Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Wiadomości > "Tylko nie mów nikomu”. Sekielski o strachu, mediach i Kościele
Piotr Krysiak
Piotr Krysiak 18.12.2025 09:50

"Tylko nie mów nikomu”. Sekielski o strachu, mediach i Kościele

"Tylko nie mów nikomu”. Sekielski o strachu, mediach i Kościele
Marek Sekielski o kulisach powstania "Tylko nie mówi nikomu"Fot. Piotr Molecki/East News

Przez lata temat przemocy seksualnej w Kościele był w Polsce przemilczany, spychany na margines lub uznawany za „niewygodny”. Wszystko zmieniło się w 2019 roku, gdy w internecie pojawił się film „Tylko nie mów nikomu”

W rozmowie z Gońcem Marek Sekielski opowiada o kulisach powstania dokumentu, strachu mediów, emocjonalnej cenie przełomu i o tym, dlaczego ten film nie miał prawa powstać – a jednak obejrzały go miliony.

Zrobił film, którego nie był w stanie obejrzeć

Wiosną 2019 roku w polskiej debacie publicznej doszło do przesunięcia, którego skali nikt wcześniej nie przewidywał. 

Dokument „Tylko nie mów nikomu”, opublikowany w serwisie YouTube przez braci Sekielskich, w kilka godzin dotarł do setek tysięcy odbiorców, a w ciągu tygodnia obejrzało go blisko 20 milionów osób. 

Film, poświęcony przemocy seksualnej wobec dzieci w Kościele katolickim, stał się jednym z najbardziej wpływowych materiałów dziennikarskich po 1989 roku – nie tylko ze względu na temat, ale także na sposób dystrybucji i reakcję społeczną.

Dla Marka Sekielskiego był to moment zawodowego przełomu, choć on sam długo nie potrafił myśleć o nim w kategoriach sukcesu. Skala emocji, które towarzyszyły premierze filmu, była ogromna – zarówno po stronie widzów, jak i twórców. Producent przyznaje, że przez długi czas nie był w stanie obejrzeć dokumentu w całości.

– Miałem przez długi czas bardzo emocjonalny stosunek do tego filmu. Nie byłem w stanie oglądać go za długo. W zasadzie już przy muzyce na napisach początkowych zaczynałem płakać. I do końca nie wiem, czy płakałem bardziej z radości, że to się udało, ze wzruszenia, czy z cierpienia – widząc ogrom tragedii, która jest tam opowiedziana – mówi Sekielski w rozmowie z Gońcem.

"To jest misyjna rzecz"

Choć dziś dokument Sekielskich funkcjonuje jako punkt odniesienia w rozmowie o Kościele i mediach, jego powstanie nie było oczywistością. Marek Sekielski przyznaje, że decyzja o zaangażowaniu się w projekt dojrzewała stopniowo, a kluczową rolę odegrał jego brat.

– Mój brat tak naprawdę mnie nakłaniał: rób, rób. Mówił: róbmy to, bo to jest misyjna rzecz, którą robimy, i ona ludziom pomaga. I przez jakiś czas ja to robiłem właśnie dlatego, że brat mi tak mówił – wspomina.

Ta „misyjność” nie miała jednak nic wspólnego z patosem. Chodziło raczej o poczucie obowiązku wobec osób, które przez lata nie miały przestrzeni, by opowiedzieć swoje historie. 

Film powstawał poza strukturami dużych redakcji, finansowany dzięki wsparciu widzów na Patronite. Ta niezależność okazała się kluczowa – pozwoliła ominąć mechanizmy autocenzury i kalkulacji politycznych.

Jednocześnie Sekielski nie ukrywa, że miał świadomość wyjątkowości projektu i tego, że jego skala może okazać się nie do powtórzenia.

– Mam taką świadomość, że już nic tak wielkiego pewnie nie wypuszczę – dodaje, odnosząc się do niemożności przebicia rekordu oglądalności pierwszego dokumentu.

