Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Wiadomości > Śledztwo Gońca: Podejrzane dyplomy likwidatora TVP. Profesorski układ oplótł polską edukację
Piotr Krysiak
Piotr Krysiak 17.07.2025 20:17

Śledztwo Gońca: Podejrzane dyplomy likwidatora TVP. Profesorski układ oplótł polską edukację

Śledztwo Gońca: Podejrzane dyplomy likwidatora TVP. Profesorski układ oplótł polską edukację
Fot. goniec.pl

Prokuratura prowadząca śledztwo w sprawie afery dyplomowej dysponuje zeznaniami osób, wedle których obecny likwidator TVP Daniel Gorgosz miał nielegalnie uzyskać wyższe wykształcenie, w tym stopień doktora - ustalił Goniec. Gorgosz w rozmowie z nami zdecydowanie zaprzecza. Sprawa wygląda jednak podejrzanie, a jego tłumaczenia brzmią niespójnie.

Obciążające zeznania

- W aktach zgromadzonych przez prokuraturę są zeznania i dowody świadczące o tym, że Daniel Gorgosz uzyskał w nieuprawniony sposób dokument poświadczający posiadanie nie tylko wyższego wykształcenia, ale również stopień doktora - przekazało nam nasze źródło z kręgów prokuratury krajowej i Ministerstwa Sprawiedliwości.

Poszliśmy tym tropem.

PIOTR KRYSIAK OPOWIADA O PODEJRZANYCH DYPLOMACH DANIELA GORGOSZA:

Śledztwo nabiera rozpędu

Ustaliliśmy, że prokuratorskie śledztwo w sprawie handlu dyplomami – wszczęte wskutek afery w Collegium Humanum – rzeczywiście zatacza coraz szersze kręgi. Jednym z bohaterów najnowszego wątku jest Daniel Gorgosz, likwidator Telewizji Polskiej SA. Prokuratura zabezpieczyła dokumentację jego ścieżki edukacji na kilku uczelniach w całym kraju.

Świadkowie twierdzą, że likwidator w podejrzany sposób załatwił sobie dyplom doktora politologii na Akademii im. Gieysztora w Pułtusku – od 2018 r. funkcjonującej w ramach Akademii Finansów i Biznesu Vistula. Wątpliwości pojawiają się także w sprawie jego licencjatu, który zdobyć miał na jednej z podwarszawskich uczelni. Jej rektorem był handlujący dyplomami na masową skalę prof. Bernard K. - ten sam, który niedawno zaangażował się w załatwienie pracy licencjackiej dla byłego wiceministra rolnictwa Michała Kołodziejczaka, co także ujawnił Goniec. 

Uwikłany w aferę dyplomową Bernard K. ostatnio uniknął aresztu dzięki wpłacie kaucji w wysokości 200 tys. zł. Ma obecnie zakaz wykonywania zawodu. 

Co więcej, według naszych ustaleń Gorgosz blisko dwie dekady temu pozostawał w bliskich relacjach towarzyskich z rektorem Collegium Humanum Pawłem C., a także profesorem Wojciechem S., mentorem Pawła C., uchodzącym w prokuratorskim śledztwie za lidera handlu dyplomami w Polsce.

W przypadku Daniela Gorgosza te znajomości nie wydają się być zbiegiem okoliczności. Do tego wątku jeszcze wrócimy. Skontaktowaliśmy się z nim, by wprost zapytać go o wykształcenie. - A coś się stało? Piszesz o mnie artykuł? - dopytywał. - Ja ci wszystko powiem. Spotkajmy się jutro - zapowiedział.

Łącznie rozmawialiśmy trzykrotnie: najpierw telefonicznie, potem na żywo w jednej z warszawskich kawiarni, a ostatecznie na kilkadziesiąt pytań Gorgosz odpowiedział nam mailem. Za każdym razem przedstawiał odmienne wersje. W końcu wszystkiemu zaprzeczył i zapewnił, że przez całe życie studiował rzetelnie.

Z kolei gdy na początku czerwca o wgląd w jego dokumentację studencką poprosiliśmy prof. Wawrzyńca Konarskiego, rektora dawnej Akademii im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku, dzisiejszej Vistuli, otrzymaliśmy następującą odpowiedź:

„Dokumenty, o które Pan prosi, obecnie nie znajdują się w dyspozycji Uczelni. Zostały wydane stosownym, uprawnionym organom państwa na ich żądanie”.

