie odizolowane od świata zewnętrznego. Każda forma nieposłuszeństwa z ich strony spotyka się z natychmiastową karą.
Jarosław: „Ksiądz Łukasz popychał dzieci, krzyczał na nie, bił po rękach. Ideologicznie wpajał uczestnikom, że takie postępowanie jest nie tylko normalne, ale potrzebne. Twierdził, że kary cielesne i bicie dzieci są niezbędne w wychowywaniu dzieci. Efektem tego większość rodziców tak postępowała wobec swoich dzieci, ale także wobec innych dzieci. Powszechną zasadą było, że można karać również cieleśnie nie tylko swoje dzieci”.
Beata: „Tysiące kazań księdza, stałe spowiednictwo cały czas u niego itp. To całe lata pracy destrukcyjnej nad młodymi umysłami tych dzieci. Dzieci się księdza boją i wszystkie polecenia wykonują z lęku”.
Piotr: „Ks. Łukasz wobec dzieci zachowywał się w sposób agresywny, bez powodu krzyczał na nie, gdy wydawało się tylko, że są mu nieposłuszne. Wystarczyło tylko, że dziecko szło do stołu z innej strony, niż sobie to wymyślił ks. Łukasz. W parafii bywało tak, że krzyczał na dziecko wobec rodziców, zarzucając mu kłamstwo i manipulację, mimo sprzeciwu rodziców”.
Beata: „We wspólnocie jest bombardowanie miłością, a jednocześnie bardzo duża agresja wobec dzieci, stosowana zarówno przez księdza, jak i zmuszonych do tego rodziców. Uderzenia w głowę, popychanie, deptanie po nogach. Każdy ze wspólnoty ma prawo do uderzenia dziecka, kiedy uzna to za stosowne”.
Z zeznań wynika też, że dzieci są zmuszane do uczestnictwa w wielogodzinnych, całonocnych nabożeństwach. Każde z nich ma też obowiązek regularnej spowiedzi u ks. Kadzińskiego. Dzieci, które urodziły się we wspólnocie, zostały wychowane w poczuciu absolutnego posłuszeństwa wobec „pasterza”.
Justyna: „Dzieci musiały wytrzymywać na mszach, które trwały nawet trzy godziny. Musiały być cicho i wytrzymywać tyle, ile dorośli. Nie mogły płakać i nie mogły spać, pomimo, że te nabożeństwa trwały czasami do 23:00 lub północy”.
Piotr: „Wiem, że dzieci mają dyżury dbania o księdza: robienie księdzu śniadań, obiadów, kolacji i sprzątanie mieszkania. Ksiądz ma swój dom na terenie zamieszkiwanym przez wspólnotę, dzieci muszą mieszkać w bliskości”.
Justyna: „Dzieci izolowane były od rodziców i chodziły spać w grupach po kilka osób w różnych pomieszczeniach. Nie miały zapewnionych odpowiednich warunków do spania, były zawijane w koce i bez mycia, w ubraniach dziennych, były kładzione spać”.
Beata: „Dzieci są karcone, bite, zmuszane do fizycznego wysiłku, nieustannie pouczane i zastraszane. Dzieci są też kategoryzowane na lepsze i gorsze. Na wszystko trzeba zasłużyć, żeby być wybranym”.
Katarzyna: „Pamiętam wyjazd na rekolekcje gdzieś w okolice Bielska Białej. Nas, dorosłych mam z małymi dziećmi, było dwie, albo trzy. Poszłyśmy na jakąś modlitwę, a po powrocie okazało się, że nasi chłopcy byli ogoleni na łyso. Bez żadnej mojej zgody, rozmowy”.
Justyna: „Dzieci były karcone przez pstrykanie za uchem, uderzenia po rękach z całej siły, bez ostrzeżenia, zwracania uwagi wcześniej. Byłam świadkiem, jak dziecko zasnęło na jednym nabożeństwie i jego ojciec obudził go uderzeniem w klatkę piersiową. Miało 5 lat”.
Myśli samobójcze
Według byłych członków wspólnoty ks. Kadziński uzależnia od siebie dzieci pod względem emocjonalnym i psychologicznym. To, co usłyszy w trakcie spowiedzi, często wykorzystuje do tego, aby nimi manipulować. A to z kolei – jak wynika z zeznań – przekłada się na problemy psychiczne małoletnich, którzy czują się osaczeni.
