Awantura w Sejmie. W trakcie obrad wniesiono transparenty
Gorąca atmosfera na Wiejskiej to w polskiej polityce niemal codzienność, jednak ostatnie posiedzenie Sejmu przyniosło emocje wykraczające poza standardową debatę. Kiedy kamery skupiały się na wynikach głosowań, a marszałkowie ogłaszali przerwy, to właśnie kulisowe rozmowy i drobne gesty stały się tematem numer jeden.
- Regulaminowy szach-mat czy polityczna manifestacja?
- Prezydenckie weto i sejmowy pat w sprawie ustawy łańcuchowej
- Ostra reakcja Piotra Glińskiego
Regulaminowy szach-mat czy polityczna manifestacja?
Sejm to miejsce, w którym każde słowo i gest mają swoje oparcie w rygorystycznych przepisach, choć praktyka często odbiega od teorii. Zgodnie z Regulaminem Sejmu (zbiór przepisów określających organizację i porządek prac izby), posłowie są zobowiązani do zachowania powagi i odpowiedniego zachowania na sali obrad.
W historii polskiego parlamentaryzmu wielokrotnie dochodziło do sytuacji, w których granice te były testowane – od blokowania mównicy, przez głośne okrzyki, aż po wnoszenie na salę przedmiotów o charakterze propagandowym.
Marszałek Sejmu dysponuje szerokim wachlarzem uprawnień, by przywołać posła do porządku, a w skrajnych przypadkach może nawet wykluczyć parlamentarzystę z posiedzenia. Kluczowe jest jednak pytanie, gdzie kończy się prawo do ekspresji politycznej, a zaczyna naruszanie godności najwyższego organu ustawodawczego w państwie.

Zjawisko wnoszenia transparentów czy plansz na salę plenarną nie jest nowe, ale każdorazowo budzi ogromne kontrowersje wśród opozycji i koalicji, zależnie od tego, kto w danym momencie sprawuje władzę. Krytycy takich działań podnoszą, że sala obrad powinna służyć merytorycznemu ścieraniu się argumentów, a nie wizualnej walce na slogany, która bardziej przypomina wiec wyborczy niż pracę legislacyjną.
Z drugiej strony, zwolennicy "obrazowej" polityki argumentują, że w dobie mediów społecznościowych krótki, czytelny przekaz na tablicy jest najskuteczniejszym sposobem dotarcia do opinii publicznej z konkretnym komunikatem. Ten dualizm postrzegania roli posła sprawia, że każda próba interwencji straży marszałkowskiej lub reakcja prezydium Sejmu jest natychmiast interpretowana jako próba cenzury lub kneblowania ust wybranej opcji politycznej.
Prezydenckie weto i sejmowy pat w sprawie ustawy łańcuchowej
Bezpośrednim zapalnikiem ostatnich wydarzeń była decyzja głowy państwa dotycząca tzw. ustawy łańcuchowej. Sejm stanął przed zadaniem rozpatrzenia weta prezydenta Karola Nawrockiego, co samo w sobie gwarantowało wysoką temperaturę dyskusji.
Procedura odrzucenia weta wymaga większości 3/5 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów (kworum), co w obecnym układzie sił parlamentarnych jest progiem niezwykle trudnym do przeskoczenia dla koalicji rządzącej.
Podczas trzydniowego posiedzenia, które miało rozstrzygnąć o losach projektu, sala wypełniła się nie tylko posłami, ale i wspomnianymi planszami. Przedstawiciele koalicji, protestując przeciwko decyzji prezydenta, postanowili zamanifestować swoje niezadowolenie w sposób widoczny dla wszystkich kamer transmitujących obrady.
Ostatecznie Sejm nie zdołał odrzucić prezydenckiego sprzeciwu, co oznacza, że ustawa łańcuchowa w obecnym kształcie nie wejdzie w życie. Porażka obozu rządzącego w tym głosowaniu stała się paliwem dla kolejnych spięć. To właśnie w tym momencie, gdy wynik był już jasny, a wicemarszałek Monika Wielichowska zarządziła przerwę i oficjalnie wyłączyła mikrofony na mównicy, doszło do najciekawszego incydentu.
Nieświadomi siły innych urządzeń rejestrujących dźwięk, politycy pozwolili sobie na wymianę zdań, która nie miała trafić do szerokiego grona odbiorców. Technologia jednak po raz kolejny okazała się szybsza od politycznej ostrożności, a kulisy rozmowy o powadze Sejmu błyskawicznie stały się hitem internetu.
Ostra reakcja Piotra Glińskiego
Do mównicy sejmowej, tuż po ogłoszeniu przerwy, podszedł poseł Prawa i Sprawiedliwości, Piotr Gliński. Skierował on bezpośrednie pytanie do prowadzącej obrady Moniki Wielichowskiej, kwestionując legalność obecności plansz manifestacyjnych na sali:
Pani marszałek, mam pytanie, czy na sali sejmowej mogą znajdować się takie plansze? To jest istotne pytanie – dopytywał były wicepremier, kładąc nacisk na kwestię regulaminu i powagi instytucji.
Odpowiedź wicemarszałek była błyskawiczna: "A przeszkadzają panu?". Kiedy Gliński próbował argumentować, że chodzi o zasady funkcjonowania izby, Wielichowska odparła z sarkazmem: "Pan do mnie mówi o powadze Sejmu? Mi to nie przeszkadza".
Choć mikrofony systemowe przy mównicy były teoretycznie nieaktywne, cała rozmowa została precyzyjnie zarejestrowana przez mikrofony zbierające dźwięk z otoczenia, które są wykorzystywane m.in. przy transmisjach w serwisie YouTube.