Wiadomosci.Goniec.pl > Polska > Nauczycielka szczerze o pracy w polskiej szkole. "W tym miesiącu zarobiłam..."
Kacper Kulpicki
Kacper Kulpicki 28.07.2023 17:02

Nauczycielka szczerze o pracy w polskiej szkole. "W tym miesiącu zarobiłam..."

Szkoła podstawowa
Piotr Molecki/East News / /EAST NEWS

Praca nauczyciela kiedyś kojarzyła się z prestiżem, misją i szacunkiem, jednak ranga tego zawodu z upływem lat wciąż maleje. W polskim społeczeństwie na ich temat powstaje coraz więcej kontrowersyjnych "legend", nie tylko tych dotyczących zarobków. Postanowiliśmy zatem sprawdzić, jak jest naprawdę, a w szczerej rozmowie, bez zbędnych subtelności, opowiedziała nam o tym nauczycielka z siedmioletnim stażem w szkole. Niektóre przytoczone przez nią opowieści, zwłaszcza te dotyczące relacji z rodzicami, aż mrożą krew w żyłach. 

Nauczycielka ujawniła prawdę o pracy w szkole

Jest Pani nauczycielką języka polskiego w jednej ze szkół podstawowych nieopodal Kielc. Czy rzeczywiście pracuje Pani tylko 18 godzin tygodniowo (40 godzin to standard na umowie o pracę)?

W pracy nauczyciela nie da się ograniczyć wyłącznie do 18 godzin spędzonych przy tablicy z uczniami. Często zostajemy po lekcjach, żeby spotykać się indywidualnie z rodzicami, opracowywać różnorakie akcji, wycieczki, imprezy, przygotowywać gazetki, dekoracje, konkursy, olimpiady i egzaminy. Wielokrotnie uczestniczymy w uroczystościach lokalnych i patriotycznych poza szkołą w dni wolne od nauki.

Oprócz tego do naszych obowiązków należy wypełnianie wniosków do poradni psychologiczno-pedagogicznych i tworzenie indywidualnych programów nauczania dla uczniów zdolnych i tych z trudnościami. Między tymi zajęciami pełnimy niemal codziennie dyżury na przerwach. Bywa, że na poszczególne lekcje przechodzimy z jednej sali do drugiej, a więc tempo i intensywność pracy zaliczyłabym do najwyższych. 

Spotykamy się w zespołach wychowawczych i przedmiotowych, czekamy na konferencje i wywiadówki, które są przeważnie między 17 a 20. Dodatkowo nauczyciele w ramach 40-godzinnego tygodnia pracy zostają po lekcjach do opieki na dyskotekach lub uczestniczą w szkoleniach do późnych godzin wieczornych. Czasu pomiędzy tymi wydarzeniami, podobnie jak tego poświęconego na konsultacje z rodzicami i często wielogodzinne rozmowy przez telefon, nikt nie liczy. O wyjątkowo rozbudowanej i niepotrzebnej "papierologii" nie chcę nawet wspominać. 

Takich specjalnych dni, w których jest wywiadówka lub dyskoteka, jest zapewne jedynie kilkanaście w ciągu roku szkolnego. Jak zatem wygląda Pani typowy dzień pracy, czy zaczyna się punktualnie o 8:00, a kończy po czterech godzinach lekcyjnych, np. o 11:30? 

Jak już wspomniałam, dzień zaczynamy od dyżuru co najmniej pół godziny przed pierwszą lekcją. Obowiązki regularnie przenosimy do domu. Musimy się wcześniej przygotowywać, bo wbrew ogólnemu przekonaniu nie sposób jest wszystko codziennie mówić z pamięci i "klepać regułki". Lekcje dzisiaj mają być atrakcyjne, a dzieci nie mogą się na nich nudzić. 

Poprawiamy sprawdziany, kartkówki, wypracowania, dyktanda, testy, sprawdziany ósmoklasistów i zeszyty. Jeśli chodzi o język polski, to sprawdzenie jednego sprawdzianu zajmuje średnio 20 minut, wypracowania o wiele dłużej. Matematyk jedną pracę poprawia od 15 do 20 minut. 