Od jednego z informatorów, doskonale zorientowanego w aferze dyplomowej, słyszymy: 

- Jeżeli chodzi o wykształcenie wyższe Daniela Gorgosza to sprawa wygląda dosyć podejrzanie. Pan Paweł C., pan Wojciech S., i były minister edukacji stworzyli bliski krąg przyjaciół i znajomych i z tego co wiem, pomogli panu Danielowi Gorgoszowi zdobyć wykształcenie wyższe. 

Paweł C. to wspomniany już wcześniej były rektor Collegium Humanum.

Były minister edukacji to nieżyjący już Henryk Bednarski. 

Kim jest Wojciech S. i jakie relacje łączą go z Danielem Gorgoszem - do tego wątku także jeszcze wrócimy.

Początek tropu – Pułtusk i doktorat

Na razie jest luty 2016 r., Akademia im. Aleksandra Gieysztora w Pułtusku. Daniel Gorgosz, wówczas dyrektor Ośrodka Administracji TVP (przebywający na L4), broni rozprawy doktorskiej z politologii.

Obrona przebiega rutynowo, choć na moment przerywa ją interwencja prof. Tomasza Nałęcza, który podejrzewa Gorgosza o korzystanie ze ściągi. Konkretnie chodzi o chusteczkę, wręczoną Gorgoszowi w trakcie egzaminu przez wspierającą go tamtego dnia koleżankę. To jednak fałszywe oskarżenie, chusteczka okazuje się czysta. Tamtego dnia egzaminowany po prostu ma katar.  

Reszta obrony przebiega już bez kłopotów, Daniel Gorgosz zostaje doktorem. Wkrótce traci za to intratną pracę, bo rząd PiS pozbawia go stanowiska w telewizji.

Jednak osiem lat później wraca do TVP i to jako jej likwidator.  

Władzę w kraju ponowie obejmuje wtedy rząd Donalda Tuska, a jedną z pierwszych decyzji nowej-starej władzy jest przejęcie TVP, która w ciągu 8 lat, rękami Jacka Kurskiego, przemieniona została w partyjną tubą pisowskiej propagandy.  

Prezesem TVP początkowo zostaje Tomasz Sygut. Po kilkunastu dniach ówczesny minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz stawia spółkę w stan likwidacji, a w roli likwidatora, czyli de facto prezesa, obsadza Daniela Gorgosza. Sygut zostaje dyrektorem generalnym.

Mniej więcej w tamtym okresie Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymuje Pawła C., głównego bohatera afery Collegium Humanum – a równocześnie dawnego znajomego Gorgosza. I to właśnie wtedy w prokuraturze niespodziewanie pojawia się sprawa podejrzanego wykształcenia likwidatora TVP. A co za tym idzie, zarzutów stawianych mu przez osoby zamieszane w proceder handlu dyplomami.

Licencjat u Bernarda K.

Według naszych ustaleń, wątpliwości śledczych w pierwszej kolejności budzi licencjat uzyskany przez Gorgosza na Wyższej Szkole Teologiczno-Humanistycznej (WSTH) w Podkowie Leśnej. Jej były rektor, wspomniany już wcześniej prof. Bernard K., to postać doskonale znana prokuraturze, znana z załatwiania swoim studentom lewych dyplomów.

Śledztwo Gońca: Podejrzane dyplomy likwidatora TVP. Profesorski układ oplótł polską edukację
Bernard K.

Na czele WSHT - uczelni wyznaniowej należącej do protestanckiego Kościoła Adwentystów Dnia 7 - stanął na początku XXI wieku. To było jego eldorado, bo takie placówki nie podlegają kontroli Polskiej Komisji Akredytacyjnej ani Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jest się więc niejako wyjętym spod prawa.

Niedawno opisaliśmy w Gońcu, że to właśnie Bernard K. przyprowadził w zeszłym roku do Collegium Humanum wiceministra rolnictwa Michała Kołodziejczaka, a potem za 4 tysiące zł zorganizował mu na innej uczelni fałszywe zaświadczenie o ukończeniu 6 semestrów studiów.