Piotr: „Byłem kiedyś na obozie ministranckim z ks. Łukaszem i ks. Jackiem. Dziwne było dla mnie to, że ks. bardzo dogłębnie rozpracowywał dzieci psychologicznie, szukał ich mocnych i słabych stron, ale głównie po to, aby potem móc nimi manipulować. Napawał się tym, że mógł mieć kontrolę nad dziećmi. Bywało, że wpadał w szał, mimo że dzieci były grzeczne”.
Marta: „Jeżeli ksiądz był zdenerwowany, to dzieci nie mogły hałasować, miały być cicho i były karane za głośne zachowanie. Jeżeli chodzi o spożywanie posiłków, to najpierw jadł ksiądz, później dorośli. Dzieci podawały jedzenie do stołu i jadły w osobnym, wyznaczonym miejscu”.
Piotr: „Nawet kilkuletnie dzieci wyrażają już nienawiść do środowiska, w którym żyją – nienawiść do nauczycieli, do innych dzieci, członków wspólnoty i samych siebie. Komunikują myśli samobójcze”.
Beata: „W przypadku mojej rodziny, przy rozwodzie, byli powołani przez sąd biegli psycholodzy, również seksuolog, przeprowadzono zeznania z dziećmi i po tym wydano wyrok zakazujący ojcu zabierania ich do wspólnoty. Nie jest to jednak respektowane”.
Aby sprawować dodatkową kontrolę nad dziećmi i jednocześnie budować wśród nich hierarchię, ks. Kadziński założył własne harcerstwo – Hufiec św. Józefa. Sam siebie mianował „harcmistrzem”, który nadaje stopnie wedle swojego uznania innym „harcerzom”. Dzieci mają nawet mundury, w których muszą występować na wszystkich oficjalnych wydarzeniach.
Jarosław: „Tam nie ma dzieci. Są mali dorośli wrzuceni w ramy posłuszeństwa, dyscypliny i rygoru”.
Ryk księdza
Najbardziej agresywne zachowania ks. Kadzińskiego wobec dzieci opisuje w mailu do kurii kobieta, która pojechała w 2021 roku razem z córką na obóz harcerski organizowany przez wspólnotę na Podlasiu. Opowiedziana przez nią historia jest wstrząsająca nie tylko z powodu zachowania duchownego, ale też bierności dorosłych, którzy nie mieli odwagi mu się przeciwstawić.
„Najmniejsze nawet nieposłuszeństwo doprowadzało go (ks. Kadzińskiego – red.) do wściekłości. Dzień przed naszym wyjazdem byłam świadkiem napaści i pobicia małego chłopca, który zamiast pracować, trochę się wygłupiał. Takiej furii nie widziałam nigdy. Nawet na filmie” – relacjonuje w mailu kobieta.
„Bezpośrednimi świadkami tego były jeszcze trzy inne dorosłe osoby spoza wspólnoty. Wstyd mi, ale żadne z nas nie zareagowało. Byliśmy jak sparaliżowani. Ryk księdza i to że chłopiec jest bity słyszeli wszyscy uczestnicy obozu – i dzieci i kadra – wśród nich także mama bitego dziecka. Nie było żadnej reakcji” – dodaje.
Kobieta twierdzi, że w trakcie całego obozu panowała bardzo napięta atmosfera. Miała też usłyszeć od członków wspólnoty, że do takiego pobicia doszło nie pierwszy raz. „Zachowanie księdza przenosi się na mężczyzn, którzy żyją w tej wspólnocie. Jak sami przyznają, jest tam problem z przemocą w rodzinach” – podkreśla kobieta.
„W czasie obozu ksiądz kilkukrotnie podejmował gości. Byli samorządowcy, profesorowie Katedry Historii Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, jakiś poseł, sołtys.. Księdzu bardzo zależało na zrobieniu dobrego wrażenia. Były to chyba jedyne momenty, kiedy był miły i uśmiechnięty” – czytamy w mailu.
„Dzieci były nieleczone”
Równie wstrząsająca relacja dotycząca traktowania dzieci została opowiedziana w kurii przez byłą członkinie wspólnoty. Na potrzeby tego artykułu nazwijmy ją Anną.
W lipcu 2012 roku Anna pojechała na obóz ministrancki zorganizowany przez ks. Kadzińskiego w miejscowości Ochotnica Dolna w woj. Małopolskim. Wyjazd szybko zamienił się w koszmar, który finalnie doprowadził do jej odejścia ze wspólnoty.
