Wyszukaj w serwisie
Goniec.pl > Non-fiction > Rola życia. Jak znani aktorzy wpadli w sidła agentki
Mateusz Baczyński
Mateusz Baczyński 20.02.2024 06:48

Rola życia. Jak znani aktorzy wpadli w sidła agentki

Krystyna Lewenfisz (po prawej). Aleksandra Popławska, Marek Kalita, Małgorzata Potocka, Bartosz Żukowski (po lewej)
East News

Znani polscy aktorzy przerywają milczenie i zarzucają wpływowej agentce Krystynie Lewenfisz szereg oszustw i manipulacji. - Ona nie boi się niczego. Ani prokuratury, ani sądów - mówi Aleksandra Popławska. I dodaje: - W końcu wpadłam w paranoję, że sama mogłam przyczynić się do krzywdy kolejnych osób.

1.

Tę historię zobaczysz także na naszych kontach na YouTube i Spotify:

YouTube Goniec: Zobacz wyniki dziennikarskiego śledztwa w materiale autora reportażu Mateusza Baczyńskiego. Kliknij!

Spotify: Słuchaj w formie podcastu na “Goniec. Podcast”!

19 kwietnia 2022 rok. Tego dnia odbywają się obchody 79. rocznicy wybuchu Powstania w Getcie Warszawskim. Ich kulminacyjnym punktem jest premiera spektaklu w Muzeum POLIN na motywach książki "Mama zawsze wraca" Agaty Tuszyńskiej. To poruszająca historia ocalałej z Zagłady 3-letniej Zofii Zajczyk, którą mama przez wiele miesięcy ukrywała w piwnicy na terenie warszawskiego getta.

Spektakl jest jednym z najważniejszych wydarzeń kulturalnych 2022 r. Za reżyserię odpowiada uznany aktor Marek Kalita, a w główną rolę wciela się niekwestionowana gwiazda Aleksandra Popławska (prywatnie partnerka Kality). O wstrząsającej sztuce "Mama zawsze wraca"  informują wszystkie najważniejsze media w Polsce.

- Usłyszałam tę historię po raz pierwszy dawno temu w Izraelu, kiedy spotkałam Zosię Zajczyk. Nie potrafiłam tego tekstu napisać przez 20 lat, aż w końcu się udało i powstała książka. Teraz - dzięki naszej producentce Krystynie Lewenfisz, która zdecydowała się opowiedzieć tę historię światu w innym wymiarze - powstaje także spektakl - opowiadała Agata Tuszyńska w Dzień Dobry TVN.

Wspomniana przez autorkę Krystyna Lewenfisz to znana w środowisku artystycznym 57-letnia producentka, menedżerka i właścicielka Artystycznej Agencji Aktorskiej KLK, wcześniej związana m.in. z Teatrem Roma i Teatrem Powszechnym.

Historia opisana przez Tuszyńską ma dla Krystyny Lewenfisz szczególne znaczenie. Sama jest córką nieżyjącej już lekarki Wandy Wojnarowskiej-Kuleszy, która w trakcie II wojny światowej przeszła przez piekło Holocaustu i jako 6-letnia dziewczynka ukrywała się w warszawskim getcie.

Inicjatywę Krystyny Lewenfisz doceniają „Wysokie Obcasy”. Magazyn umieszcza ją na prestiżowej liście 50 śmiałych kobiet 2022 r., „które w spektakularny, nieustraszony sposób zrobiły w kończącym się roku coś, co przekracza codzienność i normy”.

Twórcom spektaklu agentka obiecuję że premiera w Muzeum POLIN to dopiero początek. Planuje grać spektakl regularnie i  jeździć ze sztuką po całym świecie. Wierzy w jej uniwersalny wymiar.

Tak się jednak nie dzieje.

Aleksandra Popławska: - W trakcie pracy nad przedstawieniem zorientowaliśmy się, że Krystyna Lewenfisz nie ma wystarczajaco pieniędzy na jego realizację. Żeby dokończyć tę produkcję  zrezygnowaliśmy z naszych honorariów. Wierzyliśmy, że robimy to w słusznej sprawie. A potem Krystyna oskarżyła nas o malwersację siedemdziesięciu tys. zł!

Marek Kalita i Aleksandra Popławska Fot.  Pawel Wodzynski/East News

Oto idole polskiej młodzieży. “To nie jest lektura dla każdego”

2.

  • Wyniki dziennikarskiego śledztwa: Jak jedna „pomysłowa” agentka zmanipulowała i oszukała znanych polskich aktorów. ZOBACZ WIDEO:

Z aktorką Małgorzatą Potocką spotykam się w kameralnej kawiarni na warszawskim Służewcu. Zaznacza od razu, że ta historia dla niej jest szczególnie bolesna, bo przyjaźni się z Krystyną Lewenfisz i to od ponad 30 lat. - Mieszkała nawet u mnie w domu przez wiele miesięcy, kiedy była w ciąży i rozstawała się ze swoim partnerem. Nasza relacja była bliska, a wiedza o sobie dość intymna - przyznaje.

Wielokrotnie docierały do niej głosy, że przyjaciółka miała problemy w miejscach, w których pracowała. Sama nigdy się w to nie zagłębiała. Nie miała powodu, nie wiązały ich żadne zależności służbowe.

Sytuacja zmienia się w sierpniu 2022 r., gdy Krystyna Lewenfisz proponuje jej wzięcie udziału w castingu do serialu „Gang zielonej rękawiczki” produkowanym przez platformę Netflix.

- Wiedziałam, że Krysia założyła agencję. Spytałam, czy jeżeli ten projekt wypali, to zostanie moją agentką. W końcu to moja przyjaciółka. Ja współpracowałam wcześniej z różnymi agencjami, ale byłam nimi rozczarowana. Pomyślałam, że może po wielu latach będę miała w końcu agentkę z prawdziwego zdarzenia.

- Jak ważną osobą dla każdego aktora jest agent? - dopytuję.

- Kluczową - odpowiada aktorka - Agent dba o nasz wizerunek, o nasze pieniądze, o promocję i przede wszystkim o to, żebyśmy mieli pracę. To musi być ktoś zaufany jak rodzic, bo powierzamy mu wszystkie nasze tajemnice, dziwactwa, całą prywatność, no i oczywiście finanse.