Następnie załatwił wiceministrowi kolejne zaświadczenie - tym razem na Wyższej Szkole Nauk Prawnych i Administracji w Wołominie. Tam Kołodziejczakowi pisał nawet prace zaliczeniowe i towarzyszył w obronie dyplomu. 

W międzyczasie Bernard K. został jeszcze rektorem warszawskiej Wyższej Szkoły Nauk Społecznych Pedagogium, gdzie też zdołał zapisać żądnego wiedzy Michała Kołodziejczaka.

Bernard K. regularnie produkował też dyplomy dla swoich studentów na Collegium Humanum. Na swoim koncie ma również współpracę z Wyższą Szkołę Menadżerską z Legnicy, której filię otworzył właśnie na terenie Uczelni Teologiczno- Humanistycznej w Podkowie Leśnej.

To ta uczelnia łączy go z Danielem Gorgoszem. Jak się okazuje, już w 2010 roku wybuchł tam duży skandal. Okazało się, że jej studenci uzyskiwali tam wyższe wykształcenie w rekordowym tempie, nawet w… 18 dni. Koszt? 4200 złotych, a wszystko pod płaszczykiem „indywidualnego trybu nauczania”.

"Zajęcia na uczelni odbywają się 2 dni w miesiącu, co przy dziewięciomiesięcznym trybie kształcenia daje ledwie…18 dni zajęć. Uczelnia nazywa to indywidualnym tokiem nauczania i dodaje, że tyle dni wystarczy, bo większość materiałów dla studentów jest zamieszczana na stronie internetowej” - opisywał proceder lokalny portal tró jmiasto.pl , po tym, gdy w Trójmieście pojawił się tzw. punkt konsultacyjny tej uczelni.

Nieprawidłowości nagłośniły więc media, a w roku 2011 prof. Bernard K. stracił stanowisko rektora. Potem jednak jeszcze przez trzy lata tam wykładał. Mimo ewidentnego naginania prawa, ministerstwo nauki pozostawało bezsilne, bo nie posiadało instrumentów prawnych do kontrolowania szkół wyznaniowych. W efekcie nigdy nie zdołało ukrócić tych podejrzanych praktyk.

Daniel Gorgosz był jednym z pierwszych posiadaczy dyplomu licencjackiego na uczelni w Podkowie Leśnej. Co ciekawe, w rozmowie z nami stwierdził, że dyplom obronił w 2008 roku. 

Jeśli tak, to był nie tylko jednym z pierwszych absolwentów, ale i jednym z najszybszych w kraju. Uczelnia otrzymała bowiem zgodę na przyznawanie licencjatu i ogłosiła nabór na studia licencjackie… właśnie w 2008 roku, czyli dokładnie wtedy, gdy Gorgosz już miał odbierać dyplom. 

Chcieliśmy porozmawiać z Bernardem K. o tym, w jaki sposób Daniel Gorgosz uzyskał licencjat i czy faktycznie, jak nas przekonuje, wszystko odbyło się zgodnie z prawem. Nie odebrał jednak od nas telefonu. 

W rozmowie z nami Gorgosz przekonuje, że handlującego dyplomami Bernarda K. nigdy nie poznał, a wykształcenie zdobył w sposób legalny.

Profesor, czyli promotor z Pułtuska

Zaglądamy na profil Daniela Gorgosza w serwisie LinkedIn. Odnajdujemy tam lakoniczne wzmianki o doktoracie oraz studiach MBA – brakuje za to informacji o licencjacie czy magisterium. Gorgosz nie zamieścił też żadnych dat, nie sposób dowiedzieć się więc, w jakim okresie miał podejmować kolejne studia. 

Staramy się dowiedzieć więcej o doktoracie zdobytym na Akademii im. Gieysztora w Pułtusku, bo ta sprawa także jest dziś analizowana przez prokuraturę. Według informacji, jakimi dysponują śledczy, promotorem pracy doktorskiej Gorgosza był prof. Marek I.

Tak się składa, że to kolejny potężny bohater afery dyplomowej. Marek I. był absolwentem Wojskowej Akademii Politycznej, ekspertem od obronności, przez lata powiązanym z wojskowymi służbami i Strażą Graniczną. Zmarł w 2021 r.

