Goniec ujawnia: "ekspresowe" dyplomy ministra Kołodziejczaka
Michał Kołodziejczak, wiceminister rolnictwa, zapłacił za dyplom na słynnym Collegium Humanum - ustalił Goniec. Gdy w międzyczasie służby zatrzymały rektora tej uczelni, polityk kupił sobie papiery w innej szkole wyższej. Na trop Kołodziejczaka wpadła prokuratura, która od lat bada proceder kupowania sobie wykształcenia m.in. przez znanych polityków.
Tak Kołodziejczak kupował wykształcenie
Prokuratura dysponuje zeznaniami co najmniej czterech osób, które na różnych uczelniach zajmowały się załatwianiem dyplomu dla wiceministra rolnictwa Michała Kołodziejczaka.
Na początku zeszłego roku wiceminister Kołodziejczak dzwoni do znajomego i wypytuje, w jaki sposób można szybko „zrobić” dyplom. Na odpowiedź nie musi długo czekać. Zgłasza się do niego Bernard K., jeden ze stałych rekruterów Collegium Humanum. Od razu zapowiada, że kompleksowo zajmie się sprawą.
Według naszych informacji, proces załatwiania dyplomu dla członka rządu Donalda Tuska rozpoczyna się 15 stycznia 2024 roku. Tego dnia Kołodziejczak podpisuje umowę z Collegium Humanum. Kilka dni później składa dokumenty i 7 lutego zostaje wpisany na listę studentów.
ZOBACZ MATERIAŁ W FORMIE WIDEO:
Do rektoratu teczkę z dokumentami wiceministra (i jeszcze dwóch innych osób) przynosi bezpośrednio Bernard K. Dobrze zapamiętała to jedna z pracownic, bo na jej oczach mężczyzna poinstruował jej koleżankę, w jaki sposób przebiegać ma droga całej trójki do zdobycia dyplomów.
Bernard K. polecił podwładnej wpisać nazwiska Kołodziejczaka i pozostałych dwóch osób do elektronicznego systemu Sokrates. Wszyscy otrzymać mieli licencjaty z zarządzania - w ekspertowym tempie, w czerwcu, ledwie po kilku miesiącach „studiowania”. Mężczyzna wyjaśnił też, by w ramach rzekomej obrony prac wpisać wszystkim oceny „z głowy”.
Według byłych pracowników Collegium Humanum, to właśnie w taki sposób wyglądało załatwianie wykształcenia w przypadku większości "studentów" Bernarda K.
Mężczyzna od dawna rzucał się zresztą w oczy. Dokumenty klientów przynosił w teczkach. Wyróżniały się od innych, bo Bernard K. zawsze wpisywał swoje nazwisko na ich grzbietach, ołówkiem, w górnym rogu.
Tak też wyglądała teczka wiceministra Kołodziejczaka. A w jej środku znajdowała się kserówka jego dowodu i świadectwa dojrzałości, a także potwierdzenie odbioru legitymacji i wniosek o indywidualny tok nauczania. Do tego jeszcze podpisane ślubowanie i umowa na studia na kierunku zarządzanie.
Jednak najważniejszym dowodem, widniejącym w teczce polityka, było zaświadczenie od jednej ze śląskich szkół wyższych, podstępowane i podpisane przez Bazylego N., rektora tej placówki.
Według tego dokumentu, to właśnie z tej śląskiej szkoły przenosić się miał na Collegium Humanum wiceminister Kołodziejczak. Polityk miał studiować tam wcześniej przez 6 semestrów. Co ciekawe, dwie pozostałe osoby, którym Bernard K. Także załatwiał dyplomy… również przywędrowały do Humanum z tej samej śląskiej uczelni.
I jakby tego było mało, jedna z nich miała odebrać zaświadczenie o przyjęciu na studia dokładnie tego samego dnia, co minister Kołodziejczak. Oba dokumenty były wystawione z datą 20 czerwca 2017 roku.
Cała trójka uzyskała też zgodę na „indywidualny tok nauczania”.
Sfałszowane oświadczenie
Jednak gdy sprawą zainteresowali się śledczy, wyszło na jaw, że Michał Kołodziejczak… nigdy nie nawet wpisany do ministerialnego systemu POL-on jako student wspomnianej śląskiej uczelni.
Także władze Collegium Humanum nie umieściły go w tym systemie.
Za to były inne wpisy. Jeden z 2016 roku, mówiący o skreśleniu wiceministra z listy studentów na kierunku bezpieczeństwo narodowe na lubelskim UMCS oraz z listy studentów filologii w ANS w 2022 roku.
Śledczy nie wierzyli w to, że minister przez trzy lata studiował na Śląsku i ukończył 6 semestrów zarządzania.
Prześwietlili więc dokładnie zaświadczenie, które polityk złożył w Collegium Humanum. I tym sposobem bardzo szybko powiązali go z inną osobą pracującą na śląskiej uczelni, Wojciechem S., którego nazwiska od dawna przewijało się w aferze dyplomowej.
Okazało się także, że Bazyli N., którego pieczątka i podpis widnieją na zaświadczeniu wiceministra, owszem był rektorem uczelni, ale tylko od 2012 do 2014 roku. Nie mógł więc złożyć swojego podpisu jako rektor trzy lata później.
Spory udział w wyjaśnieniu sprawy Bernarda K., miała Iwona G, prorektorka Collegium Humannum. Jak zeznała, jego studenci nigdy tak naprawdę tam nie studiowali. A obronę dyplomów prowadził on sam osobiście.
