Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Wiadomości > Sąsiedzi nie widzieli jej od jesieni, gdy mundurowi weszli do domu, zamarli. Tragedia w polskiej wsi
Piotr Szczurowski
Piotr Szczurowski 17.03.2025 21:20

Sąsiedzi nie widzieli jej od jesieni, gdy mundurowi weszli do domu, zamarli. Tragedia w polskiej wsi

Tragedia w Bogatyczach
Tragedia w Bogatyczach (Fot. Google Maps)

Wiejska cisza, puste podwórko i dom, który wydawał się opuszczony. Nikt nie spodziewał się, że za jego drzwiami znajduje się makabryczna tajemnica. Mieszkańcy jednej z polskich miejscowości od dawna mieli przeczucie, że stało się coś złego. Policja i straż pożarna, które pojawiły się pod domem 17 marca, tylko potwierdziły najgorsze obawy.

Tragiczne odkrycie w Bogaczowie

Jak potwierdziła "Faktowi" podinsp. Małgorzata Stanisławska z Komendy Miejskiej Policji w Zielonej Górze, w budynku znaleziono zwłoki w stanie znacznego rozkładu.

Będą konieczne szczegółowe badania, aby ustalić tożsamość ofiary. Na tym etapie możemy się jedynie domyślać, kim jest zmarła osoba - przekazała policja.

Z informacji zdobytych przez "Gazetę Lubuską" wynika, że ofiarą mogła być około 30-letnia kobieta, która mieszkała w domu samotnie po śmierci dziadków i ojca. Sąsiedzi ostatni raz widzieli ją jesienią.

Była bardzo wycofana, trochę nieporadna życiowo. Ludzie mówili, że studiowała we Wrocławiu, że mieszkała w Hiszpanii, ale potem została tu sama. Nie była przystosowana do życia w społeczeństwie - opowiadała w rozmowie z gazetą jedna z mieszkanek.

To wstrząsające, że nikt wcześniej nie zareagował - dodał inny sąsiad.

Ciało kobiety znaleziono w kuchni, przy stole. Co dokładnie się wydarzyło? To ustalają teraz śledczy.

Kim jest syn zmarłej Barbary Skrzypek? Jest bardzo dobrze znany w PiS, mało kto o tym wie

Sąsiedzi już dawno zgłaszali niepokojące sygnały

Mieszkańcy twierdzą, że już od dawna sygnalizowali, że coś jest nie tak.

Zgłaszaliśmy, gdzie mogliśmy, że coś się musiało stać, bo nikt jej nie widział od października - mówiła czytelniczka, która zawiadomiła "Gazetę Lubuską" o sprawie.

Jak przyznają sąsiedzi, na miejsce przyjeżdżali pracownicy opieki i policjanci. Jednak do poniedziałku, 17 marca, nikt nie wszedł do środka. Kobieta nie odbierała telefonów, nie otwierała drzwi, a wszelkie sygnały świadczące o jej obecności w domu zniknęły.

Osoby, które znały Natalię, mówią, że kobieta miała trudne życie. Po śmierci ojca została zupełnie sama.

Jeszcze ok. 10 października otworzyła drzwi pracownikowi Enei. Potem już nikt jej nie widział - wspominała jedna z sąsiadek, która była również świadkiem tego, jak kilka miesięcy temu odebrano kobiecie psa, który był zagłodzony.

Mieszkańcy wielokrotnie oferowali jej pomoc.

Nawet kilka razy proponowałam, że jeśli będzie potrzebowała jechać do Zielonej Góry czy Nowogrodu na zakupy, czy do lekarza, to ja ją podwiozę, żeby dała znać. Nie skorzystała - przyznała jedna z mieszkanek.

Miała numer telefonu do mnie i do MOPS-u. Mówiliśmy, że jeśli będzie czegoś potrzebowała, to żeby zawsze dzwoniła. Ale ona definitywnie odcięła się od wszystkich i nie życzyła sobie przestępowania jej progu, bo nie - wyjaśniła sołtyska wsi.

Czy można było temu zapobiec?

Mieszkańcy zadają sobie pytanie, dlaczego służby nie zareagowały wcześniej.

Policja była już dawno powiadomiona. Poszukiwali jej. Mieszkańcy zawiadamiali też mnie. Powiadomiłam MOPS. MOPS powiadomił policję. Przyjeżdżały panie z opieki z policją, pukały, stukały, ale nikt nie miał prawa wyważać drzwi. Wszystko, co robimy w życiu, musimy robić zgodnie z prawem - podkreśliła sołtys Barbara Gurgacz.

Życia jej nie wróci nikt. Odeszła w kwiecie wieku, kiedy mogła naprawdę żyć. To jest strasznie przykre - podsumowowała jedna z sąsiadek.

Teraz śledczy będą ustalać szczegółowe okoliczności tragedii. Mieszkańcy pytają jednak: kiedy jest ten moment, kiedy służby mogą wejść do czyjegoś domu? Czy można było temu zapobiec?