„Podczas obozu dzieci dostały wirusówki jelitowej. Miały biegunkę, wymiotowały i nikt z opiekunów nie opiekował się nimi w nocy, bo ks. Kadziński zabronił, ponadto drwił i wyśmiewał się razem z k. Gomulskim z tej sytuacji” – wspomina Anna.
Dalej relacjonuje: „Po pierwszej nocy właściciel domu, w którym mieszkaliśmy, przyszedł ze skargą do księży, że całą noc opiekował się z żoną naszymi dziećmi. Dzieci płakały, wymiotowały, miały biegunkę, a oni musieli sprzątać, myć dzieci, przebierać, zmieniać im pościele i tak było przez wszystkie dni i noce. Ksiądz w ogóle nie przejmował się tym. Dzieci były niedopilnowane, nieleczone”.
Gdy członkowie wspólnoty opuszczali Ochotnicę Dolną, właściciel pensjonatu powiedział, że nie chce ich tu więcej widzieć. Dla Anna to nie był jednak koniec koszmaru.
„Ostatni dzień obozu mieliśmy spędzić w Krakowie. Mój pięcioletni syn zaraził się tą chorobą jelitową i zaczął strasznie płakać. Ksiądz krzyczał na mnie, że dziecko udaje i próbuje coś na mnie wymusić. Mój syn bardzo źle się czuł i chciał, żebym go niosła na rękach, bo nie dawał rady iść sam z powodu bólu brzucha, ale ksiądz nie pozwalał mi wziąć go na ręce” – opowiada Anna.
„Ja chciałam już tylko wrócić do domu i nigdy więcej nie zobaczyć ks. Łukasza. Jak wreszcie doszliśmy do jakiejś restauracji i usiedliśmy na chwilę, to mój syn zwymiotował na podłogę i dopiero wtedy ksiądz pozwolił wsadzić moje dziecko do wózka, a inne dziecko wzięli na ręce” – dodaje.
Edukacja domowa
Olga nigdy do wspólnoty ks. Kadzińskiego nie należała, ale znała ją doskonale z opowieści swojego brata, który przebywał w niej od 10 lat razem z żoną i trójką kilkuletnich dzieci. Z zawodu jest nauczycielką, więc szybko zauważyła, że jej siostrzeńcy nie zachowują się jak inne dzieci w tym wieku.
„Sekta wyłącza myślenie, wszystko zawierzają Bogu. Nie szczepią się, chyba nie podlegają jakiejś specjalnej opiece lekarskiej. W ogóle dzieci mają bardzo niski poziom rozwoju i nauczania. W tych dzieciach nie ma nawet takiego zwykłego zaciekawienia. Jest tam dużo napięcia, agresji, co nie jest takie łatwe do uchwycenia, ale będąc na miejscu wyczuwa się to” – opowiada w rozmowie z delegatem biskupim.
„Lekcje odbywa się w ramach nauczania domowego, ale w tych pomieszczeniach »szkolnych« poza tablicą i jakąś kanapą nie było widać nawet miejsca, żeby dziecko miało gdzie usiąść i robić notatki. Kiedyś dziecko chwaliło się, że było na polowaniu. To nie jest normalne” - podkreśla.
Formalny nadzór nad edukacją dzieci należących do wspólnoty pełni Kolegium św. Rodziny w Łomiankach. To prywatna placówka składająca się ze szkoły podstawowej i liceum ogólnokształcącego. Jej celem jest wspieranie edukacji domowej wśród rodzin, którym „bliskie są wartości katolickie”.
Z relacji były członków wspólnoty wynika jednak, że ów nadzór jest czysto teoretyczny.
„Odbywające się koniec roku egzaminy są fałszowane – zaniżane są wymagania, dzieci mają nieograniczony czas na pisanie egzaminu, ale w czasie tego ściągają, czy wręcz rodzice siedzą przy dzieciach i im podpowiadają. Poziom nauczania tych dzieci jest bardzo niski” – zeznaje w kurii jeden z mężczyzn w przeszłości związany ze wspólnotą.
Dyrektorem Kolegium św. Rodziny jest dr Andrzej Mazan, który jednocześnie piastuje stanowisko „dyrektora merytorycznego” Fundacji Dobrej Edukacji Maximilianum, założonej przez ks. Łukasza Kadzińskiego (formalnie kapłan pełni tam funkcję członka organu nadzoru oraz „doradcy duchowego”).
