Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Wiadomości > Strażnicy z UW zabrali głos po ataku Mieszka R. na portierkę. Nie kryją wściekłości
Bartosz Nawrocki
Bartosz Nawrocki 17.05.2025 18:18

Strażnicy z UW zabrali głos po ataku Mieszka R. na portierkę. Nie kryją wściekłości

Strażnicy z UW zabrali głos po ataku Mieszka R. na portierkę. Nie kryją wściekłości
Fot. Adrian Grycuk, CC BY-SA 3.0 PL

Od tragedii na Uniwersytecie Warszawskim minął ponad tydzień. Cały czas jednak śmierć 53-letniej portierki Małgorzaty D. i sposób, w jaki do niej doszło powoduje trwogę u wielu osób, zwłaszcza studentów i pracowników uczelni w całej Polsce. Teraz milczenie przerwali strażnicy UW, którzy nie mogli już dłużej milczeć.

Tragedia na UW. Strażnicy nie mogą dłużej milczeć

W środę 7 maja w godzinach wieczornych doszło do bestialskiego ataku na jedną z pracownic Uniwersytetu Warszawskiego. Około godz. 18:30 w rejonie budynku Audytorium Maximum UW znaleziono zmasakrowane ciało kobiety. W wyniku ataku napastnika poważnie ucierpiał też pracownik ochrony, pan Tomasz, który chciał powstrzymać atakującego. Jego życiu jednak nic nie zagraża.

Później okazało się oczywiście, że za tym zdarzeniem stoi 22-letni Mieszko R. Studiował on prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Z zimną krwią zaatakował siekierą 53-letnią pracownicę portierni, która chciała zamknąć drzwi przed niebezpiecznym mężczyzną. Sposób, w jaki to zrobił, a także to, że dopuścił się nawet aktu kanibalizmu, bezczeszcząc jej ciało, wprawia w przerażenie i osłupienie.

Zamordowana Małgorzata D. pracowała na UW przez 8 lat. W czwartek 9 maja pracownicy i studenci uniwersytetu oddali hołd kobiecie.

W rozmowie z “Super Expressem” znajomi Małgorzaty D. opisywali ją jako radosną, pomocną i serdeczną koleżankę. Wyrazili też troskę o jej dzieci i męża. W sumie kobieta pozostawiła trójkę swojego potomstwa, w tym 13-letnią córkę. Rektor Uniwersytetu Warszawskiego Alojzy Nowak zapewnił, że rodzina zamordowanej portierki zostanie objęta staranną opieką. Ponadto zadeklarował wsparcie dla edukacji dzieci Małgorzaty D. oraz jej męża.

Po zabójstwie kobiety, kanclerz UW Robert Grey spotkał się z ministrami spraw wewnętrznych i administracji oraz nauki i szkolnictwa wyższego. W rozmowie z PAP przyznał, że w trakcie spotkania wszyscy mieli przekonanie, że niezbędne są ustawowe zmiany. Takie, “które będą odpowiadać rzeczywistym zagrożeniom współczesnego świata, a nie zostały wzięte pod uwagę w dotychczas funkcjonującym porządku prawnym”.

"Nie mam żadnych uprawnień, nie mogę dosłownie nic"

Słowa kanclerza UW stały się preludium do ogólnopolskiej dyskusji o zmianie przepisów, które istotnie wpłynęłyby na bezpieczeństwo polskich uczelni. Jednak, co ciekawe, według informacji Wirtualnej Polski strażnicy Uniwersytetu Warszawskiego mieli otrzymać wytyczne, by nie wypowiadać się w mediach o tragedii. Jednak dwóch z nich, którzy chcieli pozostać anonimowi, porozmawiali z Dariuszem Faronem z WP.

Kiedy dziennikarz zapytał swoich rozmówców o samopoczucie po tragedii na UW, ci wprost przyznali, że pierwsze dni po zdarzeniu byli mocno spięci. Jeden ze strażników powiedział, że nie dziwią go obawy jego kolegów, którzy przychodzą na swoją zmianę. Nie są oni uzbrojeni, przez co nie mogą czuć się w 100% bezpieczni.

Po zdarzeniu na UW strażnicy zostali objęci opieką psychologiczną. Jeden z rozmówców WP otwarcie przyznał, że myśli o rezygnacji z pracy. Wyraził też złość na realia pracy strażników na uniwersytecie.

Ustawowo nie mamy narzędzi, żeby się bronić, nie mówiąc o zapewnieniu bezpieczeństwa innym. Gdy ktoś nas zaatakuje, mamy tylko gołe ręce. Przecież ja nawet nie mogę nikogo wylegitymować. Mówiłem panu, że jako strażnicy UW jesteśmy źli, ale - przepraszam za wyrażenie - dużo bardziej pasowałoby tu określenie, że jesteśmy wkur*ieni - usłyszał Dariusz Faron od jednego z rozmówców.

Dalej strażnik wyrzucił z siebie to, co mu leżało na sercu. Powiedział otwarcie, że on i jego koledzy nie mają żadnych uprawnień, a strażnikami są tylko z nazwy.

Nie mam żadnych uprawnień, nie mogę dosłownie nic. Strażnikiem jestem tylko z nazwy. Jedyne, co mam, to naszywka na kurtce. Nie mogę zastosować żadnych środków przymusu bezpośredniego. Jeśli przychodzi pan z ulicy na teren uniwersytetu, pod względem uprawnień niczym się nie różnimy. Oczywiście regularnie słyszymy z góry, że do każdego trzeba się zwracać grzecznie, żeby przypadkiem nie poczuł się urażony. W tej branży się tak nie da. Jesteśmy po prostu bezradni. Jak mam dbać o bezpieczeństwo na uczelni, jeśli sam się muszę rozglądać, czy ktoś mnie nie zaatakuje? - zapytał ironicznie jeden z rozmówców WP.