Kościół i media – asymetryczna relacja

Jednym z najważniejszych wątków, które wybrzmiewają w refleksjach Marka Sekielskiego, jest krytyczna ocena relacji między mediami a Kościołem katolickim w Polsce. Jego zdaniem przez lata Kościół funkcjonował jako instytucja niemal wyłączona spod normalnych standardów dziennikarskiej kontroli.

– To przed biskupem to były rączki po prostu i spijanie tej prawdy, która płynie z ust – bezrefleksyjnie, kompletnie – mówi, opisując postawę części dziennikarzy wobec hierarchów.

Sekielski zwraca uwagę na wyraźny kontrast: politycy, prokuratorzy czy urzędnicy byli rozliczani bez litości, podczas gdy Kościół pozostawał strefą szczególnej ostrożności. Próby zadawania trudnych pytań bywały natychmiast interpretowane jako atak na wiarę, tradycję lub „polskość”.

W tym kontekście nie dziwi jego przekonanie, że film nie miałby szans na klasyczną dystrybucję.

– Gdybyśmy mieli ten film zrobiony, ale niewypuszczony na YouTubie, i chcieli go sprzedać, nikt by go w Polsce nie kupił – mówi Gońcowi.

Historie, które nie pozwalają zapomnieć

Najtrudniejszym elementem pracy Sekielskiego są jednak konkretne ludzkie historie. Te, które – jak przyznaje – zostają w nim na długo. Szczególnie mocno zapadła mu w pamięć opowieść jednej z bohaterek.

– Najbardziej utkwiła mi ta ostatnia historia, chyba Klaudii. To młoda dziewczyna żyjąca w takiej patologii, jaką stereotypowo kojarzymy z alkoholizmem: biedne domy, zaniedbani ludzie, życie kręcące się wokół wódy. Ona trafia do więzienia, chyba dwukrotnie, rodzi tam dziecko. Myślę, że dla kobiety to jest absolutny hardcore – urodzić dziecko w więzieniu.

Sekielski podkreśla, że praca z takimi historiami zmusza do konfrontacji z własnymi ograniczeniami i stereotypami. Dotyczy to także różnic w sposobie mówienia o emocjach.

– My, faceci, mamy trochę inny poziom umiejętności bycia szczerym. Czasem wydaje nam się, że pewne rzeczy są zwykłe, nieistotne, i dlatego o nich nie mówimy.

Cena rozpoznawalności

Po premierze „Tylko nie mów nikomu” życie Marka Sekielskiego zmieniło się gwałtownie. Z osoby pracującej głównie w tle stał się rozpoznawalnym komentatorem rzeczywistości. Dla introwertyka oznaczało to konieczność wejścia w świat kamer, programów na żywo i publicznych debat.

– Dla mnie to był nowy świat zupełnie. Nagle idę do telewizji na żywo, siadam i zaczynam opowiadać. I w ogóle mam straszny stres, bo przecież w życiu nie występowałem przed kamerami. A to na żywo – najgorzej – mówi w rozmowie z Gońcem.

Z czasem jednak rozpoznawalność zaczęła działać na jego korzyść, ułatwiając realizację kolejnych projektów i rozmów.

Sekielski nie ma wątpliwości, że praca nad dokumentami – zwłaszcza tak trudnymi – zmienia go jako człowieka. I właśnie w tej zmianie widzi sens swojej pracy.

– Dokonywała się we mnie jakaś zmiana. I to jest właściwie to, po co ja to robię – żeby ktoś coś usłyszał, co przestawi mu jakiś trybik w głowie.

Dziś „Tylko nie mów nikomu” pozostaje nie tylko filmem, ale symbolem przełamania tabu – dowodem na to, że niezależne dziennikarstwo, nawet bez wsparcia wielkich redakcji, może realnie wpłynąć na społeczną świadomość. I że czasem jeden film wystarczy, by cisza, trwająca latami, przestała być możliwa.

Źródło: Goniec

Bądź na bieżąco - najważniejsze wiadomości z kraju i zagranicy
Google News Obserwuj w Google News