Dr Mazan to postać doskonale znana w środowisku katolickim. Był wykładowcą na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, regularnie występuje w Radiu Maryja i Telewizji Trwam, jest też felietonistą „Naszego Dziennika”, czyli popularnej gazety w kręgach katolicko-narodowych.
Postanowiliśmy go zapytać o zarzuty pojawiające się w temacie edukacji domowej dzieci ze wspólnoty ks. Kadzińskiego. W obszernym mailu stwierdził, że Kolegium św. Rodziny zajmuje się jedynie egzaminowaniem małoletnich z Teresina, natomiast za naukę odpowiadają ich rodzice. Jego zdaniem dzieci ze wspólnoty osiągają dobre wyniki w nauce, a same egzaminy są przeprowadzane w sposób rzetelny.
Żaden z nauczycieli egzaminujących uczniów ze wspólnoty ks. Kadzińskiego nie zauważył też niepokojących sygnałów świadczących o złym traktowaniu. "Wręcz przeciwnie, dzieci wyróżniały się starannością i zaangażowaniem w naukę" – podkreślił w mailu.
Na temat samego "opiekuna duchowego" wspólnoty dr Mazan nie chciał jednak zabierać głosu: "Nie będę wyrażał opinii o ks. Kadzińskim, ponieważ nie jestem w tym kompetentny".
Noce z księdzem
Niemal wszyscy świadkowie, którzy złożyli zeznania w prokuraturze i kurii podkreślają, że ks. Kadziński stosował wobec członków wspólnoty system kar i nagród, które miały za zadanie budować hierarchię w grupie.
Najwyższą formą uznania było zaproszenie przez ks. Kadzińskiego na noc do swojego pokoju, przy czym dotyczyło to tylko osób płci męskiej.
Marek: „Ksiądz Łukasz zapraszał ulubionych członków wspólnoty do siebie do mieszkania na parafię. On też proponował, aby zostawać u niego na noc i spać razem z nim w jednym łóżku. To nie była żadna tajemnica, praktycznie wszyscy członkowie wspólnoty o tym wiedzieli”.
Julia: „Słyszałam zaproszenia na zasadzie »zostaniesz u mnie noc?«. Potem dostawałam informację zwrotną, że ten co był zaproszony, to rzeczywiście nocował u księdza. Było też tak, że obecny mój mąż dostał kiedyś takie zaproszenie, ale z niego nie skorzystał”.
Marek: „Ksiądz Łukasz o tym mówił otwarcie, on nie widział w tym nic złego, wręcz przeciwnie. On to określał, jako więź ojcowsko-synowską. Kiedy mnie zaprosił, to miałem jakieś 16-17 lat”.
Wszyscy świadkowie podkreślają, że nigdy nie dochodziło do kontaktów seksualnych z księdzem, a przynajmniej sami tego nie doświadczyli, ani o tym nie słyszeli. Nie należeli jednak do kręgu osób, które były zapraszane przez „pasterza” najczęściej.
Nie zmienia to faktu, że dochodziło do przekroczenia pewnej granicy prywatności. Zwłaszcza, że „noce z księdzem” miały też dotyczyć małoletnich członków wspólnoty.
„Pamiętam, że w Milanówku nocowali u ks. Łukasza i spali z nim w jednym łóżku również chłopcy małoletni, poniżej osiemnastego roku życia. Ksiądz budował cielesną bliskość, był przez chłopców np. nacierany olejkami, stosował pocałunki, przytulenia. Oswajał z nadmierną bliskością cielesną” – zeznaje jeden z mężczyzn.
Obawy dotyczące przekraczania granic w relacji z małoletnimi wyraził też ks. dr Michał Turkowski, biskupi delegat badający sprawę wspólnoty:
„Z przesłuchać przeze mnie prowadzonych może wynikać, iż na terenie wspólnoty ksiądz Kadziński doprowadza do sytuacji, iż nieletni chłopcy mogą być zmuszani do nocowania z nim w jednym łóżku. Wynika to z przesłuchań osób, które przebywały we wspólnocie, jako osoby małoletnie i były do takich sytuacji zmuszane”.
Ks. Turkowski zapowiedział jednocześnie, że Kuria Warszawska przygotowuje zawiadomienie do Sądu Rodzinnego z wnioskiem o „wgląd w sytuację małoletnich tej wspólnoty, kwestię przemocy fizycznej i psychicznej wobec małoletnich stosowanej przez rodziców podżeganych przez księdza Kadzińskiego”.