Małgorzata Potocka wkrótce rzeczywiście otrzymuje wspomnianą rolę i wciela się w jedną z głównych bohaterek „Gangu zielonej rękawiczki”. Serial okazuje się być wielkim sukcesem. W pewnym momencie jest nawet na 1. miejscu w rankingu produkcji Netflixa pod względem oglądalności w Polsce.

- Krystyna wywiązywała się ze swoich obowiązków wzorowo. Bywała na planie, dbała o to, żebym miała dobre warunki, zawsze na czas miałam moje scenariusze, wszystkie zmiany były ze mną uzgadniane. Naprawdę byłam pod wrażeniem - opowiada aktorka.

Zdjęcia do serialu kończą się w listopadzie 2022 roku. Wszystkie pieniądze od producenta za rolę Małgorzaty Potockiej zostają przelane na konto agencji Krystyny Lewenfisz. Ta ma odebrać swoją prowizję, a pozostałą kwotę przelać na konto aktorki.

Ot, zwyczajowa praktyka.

- W marcu moja córka zaczęła sprawdzać rachunki. Nagle mówi do mnie: "Mamo, brakuje 80 tys. zł za Gang zielonej rękawiczki”. Doznałam szoku, przecież wszystko miało być już dawno rozliczone. Natychmiast zadzwoniłam do Krystyny. Stwierdziła, że to niemożliwe, bo wszystkie pieniądze zostały mi już dawno przelane - relacjonuje Potocka.

Na dowód agentka przesyła jej wtedy potwierdzenia przelewów, które miały zostać wysłane z dwóch banków. Jeden z nich (właśnie na kwotę 80 tys.) na konto Potockiej jednak nie dociera. Wkrótce okazuje się, że konto, z którego miał wyjść przelew, Krystyna Lewenfisz zamknęła - a przynajmniej tak twierdziła.

- Zaproponowałam, żebyśmy razem wybrały się do tego banku. Kiedy dotarłam w umówiony dzień na miejsce, to Krystyna wychodziła już z budynku. Zapewniła mnie, że wszystko zdążyła wyjaśnić i musi jeszcze tylko dosłać jakieś specjalne pismo, żeby bank wydał jej wszystkie rozliczenia i aktywności związane z tym kontem - opowiada Małgorzata Potocka.

Po powrocie do domu opowiada o wszystkim swojej córce. Ta uznaje to za kompletne bzdury. Zwraca uwagę, że Lewenfisz powinna mieć dostęp do wszystkich rozliczeń z przeszłości, niezależnie od zamknięcia konta. Aktorka dzwoni wtedy do banku, chce potwierdzić te informacje. Tam słyszy: to prawda, nie trzeba pisać żadnego podania, by uzyskać dostęp do takich danych.   

Potocka: - Zaczęło do mnie docierać, że coś tu jest nie tak. W końcu Krystyna powiedziała mi, że ten przelew na 80 tys. tak naprawdę wykonała jej księgowa, niejaka pani Brożek, która rzekomo ją okradała. I że podała już tę kobietę do sądu. Poprosiłam, żeby pokazała mi jakieś papiery. Nigdy tego nie zrobiła.

Małgorzata Potocka Fot. Piotr Molecki/East News

3.

Tournee spektaklu „Mama zawsze wraca” kończy się na trzech pokazach w Muzeum POLIN. Większość osób zaangażowanych w produkcję ma opóźnienia w płatnościach. Popławska i Kalita przyznają, że nic nie zwiastowało takiego obrotu spraw. Zaufali swojej agentce Krystynie Lewenfisz bezgranicznie, bo ich współpraca początkowo wyglądała na wzorową.

Aleksandra Popławska: - Krystyna regularnie przyjeżdżała na plany filmowe, czasami nawet w środku nocy, żeby sprawdzić, czy wszystko u nas okej. Roztaczała wokół siebie aurę niesamowitości. Widać było, że ma spore kontakty, ze wszystkimi się zna i dogaduje. Kiedy jechałam do hotelu przed zdjęciami, potrafiła zostawić mi paterę świeżych owoców z życzeniami  „Trzymam kciuki, powodzenia”. Po prostu agentka z marzeń.

Marek Kalita: - Ja trafiłem do agencji Krystyny rok przed Olą i nie miałem żadnych zastrzeżeń. Wszystko wyglądało świetnie. Wcześniej, przez 14 lat, byliśmy związani z inną agencją i potrzebowaliśmy zmiany. Prawda jest taka, że w Polsce ciężko jest znaleźć dobrego agenta, a Krystyna robiła na tym tle bardzo dobre wrażenie.

Aleksandra Popławska: - Pamiętam pierwszą historię, przy której zapaliła mi się czerwona lampka. W ramach przygotowań do spektaklu mieliśmy odwiedzić w Izraelu panią Zosię Zajczyk (bohaterkę książki „Mama zaraz wraca”, która przebywała w getcie jako 3-latka - red.). Bilety było już kupione, ale pech chciał, że zachorowałam na covid. Były trzy dni do wylotu, więc Krystyna poprosiła, żebym zrobiła jeszcze test, bo potrzebuje ode mnie „jakiegoś oficjalnego papierka”.

Popławska kontynuuje: - Pojechałam zrobić wymaz. Krystyna nagle, już na miejscu, zaproponowała, że weźmie mój dowód osobisty i podda się badaniu za mnie, „bo ona jest zdrowa” i dzięki temu ja będę miała negatywny wynik. Nie wiem, jak ona chciała to załatwić, ale to był dla mnie szok. Proponowała fałszerstwo! Chciałam, żebym ja - mając świadomość, że choruję na covid - poleciała do Izraela i we wspólnym wywiadzie usiadła obok starszej kobiety , która przeżyła getto… Przecież gdyby ta kobieta zachorowała i przez to umarła, to ja nie mogłabym z tym żyć.

- Oczywiście nie zgodziłam się na to, a ostatnio dostałam pismo od prawnika Krystyny, w którym domaga się zwrotu pieniędzy za odwołanie podróży do Izraela. A ja miałam covid, więc i tak nie wpuściliby mnie do samolotu… Absurd na absurdzie - dodaje aktorka.