Na uczelni w Pułtusku był promotorem 74 prac magisterskich i 16 doktoratów. Jak twierdzą nasi informatorzy, miał rewelacyjny kontakt z ówczesnym rektorem, co z czasem pozwoliło mu jeszcze rozwinąć skrzydła. 

By zdobyć u niego dyplom, trzeba było mocno się postarać, ale niekoniecznie poprzez wykazywanie się wiedzą. Za doktorat płaciło się mu od 50 do 100 tys. zł. Choć nie zawsze chodziło o kasę.

Osobom wtajemniczonym w cały proceder opowiadał: "pieniądze powodują, że ludzie traktują cię przedmiotowo”. Dlatego wolał przysługi albo prezenty. Kiedyś dostał motocykl wart prawie 200 tys. zł, innym razem został doradcą KRUS-u, kiedy indziej ZUS-u. Doradzał też prezydentowi Pracodawców RP.

Gorgosz w rozmowie z Gońcem utrzymuje, że „nie płacił ani nie świadczył przysług”, by zdobyć u niego tytuł doktora. 

Świadkowie przesłuchiwani w śledztwie twierdzą, że fałszywe prace obronione u Marka I. da się rozpoznać po ich tematyce.

- Chodzi o to, że wszystkie dotyczące Rosji są lewe. Marek oprócz tego, że sam dobrze znał się na Rosji, to współpracował z jednym z tamtejszych wykładowców uniwersyteckich. Ten wyciągał prace doktorskie obronione u niego na uczelni, tłumaczył je na polski i na pendrivie przywoził do Polski. Tam prace zyskiwały „nowe życie”. Ten Rosjanin zwykle dostarczał Markowi te prace, które nie były przez uczelnię udostępniane publicznie - opowiada nasz informator.

Nim Marek I. handlował pracami w Polsce, odpowiednio je przerabiał, tak aby antyplagiatowy system nie wyłapał oszustwa. Marek I., omawiając przestępczy proceder, spotykał się ze swoim współpracownikiem z Rosji zawsze w tym samym miejscu. W mailach czy rozmowach telefonicznych operowali ustalonym wcześniej językiem. Na przykład kiedy Rosjanin mówił, ile będzie kosztowała dana praca, posługiwał się wakacyjnych szyfrem - typu: w tym roku na wakacje wydam 2500 euro.  

Z naszych informacji wynika, że świadkowie szczegółowo opowiadają o tym wątku w prokuratorskim śledztwie.  Tytuł rozprawy Daniela Gorgosza brzmi: "Media masowe w systemie politycznym Federacji Rosyjskiej w latach 2000-2012". I choć Gorgosz nigdy nie był w Rosji i nie zna języka rosyjskiego, to zdziwienie budzi liczba pozycji bibliograficznych w tym języku.  

Poza tym, choć jak stwierdził w rozmowie z nami, przygotowując doktorat wynajął do pomocy tłumacza, to bibliografia w jego pracy… jest napisana fonetycznie.

- Pracowałem wtedy w mediach i stąd taki, a nie inny temat mojej pracy - przekonuje Gorgosz. Pytamy go, czy kiedykolwiek był w Rosji - zaprzecza. Czy zna język rosyjski? Twierdzi, że go nie zna, choć w dostępnym w internecie CV wpisał, że zna.

Konsekwentnie zapewnia, że z powodu nieznajomości rosyjskiego wynajął profesjonalnego tłumacza, który zajmował się bibliografią. Nie potrafi jednak wyjaśnić, dlaczego bibliografia w jego pracy doktorskiej jest zapisana fonetycznie.

Dopytujemy, czy pamięta tłumacza, którego wynajął. Stwierdza, że nie.

Gorgosz się tłumaczy

Pierwszy raz kontaktuje się z likwidatorem 8 lipca około południa. Dzwonię ze studia Gońca. Gorgosz przerywa spotkanie, w którym uczestniczy i odbiera połączenie. Pyta, czy możemy się złapać później. Tłumaczymy, że chcemy porozmawiać z nim o jego wykształceniu. Wtedy zaczyna dociekać. Najpierw zdenerwowany dopytuje: - A coś się stało? Poczekaj, wyjdę ze spotkania.

- Chciałem zapytać o twoje wykształcenie, bo prokuratura je bada - wskazujemy.