Czy faktycznie takie zawiadomienie zostało złożone? Archidiecezja Warszawska nie odpowiedziała wprost na nasze pytanie w tej sprawie.
"Zgodnie z prawem, ilekroć wiedza nabyta w czasie postępowania dotyczyła możliwości zaistnienia jakiegokolwiek przestępstwa w świetle prawa polskiego, zostało to zgłoszone odpowiednim instytucjom. Nie wiemy, na jakim etapie są
postępowania państwowe, gdyż nie jesteśmy o tym informowani" - czytamy w mailu od ks. Przemysława Śliwińskiego, rzecznika warszawskiej kurii.
Ordo Iuris
Osobą, która regularnie – zdaniem jednego ze świadków – miała nocować u ks. Kadzińskiego był Marcin Perłowski, obecny wiceprezes Instytutu Ordo Iuris, czyli skrajnie prawicowej organizacji, która zyskała ogromne wpływy w czasie ośmioletnich rządów Zjednoczonej Prawicy.
Ordo Iuris stało między innymi za projektem całkowitego zakazu aborcji w Polsce, czy Samorządową Kartę Praw Rodzin, która zdaniem wielu ekspertów miała stygmatyzować osoby LGBT. Ludzie związani z instytutem obsadzali przez lata wiele istotnych stanowisk państwowych.
Jego współzałożyciel Jerzy Kwaśniewski był od 2017 roku sekretarzem rządowej Rady Monitorującej Przeciwdziałanie Przemocy w Rodzinie. Były prezes Ordo Iuris Aleksander Stępkowski, w latach 2015-2016 pełnił funkcję wiceministra spraw zagranicznych, a w lutym 2019 r. został powołany do Sądu Najwyższego przez prezydenta Andrzeja Dudę. Z kolei w październiku 2019 r. krajowym konsultantem ds. genetyki klinicznej został inny członek tej organizacji - prof. Andrzej Kochański. To zaledwie kilka przykładów.
Jak wynika z zeznań - obecny wiceprezes Ordo Iuris Marcin Perłowski uchodzi za jednego z najbardziej zaufanych ludzi ks. Łukasza Kadzińskiego. Od lat jest związany z Fundacją Dobrej Edukacji Maximilianum. Obecnie strona organizacji nie działa, ale odnajdujemy archiwalną wersję witryny, w której Perłowski jest wymieniony jako członek fundacji „służący radami merytorycznymi” oraz „zajmujący się promocją”.
W sieci odnajdujemy też artykuł „Naszego Dziennika” z 2016 roku, który opisuje Kurs Pedagogii Katolickiej organizowany przez Fundację Dobrej Edukacji Maximilianum oraz Wydział Filozofii Chrześcijańskiej UKSW. Wypowiadają się w nim zarówno ks. Łukasz Kadziński (jako opiekun duchowy fundacji), prof. Andrzej Mazan (wykładowca), jak i Marcin Perłowski (występujący w roli koordynatora kursu).
Wiceprezesa Ordo Iuris można też bez trudu odnaleźć na zamieszczonych w sieci zdjęciach z pielgrzymki organizowanej w 2022 roku przez wspólnotę ks. Kadzińskiego. Z kolei w 2024 roku Perłowski był pełnomocnikiem wyborczym jednego z członków wspólnoty, który z powodzeniem startował w wyborach na radnego gminy Baranów.
Za pośrednictwem rzecznika prasowego Ordo Iuris Filipa Batora próbuję skontaktować się z Marcinem Perłowskim (wyjaśniając uprzednio w jakiej sprawie chcę zadać pytania). Na drugi dzień dostaję krótką odpowiedź: – Marcin Perłowski poprosił, aby nie przekazywać panu kontaktu do niego – słyszę od Filipa Batora. Nie jestem jednak w stanie uzyskać odpowiedzi na pytanie z czego wynika niechęć Perłowskiego do rozmowy.
Pielgrzymki z Braunem
Kolejna osoba z pierwszych stron gazet, która jest związana z ks. Łukaszem Kadzińskim to Grzegorz Braun – kontrowersyjny europoseł Konfederacji znany ze swoich radykalnych, prawicowych poglądów.
Braun w przeszłości odwiedzał wspólnotę w Teresinie, brał udział w konferencjach organizowanych przez Fundację Dobrej Edukacji „Maximilianum", a nawet chodził na pielgrzymki organizowanych przez ks. Łukasza Kadzińskiego. Wielokrotnie „reklamowa” też działalność duchownego w swoich social mediach.