Marek Kalita: - Gdy pojawiły się problemy ze spektaklem, wiedzieliśmy już, że coś jest bardzo nie tak. Był totalny bałagan organizacyjny. Jako reżyser nie wiedziałem nawet, jaki jest budżet spektaklu. Ciągle tylko słyszałem, że zaraz będą pieniądze, tylko nie wiadomo kiedy i jakie. Zaangażowaliśmy do pracy ludzi, których ceniliśmy, a potem musieliśmy świecić przed nimi oczami, bo ciągle były jakieś zaległości finansowe. Koszmar. Zrezygnowaliśmy z Olą z naszych honorariów, byleby tylko inni dostali swoje pieniądze.

Na dowód aktorzy przedstawiają szereg maili. Jeden z nich pochodzi z 15 kwietnia 2022 r. i jest odpowiedzią Aleksandry Popławskiej na umowę, którą otrzymała od Anny Waś, kierowniczki technicznej spektaklu. W umowie zapisano, że za przygotowanie do spektaklu aktorka otrzyma 6 tys. zł, a za każdy kolejny pokaz przedstawienia - tysiąc.

"Aniu, umawiałam się z Krystyną na symboliczną złotówkę. Więc wszystko się zgadza poza kwotą. Proszę zmień kwotę wynagrodzenia na 1 zł. Resztę pieniędzy proszę przeznaczyć na braki w innych działach” - pisała w mailu Popławska.

Kolejna wiadomość pochodzi z 31 maja i jest zaadresowana wprost do Krystyny Lewenfisz. Aleksandra Popławska po raz kolejny prosi o wypłacenie pieniędzy wszystkim twórcom biorącym udział w spektaklu.

"Cześć z twórców podjęła się współpracy przy tym projekcie ze względu na nas, na nazwisko Marka i moje. Wiec swoim postępowaniem, brakiem komunikacji i nie wypłacaniem na czas pieniędzy naraziłaś również nas, gdyż zapewnialiśmy wszystkich, że jesteś naszą agentką i można Ci zaufać. Jest mi potwornie przykro” - pisze tym razem.

"Oczekujemy przejrzystości finansowej projektu, który firmowaliśmy swoimi twarzami. […] Umowa była tez taka, że rezygnujemy z Markiem z pieniędzy pod warunkiem, że wszyscy twórcy zostaną zapłaceni”.

Finalnie - według wiedzy aktorów - wszyscy twórcy otrzymali swoje pieniądze, choć były to kwoty zdecydowanie poniżej stawek rynkowych. Do dzisiaj nie dowiedzieli się jednak, jaki był dokładny budżet spektaklu i jak rozdysponowywane były pieniądze.

Zapytaliśmy o to Muzeum POLIN. Rzeczniczka Marta Dziewulska przekazała nam, że na mocy umowy z Agencja KLK Krystyny Lewenfisz muzeum przekazało prawie 25 tys. zł netto na organizację spektaklu. Nie posiada jednak informacji, czy producentka pozyskała jakieś dodatkowe fundusze na realizację tego projektu oraz w jaki sposób dysponowała pieniędzmi.

"Z naszej perspektywy – zarówno artyści, jak i ich agentka – wywiązali się z powierzonych im zadań" - podkreśliła Dziewulska.

Aleksandra Popławska - Wojciech Olkusnik/East News

4.

Sprawa Małgorzaty Potockiej wlecze się przez kolejne tygodnie, ale zaległe pieniądze wciąż nie pojawiają się na jej koncie. W końcu decyduje się na własną rękę zweryfikować, ile jest prawdy w historii o księgowej Brożek, która miała oszukać jej agentkę.

Problemem okazuje się odnalezienie kontaktu do tajemniczej księgowej. Potocka z opowieści Katarzyny Lewenfisz wie jedynie w przybliżeniu, gdzie mieści się jej biuro rachunkowe. Gdy przyjeżdża na miejsce okazuje się, że faktycznie urzęduje tam księgowa, ale o innym nazwisku.

Kobieta przyznaje aktorce, że faktycznie pracowała u Krystyny Lewenfisz, ale trwało to tylko miesiąc, bo agentka kazała jej rozdzielać pieniądze od producentów na różne konta i manipulować pieniędzmi aktorów. A ona nie chciała w czymś takim brać udziału.

Czy faktycznie była to księgowa, o której opowiadała Krystyna Lewenfisz? Czy kobieta mówiła prawdę? Wkrótce dochodzi do sytuacji, która utwierdza Małgorzatę Potocką w przekonaniu, że jest ofiarą oszustwa, ale nie ze strony księgowej, tylko własnej agentki.

- Umówiłam się jeszcze raz z Krysią w tym banku, z którego rzekomo miał wyjść do mnie przelew, ale nie doszedł. Tym razem jednak wysłałam tam swoją córkę, a sama pojechałam do Sopotu. W międzyczasie Matylda poinformowała mnie, że Krystyna nie stawiła się na spotkaniu o umówionej godzinie. Napisałam od razu do niej. „Stoję w korku, niebawem będę”, coś takiego mi opisała. Po kilku godzinach poinformowała mnie z kolei, że… jej pociąg jest opóźniony o 70 minut. To wyglądało jak wiadomości od chorej osoby - opowiada Potocka.

- I teraz wisienka na torcie. Krystyna miała się zaraz pojawić w banku w Warszawie, a ja w tym czasie poszłam z przyjaciółmi do naszej ulubionej restauracji w Sopocie. Wchodzimy do środka, a tam… siedzi Krystyna. Proszę mi wierzyć, to było jak los na loterii. Jej mina była warta milion dolarów. Zerwała się z krzesła, podbiegła do mnie, zaczęła mnie całować i szeptać do ucha: „nic nie mów, błagam cię, ja ci wszystko wyjaśnię!”. Wiedziałem już, że wszystko, co ona mówi, to jest stek kłamstw - rozkłada ręce aktorka.   

Po powrocie z Sopotu Małgorzata Potocka jest zdruzgotana. Córka namawia ją, by od razu skontaktowała się z prawnikiem. Adwokat wkrótce przygotowuje wezwania do zapłaty. A Potocka postanawia jeszcze raz spotkać się z Lewenfisz i tym razem przedstawić twarde ultimatum.

