Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Polityka > USA ma nową strategię. Nienajlepsza wiadomość dla Polski
Kacper Jozopowicz
Kacper Jozopowicz 08.12.2025 16:33

USA ma nową strategię. Nienajlepsza wiadomość dla Polski

USA ma nową strategię. Nienajlepsza wiadomość dla Polski
Fot. East News

Waszyngton ogłasza nową strategię bezpieczeństwa, Kreml klaszcze, a Europa nerwowo zerka na mapę. W dokumencie padają słowa, które do niedawna brzmiałyby jak political fiction. Czy Polska ma się czego bać? Kulisy i konsekwencje układają się w kilka niewygodnych scenariuszy — i żaden nie przypomina bajki o „amerykańskiej parasolce” na zawsze.

Europa ma „dorosnąć”, Rosja przestaje być „bezpośrednim zagrożeniem”

Donald Trump podpisał strategię, która przestawia zwrotnicę: priorytetem stają się „twarde interesy”, nie projekty misjonarskie. Dokument sugeruje koniec rozszerzania NATO i oczekuje większej samodzielności militarnej Europy. W oczy kłuje skreślenie określenia „bezpośrednie zagrożenie” przy Rosji — symboliczny, ale głośny gest. Na Kremlu zagrano fanfary: rzecznik Dmitrij Pieskow nazwał amerykański kurs „w dużej mierze zgodnym z rosyjską wizją”, zastrzegając tylko, że „deep state” może jeszcze przeszkodzić. 

Tyle dyplomatycznych uprzejmości, teraz logika siły: USA otwarcie przerzucają uwagę na rywalizację z Chinami, a w Europie chcą „stabilności strategicznej” z Moskwą, czyli powrotu do rozmów o kontrolowaniu ryzyka, nie o karaniu agresora. To nie jest język, do którego przywykliśmy od 2014 r. i 2022 r. — i dokładnie dlatego wywołał taki rezonans. Źródła od Reutersa po „Rz” potwierdzają: Kreml naprawdę jest zadowolony, bo słyszy stop-klatkę dla NATO i zaproszenie do „deal-makingu”. 

W polskich kuluarach słychać westchnienie: „to może boleć”. Trzeźwo patrząc, to zachęta, by Europa wreszcie policzyła dywizje i amunicję, zamiast liczyć na telefon do Waszyngtonu w każdej sprawie. Publicyści dodają złośliwie, że „parasol” bywał zawsze wypożyczony, nigdy na własność. Prawdziwe pytanie brzmi więc nie „czy”, lecz „kiedy” i „o ile” Ameryka skróci swój cień nad wschodnią flanką.

Co to może oznaczać dla Polski?

Polski rachunek ryzyka: mniej Ameryki, więcej odpowiedzialności (i pieniędzy)

Co z tego wynika dla Polski? Krótko: trzeba się przygotować na mniejszą amerykańską obecność i twardsze rozliczanie Europy z obietnic. Eksperci cytowani przez media mówią wprost: „Europa nie jest dziś priorytetem USA”, a Trumpowi łatwiej „dogadać się z Putinem niż z kilkunastoma stolicami naraz”. To wcale nie oznacza natychmiastowego odwrotu wojsk USA z regionu — bardziej korektę kursu i rachunek ekonomiczny. 

Jednocześnie Kreml punktuje: brak piętna „bezpośredniego zagrożenia” i hamulec dla rozszerzania NATO to dla Rosji punkt na tablicy. Tak opisywały to m.in. Reuters i „The Guardian”; w Polsce podobne wnioski relacjonowały „Rzeczpospolita” oraz Fakt, który przytaczał ocenę Sławomira Majmana: „fatalna wiadomość dla Europy i fatalna dla Polski”, bo kończy się epoka, w której USA były „głównym filarem NATO” w naszym myśleniu.

Krajowy kontekst? Z jednej strony mamy rekordowe wydatki na obronność i magazyny, które wreszcie się zapełniają; z drugiej — sygnały z Waszyngtonu, że „nie będziemy już rozpraszani zmianą reżimów i moralizatorstwem”, tylko „praktycznymi interesami”. To niemal cytat z niedawnych deklaracji szefa Pentagonu, szeroko komentowanych także u nas. Dla czytelnika to przekaz prosty jak instrukcja: Europa ma płacić i dowozić zdolności, bo czasy „all inclusive” minęły.

Co w takiej sytuacji powinna zrobić Europa?

Co robić? Trzy ruchy na już i jedna kuluarowa plotka

Po pierwsze: pilnować tempa zbrojeń i produkcji amunicji. W praktyce chodzi nie tylko o procent PKB, ale o łańcuchy dostaw, serwis i ludzi do obsługi sprzętu. Po drugie: budować „most” z Berlinem i Paryżem nie z grzeczności, tylko z kalkulacji. Jeśli USA naprawdę ograniczą zaangażowanie, europejski parasol trzeba uszyć samemu — choćby krzywo. Po trzecie: twardo negocjować stałą obecność wojskową USA jako wspólny interes, a nie „przysługę”. To da się zrobić, jeśli Polska pokaże, że jest nie tylko klientem, lecz partnerem zdolnym dźwigać koszty i ryzyko. 

W tle wisi jeszcze wątek Ukrainy: przy stole rozmów o rozejmie i „strefach buforowych” Europa może dostać rachunek za gwarancje bezpieczeństwa. Brzmi drogo? Bo takie będzie — i to jest cena autonomii, o którą sami prosiliśmy w przemówieniach. Wreszcie smaczek z korytarzy: według kuluarowych doniesień dyplomaci UE coraz częściej mówią, że „Monroe wraca do łask” — czyli Ameryka ogląda głównie własne podwórko, a na naszym woli „stabilność” niż „sprawiedliwość”. 

Brzmi cynicznie, lecz pasuje do nowej strategii. Jeśli ktoś czekał na znak, by przestać budować bezpieczeństwo na deklaracjach i zacząć na fakturach — właśnie zapaliło się zielone światło. Dla porządku: to nie koniec świata, tylko koniec wygodnych złudzeń.

Bądź na bieżąco - najważniejsze wiadomości z kraju i zagranicy
Google News Obserwuj w Google News