"Podczas IV Konferencji Pobudki Szkoła, która 23 listopada b.r. odbędzie się w Częstochowie, jednym z prelegentów będzie ks. Łukasz Kadziński. Wygłosi prelekcję na temat: »Duchowa formacja dorosłych pragnących prowadzić edukację domową« – to jeden z przykładowych wpisów na profilu Baruna na Facebooku promujących wydarzenie z udziałem „pasterza”.
Temat pielgrzymek organizowanych przez ks. Kadzińskiego – w których oprócz Grzegorza Brauna brał też udział inny prawicowy polityk Marek Jurek – również pojawia się w zeznaniach świadków złożonych w prokuraturze i kurii.
„Dzieci był zmęczone drogą. Kiedy nie dawały rady iść, były napominane. Tych, które jakoś chodzą, nie wolno było brać na ręce, bo muszą poznawać trudy życia i się usamodzielniać” – opisywał w liście do kurii jeden z byłych członków wspólnoty.
Mimo kilku prób, nie udaje nam się skontaktować z Grzegorzem Braunem. Europoseł Konfederacji nie odbiera telefonu i nie odpisuje na nasze esemesy.
Rekolekcje z Natankiem
Wśród osób utrzymujących bliskie kontakty z ks. Łukaszem Kadzińskim i Fundacją Dobrej Edukacji Maximilianum jest także ks. Piotr Natanek. To suspendowany duchowny, który stał się znany ze względu na swoje skandaliczne wypowiedzi m.in. na temat rodzin korzystających z metody in vitro.
Oto jeden z przykładów: - Dziecko poczęte z probówki, poza Bogiem, jest produktem, a nie bytem. Nie istotą, jest zwierzęciem - perorował w wielkanocnym kazaniu transmitowanym na YouTube w 2021 r. Za te słowa usłyszał potem wyrok 10 miesięcy ograniczenia wolności.
Mimo surowych zakazów nałożonych na niego przez metropolitę krakowskiego kard. Stanisława Dziwisza, Natanek wciąż pełni posługę kapłańską w stworzonej przez siebie „Pustelni Niepokalanów” w miejscowości Grzechynia, gdzie gromadzą się jego wyznawcy.
Jak wynika z zeznań złożonych w prokuraturze i kurii, członkowie wspólnoty ks. Kadzińskiego również odbywają tam rekolekcje, msze święte i inne spotkania o charakterze religijnym.
„Ks. Łukasz Kadziński jest w bardzo bliskiej relacji z ks. Natankiem. Członkowie fundacji korzystają z modlitewników i książek wydawanych przez ks. Natanka. Ponadto, wszelkiego rodzaju dewocjonalia wytworzone i rozpowszechnione przez fundację pochodzą z Grzechyni” – napisała w liście do kurii żona jednego z członków wspólnoty ks. Kadzińskiego.
Dodała przy tym, że obawia się o swoje dzieci, na których wychowanie ma wpływ jej maż, a co za tym idzie ks. Kadziński i ks. Natanek.
„W lipcu 2017 r. uczestniczyłam z rodziną w jubileuszowym wyjeździe z okazji obchodów 15-lecia istnienia fundacji ks. Kadzińskiego. Zostałam zobligowana do utrzymania w tajemnicy faktu, że przez dwa dni przebywaliśmy w Grzechyni i uczestniczyliśmy we mszy świętej odprawianej przez ks. Natanka, w której jako ministranci służyli chłopcy z fundacji” – zaznaczyła w liście kobieta.
Tajemnicza śmierć
W wielu zeznaniach przewija się też temat rozbijania rodzin przez ks. Łukasza Kadzińskiego. Zdaniem świadków, duchowny zakazuje członkom wspólnoty kontaktu z najbliższymi, jeśli uzna, że mają oni zły wpływ na wspólnotę lub niezbyt entuzjastycznie podchodzą do jego działalności.
Swoją historię opowiedziała w prokuraturze m.in. kobieta z Milanówka (nazwijmy ją Barbarą), której syn najpierw uczęszczał na mszę ks. Kadzińskiego, a z czasem przeprowadził się do siedziby wspólnoty w Teresinie i niemal całkowicie odciął od rodzin.