W naszej szkole jeden nauczyciel ma około 100 uczniów. Łatwo to zatem policzyć, że nie da się zrobić tego w trakcie pobytu w szkole. Znam nauczycieli, którzy po podliczeniu całej swojej tygodniowej pracy wyliczyli 60 godzin. Oczywiście wygląda to inaczej  u polonistów, historyków i matematyków, a inaczej np. u muzyków, plastyków i nauczycieli WF-u. Ich specyfika pracy się różni, jednak finalnie i tak każdy dostaje takie samo wynagrodzenie, bez względu na przedmiot. 

Więźniarki były bezwzględne dla matki skatowanego Fabianka

Zarobki nauczycieli w szkole w 2023 r. "W tym miesiącu zarobiłam..."

Zarobki nauczycieli to temat, który budzi skrajne emocje. Jedni twierdzą, że są za duże, inni zaś popierają systematyczne strajki i walkę o godne wynagrodzenie. Problem polega jednak na tym, że przez różne informacje podawane w mediach mało kto wie, ile tak naprawdę zarabia nauczyciel, a przecież jest to jedna z najbardziej wykształconych grup w Polsce. Czy rzeczywiście to kwoty porównywalne do tych, jakie zarabiają zdecydowanie mniej wyedukowani pracownicy?

W tym miesiącu zarobiłam 3609 złotych i 56 groszy na rękę, ale to nie wszystko. Jako wychowawca otrzymuję do tego dodatek wychowawczy w wysokości 300 złotych brutto, dodatek wiejski oraz za tzw. wysługę lat. W moim przypadku łącznie daje to około 450 złotych brutto, a więc co miesiąc moje zarobki oscylują w okolicach 4000 złotych netto. Nikt z nas nie liczy mnóstwa ryz papieru, tonerów do drukarki, materiałów plastycznych – są niezbędne w codziennej pracy, ale w szkole ich nie otrzymujemy. Wykonujemy to wszystko w domu, bo jedno ksero i jedna dyżurna drukarka to za mało dla dużej grupy nauczycieli. 

Czy ta pensja mogłaby być wyższa, biorąc pod uwagę awans zawodowy nauczycieli? Wszak wiadomo, że nauczyciel początkujący zarabia mniej niż doświadczony i dyplomowany pedagog. 

Awans zawodowy nie przynosi wielkich korzyści finansowych. Różnica między nauczycielem początkującym a mianowanym wynosi około – uwaga - 200 złotych brutto na tzw. pasku, a żeby ten awans otrzymać, trzeba się znacząco wyróżnić w pracy, a później zdać jeszcze egzamin u powołanych przez organ prowadzący specjalistów. Niekoniecznie takich, którzy pracują w szkole…  Awans zawodowy w obecnej formie to sztuczny twór, który tak naprawdę nic nie wnosi w życie szkoły, ponieważ, jeśli nauczyciel chce zrobić konkurs czy akcję charytatywną, to po prostu to robi, bez względu na posiadany stopień awansu. 

Strajk nauczycieli. Fot. ARKADIUSZ ZIOLEK/East News
ARKADIUSZ ZIOLEK/East News

Wspomniała Pani o konkursach dla uczniów. Czy za osiągane przez nich wysokie wyniki, wygrane olimpiady lub konkursy dostaje się jakieś dodatkowe wynagrodzenie, czy stanowi to dla Pani jedynie dodatkową presję?

Za żadne osiągnięcia uczniów nie otrzymujemy profitów. Mało tego, chcąc uhonorować laureatów i uczestników szkolnych konkursów, bardzo często z własnej kieszeni funduję im drobne gratyfikacje. Raz w roku organ prowadzący przyznaje niektórym nauczycielom, wyróżniającym się w pracy, nagrody pieniężne, które są miłym, ale wysoko opodatkowanym dodatkiem. Raz na kilka lat otrzymujemy mniej więcej 800 złotych brutto. 