- Mówię do niej: „Krysiu, znamy się od 30 lat, mam do ciebie ogromną czułość. Ale uważasz, że skoro okradasz mnie, czyli swoją bliską przyjaciółkę, to ja po prostu puszczę to w niepamięć? Nie jestem osobą zamożną i to są dla mnie duże kwoty. Dlatego nie odpuszczę ci tego”.

Po tej rozmowie Krystyna Lewenfisz zaczyna stopniowo przelewać pieniądze na konto Małgorzaty Potockiej. Do 7 września oddaje 80 tys. Aktorka żąda jednak też zwrotu kosztów za wynajęcie prawnika (5 tys. zł). Bank wyliczył jej również, że gdyby pieniądze w tym czasie znajdowały się na koncie oszczędnościowym, to zarobiłaby między sześć a siedem tysięcy. Przekazuje agentce, że jest jej więc jeszcze winna kolejne 11 tys. Lewenfisz zapewnia, że odda wszystko. Potem zmienia zdanie.

Małgorzata Potocka: - Powiedziała, że nic mi nie jest winna. Na koniec wysłała jeszcze pismo, w którym zagroziła, że poda mnie do sądu, jeśli będę szkalowała jej dobre imię i ujawniała szczegóły naszej umowy.

Małgorzata Potocka Fot. Pawel Wodzynski/East News

5.

Po zakończeniu prac nad spektaklem w Muzeum POLIN Aleksandra Popławska i Marek Kalita stoją przed dylematem, czy współpracować nadal z agencją Krystyny Lewenfisz. Zwłaszcza że na jaw wychodzą kolejne niepokojące informacje.

Marek Kalita: - Zaczęliśmy weryfikować to, co nam mówiła. Opowiem na przykładzie. Krystyna zapytała mnie, czy wezmę udział w zdjęciach próbnych do pewnego filmu oraz innego, bardzo ciekawego projektu serialowego. Chętnie na to przystałem, miałem czekać na informacje. Po jakimś czasie zacząłem dopytywać o projekty. Uspokajała, że zdjęcia próbne jeszcze nie ruszyły i że ma wszystko pod kontrolą.  Coś mnie tknęło i postanowiłem sam to sprawdzić. Okazało się, że serial jest na ukończeniu, a w tym filmie już dawno obsadzony jest ktoś inny.

Aleksandra Popławska: - Spektakl „Mama zawsze wraca” odbył się w kwietniu, natomiast w sierpniu jeden z kolegów poinformował nas, że żegna się z agencją i zasugerował, żebyśmy przyjrzeli się swoim finansom. Sprawdziliśmy to i złapaliśmy się za głowę. Jakieś niedopłaty, brak faktur, bałagan w papierach… Wyszło też, że ciągle nie mam wypłaconej ostatniej transzy za serial „Szadź 3”, mimo że zdjęcia zakończyłam w czerwcu, a producent - Akson Studio - zwykle od razu wypłacał całość kwoty. Spytałam Krystynę, co z tą płatnością. Odpowiedziała, że producent jeszcze nie przelał jej pieniędzy.

- Normalnie w takich sytuacjach ufam agentce i czekam cierpliwie, ale mając już informacje o nadużyciach finansowych, postanowiłam zweryfikować sprawę bezpośrednio u producenta - przyznaje Popławska. - W Akson Studio powiedzieli mi, że pieniądze już dawno zostały przelane na konto agencji. Czyli Krystyna zwyczajnie mnie okłamała. W dodatku dowiedziałam się, że całą produkcję pracowałam bez oddanej, podpisanej umowy, choć producent wielokrotnie prosił o to Krystynę. Gdyby coś mi się stało na planie, to wolę nie myśleć, jakie byłyby tego konsekwencje.

Marek Kalita: - Ja też zacząłem sprawdzać wszystkie dokumenty i również wyszło, że nie mam wypłaconej dosyć sporej sumy pieniędzy. Oczywiście, ktoś może powiedzieć: to nasza wina, bo tego nie sprawdzaliśmy na bieżąco. Ale po to właśnie ma się agenta, żeby pilnował takich spraw. To jest kwestia zaufania. Kiedy doszły nas słuchy, że inni aktorzy z jej agencji borykają się z tymi samymi problemami, to wynajęliśmy prawnika, który wysłał do Krystyny przedsądowe wezwania do zapłaty.

Ten ruch okazuje się skuteczny. Krystyna Lewenfisz zwraca wtedy aktorom wszystkie zaległe pieniądze w ciągu dwóch tygodni.

- Byliśmy w szczęśliwej puli osób o rozpoznawalnych nazwiskach, a ona bała się rozgłosu medialnego. Nie przeszkodziło jej to jednak w tym, żeby w środowisku opowiadać na nasz temat niestworzone historie - mówi Aleksandra Popławska - O Marku mówi, że jest przemocowy, ja podobno jestem gwiazdą, która miała fochy, bo dostała campera bez działającej klimatyzacji i wiele innych podobnych bzdur.

- To jednak nic - kontynuuje Popławska - Najgorsze jest to, że opowiada różnym osobom, że dokonaliśmy malwersacji pieniędzy ze spektaklu w Muzeum POLIN! Ludziom, którym zalegała z płatnościami tłumaczyła, że to my jesteśmy winni, bo ją okradliśmy! To jest coś, obok czego nie możemy przejść obojętnie.

6.

Bartosz Żukowski poznaje Krystynę Lewenfisz na urodzinach Majki Jeżowskiej. To było jeszcze przed pandemią. Aktor jest wtedy w trudnej sytuacji, bo jego dotychczasowy agent zostawia go praktycznie z dnia dzień i wyjeżdżał do Stanów. A za moment mają rozpocząć się zdjęcia do kolejnego sezonu „Świata według Kiepskich”, w którym Żukowski gra kultową rolę Waldusia.

- Krystyna opowiedziała mi, że tworzy właśnie swoją agencję i roztoczyła przede mną wspaniałą wizję tego, jak będzie pracowała z aktorami. Zrobiła na mnie świetne wrażenie, dlatego skorzystałem z jej propozycji. Gdyby była uczciwa, mogłaby być najlepszą agentką w Polsce. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości - opowiada Żukowski.

