Nie żyje polska dziennikarka. Odeszła nagle w wieku 58 lat
Nie żyje jedna z najbardziej wyrazistych postaci polskiego dziennikarstwa. Jej głos towarzyszył czytelnikom przez dekady – bezkompromisowy, odważny, pełen pasji. Zmarła w środę, 16 lipca 2025 roku. Miała 58 lat.
Nagle odeszła ceniona polska dziennikarka
Choć jej choroba rozwijała się szybko, nikt nie spodziewał się, że odejdzie tak nagle. Wiadomość o jej śmierci ogłoszono 17 lipca, dzień po tragedii. Redakcja Gazety Wyborczej już zdążyła pożegnać swoją koleżankę z pracy, kwitując poświęcony jej artykuł słowami “będzie nam Ciebie brakowało”.
Najbardziej osobiste słowa popłynęły jednak od jej syna, Marcina, który pożegnał ją za pośrednictwem mediów społecznościowych. W emocjonalnym wpisie wspomniał, że cztery lata wcześniej stracił ojca, a teraz przyszło mu pożegnać matkę – kobietę, którą określił jako „jednego z najwspanialszych rodziców, jakiego można było mieć”.
Ja sobie dam radę. Nie wiem jak, ale jakoś będę musiał – napisał. - Czytajcie, śmiejcie się, cieszcie się znowu sobą. Wkurzajcie na siebie. Kochajcie - dodał zrozpaczony syn.
Rodzina zmarłej poprosiła o uszanowanie żałoby i o nieprzesyłanie kondolencji.
Zmarła dziennikarka pozostawiła po sobie ślad
Była dziennikarką nie do podrobienia. Wnikliwa, uważna, stanowcza. Pisała z pasją i odwagą, ale nigdy z wyższością. Jej specjalnością była literatura – zwłaszcza ta kryminalna, pełna niedopowiedzeń i napięcia. W jej oczach kryminał był czymś więcej niż gatunkiem – był lustrem społecznym, szukaniem prawdy pod warstwą fikcji.
Przez dwadzieścia lat – z przerwami – związana była z „Gazetą Wyborczą”. Pracowała także w RMF FM oraz w ogólnopolskim dzienniku, gdzie szlifowała styl i wyczucie języka. Jej teksty publikowano na pierwszych stronach działów kulturalnych, a nazwisko stawało się gwarancją rzetelności. Publikowała na łamach “Newsweeka” i “Wprost”.
Zyskała pseudonim „Szeryf” – początkowo z dystansem, później z dumą. Była bezkompromisowa, nie uznawała układów ani marketingowych sztuczek. Jej recenzje mogły zbudować reputację debiutanta – albo bezlitośnie obnażyć słabość słowa. Jednak zawsze była uczciwa. Nawet jeśli bolało.
Z ogromnym szacunkiem wspominają ją młodsi dziennikarze. Dla wielu była mentorką, która bez oczekiwań dzieliła się swoim doświadczeniem. Dla innych – przyjaciółką, która słuchała z uważnością rzadką w tym zawodzie.
ZOBACZ: Nie żyje 8-latek, jego ojciec jest ranny. Tragedia w polskiej miejscowości
Nie żyje Marta Bratkowska
Nie żyje Marta Bratkowska. Zmarła w wieku 58 lat. Miała niezwykły talent do wyławiania z tłumu obiecujących autorów, którzy z czasem stawali się głosami pokolenia. Widziała to, czego inni jeszcze nie dostrzegali. W świecie literatury, który często gonił za modą i zyskiem, ona szukała prawdy – cichej, ukrytej, nieoczywistej.
Była stałą bywalczynią festiwali literackich, premier i dyskusji. Potrafiła zadawać pytania, które zostawały z autorami na długo po spotkaniach. Nie szukała rozgłosu, a jednak jej obecność była zawsze wyczuwalna.
Jej odejście to nie tylko strata dla dziennikarstwa kulturalnego. To cichy koniec pewnej epoki – epoki, w której słowo miało wagę, a recenzja mogła być wyzwaniem, a nie reklamą. Zostawiła po sobie setki tekstów – precyzyjnych, uczciwych, pięknie napisanych. Ale to, co naprawdę pozostanie, to pamięć o niej – jako kobiecie, która kochała literaturę, ludzi i świat, choć ten świat potrafił być brutalny.
Wbijała mi do głowy, że nieważne, z kim przeprowadza się wywiad, ważne o czym. Była wspaniałą redaktorką, co wiedział każdy, kto z nią pracował - napisała redakcyjna koleżanka Marty Bratkowskiej z Gazety Wyborczej, Marta Górna.