Presję w tym zawodzie czuć, ale wyłącznie wtedy, gdy uczy się przedmiotów egzaminacyjnych. Rozliczanie na radach pedagogicznych, porównywanie nauczycieli, komentowanie wyników na sesjach przez radnych. Nikt tego nie lubi, niezależnie od uzyskanych procentów. 

Nauczycielka wprost o trudnych relacjach z rodzicami

Jak układają się Pani relacje z rodzicami? Czuć od nich wsparcie związane z podobnymi dążeniami i oczekiwaniami wobec dzieci, czy raczej pojawiają się rozbieżności i zdarza się, że dochodzi do konfliktów i kłopotliwych sytuacji?

Dzisiaj współpraca z rodzicami nie należy do najłatwiejszych. Zarówno nam nauczycielom, jak i im — rodzicom zawsze chodzi o dobro dziecka. Przeważnie relacje te są dobre, jednak zdarza się tak, że każdy ruch nauczyciela jest skomentowany na Librusie [internetowy dziennik – przyp. red]. Musimy się na bieżąco tłumaczyć z wpisywanych uwag, ocen niedostatecznych lub takich, które są nie do przyjęcia przez rodziców — nawet wtedy, gdy dziecko doskonale rozumie, skąd ją ma. Problematyczne bywają także w ich mniemaniu źle skonstruowane pytania na sprawdzianach. Nie da się tego nazwać inaczej jak podważaniem kompetencji. Stałym podważaniem, bo takie sytuacje są nagminne. 

Miałam nawet taką sytuację, że dziecko, któremu należało dostosować sprawdzian, taki otrzymało, a po ocenie trafił on do wglądu rodziców. Wówczas okazało się, że niezadowolona z wyników swojej pociechy matka zabrała arkusz do poradni psychologiczno-pedagogicznej, żeby spytać, czy był poprawnie ułożony. Oczywiście doprowadziło to do niezbyt przyjemnej wymiany zdań. 

Warto w tym miejscu wspomnieć także o tym, że dzisiejsi rodzice wręcz atakują nas na wszelkiego rodzaju komunikatorach. Wiadomości na Messengerze z prośbą o ocenę celującą dla córki albo pytania o poprawę sprawdzianu dziecka dla niektórych są już normą. O telefonach w godzinach wieczornych, a nawet nocnych (np. o 22) już nie wspomnę. Rodzice dzwonią cały czas, nieważne czy to poniedziałek, sobota czy niedziela. Godziny spędzone na tych rozmowach oczywiście oficjalnie nie wliczają się do naszego czasu pracy.

Przerwa w szkole. Fot. Kapif.jpg
Fot. East News

Rodzice są coraz bardziej decyzyjni i mają duży wpływ nie tylko na zajęcia dodatkowe, ale także na program nauczania. Czy uważa Pani, że to słuszny kierunek?

Myślę, że każdy rodzic powinien mieć wpływ na rozwój swojego dziecka, jednak nie powinien z tak dużą śmiałością ingerować w pracę nauczyciela. System szkolny jest jednak taki, a nie inny i choć czasem zdarzają się dobre pomysły, to nie możemy wprowadzić ich w życie. Sztywny system mocno nas ogranicza. 

Jak uczniowie zachowują się wobec Pani z szacunkiem? W czasie siedmiu lat spędzonych w szkole na pracy z dziećmi zdarzyły się Pani jakieś przykre sytuacje lub wyjątkowo miłe momenty?

Na szczęście w moim przypadku przykre sytuacje rzadko miały miejsce. Staram się rozumieć uczniów i ich potrzeby, a oni odwdzięczają się tym samym. Wiedzą, że współpraca to najkorzystniejszy układ w szkole, bo nie tracimy czasu na słowne przepychanki, tylko po prostu robimy swoje. Czuję się częścią tej grupy, a nie jej dowódcą. Normą jest, że podejście ucznia do nauczyciela często wiąże się z podejściem jego rodzica do nauczyciela. To zawsze widać jak na dłoni.

