Warszawa: porwał 9-latka i groził, że go skrzywdzi. Służby w akcji
Rejon skrzyżowania ulic Trakt Nadwiślański i Obrazkowa zamienił się w arenę działań policyjnych. Ogromne siły służb, odcięte ulice i desperat, który postawił na nogi niemal całe miasto. W centrum tego chaosu znajduje się jednak dramat bezbronnego dziecka, które stało się zakładnikiem. Mężczyzna ma grozić, że zrobi chłopcu krzywdę.
- Porwania dzieci w Polsce
- Mężczyzna porwał dziecko na Białołęce
- Porywacz grozi, że skrzywdzi chłopca
Dramat dzieci w Polsce
Choć medialne doniesienia o porwaniach dzieci często kojarzą się z działaniami zorganizowanych grup przestępczych lub nieznanych sprawców wciągających ofiary do ciemnych furgonetek, polska rzeczywistość kryminalna wygląda zgoła inaczej. Statystyki policyjne od lat wskazują na niepokojący trend, w którym sprawcami uprowadzeń są osoby z najbliższego otoczenia dziecka. Często są to dramatyczne finały konfliktów rodzinnych, walki o opiekę lub, co gorsza, akty zemsty na byłym partnerze, w których dziecko staje się jedynie narzędziem do zadania bólu.
Mechanizm działania w takich przypadkach jest zazwyczaj podobny i opiera się na impulsywności połączonej z narastającą frustracją sprawcy. Eksperci z zakresu psychologii kryminalnej zwracają uwagę, że moment, w którym dochodzi do uprowadzenia rodzicielskiego lub porwania przez osobę bliską, jest często punktem kulminacyjnym wielomiesięcznego konfliktu. Wówczas racjonalne myślenie ustępuje miejsca skrajnym emocjom, a sprawca, czując się osaczony życiowo lub prawnie, decyduje się na krok ostateczny. Warto zauważyć, że w Polsce rośnie liczba interwencji związanych z tzw. uprowadzeniami rodzicielskimi, choć w świetle prawa, dopóki rodzic posiada pełnię władzy rodzicielskiej, zabranie dziecka nie zawsze kwalifikowane jest jako przestępstwo z artykułu o pozbawieniu wolności.

Sytuacja zmienia się diametralnie, gdy w grę wchodzi zagrożenie życia lub zdrowia małoletniego, groźby karalne czy też, jak w przypadku opisywanych zdarzeń, użycie siły i barykadowanie się z zakładnikiem. Wówczas procedura "Child Alert” czy szeroko zakrojone działania operacyjne stają się standardem, a priorytetem służb przestaje być mediacja rodzinna, a staje się neutralizacja zagrożenia. Analizując podobne przypadki z ostatnich lat, można dostrzec pewną powtarzalność: sprawcy, często będący pod wpływem silnych emocji lub środków psychoaktywnych, nie mają przygotowanego planu ucieczki. Ich działanie jest manifestacją siły i desperacji, co czyni ich niezwykle nieprzewidywalnymi i niebezpiecznymi zarówno dla otoczenia, jak i dla samych siebie.
Mężczyzna porwał dziecko
Wydarzenia, które rozegrały się w Warszawie, a konkretnie w dzielnicy Białołęka, to klasyczny przykład eskalacji konfliktu, który wymknął się spod jakiejkolwiek kontroli. Wszystko zaczęło się w niedzielę, 21 grudnia, kiedy to policja otrzymała zgłoszenie o uprowadzeniu 9-letniego chłopca. Według wstępnych ustaleń, relacjonowanych przez portal “Warszawa w pigułce”, sprawcą jest 36-letni mężczyzna, obywatel Ukrainy i były partner matki dziecka. Mężczyzna miał zabrać chłopca, co natychmiast uruchomiło procedury alarmowe w stołecznej komendzie. Nie był to jednak koniec dramatu, a zaledwie jego początek.