- Ale z moim wykształceniem jest wszystko ok! - zapewnia. -Piszesz o mnie artykuł? - dopytuje.

Rozmowa trwa 8 minut. Gorgosz zaprasza na spotkanie dwa dni później. 10 lipca na spotkaniu, gdy chcemy włączyć dyktafon, prosi najpierw o rozmowę bez nagrywania, obiecując, że po wstępnej rozmowie nagra nam swoją wypowiedź.

Przekonuje, że zamieszanych w aferę dyplomową Pawła C. i prof. Wojciecha S. widział tylko raz w życiu, dwadzieścia lat temu. Podczas kolacji, na którą zaprosiła go jego przyjaciółka.

Zapewnia, że w czasie tamtego spotkania z całą pewnością nie prosił ich o pomoc w zdobyciu wykształceni. O studiach w ogóle nie rozmawiali, bo ich brak był jego kompleksem. 

Był już wtedy po trzydziestce i dysponował tylko maturą. - Nie opowiadałem o tym wszystkim napotkanym ludziom - przekonuje.

Przemilczał jednak fakt, że uczestnicząca w tamtej kolacji jego bliska znajoma była równocześnie przyjaciółką prof. Wojciecha S., która oprócz tego, że pracowała z nim na tej samej uczelni, to doskonale wiedziała, że ten od lat handluje dyplomami. 

Twierdzi, że widział się z Pawłem C. i Wojciechem S. tylko raz w życiu. Nie zrobili na nim dobrego wrażenia, bo się kłócili. 

Co innego mówił w czasie naszej pierwszej, ośmiominutowej rozmowy telefonicznej. Wtedy przyznał, że z oboma był w bliskich relacjach, a z jednym z nich poleciał nawet na wakacje do Kenii.

W czasie naszego spotkania w kawiarni bez mrugnięcia okiem temu zaprzecza. Po chwili przypomina sobie jednak, że rzeczywiście był na wakacjach z prof. Wojciechem S., wraz ze wspomnianą wcześniej przyjaciółką. 

Śledztwo Gońca: Podejrzane dyplomy likwidatora TVP. Profesorski układ oplótł polską edukację
Wojciech S.

Drążymy dalej i dopytujemy o jego znajomość z prof. Markiem I., promotorem pracy doktorskiej.

Znów przedstawia różne wersje.

Według jednego z naszych informatorów, Marek I. był stałym bywałem siedziby TVP przy ul. Woronicza w Warszawie w czasach, gdy pracował tam Daniel Gorgosz. Obecny likwidator TVP pytany przez nas, czy kiedykolwiek widywał prof. Marka I. na Woronicza, najpierw potwierdza, tłumacząc, że „profesor miał tam znajomych i do nich wpadał”.  

W pisemnej odpowiedzi z 14 lipca zmienia zdanie i twierdzi, że panowie widywali się ze sobą wyłącznie przy okazji konsultowania pracy doktorskiej. W końcu przerywa rozmowę i mówi, że jednak nie nagra wypowiedzi na dyktafon. Chce pytań na piśmie. 

13 lipca wysyłamy mu pytania. Odpowiedzi dostajemy dwa dni później. Te znów piętrzą wątpliwości. 

Likwidator TVP teraz twierdzi, że rosyjski znał bardzo dobrze. Marka I. poznał na spotkaniu towarzyskim, choć dla odmiany w kawiarni opowiadał, że pierwszy raz spotkali się na uczelni. 

Jak przekonuje, za doktorat nie płacił, a zgodnie z procedurami zapłacił za czesne. Pracę doktorską pisał sam, uczęszczał na zajęcia i samodzielnie zdawał egzaminy. Magisterkę też zdobył uczciwie, podobnie jak doktorat - na uczelni w Pułtusku.

Krąg osób

Dokumenty i zeznania zgromadzone przez prokuraturę są przez śledczych analizowane. Chodzi o rozstrzygnięcie, czy: 

  • Licencjat z Podkowy Leśnej został Danielowi Gorgoszowi wystawiony przed uzyskaniem przez uczelnię prawa do nadawania tytułu?
  • Praca doktorska Daniela Gorgosza powstała samodzielnie? 
  • Promotorzy i rektorzy przyjęli od niego wynagrodzenie w formie korzyści majątkowych lub „przysług”?

