Zbrodni w Borowcach można było uniknąć? Dwa dni wcześniej bliscy Jacka Jaworka poszli na policję
Zbrodni w Borowcach można było uniknąć? Na dwa dni przed morderstwami, o które oskarżany jest Jacek Jaworek, policja otrzymała jednoznaczne zgłoszenie. Janusz i Justyna przyszli na komisariat w poszukiwaniu pomocy, ich słowa zwiastowały tragedię. Zamordowana kobieta nawet tuż przed śmiercią dzwoniła na numer alarmowy. - Na nagraniu nie ma dużo - ujawniła jedna z przyjaciółek zamordowanej szwagierki Jacka Jaworka.
Dwa lata od zbrodni w Borowcach, co wiemy o sprawie Jacka Jaworka?
Minęły równo dwa lata od czasu zbrodni w Borowcach. Śledczy nadal nie wiedzą, gdzie jest Jacek Jaworek, ani co się z nim stało. Nie wykluczono możliwości, że podejrzewany o potrójne morderstwo już nie żyje, ale jednocześnie na stole służb nadal pozostaje opcja z ucieczką Jacka Jaworka za granicę.
Kiedy w nocy z 9 na 10 lipca 2021 r. w domu z czerwonej cegły we wsi Borowce rozgrywał się dramat, nikt nie wiedział, że Janusz i Justyna oraz ich synowie Jakub i Gianni od dawna przeżywali piekło. - Bała się o dzieci. Bała się o dom i Janusza - powiedziała pani Jadwiga, przyjaciółka zamordowanej kobiety. - Janusz i Justyna urodzili się dokładnie tego samego dnia. Tego samego dnia zmarli. To się nie mieści w głowie - dodał jeden z przyjaciół rodziny już po zbrodni.
Niemowlę spędziło 9 godzin w nagrzanym aucie, nie żyje. Rodzice zapomnieli o dzieckuNa dwa dni przed zbrodnią w Borowcach policja otrzymała zgłoszenie od ofiar
Co obecnie wiemy na temat zbrodni w Borowcach? Nadal niewiele, ale to wystarczy, by zdać sobie sprawę, iż nie można wykluczyć, że śmierci trzech osób (w tym 17-latka) można było zapobiec. Brat i szwagierka Jacka Jaworka nawet na kilka dni przed morderstwami szukali pomocy na policji.
PAP ustalił, że w środę 7 lipca 2021 r. małżeństwo ze wsi Borowce udało się na komendę policji. Zgłosili tam, że boją się ze względu na zachowanie Jacka Jaworka. - Było to zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez pana Jacka Jaworka na ich szkodę, a miało polegać na kierowaniu wobec nich gróźb karalnych. Chodziło o groźby werbalne. To zawiadomienie jest dość zwięzłe w treści - mówił Krzysztof Budzik z zespołu prasowego Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Przedstawiciel częstochowskiej prokuratury podkreślił, że miały nie paść wtedy słowa dotyczące tego, że Jacek Jaworek jest w posiadaniu broni oraz że trzyma ją w domu. Szokujące jest to, że o broni wiedzieli inni, a policjanci nie byli w stanie dotrzeć do tej wiadomości.
Pani Jadwiga w rozmowie z dziennikarzami Faktu ujawniła, że Jacek Jaworek groził bratu, szwagierce i swoim bratankom. Wszystko zaczęło się po tym, gdy Justyna miała dość bycia traktowana niczym służąca szwagra niekwapiącego się do tego, by szukać pracy. Podejrzany o potrójne morderstwo miał pokazać w pewnym momencie bliskim stolik postawiony przy łóżku. Oświadczył, że ma tam broń. - Tylko mi podskoczcie - miał dodać Jacek Jaworek. To nie koniec szokujących szczegółów.
Szwagierka Jacka Jaworka dzwoniła po pomoc w czasie zbrodni
Szwagierka Jacka Jaworka traktowała zagrożenie poważnie. Pierwszy incydent, który rozpoczął spiralę przemocy zakończonej potrójnym morderstwem, miał miejsce w marcu 2021 r. Wtedy Jacek Jaworek nie mógł dostać się do domu i zażądał, by brat natychmiast przyjechał i dał mu swoje klucze. Justyna i Janusz ruszyli do wsi Borowce, ale kiedy dotarli na miejsce zastali zniszczoną bramę garażową. Wezwana na miejsce policja stwierdziła, że to jedynie “konflikt rodzinny”. Wtedy matka 17-letniego Jakuba i 13-letniego Gianniego zaczęła poważnie się obawiać.
Coraz rzadziej spotykała się ze znajomymi, gdyż zwyczajnie bała się wychodzić z domu i zostawiać dzieci same z wujkiem. - Bała się o dzieci. Bała się o dom i Janusza. Mały Gianni nie wychodził z pokoju, gdy wujek był w domu. Nawet do kuchni nie wchodził, by sobie zrobić herbatę - ujawniała pani Jadwiga.
Na dwa dni przed morderstwem Justyna i Janusz szukali pomocy na policji. Również już w czasie trwania nocnej awantury zakończonej zbrodnią policja odebrała telefon od przerażonej szwagierki Jacka Jaworka. - Na nagraniu nie ma dużo, Justyna zdążyła się przedstawić i po chwili jest przerażający płacz i krzyk. Później wszystko rozegrało się już bardzo szybko - powiedziała jedna z przyjaciółek zamordowanej dla TVN24. Wiele osób wskazuje, że gdyby służby inaczej podeszły do zgłoszenia z 7 lipca to zarówno 17-letni Jakub, jak i Janusz i Justyna jeszcze by żyli, a 13-letni Gianni nie musiał uciekać z domu w obawie o swoje życie.
Źródło: fakt, tvn24.pl, gazeta.pl