Zdjęcia do „Świata według Kiepskich” zostały zrealizowane w styczniu i lutym 2020 roku. Wypłata za pracę Żukowskiego znalazła się na koncie agencji Krystyny Lewenfisz na początku marca. Jednak znów scenariusz ten sam: przez kolejne miesiące należne pieniądze nie trafiają na konto aktora.

- To był dla mnie trudny czas, bo miałem na głowie rozwód, dziecko, chorych rodziców i jeszcze na to wszystko nałożyła się pandemia, więc ten kontakt bezpośredni był utrudniony. W końcu zacząłem się jednak dopytywać o te pieniądze. Krystyna powiedziała, że jej księgowa, niejaka pani Brożek, wysłała je omyłkowo do urzędu skarbowego na VAT i teraz toczy się postępowanie w tej sprawie - wspomina aktor.

- Chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do koleżanki z urzędu skarbowego, żeby jakoś pomóc w załatwieniu tej sytuacji, a ona mówi do mnie: „Co ty mówisz? Nie ma żadnego postępowania. Poza tym nie ma takiej możliwości, żeby księgowa wysłała omyłkowo takie pieniądze na konto vatowskie” - relacjonuje.

Wtedy Żukowski słyszy od agentki kolejną wersję - ta tym razem przekonuje go, że została oszukana przez swoją księgową, która celowo wyprowadzała pieniądze z jej firmy. Tę samą historię słyszała wcześniej Małgorzata Potocka.

- Początkowo uwierzyłem Krystynie i nawet jej współczułem. Problem w tym, że moja sytuacja też była trudna, bo miałem zasądzone 4,5 tys. zł alimentów miesięcznie i nie miałem ich z czego płacić. Krystyna doskonale o tym wiedziała, ale niespecjalnie ją to interesowało - mówi Żukowski.    

- Do września - czyli przez ponad pół roku - nie zobaczyłem nawet złotówki. W końcu napisałem do niej, że to jest niepoważne, przestają mnie interesować jej problemy i chcę w końcu sfinalizować sprawę. Odpisała mi, żebym zaprzestał z nią jakichkolwiek kontaktów i nie stosował wobec niej gróźb. Zatkało mnie. Wtedy wiedziałem już, że muszę skontaktować się z adwokatem - dodaje.  

Bartosz Żukowski Fot. TRICOLORS/East News

Sprawa finalnie trafia do sądu, ale ciągnie się niemiłosiernie. Żukowski relacjonuje, że Lewenfisz nie stawiała się na sprawy, ani nie odbierała pism sądowych. W końcu udało się ją przesłuchać 21 lipca 2023 roku.

Przed sądem agentka zeznała, że wypłaciła pieniądze Żukowskiemu w gotówce i zrobiła to na jego prośbę, bo wszystkie jego konta były zajęte przez komornika. Nie wzięła jednak od aktora żadnego potwierdzenia. - To jest mój błąd i prawdopodobnie dlatego tę sprawę przegram. Za gapowe się płaci i mam tego świadomość - podkreśliła.

Na sali sądowej agentka odniosła się również do relacji z innymi aktorami i zaznaczyła, że nie jest winna żadnemu z nich żadnych pieniędzy. Wprost oskarżyła o malwersację Aleksandrę Popławską i Marka Kalitę  - choć tych nie było w sądzie.

- Pani Popławska i pan Kalita zrobili w spektaklu malwersację na ponad 70 tys. złotych. Ja mówię nie rzeczy, które są podobno, tylko rzeczy, które są w dokumentach z Muzeum POLIN. Spektakl w związku z tym nie może być grany - mówiła zdenerwowana przed sądem.

W sprawie Żukowskiego sąd nie daje jednak wiary zeznaniom Krystyny Lewenfisz. Nakazuje jej wypłacenie aktorowi zaległych pieniędzy wraz z odsetkami oraz pokrycie kosztów sądowych.

Zapytaliśmy Muzeum POLIN o słowa Lewenfisz na temat malwersacji, której rzekomo mieli się dopuścić Kalita i Popławska. W odpowiedzi rzeczniczka muzeum odpisała: "Trudno jest nam odnieść się do zacytowanych przez pana słów z sali sądowej, ponieważ nie wiemy, do jakich dokumentów pani Lewenfisz się odwołuje [...] Nadmienię, że pomiędzy Agencją KLK a Muzeum Polin nie toczy się żaden spór, ani postępowanie sądowe".

7.

Rozmawiam z kolejnymi aktorami, którzy czują się oszukani przez swoją agentkę. Jednym z nich jest Mateusz Grydlik. Tak jak większość naszych rozmówców przekonuje, że na początku współpraca z Krystyną Lewenfisz układała się świetnie. Tuż po dołączeniu do jej agencji otrzymał angaż w hitowym filmie „365 dni”. Niedługo potem dostał zaproszenia na zdjęcia próbne do międzynarodowej produkcji „Misja Ulji Funk”. Agentka opłaciła mu nawet w tym celu podróż pociągiem do Berlina.

Kłopoty zaczęły się nieco później. Po kolejnych, większych rolach, przelewy do aktora opóźniały się średnio o miesiąc. Na początku 2022 r. Grydlik zagrał w reklamie, za którą miał otrzymać 4 tys. euro. Pieniądze trafiły na jego konto dopiero po kilkukrotnych interwencjach.

Kolejne niejasności pojawiły się, gdy aktor zagrał w filmie „Magiczny kwiat paproci”. Produkcja borykała się z dużymi problemami finansowymi. Mateusz Grydlik dopytywał jednak agentkę, czy otrzymała jego wypłatę za dni zdjęciowe, które spędził na planie. Lewenfisz poinformowała go, że są „przestoje w płatności”, ale osobiście będzie naciskać na producenta.

- Zadzwoniłem wtedy z pretensjami do pani księgowej z produkcji tego filmu, ale ona… wyjaśniła mi, że spłacili mnie na samym początku, bo chcieli być ze mną fair. Czyli mniej więcej miesiąc wcześniej. Chodziło o 12 tys. zł - opowiada Grydlik.

- Wysłałem do Krystyny potwierdzenie przelewu od producenta. Natychmiast do mnie zadzwoniła i powiedziała coś w stylu: „Dobrze, że mi to przesyłasz, ja w tym momencie idę do banku, bo to jest jakaś granda. Oni mi to przesłali na inne konto”. Rozumie to pan? Zaczęło się tworzenie jakiegoś dziwnego uniwersum bankowego, w którym pieniądze przelane na jedno konto, trafiają na inne - oburza się aktor.

