Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Fakty > Rozbicie radiowozu z nastolatkami w środku. "Moja córka zaczęła krzyczeć: Gdzie mnie zabieracie?!"
Zuzanna Ptaszyńska
Zuzanna Ptaszyńska 05.01.2023 22:06

Rozbicie radiowozu z nastolatkami w środku. "Moja córka zaczęła krzyczeć: Gdzie mnie zabieracie?!"

Polska policja
Polska Policja

Są nowe fakty w sprawie wypadku radiowozu, do którego doszło pod Pruszkowem. Do tego, dlaczego dwie nastolatki znalazły się w samochodzie z policjantami oraz jak funkcjonariusze zachowali się w obliczu zdarzenia, odnieśli się w rozmowie z Onetem krewni jednej z dziewcząt. Oskarżają policjantów o spowodowanie zagrożenia dla życia i zdrowia nastolatek, wyjawiają także obsceniczne docinki, które wypowiedzieli w stronę młodych kobiet.

Wypadek radiowozu przewożącego dwie nastolatki

2 stycznia funkcjonariusze policji z Pruszkowa zostali wezwani do pożaru, a gdy dojechali na miejsce, spostrzegli, że jest to jedynie ognisko, więc zakończyli interwencję. - Po dojechaniu na miejsce okazało się, że pożaru nie ma i nie ma miejsca wypalanie kabli, natomiast było jakieś ognisko. Policjanci odjechali z miejsca - przekazała rzeczniczka prasowa policji w Pruszkowie Karolina Kańka.

Policjanci do radiowozu zabrali dwie nastolatki. Podczas jazdy doszło do wypadku. Kierujący funkcjonariusz ok. północy stracił panowanie nad autem i uderzył w przydrożne drzewo. Na miejsce wezwano pogotowie, jednak gdy pojawiła się karetka, nastolatek już tam nie było. - Okazało się, że znajomi sami zawieźli je wcześniej na pogotowie - przekazała rzeczniczka.

"Ulegli urokowi młodych kobiet"

Toczy się postępowanie dyscyplinarne wobec kierujących radiowozem policjantów. Funkcjonariuszom zarzuca się spowodowanie wypadku i nieudzielenie pomocy poszkodowanym dwóm nastolatkom. Jak informuje biuro prasowe Komendy Stołecznej Policji, dziewczyny nie powinny znaleźć się w samochodzie. - Zgubiła ich niezrozumiała głupota. Dobrze, że nikomu nic poważniejszego się nie stało. Pojechali na interwencję, a ulegli urokowi młodych kobiet, które zabrali ze sobą do radiowozu. - mówi policyjny informator Wirtualnej Polski.

- Dziewczyny z trudem wysiadły z radiowozu. Jeden z policjantów miał do nich podejść, jakby chciał sprawdzić, czy nic im nie jest. Drugi z nich krzyknął: "a teraz sp……ać!". Dziewczyny były przerażone, zaczęły biec, choć nie były w stanie. To wszystko było jak z filmu, jak z horroru. Moja córka miała zakrwawioną twarz - opowiedziała w rozmowie z WP matka poszkodowanej 17-latki.

Obsceniczne zaczepki ze strony policjantów. "Gdzie mnie zabieracie?! Nie chcę nigdzie jechać!"

Głos zabrali krewni poszkodowanych dziewcząt. Jedna z matek twierdzi, że w pewnym momencie funkcjonariusze kazali 19-letniej koleżance jej córki wsiąść do radiowozu. Policjanci inaczej wspominają tamtą noc. - Wszyscy świadkowie jednoznacznie wskazali, że prośba wejścia do radiowozu wyszła od nastolatek. Informacja ta jednak nie ma dla nas większego znaczenia, gdyż tak jak od początku podkreślamy, nie było żadnych podstaw do tego, by osoby znalazły się w radiowozie - przekazał Onetowi nadkom. Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji, pod którą podlega komenda w Pruszkowie.

Do wersji zaprezentowanej przez policjantów odniosła się matka poszkodowanej 17-latki. - To nie jest prawda. Dziewczyny na pewno nie chciały z własnej woli wsiadać do radiowozu. Jak córka dziś o tym usłyszała, aż się oburzyła. Policjanci kazali jej 19-letniej koleżance wejść do radiowozu, a ona pociągnęła moją córkę za sobą, bo się po prostu bała. Obie w ogóle nie wiedziały, o co chodzi policjantom - spisane zostały wcześniej, trzeźwość też sprawdzili wcześniej (miały zero promili). Ale przecież to stróże prawa, utrzymujący się z naszych podatków, których trzeba szanować. Zawsze się wpaja społeczeństwu, że trzeba wykonywać ich polecenia, sami to zresztą często podkreślają. Więc cóż miały robić? Chcąc nie chcąc, wsiadły do tego radiowozu - powiedziała pani Sylwia.

