Skandal podczas wizyty Jarosława Kaczyńskiego w Pruszkowie. Na salę nie wpuszczono mieszkańców miasta
Wtorkowa wizyta Jarosława Kaczyńskiego w Pruszkowie nie obyła się bez kontrowersji. Choć na samej sali w Centrum Kultury i Sportu panowały świetne nastroje, przed drzwiami wejściowymi było już zgoła odmiennie. Do środka bezskutecznie próbowali dostać się bowiem zwykli mieszkańcy miasta, jednak usłyszeli, że nie ma ich na liście. Odprawione z kwitkiem osoby nie kryły swojego oburzenia.
Wraz z powrotem Jarosława Kaczyńskiego do wizytowania kolejnych miejscowości na mapie Polski powróciły i stare praktyki. Jako człowiek starej daty, prezes PiS kurczowo trzyma się wypracowanych schematów, a te niekoniecznie przysparzają mu zwolenników.
Oczywiście, sam polityk wcale nie musi być tego świadomy, bo to, co obserwuje podczas spotkań ze starannie wyselekcjonowanym tłumem to alternatywna rzeczywistość, dokładnie taka sama, jaka obecna jest w Telewizji Publicznej. Tymczasem cała prawda to to, co dzieje się po drugiej stronie lustra, a w jego przypadku raczej drzwi, szczelnie zamkniętych przed rzeszą Polaków i ich problemów.
Mieszkańcy Pruszkowa niewpuszczeni na spotkanie z prezesem PiS
Sceny, jakie rozegrały się we wtorek w Pruszkowie dobitnie pokazują, jaki stosunek tak naprawdę ma do elektoratu Jarosław Kaczyński. W jego łaski wkupiona jest ta część wyborców, którym na sam jego widok ręce składają się do oklasków, cała reszta to nic nieznacząca gawiedź.
Pisząc o wizycie w podwarszawskiej miejscowości, z pewnością nie można jej nawet nazwać "spotkaniem z mieszkańcami". Dlaczego? Otóż dużej części z nich nie było dane dostąpić zaszczytu ujrzenia Jarosława Kaczyńskiego, bo... nie wpisali się na listę.
W efekcie, podczas gdy w jednej z sal Centrum Kultury i Sportu na dobre rozkręcał się festiwal propagandy, a następnie umizgów wobec długo wyczekiwanego gościa, przed obstawionymi kordonem ochroniarzy drzwiami temperatura osiągała jeszcze wyższe wartości. Zbulwersowany tłum nie zamierzał bowiem pokornie odejść i żywo komentował skandal.
- Zapraszacie mieszkańców Pruszkowa na spotkanie pana Kaczyńskiego z mieszkańcami Pruszkowa, więc przyszedłem. Uważam, że to niegodne mojego wieku zapisywać się na jakąś listę na otwarte spotkanie - mówił jeden z mężczyzn. W odpowiedzi usłyszał jednak tylko mało grzeczne pytanie z tezą.
- Czy pan by chciał zapraszać do domu kogoś, kto nie jest zweryfikowany, że tak powiem na gębę? - drążył jeden z organizatorów, który ostatecznie, po okazaniu dowodu tożsamości, został wpuszczony do środka. Niestety, jego satysfakcja nie trwała długo, bo mniej przejednane były inne osoby strzegące wrót sali, na której przemawiał prezes PiS.
Specjalna lista dla wybrańców
Podobne niezadowolenie towarzyszyło również innym osobom, które cierpliwie obstawiły wejście do budynku i domagały się zezwolenia na uczestniczenie w spotkaniu.
- Nigdzie nie było podane, że spotkanie będzie tak naprawdę zamknięte - wskazywał kolejny mieszkaniec niewpuszczony do Centrum. - Czy to jest spotkanie z obywatelami? Można sobie samemu odpowiedzieć - dodawał zdenerwowany młody mężczyzna.
Za każdym razem odpowiedź była taka sama i brzmiała "nie było pana/pani na liście". Tymczasem, jak się okazuje, w ogłoszeniach dotyczących wydarzenia ani słowa nie było o tym, że gdziekolwiek należy się zapisać.
"Ustawki" PiS chlebem powszednim
Jak więc widać, mimo iż PiS walczy o elektorat, pewnych nawyków pozbyć się nie potrafi. Wizja konfrontacji z tym, co może świadczyć o nieudolności władzy i tym, że nie wszyscy skaczą z radości na myśl o ich kolejnej kadencji, jest dla polityków Zjednoczonej Prawicy tak bardzo nie do zniesienia, że wolą oszukiwać samych siebie i organizować "ustawki" z udziałem tych, którzy skłonni są niemalże padać przed nimi na kolanach.
To stara praktyka, nieraz stosowana, a zwłaszcza w ostatnim czasie. W lipcu podobne sceny rozegrały się w Koninie, gdzie także mówiono o konieczności wcześniejszych zapisów, a także w Płocku, którego mieszkańcy byli tak zniesmaczeni, że życzliwie wykrzyczeli wsiadającemu do auta prezesowi "będziesz siedział". Z kolei w Inowrocławiu, zamiast spotkania z Jarosławem Kaczyńskim, policja zafundowała tłumowi inną rozrywkę, a mianowicie kąpiel w gazie łzawiącym.
Absurdalne okoliczności towarzyszyły też wizycie premiera Mateusza Morawieckiego w Turowie (woj. zachodniopomorskie) w lipcu br. Na "spotkanie" nie wpuszczono jednak ani jednego mieszkańca, ani też samej pani sołtys, ale sala i tak była pełna.
Kuci na cztery kopyta politycy PiS byli tak zapobiegliwi, że przywieźli ze sobą cały autobus "mieszkańców" powiatu szczecineckiego, wyposażonych w przygotowane wcześniej pytania, na które szef polskiego rządu miał przygotowane wcześniej okrągłe odpowiedzi.
- Mieszkańcy Turowa nie zostali wpuszczeni na spotkanie premiera Morawieckiego z mieszkańcami Turowa. Swoich nieznanych „sąsiadów” mieli okazję obejrzeć, gdy ci wysiadali z autokaru przed wejściem. A mówiono, że za PiS-u cuda demograficzne się nie zdarzają – komentowała sprawę posłanka PO Marzena Okła-Drewnowicz.
Mieszkańcy Turowa nie zostali wpuszczeni na spotkanie premiera Morawieckiego z mieszkańcami Turowa.
— Marzena Okła-Drewnowicz (@OklaDrewnowicz) July 18, 2022
Swoich nieznanych „sąsiadów” mieli okazję obejrzeć, gdy ci wysiadali z autokaru przed wejściem.
A mówiono, że za PiS-u cuda demograficzne się nie zdarzają 🤔
Artykuły polecane przez Goniec.pl:
Źródło: Onet, Goniec.pl