Ostatecznie Grydlik otrzymał pieniądze tydzień później. To nie był jednak koniec kłopotów. Na początku 2022 r. aktor zagrał w serialu „Oderbruch”. Pieniądze za występ miały pojawić się w czerwcu. W lipcu wciąż nie było ich na jego koncie. Agentka znów twierdziła, że przesłała całą sumę, a wina leży po stronie banku. Przedstawiła Grydlikowi nawet reklamację, którą miała złożyć w tej sprawie.

- Udałem się do tego banku, przedstawiłem im ten dokument i zapytałem, czy jest prawdziwy. Pracownik banku spojrzał na to i powiedział: „Nie mogę panu udzielić informacji na ten temat, bo obowiązuje mnie tajemnica klienta, ale powiem tak: na pana miejscu poszedłbym na policję” - wspomina.

Mateusz Grydlik Fot. Pawel Wodzynski/East News

Po kolejnych perypetiach zdecydował się na wynajęcie prawnika, który w jego imieniu wysłał do Krystyny Lewenfisz wezwanie do zapłaty. Jak twierdzi, pod koniec ich współpracy agentka zalegała mu z płatnością na prawie 20 tys. zł. Zaczęła je spłacać w ratach dopiero po interwencji prawnika.    

Mateusz Grydlik: - Kiedy odzyskałem wszystkie pieniądze, to stwierdziłem, że kończę tę współpracę. Na koniec wysłałem maila do innych aktorów z tej agencji z sugestią, aby przyjrzeli się swoim finansom.

8.

Małgorzata Klara poznała Krystynę Lewenfisz na planie serialu „Na Wspólnej”. Grała tam filmową matkę jej prawdziwej córki, czyli Julii Lewenfisz-Górki.

- Znałyśmy się parę lat i powiem szczerze: to ja byłam jedną z tych osób, które doradziły jej założenie agencji aktorskiej. Uważałam, że będzie w tym dobra i w pewnym sensie dalej tak myślę. Na początku walczyła o swoich aktorów, załatwiała im pracę, castingi. Ja też byłam bardzo zadowolona. Dzisiaj niestety czuję się współwinna całej tej sytuacji - mówi aktorka.

Przyznaje, że dopiero w momencie, gdy usłyszała od Mateusza Grydlika o jego perypetiach, zapaliła jej się czerwona lampka. - Byliśmy z Mateuszem na jednym roku w szkole aktorskiej, a to jest trochę jak rodzina. Ja po prostu wierzę mu bardziej niż komukolwiek innemu, bo znamy się od 20 lat - wyjaśnia Klara.

Gdy poznała historię o księgowej Brożek, która ma okradać agentkę, postanowiła to zweryfikować. - Zadzwoniłam do Krystyny i zapytałam, kiedy ta księgowa u niej pracowała. Odpowiedziała, że nie pamięta, co jest absurdem, bo przecież raczej pamięta się, do którego dnia pracował u ciebie ktoś, kto cię okradał - relacjonuje aktorka.

Krystyna Lewenfisz obiecała sprawdzić tę informację. Po jakimś czasie wyjaśniła Klarze, że wspomniana księgowa pracowała w jej agencji od lipca 2021 r. do początku 2022 r. Problem w tym, że w czerwcu 2022 r. - według jej wcześniejszej relacji - miała jeszcze okraść Mateusz Grydlika.

Agentka przekazała również aktorce, że udała się na policję, w związku czym śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście. Na prośbę Małgorzaty Klary, aby podała jej sygnaturę, Krystyna Lewenfisz odpowiedziała, że zabronił tego jej prawnik.   

Małgorzata Klara: - Zadzwoniłam do prokuratury i zapytałam, czy toczy się takie śledztwo. Panie z sekretariatu okazały się bardzo miłe i sprawdziły, że nie ma żadnej sprawy ani pani Brożek, ani pani Lewenfisz. Co więcej, zweryfikowały nawet, czy jest jakieś śledztwo dotyczące agencji aktorskiej. Ze śmiechem powiedziały mi, że jedyna agencja, jaka się sądzi, to agencja rolna.

Tego samego dnia Małgorzata Klara złożyła wypowiedzenie. Nie chciała czekać, aż sama padnie ofiarą oszustwa.

Małgorzata Klara Fot. Pawel Wodzynski/East News

9.

Ewa poznaje Krystynę Lewenfisz na Tinderze w październiku 2022 roku. Zaczęło się od wspólnej kawy i miłej rozmowy. Potem znajomość zaczęła się zacieśniać. Spotkania przy winie, wspólne wypady, godziny spędzone na rozmowach. Ewa była spoza środowiska artystycznego, cały ten świat był dla niej owiany tajemnicą.

- Pierwsze dziwne zdarzenie miało miejsce w listopadzie. Jechałam gdzieś w delegację, a Krysia zadzwoniła do mnie z płaczem, że ma problemy finansowe, bo wisi pieniądze pewnej reżyserce, a producent jeszcze jej nie zapłacił. Pożyczyłam jej 10 tys. zł, żeby to uregulowała - opowiada Ewa.

Lewenfisz obiecuje zwrócić całą sumę w ciągu tygodnia. Tak się jednak nie dzieje. Nie robi też tego w kolejnych miesiącach. Są za to kolejne pożyczki.

- Zwykle chodziło o kwoty rzędu kilku tys. zł. Za każdym razem słyszałam inną historię. A to została oszukana przez księgową, która wyprowadzała pieniądze z jej agencji. A to aktorzy dokonali malwersacji przy spektaklu, który produkowała. Wierzyłam w to wszystko, bo byłam zakochana i nie posądzałam ją o złe intencje - tłumaczy Ewa.

W maju 2023 roku Krystyna Lewenfisz jest jej winna już ponad 100 tys. zł. Zapewnia jednak, że duży bankowy kredyt pozwoli jej spłacić wszystko w ciągu kilku dni. Tylko że wtedy pojawiają się kolejne komplikacje.

- Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że urząd skarbowy zablokował jej konto i dopóki to konto nie zostanie odblokowane, to nie dostanie pieniędzy z banku. Wtedy naciągnęła mnie na kredyty w SKOK-u na prawie 80 tysięcy. To znaczy ja wzięłam na siebie te kredyty, a ona obiecała, że spłaci mnie w ciągu dwóch, trzech dni - relacjonuje Ewa.

I tym razem Krystyna Lewenfisz nie dotrzymuje słowa. Wkrótce przestaje odbierać telefon od Ewy, odpisywać na wiadomości, przychodzić na umówione spotkania. Czasem jeszcze stara się usprawiedliwić. Twierdzi, że jest chora, albo leży w szpitalu. W końcu całkowicie milknie.

- Zostawiła mnie w najgorszym momencie mojego życia, kiedy umierała moja mama, rujnując mnie psychicznie. Zostawiła mnie z depresją, pustym kontem, długami i kredytami do spłaty. Nie interesuje ją, że mam małe dziecko, wychowuje je sama i jest mi ciężko. Wyciągnęła ode mnie oszczędności mojego życia. Aktualnie nie mam żadnego zabezpieczenia finansowego i z trudnością żyję od pensji do pensji - mówi Ewa.

W lipcu 2023 r. Ewa wysyła do Krystyny Lewenfisz przedsądowe wezwania do zapłaty, ale pozostają ono bez odpowiedzi. We wrześniu - za pośrednictwem prawnika - składa zawiadomienie do prokuratury. Załącza w nim potwierdzenia przelewów wysłanych do Lewenfisz, umowy pożyczek, screeny z messengera z konwersacji z Krystyną, a nawet zapis monitoringu z budynku SKOK-u Stefczyka.

W styczniu 2023 r. prokuratura umarza postępowanie. Śledczy stwierdzają, że zachowania Krystyny Lewenfisz „nie wypełniają znamion czynu zabronionego”. Ewa planuje odwołać się od tej decyzji. Twierdzi, że nie przeprowadzono w tej sprawie postępowania dowodowego i nie przesłuchano kluczowego świadka. Przekonuje mnie, że nie odpuści. W sądzie złożyła też pozew cywilny. Proces aktualnie się toczy.

Ewa: - Oddałam jej wszystko co miałam oraz całą siebie, w zamian otrzymując zgliszcza. Ta znajomość będzie dla mnie lekcją do końca życia. Zostałam oszukana w sposób najbardziej obrzydliwy i bezwzględny.

10.

Pożyczki zaciągane przez Krystynę Lewenfisz nie zawsze były duże. Aktorka Marta Ormaniec (która znała się z agentką prywatnie) opowiada, że w lutym 2017 r. pożyczyła jej 1 500 zł. Lewenfisz twierdziła, że jest na urlopie i została okradziona. Zapewniała, że po powrocie z wakacji od razu zwróci całość kwoty. Tak się nie stało.

- W marcu miałam wypadek samochodowy i musiałam poddać się rehabilitacji. To całkowicie odcięło mi finanse, zwłaszcza że w naszej branży umowa o pracę to rzadkość. W związku z tym znalazłam się w bardzo trudnej sytuacji  - wyjaśnia Marta Ormaniec.

- Krystyna cały czas mnie zbywała. Nie odbierała telefonu albo tłumaczyła się na różne sposoby. Raz zablokowali jej konto, innym razem niby wysłała przelew i dziwiła się, że nie doszedł. W końcu zwróciłam się o pomoc do znajomego prawnika - dodaje.

Po tym, jak Krystyna Lewenfisz zignorowała kolejne wezwania do zapłaty, sprawa trafiła do sądu, gdzie doszło do ugody. Agentka miała zwrócić aktorce pieniądze w ratach. Tego też jednak nie zrobiła. Ostatecznie Marcie Ormaniec udało się odzyskać pieniądze za pośrednictwem komornika.

Ormaniec: - Moja sprawa zakończyła się dobrze, ale na jej widok za każdym razem się trzęsę. Boję się, że może rozpowiadać na mój temat jakieś nieprawdziwe historie w środowisku filmowym. Tak naprawdę wciąż tego nie przepracowałam. 

Marta Ormaniec fot. Karol Giecewicz

11.

Moi rozmówcy są przekonani, że ofiar Krystyny Lewenfisz może być więcej. Przez lata jednak milczeli w obawie o rozgłos medialny. Jedną z taki osób miała być legendarna aktorka Krystyna Janda, która zetknęła się z naszą bohaterką w trakcie swojej pracy w Teatrze Powszechnym. Lewenfisz zajmowała się tam promocją i PR-em.

Pytamy Krystynę Jandę, czy w przeszłości faktycznie miała negatywne doświadczenia w pracy z Krystyną Lewenfisz. Nie zaprzecza. Zaznacza jednak: - To są stare sprawy i nie dotyczyły bezpośrednio mnie, tylko teatru. Przyjaźniłam się bardzo z matką pani Krysi, więc proszę wybaczyć, ale z szacunku do niej nie chciałabym się na ten temat w ogóle wypowiadać - odpowiada.

Drążymy dalej. W opowieściach wszystkich naszych rozmówców pojawia się historia księgowej o nazwisku Brożek, która miała oszukiwać Krystynę Lewenfisz i doprowadzić do strat finansowych w jej firmie. Agentka kilkukrotnie twierdziła, że zgłosiła sprawę do prokuratury. Żadnemu z moich rozmówców nie pokazała jednak dokumentów poświadczających, że tak się stało.

Pytamy Prokuraturę Okręgową w Warszawie, czy obecnie toczy się lub toczyło się w przeszłości w którejkolwiek z podległych jej prokurator postępowanie przeciwko księgowej o nazwisku Brożek z powództwa Krystyny Lewenfisz (lub Lewenfisz-Kuleszy, bo agentka posługiwała się też dwojgiem nazwisk). 

Otrzymujemy krótką odpowiedź: "w oparciu o przedstawione informacje  nie ustalono postępowania, które spełniałoby wskazane przez Pana Redaktora kryteria”. Tym samym potwierdzają się słowa Małgorzaty Klary, która próbowała zweryfikować tę informację na własne rękę.

W prokuraturze dowiadujemy się za to o innym zdarzeniu. W sierpniu 2013 r. Krystyna Lewenfisz usłyszała zarzuty w związku z oszustwem na szkodę ponad 5 tys. złotych. Rok później zapadł w tej sprawie wyrok skazujący agentkę, wydany przez sąd rejonowy, a następnie utrzymany w mocy przez Sąd Okręgowy w Warszawie.