Sprawca, zamiast uciekać z miasta, przemieścił się w rejon skrzyżowania ulic Trakt Nadwiślański i Obrazkowa, gdzie postanowił się ukryć. To właśnie tam 36-latek zabarykadował się wraz z przerażonym dzieckiem, tworząc sytuację zakładniczą. Reakcja służb była natychmiastowa i zdecydowana. W tym rejonie zaroiło się od radiowozów, a mieszkańcy okolicznych bloków stali się mimowolnymi świadkami operacji przypominającej sceny z filmu sensacyjnego. Skala zaangażowania sił policyjnych świadczy o powadze sytuacji. Na miejscu pojawili się nie tylko funkcjonariusze prewencji zabezpieczający teren, ale przede wszystkim wyspecjalizowane jednostki kontrterrorystyczne (dawniej SPAP), wyposażone w ciężki sprzęt, tarcze balistyczne i broń długą. Teren wokół budynku został szczelnie odgrodzony taśmami, a dostęp do tej części osiedla został całkowicie zablokowany dla osób postronnych i mediów.
Świadkowie relacjonują widok karetek pogotowia oraz wozów straży pożarnej rozstawionych w pobliżu budynku, co jest standardową procedurą zabezpieczającą przy tego typu zdarzeniach. Taka koncentracja sił ma dwojaki cel: po pierwsze, uniemożliwienie ucieczki sprawcy, a po drugie, zapewnienie maksymalnego bezpieczeństwa osobom postronnym w przypadku, gdyby sytuacja przerodziła się w wymianę ognia lub inną formę agresji fizycznej.
Zobacz też: Warszawa. Służby specjalne wkroczyły na Białołękę. 9-latek uwięziony w budynku
Porywacz grozi, że skrzywdzi chłopca
Najbardziej niepokojącym aspektem całego zdarzenia są groźby, jakie formułuje 36-latek. Mężczyzna nie tylko odmawia wypuszczenia dziecka, ale jak relacjonuje “Fakt”, wprost zapowiada, że jeśli policja będzie interweniowała, to zrobi mu krzywdę. Takie deklaracje zmieniają kwalifikację zdarzenia ze "zwykłego” uprowadzenia na bezpośrednie zagrożenie życia, co daje służbom szersze uprawnienia, włącznie z użyciem środków przymusu bezpośredniego w celu neutralizacji napastnika.
Jednak zanim do akcji wkroczą grupy szturmowe, pierwszoplanową rolę odgrywają policyjni negocjatorzy. To oni, często przez wiele godzin, próbują nawiązać kontakt ze sprawcą, zbudować nić porozumienia i doprowadzić do pokojowego rozwiązania kryzysu. Ich praca to psychologiczna gra w szachy, w której stawką jest życie dziecka. Muszą oni wyczuć momenty słabości porywacza, tonować jego agresję i dawać mu złudne poczucie kontroli, jednocześnie precyzyjnie sterując rozmową w kierunku poddania się. W przypadku wydarzeń na Białołęce sytuacja jest wyjątkowo trudna, ponieważ motywy sprawcy wydają się głęboko osobiste i emocjonalne.
Fakt, że mężczyzna jest byłym partnerem matki dziecka, sugeruje skomplikowane tło relacyjne, być może związane z rozstaniem, zazdrością lub chęcią zemsty na kobiecie. Takie sugestie pojawiły się w relacjach świadków, na których powoływał się portal “Warszawa w pigułce”. W takich przypadkach sprawcy często działają w afekcie, co czyni ich odpornymi na logiczne argumenty. Negocjatorzy muszą więc balansować na cienkiej granicy, starając się nie sprowokować mężczyzny do realizacji gróźb, a jednocześnie nie okazywać słabości służb. Funkcjonariusze policji otoczyli teren kordonem i próbują przekonać mężczyznę do pokojowego zakończenia całej akcji. Jak relacjonują świadkowie, okoliczne ulice są zablokowane.