Zełeński z komunikatem do parlamentarzystów. Chodzi o wybory
Kijów rozgrywa podwójną partię. Z jednej strony prezydent Wołodymyr Zełenski prosi deputowanych o przygotowanie nowych przepisów, z drugiej – odsyła piłkę do Waszyngtonu i Europy, domagając się gwarancji bezpieczeństwa dla procesu wyborczego. Czy to zapowiedź realnego głosowania, czy polityczny sprawdzian dla sojuszników?
Co naprawdę ogłosił Zełenski?
Prezydent publicznie zadeklarował, że jest gotów przystąpić do wyborów, o ile państwa Zachodu zapewnią odpowiedni poziom bezpieczeństwa i wsparcia organizacyjnego. Zapowiedział również złożenie do Rady Najwyższej formalnego wniosku o przygotowanie projektu zmian prawnych, które umożliwiłyby przeprowadzenie głosowania w warunkach trwającego stanu wojennego — reżimu prawnego ograniczającego część wolności obywatelskich i w praktyce blokującego organizację wyborów.
Podkreślił, że przy realnych gwarancjach bezpieczeństwa wybory mogłyby zostać przeprowadzone w ciągu 60–90 dni. To wyraźny sygnał skierowany zarówno do deputowanych, jak i do zagranicznych sojuszników, wskazujący na gotowość do politycznego ruchu, jeśli pojawią się sprzyjające warunki.
O co w tym wszystkim chodzi?
Prawo, presja i polityka
Problem w tym, że dziś ukraińskie prawo zakazuje wyborów podczas stanu wojennego. Tak było już w 2023 r., gdy kolejne przedłużenie reżimu wojennego wykluczyło jesienne głosowanie parlamentarne; prawnicy i analitycy od miesięcy powtarzają, że bez zmian ustawowych lub zawieszenia stanu wojennego urn nie będzie. Rada Najwyższa w lutym 2025 r. potwierdziła też, że mandat głowy państwa trwa w realiach wojny.
Tło międzynarodowe? Prezydent USA Donald Trump naciska, by wybory się odbyły, podważając „legitymację” władz w Kijowie — choć sam dopuszcza, że Zełenski mógłby wygrać. To wszystko sprawia, że inicjatywa Kijowa brzmi jednocześnie jak oferta i jak polityczny „stress test” dla Zachodu.
Co dalej i dla kogo to zagranie
Jeśli parlament napisze „ścieżkę prawną”, a USA i Europa wprost zagwarantują bezpieczeństwo lokali, obserwatorów i infrastruktury, Ukraina może spróbować wyborczego eksperymentu w środku wojny. Jeśli nie – Kijów pokaże, że „to nie my blokujemy demokrację”. W praktyce taki pakiet gwarancji byłby logistycznym koszmarem: od ochrony energetyki i internetu po zabezpieczenie miast na linii ostrzału.
A politycznie? Deklaracja Zełenskiego rozbraja narrację Kremla o „nielegalnym prezydencie” i odbija piłkę w stronę Białego Domu. Według rozmów, które Trump udzielił mediom 9 grudnia, to właśnie on będzie teraz musiał zdecydować, czy pójdzie za własnym wezwaniem – i jaki rachunek wystawi w zamian. A na korytarzach mówi się, że w Kijowie nikt nie stawia na szybkie „tak”; raczej na to, że Zachód weźmie na siebie część odpowiedzialności za każdy kolejny krok.