„Takim dużym przeżyciem było dla mnie to, że święta Michał spędzał we wspólnocie, a nie w rodzinie. Kłóciłam się z nim o to, że nie miał dla nas czasu, ale nie widziałem nic złego w tym, że syn jest blisko Boga. Do dziś się zastanawiam, co zrobił z nim ks. Łukasz, że tak go zmanipulował” – opowiadała śledczym.
Michał od wielu lat zmagał się z chorobą nowotworową. Kiedy doszło do jej nawrotu, ksiądz Kadziński niespodziewanie zdecydował, że ma wziąć ślub z jedną z kobiet ze wspólnoty. Barbara była tym faktem zaskoczona, ale jednocześnie zaangażowała się w organizację ceremonii. Sam ślub okazał się jednak dla niej gehenną.
„Ksiądz uznał, że nie jestem godna udzielić młody błogosławieństwa. Wszystko sfinansowałam, pomagałam, a ks. Łukasz nazwał mnie patologią. To on witał młodych chlebem, a nie rodzice. Ślub, którym miałam się cieszyć, przez manipulacje ks. Łukasza stał się dla mnie powodem depresji” – relacjonowała.
Najgorsze przyszło jednak 21 marca 2021 roku. Nagle Barbara otrzymała informację, że jej syn nie żyje. Ponoć zmarł na serce, gdy biegał na orliku w Teresinie. Coś zabolało go w piersiach w czasie po biegu, po czym upadł i skonał. A przynajmniej taką wersję przedstawili jej członkowie wspólnoty.
„Nikt nas nie dopuścił do syna. Cała grupa ks. Łukasza zebrała się wokół niego, ja przyjechałam najszybciej jak mogłam, a nie dopuścili mnie do mojego zmarłego syna. Pogrzeb też organizowała wspólnota, pochowali go daleko od domu. Wszystko wbrew mnie” – zeznała Barbara.
Wyjaśniła, że dziś zależy jej tylko na wnuczce. Problem w tym, że ma z nią utrudniony kontakt, bo mieszka razem z matką na terenie wspólnoty. „Nie mam żadnych relacji z tym biednym dzieckiem. Tam dzieciom nie wolno oglądać bajek, nie mają dostępu do komputera, mają mnóstwo ograniczeń” – wyliczała Barbara.
Na końcu dodała: „Ta wspólnota to prawdziwa sekta. To są ludzie bez perspektyw. Zostali osaczeni i odizolowani od świata. Jestem przekonana, że ks. Łukasz zmarnował Michałowi życie”.
Kuria reaguje
W marcu tego roku Archidiecezja Warszawska poinformowała, że kard. Kazimierz Nycz zakazał ks. Łukaszowi Kadzińskiemu podejmowania jakiejkolwiek pracy duszpasterskiej. Jednocześnie dokumentacja zgromadzona w trakcie dochodzenia kanonicznego prowadzonego od lipca 2023 roku została przekazana – zgodnie z procedurami – do Stolicy Apostolskiej.
"Dykasteria po zapoznaniu się z zebraną dokumentacją podejmie decyzję co do dalszego procedowania, albo sama
podejmie konkretne kroki bez żadnego procesu. Stąd trudno przewidzieć, jakie będą dalsze kroki wobec księdza" - poinformował w korespondencji z Gońcem ks. Przemysław Śliwiński, rzecznik prasowy Archidiecezji Warszawskiej.
Zaznaczył przy tym, że postępowanie dotyczy konkretnie ks. Kadzińskiego, a nie grupy skupionej wokół niego, gdyż nie jest ona "stowarzyszeniem ani ruchem powoływanym formalnie w ramach struktur duszpasterskich Kościoła".
Delegat biskupa ks. dr. Michał Turkowski od samego początku współpracował też z prokuraturą prowadzącą śledztwo ws. wspólnoty w Teresinie. Przekazał jej całą zebraną dokumentację, zeznania były członków wspólnoty, a nawet listy i maile, które przyszły w tym temacie do kurii.
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że Archidiecezja Warszawska zachowała się w tej sprawie wzorowo. Problem, że pierwsze informacje o niepokojących zachowaniach ks. Kadzińskiego otrzymała niemal 20 lat temu.
W 2008 r. kard. Kazimierz Nycz powołał nawet komisję mającą wyjaśnić, czy we wspólnocie dochodzi do nieprawidłowości. Efektem tego działania było kanoniczne upomnienie ks. Kadzińskiego. Oprócz tego został formalnie przeniesiony do archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej, gdzie objął opiekę nad jedną ze wspólnot. W praktyce bywał tam jednak rzadko. Rezydował głównie pod Warszawą, mieszkał w domu założonej przez siebie wspólnoty i dalej prowadził swoją działalność.
