Niebezpieczne zjawisko sharentingu. Jeśli masz dziecko, powinieneś przeczytać ten tekst
Różnica między handlem niewolnikami a sharentingiem jest taka, że 400 lat temu handlarze kupczyli obcymi ludźmi, a dziś influencerzy, matki i ojcowie kupczą najbliższymi sobie osobami, swoimi dziećmi. To kusząca perspektywa zniszczyć swemu dziecku prywatność, tożsamość i poczucie bezpieczeństwa. W Polsce robią to rodzice co drugiego nastolatka.
Sharenting w Polsce
Kilka dni temu jeden ze znanych polskich influencerów Tomasz Chic opublikował zdjęcie dziecka swojej byłej partnerki bez jej zgody. To był szantaż. Dopóki ona nie spełni jego żądań - mniejsza o to, jakich - on nie usunie zdjęcia dziecka z Instagrama. Ba, Chic - od kilku dni mężczyzna z poważnymi internetowymi zarzutami o kontakty z małoletnimi - zagroził, że wrzuci zdjęć jeszcze więcej.
To chyba pierwszy publiczny przypadek w Polsce, gdy stawką szantażu jest prywatność i przyszłość dziecka. I na pewno nie ostatni. Plaga sharentingu, czyli publikowania przez rodziców zdjęć i filmów swych dzieci w internecie, zbiera coraz większe żniwo.
Teoretycznie nic w tym złego. Przecież dzieci są takie słodkie, niewinne. Przecież każdy z nas chce się pochwalić przed innymi swoim szczęściem. Pokazać, jakim jest wspaniałym rodzicem. Jakie najlepsze dziecko na świecie mu się trafiło. Jak się nie podzielić taką radością?
Według raportu NASK “Nastolatki 3.0” z 2023 roku, aż 45,5 proc. nastolatków przyznaje, że ich rodzice wrzucają ich zdjęcia lub filmy do sieci. 35 proc. młodych jest to obojętne, ale 23 proc. czuje w związku z tym skrępowanie. A badanie dotyczyło tylko nastolatków, nieznane są dane dotyczące rodziców malutkich dzieci.
A szkoda, bo ci niekiedy nie czekają zbyt długo i zakładają maleńkim dzieciom profile nawet tuż po urodzeniu, zbierają obserwujących i zaczynają na tym zarabiać. W sieci, np. na Instagramie, jest mnóstwo prowadzonych przez rodziców kont, na których głównymi gwiazdami są malutkie dzieci. Fotografowane i nagrywane w specjalnych sceneriach, w kołyskach czy ubrankach od sponsora. Mogą być nawet chore, ale kontrakt to kontrakt.
Boxdel vs Tomasz Chic. Szokujący film włodarza Fame MMA“Wie jak pozować, by nie było widać choroby”
“Carmen przy zapaleniu zatok, więc trzymajcie kciuki, żeby tylko Carmen jakoś przetrwała podróż, bo wyjazdy z chorym dzieckiem to wyższy level” - można przeczytać przy jednym ze zdjęć kilkuletniej dziewczynki wrzuconego na jej publiczny profil na Instagramie.
Przy innym jej matka chwali pociechę: “Carmen wie, jak pozować, żeby nie było widać choroby. Zakryła się promieniami zachodzącego słońca”. I w hasztagach przy zdjęciu wymienia kilku sponsorów.
To przykładowe posty z jednego z typowych kont małych dzieci na Instagramie prowadzonych przez rodziców. Tu mamy do czynienia z dziewczynką urodzoną na w maju 2020 roku. Pierwszy post to dziecko wrzuciło na Instagrama w czerwcu 2020 roku, gdy miało dokładnie 38 dni. Dziś to dziecko ma 4 lata i 3 miesiące. Przez ten czas do sieci wleciały setki, jeśli nie tysiące jej zdjęć i nie wiadomo, ile filmików. Wiele z nich oznaczonych jest jako płatne współprace. Jak już wiemy, dziewczynka wie, jak pozować nawet wtedy, gdy jest chora.
Jest jeszcze bardziej zaawansowana wersja zjawiska: prenatal sharenting, czyli wrzucanie do sieci zdjęć dziecka jeszcze przed porodem, a więc na przykład na zdjęciach z USG. Na poniższym zdjęciu mamy kumulację: sharenting i prenatal sharenting.
