Inflacja rośnie, a drożyzna wykańcza małe przedsiębiorstwa. Co jest największym problemem?
Na początku tygodnia GUS opublikował dane dotyczące inflacji, która w lutym osiągnęła 9,2%. Mimo uruchomienia rządowej Tarczy Antyinflacyjnej, ceny wielu produktów i energii nadal rosną, a przedsiębiorcy boją się o swoją przyszłość. O sytuacji porozmawialiśmy z Łucją Pozorek, właścicielką Manufaktury Wypieków Pozorek w Warszawie.
Ceny gazu są aktualnie najwyższe od dawna. Odpowiada za to między innymi napięcie polityczne między Rosją a Ukrainą. "Rachunki grozy" zalewają internet od początku roku, a wielu przedsiębiorców nie wie, co robić.
Ofiarą drożyzny stała się także Manufaktura Wypieków Pozorek. Rodzinnemu biznesowi grozi zamknięcie, dlatego właścicielka wyszła do klientów z dramatycznym apelem. Jak sytuacja wygląda dzisiaj?
"Rachunek za gaz wzrósł o 350 procent"
Sebastian i Łucja Pozorek prowadzą w Warszawie piekarnię rzemieślniczą. Mieszkańcy Pragi i Targówka chętnie korzystają z ich usług, a piekarnia zbiera świetne opinie. Jak mówią, biznes przekazywany jest w rodzinie od pokoleń, a Pozorkowie mają długą piekarską tradycję.
Niestety, ich ukochany biznes jest na skraju upadku. Styczniowy rachunek za gaz zszokował właścicieli piekarni. Zdecydowali się oni wystosować apel na Facebooku, którym zwrócili uwagę na swoje kłopoty.
- Słuchajcie, jest źle. Nawet bardzo źle. Jaka sytuacja jest na rynku, zapewne wszyscy wiecie. W Wigilię otrzymaliśmy kolejną podwyżkę cen gazu o prawie 100 procent. W styczniu o kolejne 50 procent. Czyli od czerwca, do dziś, cena gazu wzrosła o ponad 350 procent. Jesteśmy małymi praskimi rzemieślnikami i niestety nie jesteśmy w stanie tego udźwignąć. Mamy dwa wyjścia: zamknąć naszą piekarnię lub podnieść drastycznie ceny pieczywa - czytamy.
- Jest też trzecie wyjście. Wy. Jeżeli możemy was prosić o pomoc, informujcie swoją rodzinę, znajomych, koleżanki i kolegów w pracy o tym, że jest taka mała, fajna piekarnia na Pradze. Udostępniajcie nasz post, by więcej ludzi się o nas dowiedziało. Wówczas może będzie szansa na to, że tradycja rodzinna, którą zapoczątkował nasz pradziadek Roman Dobrowolski, którą skrzętnie przekazywał nam nasz dziadek Marian Pozorek, a potem nasz tata Darek Pozorek, przetrwa. Bo tu nie chodzi o biznes... Chodzi o naszą pasję, o serce które wkładamy w naszą pracę i tradycje, którą staramy się kontynuować… - napisali poruszeni właściciele.
Jednak od stycznia sytuacja uległa zmianie, a ceny wzrosły jeszcze bardziej. Łucja Pozorek opowiedziała o kosztach, z którymi mają do czynienia. Dla rodziny jest to dramatyczna sytuacja:
- W tym momencie jesteśmy skupieni na tym, żeby przetrwać sytuację, która nas przygniotła. Chodzi o podwyżki rachunków za gaz. W styczniu rachunek był kolosalny. Nie mamy jeszcze nawet rachunku za poprzedni miesiąc - mówi kobieta.
- Z reguły płaciłam dwa, trzy tysiące złotych, a w styczniu przyszło dwanaście i pół tysiąca. Nie jesteśmy wielką piekarnią, więc taka suma jest dla nas ogromna. To biznes rodzinny, prowadzimy piekarnię i żyjemy z niej, więc taka sytuacja nas rozkłada na łopatki. Jak ja zobaczyłam ten rachunek, to pomyślałam, że wypiekę chleb po raz ostatni - mówi wzruszona kobieta.
- Firma przysyła nam rachunek mniej więcej na dzień przed datą płatności. Myślę, że możemy się go spodziewać na dniach. Podejrzewam, że ten będzie jeszcze wyższy. Stawka 89 złotych za megawatogodzinę dotyczyła okresu od 24 grudnia do 31 stycznia, czyli czas, w którym nie mieliśmy wcale dużej produkcji, przez święta i przerwy - tłumaczy.
- Jeśli ta stawka obejmie cały miesiąc produkcyjny, podejrzewam, że to będzie 15-16 tysięcy, albo i więcej - dodaje.
Jedynym ratunkiem dla biznesu Pozorków, jest wzrost sprzedaży. Łucja Pozorek powiedziała, że internetowy apel pomógł, a do piekarni zaczęli przyjeżdżać ludzie z całej Warszawy i okolic. Jednak jeśli sytuacja ulegnie zmianie, rodzina sobie nie poradzi:
- Jest duży odzew warszawiaków. Przyjeżdżają, kupują pieczywo i chcą nam pomóc. Przyjeżdżają nawet ludzie z Łomży i Wołomina, także nasz apel pomógł, chociaż w ten sposób - mówi kobieta.
