Morawiecki "nadepnął" Kaczyńskiemu "na odcisk". Wyciekły kompromitujące kulisy
W PiS narasta napięcie. Jarosław Kaczyński próbuje scalić partię, ale brak kluczowych polityków na ważnych spotkaniach i spory między frakcjami podważają przekaz jedności. Niejasna rola Mateusza Morawieckiego dodatkowo komplikuje sytuację.
Nieudana próba konsolidacji na Nowogrodzkiej
Prezes Jarosław Kaczyński planował doprowadzić do uspokojenia nastrojów w partii podczas posiedzenia Prezydium Komitetu Politycznego PiS, które odbyło się 12 grudnia w siedzibie przy ulicy Nowogrodzkiej. Zamierzał on zorganizować wspólne zdjęcie wszystkich najważniejszych polityków ugrupowania, co miało stanowić symboliczny akt jedności i zakończyć wewnętrzne spory. Na fotografii, obok prezesa spajającego frakcje, mieli znaleźć się m.in. Mateusz Morawiecki, Mariusz Błaszczak, Przemysław Czarnek, Jacek Sasin, Tobiasz Bocheński oraz Patryk Jaki.
Realizacja tego zamierzenia nie powiodła się z powodu nieobecności Mateusza Morawieckiego, który w tym czasie przebywał na Podkarpaciu. Były premier realizował tam zaplanowane od kilku tygodni spotkania z wyborcami oraz działaczami partyjnymi. W reakcji na tę sytuację Jarosław Kaczyński publicznie wezwał Morawieckiego do określenia terminu, w którym będzie mógł stawić się na posiedzeniu ścisłych władz partii.
Planowana demonstracja jedności zakończyła się fiaskiem właśnie przez absencję byłego szefa rządu na spotkaniu w Warszawie. Atmosferę dodatkowo podgrzały działania samego Morawieckiego, który tuż po oficjalnej wigilii klubowej zorganizował własną „małą wigilię”, co szeroko opisywały media. Inicjatywa ta nie spotkała się z entuzjazmem części polityków PiS, którzy odebrali ją jako celowe podsycanie emocji wewnątrz ugrupowania.

Frakcyjne spory i zarzuty wobec byłego premiera
Jarosław Kaczyński przyznał, że w partii istnieją sprawy wymagające wyjaśnienia, co stanowi potwierdzenie głębokich podziałów wewnątrz ugrupowania. Prezes PiS zamierzał przekazać zwaśnionym stronom, że mimo różnic, nadszedł czas na zakończenie konfliktów i wspólną walkę o powrót do władzy. Sytuację komentują także politycy opozycji, jak Borys Budka, który zauważył: „Znam ludzi, z którymi Morawiecki współpracuje. Są ludzie (z otoczenia Morawieckiego), którzy do nas również puszczają oko. Nieformalnie mówią, że ten PiS to wcale nie tylko Kaczyński, ale też pragmatycy z otoczenia Morawieckiego”.
Główne linie podziału przebiegają między otoczeniem byłego premiera a frakcją nazywaną złośliwie „maślarzami”, do której zaliczani są m.in. Jacek Sasin i Tobiasz Bocheński. To właśnie ta grupa odpowiada za wykluczenie Mateusza Morawieckiego z partyjnych zespołów programowych. Wewnętrzni oponenci zarzucają byłemu premierowi chęć opuszczenia PiS, dokonania rozłamu i założenia nowej formacji politycznej, a organizacja konkurencyjnej „małej wigilii” dla własnego środowiska jest postrzegana jako potwierdzenie tych dążeń. Powrót współpracownika Morawieckiego do prac programowych wywołał burzę i wymagał interwencji prezesa.
Mimo ataków, Mateusz Morawiecki może liczyć na wsparcie niektórych wpływowych polityków. Podczas posiedzenia władz partii w jego obronie stanęli Ryszard Terlecki oraz Piotr Gliński. Napięcie jest jednak wyraźne, a złe emocje są podsycane przez samych członków ugrupowania rządzącego.
Niepewność wokół przywództwa rządu
Obecna sytuacja kontrastuje z wcześniejszymi deklaracjami Jarosława Kaczyńskiego, który kilka miesięcy temu sugerował, że kandydatem na premiera będzie Mateusz Morawiecki, a później wymieniał w tym kontekście Przemysława Czarnka.
Teraz prezes PiS, zarówno publicznie, jak i na zamkniętych spotkaniach, stoi na stanowisku, że jest za wcześnie na wskazywanie konkretnego nazwiska. Tymczasem frakcja „maślarzy” w ostatnich tygodniach kolportowała opinię, że Morawiecki stracił szanse na tę funkcję i zapowiedziała brak zgody na jego kandydaturę.
Przeciągające się dywagacje personalne są przez wielu rozmówców z wewnątrz partii oceniane jako jałowe i szkodliwe. Brak jasnego przywództwa budzi frustrację, co obrazuje wypowiedź jednego z polityków PiS: „Sondaże sondażami, ale większy problem jest z tym, że nikt za bardzo nie wie, jak ruszyć do przodu, co zmienić, nie ma pomysłu z gwarancją, że pójdzie to ku lepszemu”.
Dylematy w sprawie Konfederacji i Grzegorza Brauna
Kolejnym problemem jest brak spójnej strategii wobec Konfederacji, co widać po zmieniającej się w ciągu kilku dni linii partii w sprawie oceny Grzegorza Brauna. Jarosław Kaczyński oraz część działaczy dostrzegają w rosnących notowaniach tego polityka i jego formacji realne zagrożenie dla PiS.
W tej kwestii ujawniły się jednak istotne rozbieżności. Jacek Sasin nie wykluczył współpracy, stwierdzając: „Jeśli wyborcy zdecydują, że partia Grzegorza Brauna znajdzie się w parlamencie, i okaże się, że bez tej partii nie da się zrobić większości, to pewnie wtedy trzeba będzie poważnie się nad tym zastanowić, a nie mówić 'nie, bo nie'”. Zgoła odmienne stanowisko prezentowali Radosław Fogiel, mówiący, że „nie trzeba wybierać między dżumą a cholerą”, oraz Janusz Cieszyński, który porównał taki wybór do dylematu: „czy obetnie mi pan lewą nogę, czy prawą nogę”.
Ostatecznie Jarosław Kaczyński zdecydowanie odciął się od lidera Konfederacji Korony Polskiej. Prezes PiS oskarżył go o wchodzenie na pole negacjonizmu w kwestii Holokaustu i stwierdził: „Znalazł się on poza jakąkolwiek możliwością uczestniczenia w polityce, zarówno w Polsce, i, mam nadzieję, że w cywilizowanym świecie”. Jednocześnie Kaczyński zadeklarował chęć „odbicia części zdezorientowanych wyborców Brauna”.
