Przez lata nie segregowali śmieci, otrzymali pismo. Teraz muszą zapłacić prawie 90 tys. złotych
Polacy lubią obchodzić wszelkie przepisy i nakazy, ale historia z warszawskiego Ursynowa udowadnia, że nie zawsze się to opłaca. Mieszkańcy kilku bloków na terenie tej stołecznej dzielnicy mocno zbuntowali się przeciwko obowiązkowej segregacji śmieci, za co teraz, według “Gazety Wyborczej”, będą musieli zapłacić karę. Mowa tu jednak nie o kilkuset albo nawet kilku tysiącach złotych, ale niebagatelnej kwocie aż 87 tys. zł. Czy to wystarczy, by zdyscyplinować niepokornych warszawiaków?
Horrendalny rachunek za niesegregowanie śmieci
Żyjącą od lat w duchu “eko” Szwecją może i nie jesteśmy, ale nie przeszkadza to w tym, byśmy i my w końcu zaczęli dbać o otaczające nas środowisko. Z pewnością dobrym krokiem ku temu jest obowiązkowa segregacja śmieci, do której mieszańcy polskich miast zobowiązani są od 2020 roku.
Oczywiście, nad wszystkim czuwać mają przede wszystkim spółdzielnie mieszkaniowe, w których gestii jest to, by lokatorzy będących w jej zarządzaniu bloków nie musieli płacić kar, a te są wyjątkowo surowe. Zazwyczaj za brak odpowiedniego posortowania odpadów wynoszą one dwa lub nawet cztery razy więcej niż standardowy wywóz śmieci.
Tu z kolei pojawia się wielki problem towarzyszący życiu w zbiorowości, a mianowicie ponoszenie odpowiedzialności za innych. Wystarczy bowiem, że do prawidłowego kubła odpadów nie wrzuca jedna osoba, a sankcja nakładana jest na wszystkich.
Z tego też powodu niebotyczny rachunek miasto Warszawa wystawiło spółdzielni ze stołecznego Ursynowa “Imielin”. Tam, jak się okazało, problem z dostosowaniem się do panujących reguł mieli ponoć mieszkańcy bloków przy ul. Miklaszewskiego, Warchałowskiego, Wasilkowskiego oraz Hirszfelda.
Już wkrótce listonosze zapukają do drzwi milionów Polaków, niosą złe wieści. Wręczą ważne pismoSpółdzielnia z Ursynowa ma gigantyczny problem
O sprawie poinformowała “Gazeta Wyborcza”, w której wyczytać możemy, iż ursynowscy urzędnicy zdecydowali, że za odbiór śmieci ze wskazanych budynków należy się tzw. karna opłata.
Jeden z bloków zapłacić musi np. 6,6 tys. zł, podczas gdy inny aż 14 tys. zł. Rekordzista będzie musiał natomiast wyłożyć prawie 20 tys. złotych, a łącznie sankcje opiewają na niemalże 87 tys. złotych!
Płatnikiem w tym przypadku jest spółdzielnia, która pobiera pieniądze od lokatorów, jej pracownicy wydają się być jednak łaskawi dla buntowniczych mieszkańców.
- Po przeanalizowaniu kondycji finansowej nieruchomości nie podwyższyliśmy opłat dla naszych mieszkańców, to ostatnia rzecz, jaką chcemy w tak trudnych czasach robić. Prawidłowa segregacja śmieci to bolączka nie tylko naszej spółdzielni - powiedział prezes zarządu SMB "Imielin" Rafał Januszkiewicz, którego cytuje "Gazeta Wyborcza".
Segregacja nie taka straszna
Wobec powyższego, spółdzielni pozostało już tylko zaapelować do swoich mieszkańców o większą dyscyplinę. Segregacja odpadów, wbrew pozorom, wcale nie jest skomplikowana i opiera się w Polsce na systemie JSSO.
Oznacza to, że odpady komunalne podlegają podziałowi na pięć kategorii - papier, szkło, plastik, bio oraz zmieszane, przy czym każda z frakcji ma przypisany uniwersalny kolor pojemnika.
Z kolei takie pozostałości, jak m.in. baterie, popiół czy przeterminowane leki powinno się odnosić do Punktów Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych.
Źródło: Gazeta Wyborcza, o2.pl