Jeśli choć część zarzutów się potwierdzi, likwidator TVP stanie przed poważnym zarzutem "wyłudzenia tytułu naukowego", legitymowania się sfałszowanymi dokumentami czy poświadczeniem nieprawdy.

Gdyby okazało się, że jego licencjat jest fałszywy, oznaczałoby to, że Gorgosz nigdy nie miał kwalifikacji, by pełnić funkcję dyrektorskie w TVP. 

„Lewe dyplomy kupują, lekarze, sędziowie, celebryci, a nawet sędzia Trybunału Stanu. Produkcja tytułów uczelnianych to dziś biznes transgraniczny” – przyznaje jeden z naszych informatorów.

I podsumowuje, że Gorgosz „z determinacją szukał krótszej drogi do dyplomu”, korzystając z pomocy:

- Pawła C. – późniejszego rektora Collegium Humanum,
- prof. Wojciecha S. – wykładowcy prywatnych szkół,
- prof. Henryka Bednarskiego – byłego ministra edukacji,
- prof. Bernarda K. – specjalisty od fikcyjnych licencjatów w Podkowie Leśnej.

Według prokuratury każdy z nich miał udział w procederze handlu dyplomami.

Obiecaliśmy, że wrócimy do wątku Wojciecha S. To 66-letni profesor nadzwyczajny, pracownik wielu prywatnych uczelni m.in. Wyższej Szkoły Nauk Społecznych Pedagogium, Wyższej Szkoły Teologiczno-Humanistycznej w Podkowie Leśnej, WSM w Legnicy.

Był też mentorem i bliskim przyjacielem Pawła C., zanim ten został rektorem Collegium Humanum. 

Był on także bliskim znajomym Daniela Gorgosza, Marka I. oraz prof. Bernarda K., któremu rokrocznie recenzował książki. Prof. Wojciech S., podpisał się również na zaświadczeniu, o które prosił prof. Bernard K., poświadczającym nieprawdę, że wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak ukończył 6 semestrów w WSM w Legnicy.

Niedawno prof. Wojciech S. usłyszał zarzuty w aferze dyplomowej.

Wszystkie osoby zaangażowane w pomoc Danielowi Gorgoszowi łączy jeden szczegół. Zasiadają oni w stowarzyszeniu o nazwie „Społeczne Towarzystwo Polska - Ukraina”, o czym poinformował portal oko.press zaraz po naszej publikacji dotyczącej kupowania dyplomu przez wiceministra rolnictwa Michała Kołodziejczaka. 

Zaglądamy do KRS-u i przyglądamy się danym stowarzyszenia. Jak na dłoni widać w nich powiązania ludzi kilku uczelni, którzy od lat zajmują się handlem „lewym” wykształceniem. Dziś mają prokuratorskie zarzuty, a niektórzy zaliczony pobyt w areszcie. 

Prezesem stowarzyszenia był (nie został wykreślony do dziś) prof. Henryk Bednarski, były minister edukacji narodowej. Paweł C. (już wykreślony z KRS) i prof. Wojciech S. także byli członkami stowarzyszenia. 

Członkiem jest również Bazyli N., rektor i wykładowca Wyższej Szkoły Menedżerskiej z Legnicy, który także podpisał “lewe” zaświadczenie dla wiceministra Kołodziejczaka (również usłyszał zarzuty).

Śledztwo Gońca: Podejrzane dyplomy likwidatora TVP. Profesorski układ oplótł polską edukację

Z kolei właścicielem WSM w Legnicy był Wacław Demecki. Według zeznań składanych w prokuraturze również zamieszany w aferę dyplomową. Za dyplom magistra inkasował między 4 a 6 tys. zł.

W 2023 roku prokuratura oskarżyła go o oszustwa i ukrywanie majątku szkoły. Wacław Demecki zmarł w ubiegłym roku, a jego sprawa została przez prokuraturę umorzona.

*

Według relacji osób zaangażowanych w proces uzupełniania edukacji likwidatora, jego ostatnim prawdziwym świadectwem jest matura oraz indeks Uniwersytetu Warszawskiego, zgodnie z którym ma zaliczone najprawdopodobniej 8 semestrów. 

Bądź na bieżąco - najważniejsze wiadomości z kraju i zagranicy
Google News Obserwuj w Google News