Nauczyciele mają dwa miesiące wakacji

Wakacje w lipcu i sierpniu to marzenie wielu pracowników. Niestety, nie wszyscy mają możliwość wykorzystania urlopu podczas najcieplejszych miesięcy w roku. Nauczyciele od zawsze takim prawem dysponują, co przez krytyków jest uznawane za sporą niesprawiedliwość. Co mówi się o tym w gronie nauczycieli?

Prawda jest taka, że w czasie wakacji mamy urlop, który trwa 35 dni. Od połowy sierpnia musimy być do dyspozycji dyrektora, organizowane są konferencje i przygotowania do kolejnego roku szkolnego. Oczywiście, przeważają zalety, jednak w odróżnieniu od pracowników innych branż nie możemy wybierać dni wolnych wtedy, kiedy chcemy, np. w styczniu lub październiku. Jedynym ratunkiem pozostaje opcja urlopu bezpłatnego. 

Czy nauczyciel ma obowiązek odpowiadać na prośby uczniów i organizować wycieczki? Można traktować je jako dodatkowy darmowy urlop, czy raczej "słodką harówkę"?

Wycieczki szkolne to chyba najbardziej kontrowersyjny temat w środowisku nauczycielskim. Na naszych zamkniętych grupach w mediach społecznościowych każde pytanie związane z organizacją wyjazdu dla uczniów skomentowane jest w podobny sposób: "Po co Ci to? Nikt Ci za to nie płaci. Nie bierz na siebie tej odpowiedzialności". I w zasadzie to prawda.

Organizacja wycieczek to dzisiaj wyłącznie uprzejmość ze strony nauczyciela. Jednodniowe wypady do kina czy teatru nie zadowalają już uczniów, a kilkudniowe wyjazdy wiążą się z 24-godzinną odpowiedzialnością za ok. 45 osób — bo im więcej uczestników tym taniej. 

Poza tym na takiej wycieczce nie ma mowy o odpoczynku i śnie w nocy, bo trzeba dyżurować na zmianę na korytarzach i w pokojach. Nie ma również mowy o przerwie między pracą a pracą, która zgodnie z prawem powinna wynosić 11 godzin. Kilka dni z dziećmi to również znacznie większa liczba przepracowanych godzin, za które – podkreślę to raz jeszcze - nikt mi jeszcze nigdy nie zapłacił.

Wycieczka szkolna. Fot. Kapif.jpg
Fot. Kapif

Nauczyciel z definicji ma przekazywać wiedzę, jednak Pani słowa wyraźnie wskazują na to, że ta praca wiąże się z wieloma innymi obowiązkami. Kim zatem jest dziś nauczyciel?

Będąc nauczycielem w szkole podstawowej, wiem, że to nie tylko osoba, której celem jest przekazywanie wiedzy uczniom. Nauczyciel to opiekun, który stale rozwiązuje problemy uczniów, to w pewnym sensie psycholog, który rozmawia z rodzicami o ich prywatnych problemach odbijających się późnej na dziecku w szkole. Nauczyciel to reżyser, który organizuje szkolne akademie, ale też pilot turystyczny i jednocześnie opiekun mający zaoferować wspaniałe wycieczki, mediator i motywator.

Nauczyciel to też swojego rodzaju pedagog specjalny, który musi umieć pracować z uczniami borykającymi się z problemami wychowawczymi i dydaktycznymi oraz poradzić sobie w skrajnych sytuacjach, a te stale mają miejsce. Kilka dni temu jeden z kolegów z pracy został okaleczony przez swoją, wymagającą dodatkowej troski, uczennicę. Nauczyciel to osoba wielozadaniowa, która musi być swoim osobistym managerem. Na studiach nikt nas do tego nie przygotował, więc nie mam wątpliwości – praca nauczyciela to wielkie wyzwanie…