Zmarł, kiedy Janek miał 16 lat. Wydało się, co stało się z synem kultowego "Znachora"
Jerzy Bińczycki, choć zmarł wiele lat temu, nadal przez wielu wspominany jest za swoje wybitne role w filmach takich jak "Znachor", "Noce i dnie" czy "Pan Tadeusz". Aktor doczekał się jedynego syna i żywił nadzieję, że nie pójdzie w jego ślady. Jak potoczyły się losy Janka po śmierci taty?
Jerzy Bińczycki dwukrotnie był żonaty i doczekał się dwójki dzieci. Syn był jego oczkiem w głowie
Jerzy Bińczycki urodził się w 1937 roku w Krakowie, gdzie spędził większość swojego życia. Był dwukrotnie żonaty. Z pierwszego małżeństwa z aktorką Elżbietą Willówną miał córkę Magdalenę. Ich małżeństwo nie przetrwało próby czasu, jednak mimo to Bińczycki zawsze darzył byłą żonę szacunkiem. Po rozstaniu z Willówną aktor ponownie się ożenił, tym razem z teatrolożką Elżbietą Godorowską, z którą w 1982 roku doczekał się syna Jana - to właśnie on był oczkiem w głowie artysty.
Jerzy Bińczycki był oddanym ojcem, który spędzał dużo czasu z synem. Uwielbiali wspólne wycieczki rowerowe, wizyty w kinie i długie rozmowy. Artysta pragnął jednak, aby Jan nie podążył jego śladami i nie został aktorem.
Druzgocące wyznanie taty Julii Szeremety. "Groszem nie śmierdzę"Nie chciał, żebym poszedł jego drogą i został aktorem. Straszył mnie, żartując, że jak nie będę się uczył, to będzie musiał upchnąć mnie jakoś w teatrze jako halabardnika - wspominał Jan w wywiadzie.
Jerzy Bińczycki nie chciał, aby jedyny syn poszedł w jego ślady i zajął się aktorstwem
Choć Jerzy Bińćzycki nie chciał wciągać syna do teatru, to Jan pomagał ojcu w przygotowaniach do ról, ucząc się z nim tekstów. Nigdy nie chciał podjąć aktorskiej kariery i zdecydował się podążać za swoimi zainteresowaniami. Ukończył studia na kierunku wiedzy o kulturze na Uniwersytecie Jagiellońskim i obecnie jest... wokalistą w zespołach punkrockowych, takich jak Galizien Glamour.
Na co dzień Jan Bińczycki interesuje się tematyką gender w literaturze polskiej XX wieku oraz pracuje jako redaktor i autor w Korporacji Ha!art, instytucji promującej nowe zjawiska w kulturze. Jan z dumą wspomina swojego ojca, chętnie ogląda filmy z jego udziałem, a szczególnie często wraca do "Znachora".
Widziałem ten film, nie przesadzając, kilkadziesiąt razy w całości lub fragmentami. Zawsze staram się go obejrzeć, kiedy tylko jest okazja. Chętnie oglądam go, będąc u mamy, która też chętnie do niego wraca. Zresztą oglądam z przyjemnością wszystkie filmy z ojcem. Nie tylko te najbardziej znane, jak 'Znachor' czy 'Noce i dnie', ale też zapomniane dziś nieco perełki. Nie ukrywam, że to za każdym razem jest dla mnie bardzo wzruszające. Tym bardziej że dziś jestem mniej więcej w tym wieku, w którym był ojciec, kiedy grał w tych filmach - opowiedział Jan Bińczycki w rozmowie z Wirtualną Polską.
Jerzy Bińczycki zmarł krótko przed 16. urodzinami syna. Nie zobaczył, jak dorasta
Jednym z największych lęków Jerzego Bińczyckiego, poza parającym się aktorstwem synem, było zaszufladkowanie jako aktora jednej roli. Po sukcesie "Znachora", gdzie zagrał profesora Rafała Wilczura, Bińczycki obawiał się, że zostanie na zawsze utożsamiany tylko z tą postacią.
Bardzo bał się "efektu Janka", czyli tego, co przez lata dotykało Janusza Gajosa, kojarzonego długo z rolą Janka Kosa w "Czterech pancernych". Ojciec nie chciał być postrzegany wyłącznie z perspektywy swoich najbardziej popularnych ról - mówił Jan w jednym z wywiadów.
Magdalena Łaptaś, córka Jerzego Bińczyckiego z pierwszego małżeństwa, również z ciepłem wspomina swojego ojca. Choć ich kontakt nie był tak bliski, jak w przypadku Jana, Magda zawsze mogła liczyć na jego wsparcie. Jej zdaniem aktor był człowiekiem skromnym, spokojnym i uczciwym, co przekładało się na jego relacje z rodziną.
Jerzy Bińczycki zmarł nagle na zawał serca w 1998 roku, na krótko przed 16. urodzinami Jana. Choć od tego momentu minęło już wiele lat, Elżbieta Bińczycka, wdowa po aktorze, wciąż nie pogodziła się z jego odejściem.