Wszystkie trzy powyższe zdjęcia pochodzą z publicznych profili dzieci na Instagramie prowadzonych przez ich matki. Gdy półtora roku temu Marek Szymaniak ze Spider’s Web kontaktował się z nimi, pytając o kwestie sharentingu, nie chciały odpowiedzieć, a nawet straszyły dziennikarza. Od tamtego czasu nic się u nich nie zmieniło - zdjęcia i filmy dzieci dalej lądują na platformie.
“Chcesz, żebyśmy umarli z głodu?”
W Polsce nie ma jeszcze dziecięcych influencerów, którzy na tyle dorośli, by mogli sami opowiedzieć swoją historię. Ale w Stanach już są. Na razie wypowiadają się głównie anonimowo, ale i tak ich opowieści są przygnębiające.
Amerykański Cosmopolitan w artykule “Jaka jest cena sprowadzania dzieciństwa do kontentu” przytacza historię Vanessy, która w od dziecka pracowała dla swojej matki prowadzącej bloga i konta w social mediach. Nagrywała filmiki, pozowała, grała, wrzucała posty, realizowała kampanie reklamowe. Vanessa i tak zaczęła późno, bo dopiero w wieku 10 lat. Ale gdy skończyła osiemnastkę, okazało się, że nie ma dla niej ani grosza. Wszystko zabrali rodzice.
Aby nie streszczać całego artykułu, który jest dostępny w sieci (oryginalny tytuł: What’s the Price of a Childhood Turned Into Content?), przytoczę tylko kilka wypowiedzi.
“Przed kamerą musiałaś wyglądać perfekcyjnie, nic nie mogło pójść źle. A jeśli coś poszło, jeśli nie byłam idealna, mój uśmiech nie był wystarczająco lśniący albo nie wypowiedziałam jakiejś kwestii z odpowiednim entuzjazmem, zaraz zarzucano mi, że nie troszczę się o rodzinę. Chcesz, żebyśmy umarli z głodu, pytała mnie matka. Czy chcesz, żebyśmy w przyszłym miesiącu nie mieli za co opłacić rachunków?” - opowiada dziewczyna, która dziś jest już pełnoletnia.
Gdy Vanessa zaczęła miesiączkować, jej matka wpadła na doskonały pomysł: opiszemy to w social mediach i załatwimy sponsora, producenta podpasek. Vanessa: “To było upokarzające. Miałam ochotę schować się w jakiejś dziurze i już nigdy stamtąd nie wyjść”.
OBEJRZYJ FILM KUBY WĄTORA O SHARENTINGU:
O to zapyta cię twoje dziecko
Jeśli jesteś rodzicem, przypomnij sobie, ile lat miało twoje dziecko, gdy po raz pierwszy puściłeś je samo z domu? Albo ile będzie miało lat, gdy zamierzasz pozwolić mu samemu wyjść. Na podwórko, do kolegi, koleżanki, do sklepu czy choćby do szkoły. 7? 8? 10?
A ile lat ma twoje dziecko, gdy wypuszczasz je samo do internetu? Tak, w momencie publikacji zdjęcia czy filmu twoje dziecko pozostaje w internecie samo. Nie możesz już go obronić. W życiu realnym nie wypuszczasz dziecko na dwór, gdy jest niemowlęciem. Nie wypuszczasz go zapewne nawet, gdy ma 5, 6 lat. A w sieci oddajesz dziecko w ręce obcych ludzi już w pierwszych dniach jego życia.
Różnica jest taka. Gdybyś wypuścił malutkie dziecko samo na dwór, pewnie stałaby mu się krzywda fizyczna. Tu i teraz. Natomiast gdy wypuszczasz do sieci zdjęcia i filmy swojego malutkiego dziecka, krzywda nie dzieje się od razu. Ona zbiera się bardzo powoli i bardzo długo, nawet latami. Ale z każdym dniem rozwoju fizycznego i umysłowego twojego dziecka jest coraz bliżej do dramatu. Każdy dzień zbliża cię do konfrontacji, której prawdopodobnie nie unikniesz. Bo twoje dziecko w końcu wydorośleje.
A wtedy zapyta cię: mamo, dlaczego bez mojej zgody wrzucałaś moje zdjęcia do internetu? Tato, czemu wrzucałeś filmy? Dlaczego zabraliście mi prawo do budowania własnej tożsamości?
Twoja nastoletnia córka zapyta cię też wtedy, czy wiesz, że w całej jej szkole są rozwieszone jej nagie zdjęcia z dzieciństwa. Dla żartu oczywiście, tak jak ty dla żartu wrzucałeś je do netu.
