Tajemnicze zniknięcie księdza z Anina. Rodzina prosi o pomoc
Zaginięcie ks. Marka Wodawskiego, kapłana z parafii Matki Bożej Królowej Polski w warszawskim Aninie, od ponad dwóch tygodni budzi ogromne poruszenie. Duchowny zniknął 7 listopada wieczorem. Od tamtej pory nie nawiązał kontaktu z rodziną ani współpracownikami, a jego los wciąż pozostaje nieznany.
Ostatnie chwile przed zaginięciem
Zaginięcie ks. Marka Wodawskiego wstrząsnęło nie tylko warszawskim Aninem, lecz także całą społecznością Kościoła i środowisk akademickich. Duchowny opuścił mieszkanie przy ul. Białowieskiej 7 listopada około godziny 19:30, ubrany w czerwoną bluzę i niebieskie dżinsy - strój, który jego siostra pokazuje na nagraniu, podkreślając każdy szczegół, aby ułatwić identyfikację.
Według ustaleń policji ks. Marek najprawdopodobniej wsiadł do swojej szarozłotej Skody Fabii z 2015 roku (WPI 40909) i odjechał w nieznanym kierunku. Od tamtego momentu nie pojawił się żaden sygnał, żadna transakcja, żaden ślad, który pozwoliłby na rekonstrukcję jego trasy.
To zniknięcie, nagłe i bez precedensu, szczególnie dziwi najbliższych, którzy podkreślają, że od dziecka znali go jako osobę „bardzo odpowiedzialną, roztropną, pomocną i nigdy niepodejmującą działań pochopnych”. Dlatego rodzina od początku jest przekonana, że mógł wydarzyć się incydent, którego nikt nie przewidział.
To nie jest zachowanie Marka - podkreśla pani Aneta.
Wstrząsające nagranie siostry i dramat rodziny
Publikacja nagrania na YouTube przez siostrę kapłana stała się jednym z najważniejszych momentów tej sprawy. Pani Aneta, wyraźnie wstrząśnięta, mówi w nim wprost:
Wydarzyła się jakaś sytuacja, która jest dla nas wszystkich szokująca, niepojęta, niezrozumiała, tajemnicza.
To słowa, które wybrzmiewają z niewiary i desperacji, bo dla rodziny, która znała ks. Marka „od dzieciństwa”, jego nagłe zniknięcie wykracza poza logikę i codzienność. W nagraniu wyjaśnia, że ani ona, ani rodzice, ani rodzeństwo, ani przyjaciele, w tym księża z parafii i współpracownicy z KUL — nie znajdują racjonalnego wytłumaczenia. Najważniejszy jednak jest apel:
Nie szukajcie jego samochodu, szukajcie jego!
Siostra tłumaczy, że samochód może mylić, zmieniać lokalizację, ale człowiek, zwłaszcza w potrzebie — może być widziany przez przypadkowe osoby. Podkreśla, że każdy, kto wychodzi choćby na krótki spacer, może nieświadomie minąć kogoś, kto potrzebuje pomocy. To dlatego dramatycznie woła:
Patrzcie na ludzi, których mijacie! Bo to może być ten człowiek, którego możecie uratować.
Rodzina wyznaje również, że Marek nigdy nie zrobiłby niczego, co „zamartwiłoby bliskich”, dlatego obecna cisza jest dla wszystkich jednoznacznym sygnałem.
ZOBACZ TAKŻE: Andrzej Duda o Bodnarze i Żurku: „To są pionki”
Dlaczego tak wiele osób szuka ks. Marka?
Ks. Marek Wodawski nie jest osobą anonimową. To duchowny o imponującym dorobku naukowym, ale też człowiek o niezwykłej wrażliwości społecznej, którego znali parafianie, studenci i współpracownicy.
Urodzony w Łochowie, święcenia kapłańskie przyjął w 2008 roku po ukończeniu studiów na Wydziale Teologicznym UKSW, a następnie rozwijał karierę naukową w Instytucie Nauk Socjologicznych KUL, gdzie przez lata wykładał i prowadził badania.
Odbył prestiżowe staże zagraniczne, na Uniwersytecie Ludwika Maksymiliana w Monachium oraz w Oksfordzie jako gość akademicki. Jego publikacje, zwłaszcza nagrodzona Feniksem książka „Stefan Wyszyński. Chrześcijańska doktryna społeczna”, przyniosły mu uznanie zarówno w środowisku naukowym, jak i kościelnym.
W 2023 roku otrzymał medal Komisji Edukacji Narodowej - wyróżnienie dla osób szczególnie zasłużonych dla oświaty i nauki. Nic dziwnego, że jego siostra podkreśla:
Jego praca polegała na tym, żeby czynić dobro wszystkim.
Był spowiednikiem, kaznodzieją, wykładowcą, a jednocześnie człowiekiem, który jak mówią bliscy - nigdy nie odmówił pomocy.