- Na tę chwilę, jeśli będzie taki sam odzew, jestem w stanie to udźwignąć. Ale nie jestem w stanie robić tego wiecznie, pewnego dnia nawet ogromna liczba klientów nie wystarczy. Podpisałam umowę z nowym dostawcą, który ma obniżyć nam rachunki, ale do 31 marca muszę jakoś przetrwać - dodaje.
Inflacja coraz poważniejszym problemem. "To się nie dzieje po prostu"
Mimo walki z inflacją, którą chwali się rząd, ta nadal się rozpędza. Niestety, w tym miesiącu wzrosła do 9,2%, a najprawdopodobniej urośnie jeszcze bardziej. Polaków czeka trudny okres, ponieważ zapowiadana jest także kolejna podwyżka stóp procentowych. Oznacza to, że ludzie, którzy wzięli korzystny kredyt będą musieli płacić dużo wyższe raty, a z tym mogą sobie nie poradzić.
Inflacja dotknęła wyjątkowo branżę gastronomiczną. Biznesy i lokale stanęły przed wyzwaniem, jakim jest ciągły wzrost cen produktów. Wielu właścicieli musiało podnieść ceny, ale to za mało. Przedsiębiorcy obawiają się, że przy większych podwyżkach cen swoich usług, zaczną tracić klientów. Łucja Pozorek również wypowiedziała się na ten temat:
- To jest coś, o czym możemy długo rozmawiać. To się nie dzieje po prostu. To, jak wyglądają teraz ceny produktów i półproduktów, to jest dramat. Sama mąka podrożała o 100% i z każdą dostawą cena jest coraz wyższa, o kolejne 20 groszy za kilogram - mówi kobieta.
- Proszę sobie to wyobrazić, mąka, prąd, dodatki piekarnicze, składniki, wszystko praktycznie podrożało o 100 procent. Przykładowo, jak rok temu zamawiałam mąkę i musiałam za nią zapłacić 5 tysięcy, teraz kosztuje 11. Do tego rachunek za gaz, prąd, wszystkie faktury - dodaje.
- Jeżeli u mnie chleb kosztuje około 6 złotych, to ile ten chleb powinien kosztować, żeby pokryć te podwyżki? To byłaby taka cena, że nikt by tego chleba nie kupił. Wszystkie podwyżki, to wszystko jest na barkach przedsiębiorcy i tę różnicę musimy pokrywać z własnej kieszeni, pod warunkiem, że przedsiębiorca ma takie możliwości - mówi właścicielka piekarni.
Kobieta powiedziała, że wielokrotnie zastanawiała się nad podwyższeniem cen. Niestety, jak sama mówi, takie działanie może okazać się pułapką:
- Zastanawiałam się nad podwyższeniem cen. Ale tego nie zrobiłam. Po pierwszej podwyżce rachunków w listopadzie podniosłam ceny minimalnie, ale potem już nie. Uważam, że są pewne granice. Psychologiczna granica ceny chleba to jest 5-6 złotych. Nie zapłaci pan za chleb 10-11, skoro zawsze kosztował dużo mniej - opowiada Łucja Pozorek.
- Jeśli ja bym podniosła ceny, to sama dobiłabym swoją firmę. Jedyne, co mogę zrobić, to zwiększyć sprzedaż, żeby obrotem nadrobić podwyżki i przy okazji mieć za co żyć - dodaje.
Zapytaliśmy właścicielkę Manufaktury Wypieków Pozorek o rządowe wsparcie. Kobieta powiedziała, że dotychczasowo problemów nie mieli, a sytuacja stała się dramatyczna bardzo nagle:
- Nigdy nie udało nam się skorzystać ze wsparcia rządowego. Na początku pandemii, jak były te wszystkie tarcze, to akurat my mieliśmy wzrost sprzedaży. Wówczas piekarnie rzemieślnicze przechodziły swego rodzaju renesans, ludzie zaczęli bardziej dbać o zdrowie i interesować się jakością produktów. Więc gdy wszystkie firmy się zamykały, my pracowaliśmy i szliśmy w górę - opowiada.
- To takie szczęście w nieszczęściu, ale pod tym względem COVID nam pomógł. Dzięki temu nie musieliśmy korzystać z tarczy, ale też na żadną się nie łapaliśmy - dodaje. Dzisiaj sytuacja jest odwrotna. Niestety, pomoc rządowa zdaje się zbyt mała.
- Wiem, że tarcza antyinflacyjna dotyczy nas o tyle, że będziemy mieć rachunek za gaz niższy o 25 procent. Nie wiem, co to jest 25 procent, przy podwyżce początkowej o 500 procent. Ja nie chcę tego komentować, bo bym musiała się brzydko wyrazić, żeby powiedzieć, co ja o tym myślę - podsumowuje Łucja Pozorek, właścicielka praskiej Manufaktury Wypieków Pozorek.