Wtórował mu drugi, który przyznał, że strażnicy są bezbronni od bardzo długiego czasu. Odczuwana jest również frustracja z powodu braku rozwoju warunków pracy na polskich uniwersytetach oraz niskiego wynagrodzenia.

Pod względem bezpieczeństwa świat idzie do przodu, a uniwersytety stanęły w miejscu. Prawda jest taka, że nikt nas nie szanuje. Robimy za najniższą krajową. Czytam wypowiedzi pana rektora, że nasze uprawnienia mają się niedługo zmienić. Mam taką nadzieję, bo rozmawiamy naprawdę o podstawach. Czuję się nie jak strażnik, tylko jak pachołek do przestawiania - powiedział jeden ze strażników.

ZOBACZ: Nagła zmiana pogody, zacznie się już za chwilę. IMGW wydało pilne ostrzeżenia

Strażnicy UW biją na alarm

Dziennikarz WP dopytał o uprawnienia i narzędzia, które powinni otrzymać strażnicy uniwersytetu. W odpowiedzi usłyszał, że w uposażeniu takiej osoby powinien się znaleźć gaz pieprzowy i pałka, by trzymać potencjalnego napastnika na dystans. Wspomnieli też o kajdankach. Wykluczyli przy tym obecność broni palnej, uważając, że do powstrzymania agresora wystarczy wspomniany gaz oraz paralizator o mniejszym napięciu.

Jeden z rozmówców WP przyznał jednak, że od dłuższego czasu strażnicy biją na alarm.

A wie pan, co jest najgorsze? Że jako środowisko bijemy na alarm od dłuższego czasu. Rozmawialiśmy nawet, że żeby coś się zmieniło, najwyraźniej musi dojść do tragedii. No to doszło.

Drugi ze strażników wtórował swojemu koledze. Powiedział, że “teraz ruch należy do władzy”. Jak usłyszał dziennikarz WP, inną konieczną zmianą jest zwiększenie liczebności strażników na terenie uniwersytetu

Proszę sobie wyobrazić, że idzie pan ulicą i co jakiś czas mija pan policjanta. Jeden stwierdzi, że żyje w państwie policyjnym. Ale drugi, który akurat myślał o tym, żeby kogoś zaatakować, zastanowi się dwa razy. Musimy skupiać się nie tylko na tym, jak reagować w takich sytuacjach, ale też jak im zapobiec - mówił jeden ze strażników, z którym zgodził się drugi.

Drugi z rozmówców Dariusza Farona przyznał, że paradoksalnie po tragedii na UW liczba strażników pracujących w terenie jest jeszcze mniejsza.

Jeden strażnik na zmianie obstawia Auditorium Maximum, drugi pilnuje portretu pani Małgosi. Usłyszeliśmy od naszego kierownika, że mamy więcej chodzić po terenie, pokazywać się. Jak to się u nas mówi, "kręcić kółka". Szczerze mówiąc, nie sądzę, że rozwiąże to problem - mówił.

Jeden z rozmówców Wirtualnej Polski opisał też, jak, według jego wiedzy, doszło do morderstwa Małgorzaty D.:

Tomek (zaatakowany strażnik - red.) usłyszał jakieś krzyki. Wyskoczył zza żywopłotu i zobaczył człowieka schylonego nad leżącą kobietą. Zapytał, w czym może pomóc. Miał usłyszeć od napastnika: "Jej już nic nie pomoże".

Później ten człowiek ruszył na niego z siekierą. Nasz strażnik zareagował modelowo. Tak chwycił napastnika i go docisnął, że znacząco ograniczył mu możliwość ataku. Mimo to otrzymał przy tym ciosy. Drugi kolega, Darek, który do nich dobiegł, wytrącił sprawcy siekierę. Później go obalil.

Dziennikarz zapytał strażników, jak wygląda rzeczywistość UW po tym tragicznym wydarzeniu. Jeden z nich odpowiedział, sugerując, że przez to wszystko, co się wydarzyło, jest teraz podejrzliwy wobec każdego obcego kręcącego się wokół uczelni.

Atmosfera jest bardzo ciężka i przygnębiająca. Sytuacja sprzed kilku dni: przy uniwersytecie przez jakiś czas chodził facet ubrany na czarno i dziwnie się rozglądał. Złapałem się na tym, że od razu zacząłem analizować, co może zaraz zrobić. A - podkreślę raz jeszcze - nie mogę nawet sprawdzić, kto to jest. Zapytam ostrzej, co tu robi, a on pójdzie do mojego kierownika na skargę i wyrzucą mnie z roboty - powiedział w rozmowie z WP strażnik.

Na koniec Dariusz Faron przytoczył niedawne słowa, wypowiedziane w rozmowie z nim przez dr Hannę Machińską. Kobieta przyznała, że Uniwersytet Warszawski przestał być bezpieczną przestrzenią. Strażnicy zgodzili się z tym.

Na uczelni naprawdę panowała bardzo dobra, wręcz rodzinna atmosfera. I to nie jest jakaś dyplomacja, tak po prostu czułem. Teraz nie ma już o tym mowy. Na pewno nic nie będzie już takie jak przed tragedią - zakończył jeden ze strażników.

Bądź na bieżąco - najważniejsze wiadomości z kraju i zagranicy
Google News Obserwuj w Google News