Tragedia w Poznaniu. Kim był sprawca strzelaniny
Byli w sobie tak zakochani, że swoim szczęściem chętnie dzielili się w mediach społecznościowych. Także w niedzielę Julia i Konrad za pośrednictwem Instagrama relacjonowali swoją wycieczkę do Poznania, ale dziś wiemy już, że dla jednego z nich oznaczało to wyrok śmierci. 30-latek zginął od strzałów z broni byłego chłopaka ukochanej, który wykorzystał sieć, by śledzić 20-latkę. Mikołaj B. miał na jej punkcie obsesję.
Makabryczna zbrodnia w centrum Poznania
Niecałe dwa dni po tragedii w Poznaniu coraz więcej wiadomo o okolicznościach strzelaniny , jaka miała miejsce w restauracji przy ul. Święty Marcin. Sprawcą zdarzenia był 31-letni Mikołaj B., pracownik Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu, który nie mógł wyleczyć się z chorej miłości do byłej dziewczyny, 20-letniej Julii.
Właśnie dlatego mężczyzna zabrał swojego Glocka i udał się w miejsce, kobieta oraz jej partner, 30-letni Konrad siedzieli w jednej z restauracji przy hotelu NH. Mikołaj B., nie zważając na tłumy spacerujących dookoła ludzi, pociągnął dwukrotnie spust, mierząc do konkurenta, a następnie zastrzelił sam siebie . Życie darował tylko ukochanej.
Napastnik śledził byłą dziewczynę
Skąd sprawca strzelaniny wiedział, gdzie zaatakować? Zdobycie tej wiedzy trudne nie było. Julia i Konrad byli ze sobą od prawie 1,5 roku, a 7 lipca ogłosili, że są zaręczeni.
Swoim szczęściem dzielili się chętnie z obserwatorami i znajomymi w mediach społecznościowych, relacjonując spędzanie wolnego czasu i to, gdzie dokładnie przebywają. Nie inaczej było w niedzielę.
Mieszkająca na stałe w Łodzi para udała się do stolicy Wielkopolski, o czym poinformowała w stories na Instagramie. Najpierw była wycieczka do Centrum Szyfrów Enigma, później mały relaks w restauracji. Wszystko to bacznie obserwować musiał Mikołaj B. i dlatego też wiedział, gdzie i kiedy dokonać egzekucji.
Mikołaj B. miał obsesję na punkcie 20-latki
Mikołaj B. nie był karany, ale miał poważne problemy ze zdrowiem psychicznym, co związane było z obsesją na punkcie 20-letniej Julii. Gdy para rozstała się, 31-latek szantażował byłą partnerkę, że coś sobie zrobi, dlatego też chwilowo utracił przyznane mu wcześniej pozwolenie na broń.
Mężczyzna trafił wówczas także na kilkudniową obserwację do szpitala, ale kiedy opuścił placówkę odwołał się od służb i przedstawił opinię lekarską, mówiącą o braku przeciwwskazań do posiadania broni.
W marcu br. odzyskał zabrany mu arsenał i dokupił jeszcze do kolekcji pistolet Glock. Z niego właśnie oddał śmiertelne strzały do 30-letniego Konrada.
Źródło: Fakt, Gazeta.pl