Były minister PiS powiedział to o Karolu Nawrockim. Padły bardzo ostre słowa
Napięcie na linii Pałac Prezydencki kontra byli dyplomaci osiąga punkt kulminacyjny. Były szef MSZ w bezprecedensowych słowach ocenił politykę zagraniczną prezydenta Karola Nawrockiego. Padły ostre sformułowania, balansujące na granicy prawa. Wiadomo, co miał na myśli Jacek Czaputowicz.
Karol Nawrocki został prezydentem
Początek prezydentury Karola Nawrockiego, który objął urząd w sierpniu tego roku po burzliwej kampanii wyborczej i zwycięstwie nad Rafałem Trzaskowskim, nie należy do spokojnych. Choć od zaprzysiężenia minęło zaledwie kilka miesięcy, nowy lokator Pałacu Prezydenckiego musi mierzyć się z wyjątkowo zmasowaną krytyką. Płynie ona nie tylko ze strony obecnego rządu, ale również ze środowisk, które jeszcze niedawno kojarzone były z obozem Zjednoczonej Prawicy. Najnowsza odsłona tego konfliktu ma wymiar szczególny, ponieważ uderzenie wyprowadził Jacek Czaputowicz, profesor nauk społecznych i były minister spraw zagranicznych w rządzie Mateusza Morawieckiego.

Wybory z maja 2025 roku przyniosły Polsce głęboką polaryzację. Karol Nawrocki, startujący jako kandydat obywatelski z poparciem PiS, od początku zapowiadał prowadzenie "twardej i podmiotowej” polityki historycznej oraz zagranicznej. Właśnie ten kurs stał się przedmiotem gwałtownego ataku ze strony byłego szefa dyplomacji. Czaputowicz, znany z chłodnego, akademickiego realizmu, od dawna dystansował się od radykalnej retoryki, jednak jego ostatni wywiad dla Wirtualnej Polski przekroczył granice standardowej debaty publicznej. Nie chodzi tu już wyłącznie o spór dotyczący kierunków działań, ale o fundamentalną ocenę kompetencji głowy państwa do prowadzenia gry na arenie międzynarodowej.
Były minister w ostrych słowach o prezydencie
Czym prezydent Nawrocki naraził się na tak brutalną recenzję? Jacek Czaputowicz w swojej diagnozie odnosi się do konkretnych decyzji i deklaracji głowy państwa. Wskazuje między innymi na twarde stanowisko wobec Ukrainy, w tym zapowiedzi braku poparcia dla jej szybkiego członkostwa w Unii Europejskiej i NATO oraz zrównanie banderyzmu z nazizmem. Zdaniem byłego ministra taka polityka, choć ubrana w szaty obrony interesu narodowego, w rzeczywistości prowadzi do izolacji Polski, szczególnie w obliczu zmieniającej się układanki geopolitycznej i potencjalnego "resetu” na linii Waszyngton–Moskwa. Odnosił się bezpośrednio do sprzeciwu prezydenta Nawrockiego wobec członkostwa Ukrainy w NATO oraz względem uczestniczenia Polski w misji stabilizacyjnej w Ukrainie.
Ja to określę tak: pozycja prezydenta Polski, nie chcę tutaj obraźliwie tych słów użyć, ale jego rola, jego funkcja to jest taka funkcja pożytecznego idioty. Nie mówię o osobie, że jest idiotą, tylko o roli, która była już określona przez naukowców radzieckich za czasów Lenina, to znaczy działania na rzecz realizacji – wydaje się, że interesów Polski – a w rzeczywistości interesów, które służą zupełnie komu innemu – mówił.

To w tym kontekście padły słowa, które zelektryzowały media. Czaputowicz stwierdził wprost, że stanowisko prezydenta jest marginalizowane, a on sam odgrywa rolę “pożytecznego idioty”. Były szef MSZ wyjaśnił, że definicja ta nie dotyczy intelektu, lecz sytuacji, w której ktoś ”nieświadomie wpisuje się w interesy innych”, w tym przypadku Władimira Putina. Według profesora antyukraińska retoryka Warszawy, przy jednoczesnym braku realnej alternatywy sojuszniczej, sprawia, że Polska staje się łatwym celem w grze mocarstw. Dyplomata zarzucił Nawrockiemu, że jego działania, choć zapewne intencjonalnie patriotyczne, w praktyce mogą służyć rosyjskiej strategii dzielenia Zachodu i osłabiania wschodniej flanki NATO. Oskarżenie o bycie nieświadomym narzędziem w rękach Kremla to jeden z najcięższych zarzutów, jakie można postawić urzędującemu prezydentowi.
Zobacz też: Nietypowe sceny na antenie TVP Info. Polityk wręczył prowadzącym prezent
Odpowiedzialność karna za znieważenie głowy państwa?
Wypowiedź Jacka Czaputowicza natychmiast wywołała dyskusję o granicach debaty publicznej i odpowiedzialności karnej. W Polsce wciąż obowiązuje artykuł 135 Kodeksu karnego, stanowiący relikt prawny rzadko spotykany w zachodnich demokracjach. Zgodnie z § 2 tego przepisu: "Kto publicznie znieważa Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Choć w praktyce sądy rzadko orzekają kary bezwzględnego więzienia, sam fakt istnienia takiego zapisu daje prokuraturze potężne narzędzie do ścigania krytyków głowy państwa.
Pytanie brzmi, czy nazwanie prezydenta "pożytecznym idiotą” w kontekście analizy politologicznej wyczerpuje znamiona zniewagi. Linia obrony Czaputowicza jest jasna: użył on terminu z zakresu nauk politycznych, przypisywanego Leninowi, by opisać mechanizm działania, a nie by obrazić osobę Karola Nawrockiego. Eksperci prawni mogą być jednak podzieleni. Trybunał Konstytucyjny wielokrotnie podkreślał, że prezydentowi należy się szczególny szacunek ze względu na majestat Rzeczypospolitej, którą uosabia.
W praktyce jednak granica między dopuszczalną, nawet ostrą krytyką polityczną a bezprawnym znieważeniem bywa wyjątkowo płynna. Sądy, rozpatrując podobne sprawy, często odwołują się do kontekstu wypowiedzi, jej celu oraz charakteru debaty, w której padła. Jeżeli dana fraza pełni funkcję analityczną, a nie obelżywą, może zostać uznana za mieszczącą się w ramach wolności słowa, zwłaszcza gdy dotyczy osoby publicznej, której działania podlegają ocenie obywateli i komentatorów życia publicznego.