Docieramy do treści tego wyroku. Czytamy w nim, że Lewenfisz zleciła prywatnej firmie organizację imprezy urodzinowej swojej córki, przesyłając drogą mailową sfałszowane potwierdzenie przelewu na kwotę 5,5 tys. złotych. Sąd wymierzył jej karą ośmiu miesięcy więzienia oraz grzywnę. Jednocześnie warunkowo zawiesił wykonanie kary pozbawienia wolności na okres dwóch lat próby.    

To nie koniec. Z dokumentu, który widział Goniec, wynika, że wobec Krystyny Lewenfisz prowadzonych jest obecnie aż dziewięć postępowań komorniczych.

Krystyna Lewenfisz Fot. Pawel Wodzynski/East News

12.

Krystynę Lewenifisz czeka prawdopodobnie kolejna sprawa w sądzie. Aleksandra Popławska zapowiada, że pozwie swoją było agentkę o pomówienia. Będzie domagała się przeprosin i odwołania słów o „malwersacji” przy pracy nad spektaklem dla Muzeum POLIN.

Aleksandra Popławska: - Bardzo długo Krystyna chwaliła się przyjaźnią z nami i w pewien sposób tym handlowała. Pokazywała, jakich aktorów ma w swojej agencji i w ten sposób zwabiała kolejne ofiary. Przez długi czas miałam przez to ogromne poczucie winy. Teraz już złapałam równowagę, ale w pewnym momencie musiałam pójść na terapię i leczyć się, bo wpadałam w paranoję, że współuczestniczę w przestępstwie - przyznaje aktorka.

Zastanawiam się, dlaczego dopiero teraz aktorzy postanowili opowiedzieć o tym wszystkim publicznie, skoro Krystyna Lewenfisz działa w branży od lat? W dodatku jej klientami były zazwyczaj osoby publiczne, powszechnie znane, niejednokrotnie z ogromnymi zasięgami w social mediach.

- Musi pan zrozumieć, że aktorzy są niepewnymi siebie ludźmi. Boją się, że jak zaczną nadawać na swojego agenta, to już żadna agencja nie podpisze z nimi umowy. Poza tym taki agent ma duże znajomości w branży i może aktorów oczerniać - tłumaczy mi Małgorzata Potocka.

 - Po moim rozstaniu z Krystyną w środowisku zaczęły się nagle pojawiać plotki, że mam amnezję i zapominam tekstów. Bartosz Żukowski z kolei to pijak, który robił rozróby w hotelach. Marek Kalita to przemocowiec, a Ola Popławska to chimeryczna gwiazda. Ciężko potem pozbyć się takiej łatki.   

- Agent to człowiek, który staje się częścią twojego życia - kontynuuje Potocka - On wie, kiedy masz remont, kiedy boli cię głowa, jakie używki zażywasz, kiedy się rozwodzisz, czy masz kochanka. Jest strażnikiem twojej sytuacji prywatno-zawodowej. Dlatego potrzebny jest ten artykuł. Ludzie muszą wiedzieć, z kim się wiążą i jakie mogą być tego konsekwencje.

Aleksandra Popławska: - Krystyna długo miała zdjęcie na Instragramie, na którym mnie przytula. Potem może komuś to pokazać i powiedzieć: „ją ją dobrze znam, ona jest nienormalna”. I co ja z tym zrobię? Jak ja to zweryfikuję? Nie mogę sobie darować, że swoim nazwiskiem firmowałam jej agencję, że w pewnym momencie sama ją polecałam jako wspaniałą agentkę, nie mając pojęcia o tym, jak naprawdę działa.

I dodaje: - Przykro mi, jeśli ktoś widząc nas razem na zdjęciach, zaufał jej i został oszukany. Przykro mi również, że mnie nikt nie ostrzegł, mimo krążących w środowisku różnych informacji na jej temat. Dlatego chcę o tym opowiedzieć, żeby nikt więcej nie ucierpiał  i przeprosić za to, że nieświadomie mogłam przyczynić się do krzywdy kolejnych osób. Trzeba to w końcu zatrzymać.

13.

Z Krystyną Lewenfisz spotykam się 17 stycznia. Początkowo nie chce zgodzić się, abym nagrywał naszą rozmowę. Ostatecznie przystaje na to, pod warunkiem, że nie wykorzystam żadnych wypowiedzi bez jej zgody.

Twierdzi, że to ona jest ofiarą całej tej sytuacji, a aktorzy z agencji zmówili się, aby zniszczyć jej życie. Nie potrafi jednak wyjaśnić, dlaczego mieliby to robić.

Dopytuję o historie opowiedziane mi przez jej byłych klientów. Uważa, że w większości zostały zmanipulowane. Zarzeka się, że sprawa księgowej, która ją okradła, jest prawdziwa i przedstawi na to dokumenty. Na pytanie o wyrok, który usłyszała w 2014 r., odpowiada, że nie pamięta tej sprawy, ale sprawdzi to w sądzie i wszystko mi wyjaśni.

Proszę, aby przesłała mi kopię wyroku (wtedy nie znałem jeszcze jego treści).

Dwa tygodnie później, zamiast obiecanych dokumentów, otrzymuję pismo od jej prawnika (zaadresowane również do redaktora naczelnego Gońca). Mecenas Krystyny Lewenfisz zwraca się w nim z żądaniem zaprzestania jakiegokolwiek kontaktu z jego klientką oraz publikacji artykułu na jej temat.

*

29 stycznia 2024 roku w Instytucie Teatralnym odbyła się uroczysta premiera czytania performatywnego sztuki „Wiera” w reżyserii Magdaleny Łazarkiewicz z Elizą Rycembel i Grażyną Barszczewską w rolach głównych. Spektakl sfinansowano z budżetu Dzielnicy Śródmieście m.st. Warszawy. Koordynatorką produkcji jest Krystyna Lewenfisz.

Chcesz skontaktować się z autorem? Napisz: [email protected]

Powiązane
Reksio
QUIZ. Kultowe bajki z czasów PRL. Tylko najlepsi zdobędą chociaż osiem punktów