Mówiąc krótko – ówczesne działań nie przyniosły w zasadzie żadnego efektu. Dopiero w 2023 roku film Pawła Kostowskiego ujawniający kulisy funkcjonowania wspólnoty oraz artykuł Tomasza Terlikowskiego sprawiły, że warszawska kuria zajęła się sprawą na poważnie.
Dlaczego stanowcza reakcja nastąpiła tak późno? W mailu do redakcji ks. Śliwiński przekonuje, że działania kurii w 2008 roku były adekwatne do informacji, które wówczas posiadała.
"Dochodzenie w 2023 roku zostało podjęte dopiero w momencie, kiedy złożono oskarżenie wskazujące na możliwość zaistnienia przestępstwa. Wcześniej takich sygnałów i tego typu zgłoszeń czy zarzutów nie było" - napisał rzecznik Archidiecezji Warszawskiej.
Prokuratura kapituluje
Z kolei w lutym tego roku prokuratura niespodziewanie umorzyła śledztwo ws. wspólnoty ks. Kadzińskiego. W uzasadnieniu śledczy podkreślili, że ich zdaniem brak jest jakichkolwiek dowodów świadczących o tym, by jakakolwiek osoba została we wspólnotę zaangażowana wbrew swojej woli.
„Fakt, iż pozostają pod przemożnym wpływem ks. Kadzińskiego stanowi wyraz ich woli w zakresie osób dorosłych, zaś w zakresie ich małoletnich dzieci – wyraz woli ich rodziców, którzy mają pełne prawo do decydowania o sposobie ich wychowania” – czytamy w uzasadnieniu.
Najbardziej zadziwiające jest jednak to, że prokuratura uznała, iż nie ma żadnych dowodów na to, że małoletnim dzieciom przebywającym we wspólnocie dzieje się krzywda.
„W ocenie organu prokuratorskiego zachowania ks. Kadzińskiego opisywane przez świadków nie stanowią przejawów znęcania się […] żadna z przesłuchanych osób nie była bezpośrednim świadkiem, aby były wykorzystywane (dzieci – red.) do pracy fizycznych, bądź aby się skarżyły, płakały, czy też były bite” – napisała prok. Katarzyna Szymańska.
Jest to o tyle zaskakujące stwierdzenie, że z zeznań, które przytaczaliśmy w tym artykule, wynika zupełnie coś innego.
- Prokuratura otrzymała m.in. pisemne oświadczenie kobiety, która była naocznym świadkiem jak ks. Kadziński pobił dziecko. Dodajmy, że to oświadczenie było podpisane nazwiskiem i z numerem telefonu do kontaktu. Nie rozumiem jak można zignorować takiego świadka i nie podjąć nawet próby jego przesłuchania - mówi Gońcowi Paweł Kostowski, który jako pierwszy zawiadomił prokuraturę w sprawie nieprawidłowości we wspólnocie.
- Jako obywatel nie wiem, co jeszcze musiałbym dostarczyć prokuratorowi, żeby zrozumiał powagę sytuacji - dodaje.
Kostowski nie zamierzał się poddawać i złożył zażalenie do sądu. Ten jednak podtrzymał decyzję prokuratury o umorzeniu sprawy i również uznał, że w sekcie „pasterza” wszystko odbywa się zgodnie z prawem.
"Należy podkreślić, że zachowanie ks. Łukasza Kadzińskiego jest niegodziwe i zasługuje na potępienie, a sąd nie kwestionuje faktu, że skarżący i inni pokrzywdzeni nie byli przez niego dobrze traktowani. Nie każde moralnie naganne zachowanie wypełnia jednak znamiona czynu zabronionego" - podkreślono w uzasadnieniu Sądu Rejonowego w Żyrardowie.
Paweł Kostowski: - Reakcja państwa polskiego (a w zasadzie jej brak) to dla mnie dużo większe rozczarowanie niż postępowanie władz kościelnych w tej sprawie. Z nieoficjalnych rozmów z biskupami wynika, że mieli nadzieję na rozwiązanie problemu z Kadzińskim przez świecki wymiar sprawiedliwości. Niestety, w tej sprawie państwo polskie skapitulowało.
*Mimo wielu prób nie udało nam się skontaktować z ks. Łukaszem Kadzińskim
** Imiona niektórych osób w artykule zostały zmienione