Kobieta przytoczyła też skandaliczne słowa, które miały paść z ust jednego z funkcjonariuszy. Miały to być docinki takie jak "możemy zaraz inne koguty włączyć". - W pewnym momencie, z zaskoczenia, radiowóz nagle ruszył. Dziewczyny były w szoku, podobnie zresztą, jak reszta towarzystwa. Nie zdążyły nawet przypiąć się pasami. A policjanci jechali bardzo szybko, wciąż przyspieszając. Moja córka zaczęła krzyczeć: "gdzie mnie zabieracie?!", "nie chcę nigdzie jechać!" - twierdzi matka 17-latki.

Brat jednej z dziewcząt oskarża wręcz funkcjonariuszy o pozbawienie wolności człowieka wbrew jego woli. - Policjanci nie mieli powodu ani prawa ich zatrzymywać. Nic przecież nie zrobiły. Nie wiem, co tym policjantom strzeliło do głowy. Nie mam pojęcia, jakie były ich intencje, choć w tych ich docinkach dało się wyczuć podtekst seksualny. Czy zamierzali je skrzywdzić, czy po prostu się popisywali? Nie wiem. Natomiast wiem, że zachowali się niezgodnie z prawem, złamali mnóstwo przepisów i procedur oraz spowodowali zagrożenie życia dla mojej siostry i jej koleżanki - przyznał mężczyzna.

Nastolatki zostały poszkodowane, policjanci się tym nie przejęli

Kierujący radiowozem wjechał w przydrożne drzewo. Przód samochodu został roztrzaskany. Uruchomiły się poduszki powietrzne, więc funkcjonariuszom nic się nie stało. Dziewczęta jednak nie zdążyły przypiąć się pasami, więc z impetem uderzając o przednie siedzenia. - Kiedy przyjechałem na miejsce, policjanci stali na zewnątrz z uśmiechami na twarzy. Im nic się nie stało, bo mieli zapięte pasy. Na początku nie było nawet na miejscu żadnych służb, tylko wezwali lawetę, żeby jak najszybciej sprzątnąć radiowóz. Potem przyjechał komendant z Pruszkowa i jakiś funkcjonariusze z wydziału wewnętrznego oraz jakaś kobieta po cywilu, do której samochodu wsiedli potem ci policjanci. Nie mam pojęcia, kim była. Ja zadzwoniłem na 112, żeby w ogóle zgłosić wypadek - relacjonował brat jednej z pokrzywdzonych nastolatek. - W pewnym momencie podszedłem do tych policjantów i powiedziałem, że wiem, co zrobili i na pewno tej sprawy tak nie zostawimy, więc miny im trochę zrzedły. Kiedy zacząłem robić zdjęcia, próbowali mi to utrudniać. Ale kilka udało mi się wykonać - kontynuował mężczyzna.

19-latka ma złamaną rękę, zaś 17-latka przebywa obecnie w szpitalu, do którego trafiła już drugi raz. Ma złamany nos, z przemieszczeniem i potłuczenia na całym ciele. Jest w złym stanie psychicznym i fizycznym. Boi się szybkiej jazdy. - Kiedy jechała teraz drugi raz karetką, to wręcz chciała krzyczeć na kierowcę, że za szybko jedzie. Denerwuje się też na widok munduru. Nie wiem czy ten uraz nie zostanie już w jej psychice na dłużej - przyznała pani Sylwia w rozmowie z dziennikarzami Onetu.

Rozmówcy przyznali, że nie odpuszczą tej sprawy. - Będziemy uważnie obserwować toczące się śledztwo. Policjanci zawinili i powinni zostać za to surowo ukarani. Właściwie to nie rozumiemy, dlaczego nie zostali przynajmniej zawieszeni, tylko wysłani na L4 - skwitowali.

- Śledztwo zostało wszczęte w środę w kierunku spowodowania wypadku, jak również nieudzielenia pomocy. Taka kwalifikacja przestępstwa została przyjęta wstępnie, natomiast w jego trakcie będą badane wszelkie okoliczności sprawy - powiedziała Onetowi prok. Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Artykuły polecane przez Goniec.pl:

Źródło: Onet, Wirtualna Polska