Według plotek, studenci Bernarda K. zajęcia mieli odbywać w innej uczelni, ale dziś nikt nie wie, na której. Bernard K. do Humanum przyjeżdżał z gotowymi dokumentami egzaminacyjnymi i propozycjami ocen. Jego studentów charakteryzował jeden szczegół: wszyscy wcześniej podobno gdzieś już studiowali.
Ostatecznie to Bernard K. wsypał Michała Kołodziejczaka, jak i jeszcze wielu innych swoich klientów.
O przypadku polityka opowiedział śledczym . Przyznał, że sam złożył dokumenty Kołodziejczaka do Collegium Humanum. Zdradził, że polityk przekazał mu 5 tysięcy zł jako pierwszą ratę czesnego.
Kołodziejczak dyplom miał otrzymać bez studiowania - zeznał Bernard K. Z kolei zaświadczenie ze śląskiej uczelni - jak zdradził - było sfałszowane, a Kołodziejczak także tam nigdy nie studiował.
Dokumentu zażądała prorektor Iwona G. Bernard K. przyznał się, że to on załatwił zaświadczenie, które wypisał na jego prośbę Wojciech S, wspomniany wcześniej kolejny rekruter Collegium Humanum.
Jak zeznał Bernard K., zaświadczenie było koniecznie, by Michał Kołodziejczak mógł skończyć studia w przyspieszonym tempie. W Collegium Humanum miał mieć zaliczone przedmioty wymienione w zaświadczeniu. „Michał Kołodziejczyk wiedział o tym zaświadczeniu „i nie miał żadnych obiekcji” - przyznał mężczyzna.
Okazało się też, że dokument wcale nie został podpisany w 2017 roku, lecz krótko przed złożeniem go w Collegium Humanum, czyli już w 2024 roku.
Bernard K. zdradził również, jak poznał wiceministra. Przedstawił mu go jeden z kolegów, który obraca się w środowisku posłów. Któregoś dnia polityk miał zadzwonić do niego i spytać, „jak można zrobić studia”. Bernard K. wyczuł, że wiceministrowi zależało na czasie.
Zdaniem śledczych, finalnie Kołodziejczak miał zapłacić za studia 14 tysięcy zł oraz ok. 4000 zł dla Bernarda K. za dodatkową pomoc. Najpierw wpłacił 5 tysięcy do Collegium Humanum, gdzie złożył też poświadczające nieprawdę dokumenty, a dyplomu nie uzyskał z powodu zatrzymania rektora Pawła C.
Kołodziejczak nabrał wody w usta
Strata 9 tysięcy złotych nie zatrzymała jednak Michała Kołodziejczaka w wyścigu po wykształcenie. Polityk miał obronić licencjat w Wołominie w Wyższej Szkole Nauk Prawnych i Administracji. I znowu, jak poprzednim razem, na tę uczelnię zaciągnął go Bernard K., który z kolei o tej szkole wyższej dowiedział się od Wojciecha S. - mężczyzny, który załatwiał wcześniej sfałszowane zaświadczenie ze śląskiej uczelni.
Bernard K. - jak sam twierdzi - na prośbę wiceministra pomagał mu skończyć te studia. Złożył za niego dokumenty, pisał prace zaliczeniowe. Pokazywał mu, gdzie znaleźć można gotowe prace na różne tematy. Był też na jego egzaminie licencjackim.
Michał Kołodziejczak za pomoc przekazał mu kolejne 4 tysiące zł. Bernard K. zorganizował też dla wiceministra drugi komplet dokumentów potrzebnych do "szybkiej ścieżki edukacyjnej", bo poprzednie zostały w Collegium Humanum.
Po uzyskaniu licencjatu, Kołodziejczak zapisał się na studia magisterskie do Pedagogium, gdzie wykładowcą i rektorem był... Bernard K.
Cała czwórka w śledztwie w sprawie fałszowanych dyplomów i łapówek otrzymała dziesiątki zarzutów. W śledztwie, w którym pojawił się Michał Kołodziejczyk, rektor Paweł C., Iwona G., prorektor oraz rekruterzy Wojciech S. oraz Bernard K. usłyszeli zarzuty użycia sfałszowanych dokumentów oraz przyjęcia 15 000 zł łapówki w zamian za wystawienie dyplomów ukończenia studiów licencjackich bez faktycznego odbycia studiów.
Prokuratura twierdzi, że podejrzani działali w zorganizowanej grupie przestępczej, czyniąc sobie z tego stałe źródło dochodu.
Według naszych nieoficjalnych informacji, prokuratura może wkrótce wystąpić do Sejmu z wnioskiem o uchylenie immunitetu Michałowi Kołodziejczakowi.
Najprawdopodobniej nie będzie to ostatni taki wniosek w sprawie afery z dyplomami. Śledztwo wciąż nabiera tempa, a prokuratorzy zatrzymują kolejnych nieuczciwych przedstawiciele ze świata nauki.
Okazuje się, że rektor Collegium Humanum wcale nie był prekursorem handlu dyplomami. Jak twierdzą zaangażowani w tą sprawę śledczy, ostatnio coraz częściej w ich ręce wpadają starsi wykładowcy czy profesorowie, a na światło dzienne wychodzą sprawy handlu dyplomami z ostatnich kilku dekad.
Michał Kołodziejczyk we wczorajszej rozmowie z Gońcem dwukrotnie zaprzeczył, by studiował na Collegium Humanum. Gdy jednak chcieliśmy zadać mu szereg kolejnych pytań dotyczących jego wykształcenia, poprosił o godzinę czasu i obiecał kompleksowe wyjaśnienie sprawy. Więcej się już nie odezwał.