Łukaszenka otwarcie wspomniał o wojnie. Wymienił Polski rząd i Karola Nawrockiego
Aleksandr Łukaszenka ponownie zabrał głos w sprawach bezpieczeństwa i relacji międzynarodowych. Jego słowa, pełne mocnych deklaracji i krytyki wobec sąsiadów, budzą emocje i skłaniają do refleksji nad rolą Białorusi w coraz bardziej napiętej sytuacji w Europie.
„Będziemy walczyć tylko w jednym przypadku”
Podczas spotkania z lojalnymi wobec niego propagandystami Łukaszenka próbował zbudować obraz Białorusi jako państwa spokojnego, które nie dąży do eskalacji konfliktów.
Będziemy walczyć tylko w jednym przypadku, jeśli ktoś nas zaatakuje. Wtedy będziemy walczyć wszystkimi możliwymi i niemożliwymi metodami - zapewniał.
W jego narracji to Zachód ma prowokować, a Mińsk rzekomo odpowiada jedynie w sytuacjach zagrożenia. Takie stwierdzenia mają służyć przede wszystkim uspokajaniu wewnętrznej opinii publicznej i jednocześnie kierować przekaz na zewnątrz: Białoruś nie jest agresorem, lecz państwem, które „broni się przed naciskiem zewnętrznym”.
Łukaszenka próbował również zdyskredytować informacje o potencjalnym zaangażowaniu jego armii w działania wojenne, twierdząc, że nigdy nie stawiał przed wojskiem podobnych celów.
Po co nam to? Nigdy nie stawialiśmy sobie takich celów. Na razie Ukraina nie zamierza z nami walczyć - tłumaczył, starając się umniejszyć spekulacjom dotyczącym możliwej eskalacji.
Atak na Polskę i sąsiadów
W wystąpieniu nie zabrakło także ostrych słów pod adresem Polski. Łukaszenka stwierdził, że Warszawa podejmuje, jak to określił – „kilka głupich działań”. Wymienił przy tym kroki, które w jego ocenie mają świadczyć o wrogości: obecność wojsk na granicy, budowę systemu obronnego Tarcza Wschód czy manewry „Żelazny Obrońca”.
Jednocześnie próbował przekonywać, że to nie Polacy jako naród, a jedynie rząd podejmuje takie decyzje.
Ale nie sądzę, żeby Polacy pozwolili temu rządowi, temu prezydentowi, zaatakować Białoruś. Polacy nigdy na to nie pozwolą. To samo dotyczy republik bałtyckich - mówił.
Tego typu wypowiedzi mają charakter propagandowy: z jednej strony uderzają w władze państw sąsiednich, a z drugiej sugerują, że same społeczeństwa tych krajów nie zgadzają się na politykę swoich rządów.
To sposób, w jaki Łukaszenka od lat próbuje siać podziały i wprowadzać wątpliwości w relacjach pomiędzy obywatelami a ich przywódcami.
ZOBACZ TAKŻE: Pilny alert. Zaginęła 17-letnia Oliwia i jej 5-miesięczny synek Borys
Współpraca z Moskwą i cień wojny
Szczególną uwagę zwróciły słowa Łukaszenki dotyczące relacji z Rosją. Miński przywódca wielokrotnie podkreślał, że współpraca wojskowa z Moskwą jest bliska i rozwija się na wielu płaszczyznach. Równocześnie próbował zarysować obraz Białorusi jako kraju, który nie bierze udziału w agresji, lecz jedynie pozostaje sojusznikiem.
W praktyce jednak słowa te stoją w sprzeczności z faktami. To właśnie z terytorium Białorusi w lutym 2022 roku ruszyła część rosyjskich wojsk, które zaatakowały Ukrainę i próbowały zdobyć Kijów. Z tamtejszych lotnisk startowały rosyjskie samoloty bojowe, a z wyrzutni umieszczonych na białoruskim terytorium wystrzeliwano rakiety w kierunku ukraińskich miast.
Deklaracje Łukaszenki, że Białoruś „nie stawia sobie takich celów”, brzmią więc jak próba odcięcia się od odpowiedzialności, podczas gdy fakty pokazują, że Mińsk odgrywał i nadal odgrywa istotną rolę w rosyjskiej machinie wojennej.
Takie rozbieżności między słowami a czynami są charakterystyczne dla jego retoryki, która łączy uspokajanie własnego społeczeństwa z próbą wywierania nacisku propagandowego na Zachód.