Czy wiesz, że chłopak, z którym się spotkała, na pierwszej randce zapytał ją, czy wciąż ma pieprzyk pod lewym sutkiem. Bo widział na filmiku w necie, jak miała 10 lat.
W końcu twoja córka pokaże ci wiadomości od zboczeńców, którzy wysyłają je, robiąc sobie dobrze nad jej zdjęciami. “Wiele matek prowadzi na Instagramie konta swych nieletnich córek aspirujących do sławy. Wiele z tych dziewczynek spotyka w sieci mroczny podziemny świat zdominowany przez mężczyzn, w tym pedofilów” - to cytat z New York Timesa, który przeprowadził w tym temacie śledztwo.
I to dziecko, już dorosłe, stoi przed tobą i pyta: dlaczego? Dlaczego zabraliście mi, mamo, tato, dzieciństwo, prywatność? Dlaczego nie pomyśleliście, że może mi się to kiedyś nie spodobać? Dlaczego staliście nade mną z telefonem i aparatem, pozbawiając mnie poczucia bezpieczeństwa?
To współczesny handel ludźmi
Jeszcze jeden cytat z Vanessy, bohaterki tekstu Cosmopolitana: "Bycie dziecięcą influencerką sprawiło, że moja relacja dziecka z matką zmieniła się bardziej w relację pracownika z pracodawcą. Po przekroczeniu tej granicy nie ma już powrotu".
Niestety przykład idzie z góry. Internetowe gwiazdy sprzedają swoje dzieci w internecie. Za reklamy wyświetlane przy filmach na YouTube, za lokowania produktów. Najpopularniejsze influencerki w Polsce takie jak Wersow (i jej partner Friz), Lil Masti (Aniela Bogusz), Andziaks (Angelika Trochonowicz) mają filmy ze swoich porodów. Dwie ostatnie rodziły w prywatnym szpitalu, który za reklamę swej placówki w filmie zapewne im zapłacił. Nie wiadomo, czy pieniędzmi, czy w barterze typu darmowy poród w zamian za reklamę placówki w filmie.
Powiedzmy to sobie wprost: tak wygląda współczesny handel ludźmi. Bo czym się różni od handlu niewolnikami sprzed kilkuset lat? Niewolnicy nie mieli prawa głosu, i dzieci nie mają prawa głosu. Niewolnikom odbierano wolność, prywatność, godność, i dzieciom jest odbierana jest wolność, prywatność, godność. Niewolnicy pracowali fizycznie, i dzieci pracują fizycznie. Racja, niewolnicy 400 lat temu pracowali ciężej, bo dziś dzieci “tylko” pozują przed kamerą? Ale za to 400 lat temu handlarze kupczyli obcymi ludźmi, a dziś rodzice-handlarze w internecie kupczą własnymi dziećmi, najbliższymi sobie ludźmi.
“Bo prawo nie zabraniało”?
W Stanach Zjednoczonych kolejne stany pracują nad przepisami, które zapewnią dziecięcym influencerom, że ich rodzice będą musieli odkładać część zarobionych w ten sposób pieniędzy. Dziecko odbierze je po ukończeniu osiemnastki. We Francji już od 4 lat istnieją przepisy regulujące m.in. godziny pracy młodziutkich influencerów i sposoby zabezpieczenia ich majątków.
Są i szokujące przypadki. Ruby Franke to amerykańska influencerka, która opowiadała o rodzicielstwie na YouTube i Instagramie. Oczywiście w filmach występowały jej dzieci. Inni rodzice czerpali z niej wzór. Internetowa kariera idealnej matki skończyła się w sierpniu 2023 roku po tym, jak jej jedenastoletni syn uciekł z domu i poprosił o pomoc sąsiadów.
Okazało się, że on i jego trzy siostry były zmuszane do pracy przed kamerami przez matkę. Były wiązane sznurami, uciszane - zaklejano im taśmą usta, za złe zachowanie nie dostawały jedzenia. A wszystko w imię lajków w internecie. W grudniu 2023 roku Ruby Franke i jej biznesowa partnerka Jodi Hildebrandt zostały skazane na 30 lat więzienia. A to i tak był wyrok już po ugodzie z sądem i przyznaniu się do kilku zarzutów.
Do Polski też przyjdą przepisy przywracające dzieciom podmiotowość także w internecie. Stanie się to zapewne prędzej niż w ciągu 10 lat. I co wtedy, drogi rodzicu, powiesz swojemu dziecku? Że pozbawiłaś, pozbawiłeś je prywatności, godności, dzieciństwa, bo prawo tego nie zabraniało?