Koniec polskiej marki. Ponad 100 osób zwolnionych bez uprzedzenia
Ponad 70 lat tradycji, dziesiątki tysięcy produktów rocznie i ogromna wartość sentymentalna. Mimo to firma, która przez lata stanowiła technologiczny symbol polskiego przemysłu, znalazła się na skraju likwidacji. Zakład, który przetrwał przemiany ustrojowe i boom na elektronikę, dziś jest pusty. Produkcja została wygaszona, maszyny ucichły, a zarządzanie przejął syndyk. Pracownicy właśnie otrzymali wypowiedzenia.
Kultowy zakład ogłosił stan upadłości
W zakładzie pracowali głównie doświadczeni technicy i specjaliści produkcji audio. Z dnia na dzień wszyscy dostali wypowiedzenia, i to bez zapowiedzi.
Syndyk prawdopodobnie obawiał się, że ludzie w poniedziałek uciekną przed nim, żeby nie dał im wypowiedzeń, więc zrobił to z zaskoczenia w czwartek – powiedział w rozmowie z money.pl prezes firmy Maciej Rojek.
Problemy nie pojawiły się nagle. Jeszcze kilka lat temu zakład generował niewielkie zyski i nie miał większych długów. Zmiana przyszła po 2022 roku, kiedy wojna w Ukrainie doprowadziła do utraty połowy zamówień. Mimo trudności prezes Rojek próbował utrzymać płynność finansową, m.in. poprzez produkcję wysokiej klasy obudów OEM do sprzętów audio i nagłośnieniowych. Jednak rosnące koszty, spadający wolumen sprzedaży i brak zdecydowanych działań ze strony właściciela sprawiły, że podjęto decyzję o postawieniu spółki w stan upadłości.
Złożenie wniosku o upadłość było niełatwą decyzją i długo się wahałem. Musiałem ją podjąć, bo nie widziałem ze strony właściciela (Agencji Rozwoju Przemysłu - red.) chęci dalszego prowadzenia tej działalności. Spółka ma na kontach ponad 2 mln zł, ale nie jesteśmy w stanie dalej funkcjonować bez jego decyzji – tłumaczył Rojek w Gazecie Wrocławskiej.
Dramat kultowej polskiej firmy
Choć zakład Diora Świdnica nie ogłosił całkowitej likwidacji, w praktyce wszystko wskazuje na wstrzymanie działalności. Produkcja została zatrzymana, trwa inwentaryzacja. Jak twierdzi prezes Rojek w rozmowie z money.pl, fabryka miała potencjał, ale potrzebowała inwestora.
Wszystko jest gotowe do dalszej produkcji i sprzedaży. Wierzę w tę markę i w to, co robiliśmy. Jest szansa na ratunek, ale trzeba się spieszyć, bo pracownicy nie będą czekać w nieskończoność – mówił.
Firma miała m.in. w ofercie popularne kolumny Polaris. Roczny wolumen sprzedaży w Diorze sięgał 10 mln egzemplarzy, ale – jak podkreślał Rojek – dla pokrycia kosztów konieczna była sprzedaż na poziomie 20–22 mln sztuk.
Zatrudniona kadra to głównie osoby z długim stażem, często powyżej 20 lat.
To bardzo pracowici specjaliści, ale wiekowi. 67 proc. załogi od zeszłego roku zarabiało najniższą krajową. Niestety musiałem obniżyć pensje, chociaż zawsze starałem się dawać trochę więcej, żeby pracownicy czuli się docenieni. Ale przy spadku zamówień i szybkim wzroście minimalnego wynagrodzenia nie było to już możliwe – przyznał prezes Diory Świdnicy w rozmowie z money.pl.
Agencja Rozwoju Przemysłu (ARP) deklaruje, że w przypadku niepowodzenia sprzedaży, będzie wspierać załogę w znalezieniu pracy w regionie. Wszystko zależy od finalizacji transakcji ws. sprzedaży Diory.
ZOBACZ: Ceny na polskiej plaży to jakiś absurd. Zdjęcie wywołało burzę w sieci
Ponad 100 osób zwolnionych
Niestety, tak naprawdę z dnia na dzień niemalże 115 osób zatrudnionych w firmie Diora Świdnica otrzymało od syndyka wypowiedzenia. Zakład, który powstał w 1945 roku w ramach Dolnośląskich Fabryk Mebli upada. Niegdyś był to producent kultowych radioodbiorników, dziś to firma produkująca sprzęt audio, w tym kolumny Polaris i systemy Perun. Jednak w tym momencie największym wierzycielem zakładu pozostaje ZUS. Przyszłość Diory Świdnicy zależy od tego, czy uda się znaleźć nowego inwestora.
Prezes Maciej Rojek powiedział w rozmowie z money.pl, że trzy podmioty są zainteresowane przejęciem zakładu. Mowa o dwóch zagranicznych inwestorach oraz jednym z Polski. W przypadku tego ostatniego rozmowy mają być na najbardziej zaawansowanym etapie.
Jest szansa, że ktoś to kupi, ale musi być wola ARP. Oczywiście, że upadłość to wina zarządu, nie uciekam od odpowiedzialności, ale już półtora roku temu sygnalizowałem sprzedaż, jeśli ARP nie była zainteresowana prowadzeniem tego biznesu - mówi prezes Diory Świdnicy.
Zdaniem Rojka, ARP pod koniec lata 2024 roku zadecydowała o doprowadzeniu do kontrolowanej likwidacji Diory Świdnicy. Jednak pismo o likwidacji Diory miało dotrzeć do prezesa spółki dopiero miesiąc temu w maju. “Kondycja finansowa nie pozwalała już dłużej czekać i ja – jako zarząd - w świetle przepisów o spółkach prawa handlowego, musiałem zawiadomić sąd o upadłości, było to 5 czerwca” - powiedział Maciej Rojek dla Gazety Wrocławskiej.
Sytuację Diory monitoruje poseł PO Robert Jagła. W rozmowie z money.pl zapowiadał, że kwestia sprzedaży zakładu nadal leży na stole. Nie omieszkał również skrytykować prezesa.
Sytuacja Diory jest generalnie zła. Prezes miał jednak trzy lata, żeby to zrobić (poprawić sytuację spółki - red.). Wyczerpały się środki z ARP i prezes ogłosił upadłość, co jest przykre. Trwały i cały czas toczą się rozmowy z ARP, przedstawicielem załogi i związkami zawodowymi dotyczące sprzedaży. Był nawet inwestor gotów kupić zakład, ale zdziwił się, że ogłoszono upadłość, a sąd w ciągu dwóch tygodni podjął decyzję. Zapewniam jednak, że szukamy rozwiązań, być może Diora zostanie sprzedana - tłumaczy poseł.
Wobec zarzutów o brak kontaktu ze strony ARP zareagować postanowiła sama Agencja. Rzeczniczka prasowa Katarzyna Frendl przekazała:
ARP S.A. zawsze z najwyższą starannością i zaangażowaniem podchodziła do kwestii związanych z zapewnieniem stabilności funkcjonowania spółki Diora-Świdnica. Agencja aktywnie uczestniczyła w procesie wsparcia spółki, w tym w pozyskaniu środków finansowych gwarantujących jej płynność oraz umożliwiających realizację kluczowych inicjatyw inwestycyjnych - czytamy na portalu money.pl.