Nikt nie chciał przyjechać do zmarłej. Rodzina musiała długo przebywać ze zwłokami w mieszkaniu
Rodzina musiała siedzieć ze zwłokami kobiety w domu. Mimo wielu telefonów nikt nie chciał przyjechać do zmarłej. Sąsiadka wszystko opisała. Perypetie związane z doproszeniem się o stwierdzeni zgonu oburzają. Trudno uwierzyć, że ten głuchy telefon zdarzył się naprawdę.
Oburzające, kobieta zmarłą w domu i żaden lekarz nie chciał do niej przyjechać
Pogrzeb i śmierć bliskiej to wyjątkowo trudne przeżycie. Staje się jeszcze trudniejsze, gdy dochodzi do nieprzewidywanych problemów z pochówkiem oraz samym zgonem. Oburzające sceny w tym temacie miały miejsce w Lublinie. Całą sprawę zrelacjonował lokalny Kurier Lubelski.
Kobieta dzielnicy Głusk w Lublinie opisała trudności ze skorzystaniem z podstawowej pomocy, jaką jest stwierdzenie zgonu . Do drzwi lublinianki zapukał sąsiad. Poprosił on, by poinformować służby o śmierci . Kobieta wzięła telefon do ręki i nie spodziewała się tego, jak wiele problemów ją czeka.
W domu leżał trup, ale nikt nie chciał pomóc sąsiadce i bliskim
Kobieta w pierwszym odruchu zadzwoniła na pogotowie . Tam od dyspozytora usłyszała, iż lekarz nie przyjeżdża stwierdzać zgonu do domu . - Podał numer telefonu do sanitariusza. Sanitariusz za to polecił, żeby poczekać do 8 rano i zadzwonić do najbliższej przychodni lekarza rodzinnego, który przyjedzie i stwierdzi zgon - zrelacjonowała w mediach społecznościowych sąsiadka zmarłej.
ZOBACZ : Strażacy zostali wezwani do pożaru. Zamiast ognia znaleźli zwłoki małżeństwa
Mijał czas, a ciało zmarłej nadal znajdowało się w mieszkaniu bez właściwych warunków, co przyspieszało proces rozkładu , który rozpoczął się po ustaniu funkcji życiowych. Kobieta zgodnie z radą sanitariusza poczekała do godziny 8 i zadzwoniła do przychodni. Tam po raz kolejny napotkała problemy.
- Pani z rejestracji powiedziała, że zmarły nie jest do nich zapisany, dlatego lekarz rodzinny nie przyjedzie i mam zadzwonić na pogotowie - przekazała sąsiadka zmarłej. Ciągłe odmowy i przekierowywania wprowadziły zdezorientowanie. Kobieta zgodnie z poleceniem ponownie wykonała telefon do szpitala . Tam usłyszała konkretny komunikat: “ lekarz rodzinny ma obowiązek przyjechać i stwierdzić zgon niezależnie czy zmarły jest zapisany do przychodni, czy nie”. To nie koniec oburzającej historii.
Głuchy telefon trwał w najlepsze, nikt nie chciał przyjechać, by stwierdzić zgonu kobiety
Nie chcąc ponownie słyszeć odmowy, sąsiadka zmarłej poprosiła, by pracownik szpitala , który z nim rozmawia pozostał na linii i sam skonfrontował się z pobliską przychodnią. - Pani z rejestracji (...) poinformowała, że lekarz rodzinny nie przyjedzie, bo nie chce brać odpowiedzialności , jakby coś się stało. Pan z pogotowia na głośnomówiącym zripostował, że lekarz ma obowiązek przyjazdu, bo nie ma rejonizacji - relacjonuje dalej bulwersujące zdarzenie mieszkanka Lublina.
ZOBACZ : Duże zmiany w pogrzebach w Polsce. Biskupi właśnie zadecydowali
Na koniec recepcjonistka przychodni zapewniła, że nikt nie przyjedzie do domu, gdzie leży zmarła i nie stwierdzi zgonu, po czym rzuciła słuchawką. Miało to miejsce po prośbie o imię i nazwisko właściciela placówki. Ostatecznie pogotowie poradziło sąsiadce zmarłej, by zadzwoniła na policję . Niestety pomoc nie nadeszła.
Na policji ponownie usłyszała, że nikt nie zajmuje się tutaj takimi sprawami. Tym razem odesłano ją do prokuratury . W prokuraturze zasugerowano, aby zadzwonić… na komisariat . - Zadzwoniłam, a oni stwierdzili, że to nie ich obowiązek , ale przyjadą - dodała na koniec kobieta. Ostatecznie akt zgonu został wystawiony, ale rodzina przez trzy godziny musiała przebywać ze zwłokami w mieszkaniu.
Źródło: Kurier Lubelski