Były policjant o zabójstwie 11-latki. "Nie przypominam sobie podobnej sprawy"
Zabójstwo 11-letniej dziewczynki w Jeleniej Górze, do którego doszło w biały dzień w pobliżu szkoły podstawowej, wstrząsnęło opinią publiczną ze względu na wiek ofiary i domniemanej sprawczyni – 12-letniej rówieśniczki.
Jak w rozmowie z Gońcem podkreśla inspektor Marek Dyjarz, były szef Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji, sprawa ta obnaża nie tylko narastającą brutalność wśród najmłodszych, ale także poważne zaniedbania dorosłych.
Brutalne morderstwo 11-latki w Jeleniej Górze
Zabójstwo 11-letniej dziewczynki w Jeleniej Górze, do którego doszło w pobliżu szkoły podstawowej, wstrząsnęło opinią publiczną. Sprawczynią ma być jej 12-letnia rówieśnica. Skala brutalności, miejsce zdarzenia i wiek obu dziewczynek każą zadać pytania nie tylko o samą tragedię, ale też o to, dlaczego system – szkoła, dorośli, instytucje – nie zareagował wcześniej.
– Nie przypominam sobie podobnej sprawy z udziałem tak młodych dzieci – mówi inspektor Marek Dyjarz, były szef Biura Kryminalnego Komendy Głównej Policji i Wydziału Zabójstw, w rozmowie z Gońcem. – To zdarzenie bez precedensu.
Do zabójstwa doszło w biały dzień, w rejonie ulicy Wyspiańskiego, niedaleko szkoły – miejsca, które z definicji powinno być bezpieczne. Dziewczynki oddaliły się w stronę zagajnika. Nic nie wskazuje na to, by ofiara była zmuszana do pójścia z domniemaną sprawczynią. Świadkowie widzieli bójkę, ale interwencja przyszła zbyt późno.
Charakter obrażeń – wielokrotne ciosy nożem – wskazuje na skrajną agresję. – To nie był jeden impuls – podkreśla Dyjarz. – To brutalne działanie z użyciem niebezpiecznego narzędzia.
Były sygnały
Najbardziej niepokojący w tej sprawie jest jednak wątek wcześniejszych sygnałów ostrzegawczych. Z informacji medialnych wynika, że 12-latka miała wcześniej chwalić się w szkole nożem typu finka. Rówieśnicy wiedzieli, że przynosi go na lekcje.
– W takich sprawach niemal zawsze okazuje się, że sygnały były widoczne dużo wcześniej – mówi Gońcowi były szef kryminalnych. – Problem polega na tym, że nikt nie łączy faktów. Dziecko nosi nóż, fascynuje się przemocą – a dorośli uznają to za „dziwactwo” albo coś niegroźnego.
Dlaczego nikt w szkole nie zareagował? Dlaczego nie odebrano dziewczynce niebezpiecznego narzędzia? – To jedno z kluczowych pytań, które powinno paść w postępowaniu – podkreśla Dyjarz. Jego zdaniem bierność wynika często z lęku przed „donoszeniem” i przerzucania odpowiedzialności na innych.
– A potem wszyscy mówią: „gdybyśmy wiedzieli”. Tylko że wiedzieli – dodaje.
Eskalacja przemocy wśród najmłodszych
Zdaniem byłego szefa Biura Kryminalnego, przemoc wśród dzieci i młodzieży narasta od lat. Rzadko zaczyna się od skrajnych czynów – najczęściej od drobnych konfliktów, które są bagatelizowane przez dorosłych.
– Młodzi ludzie coraz częściej nie rozróżniają wagi krzywdy. Błaha sprawa, którą można było załatwić rozmową, kończy się agresją – mówi Dyjarz.
Jego zdaniem wpływ na to ma także sposób wychowania: nieograniczony dostęp do smartfonów, brutalnych filmów i gier, w których przemoc nie pociąga za sobą realnych konsekwencji.
Co dalej z 12-latką?
Sprawczyni, jako osoba poniżej 13. roku życia, nie może być sądzona jak dorosły. Zgodnie z polskim prawem odpowiada przed sądem rodzinnym. Najprawdopodobniej trafi do młodzieżowego ośrodka wychowawczego.
– Nawet w przypadku zabójstwa sąd może orzec jedynie środki wychowawcze i terapeutyczne – wyjaśnia Dyjarz. – Chodzi o to, by dziecko wróciło na normalne tory.
Dziewczynka zostanie także poddana badaniom psychiatrycznym. Kluczowe będzie właściwe zdiagnozowanie jej stanu psychicznego i dobranie odpowiedniej terapii.
Były szef Biura Kryminalnego podkreśla, że polski system resocjalizacji nieletnich nie jest zły. – Do mediów trafiają głównie historie porażek. Ale wiele dzieci udaje się „naprawić” – mówi. – To, że ktoś popełnił straszny czyn, nie oznacza, że jest stracony dla społeczeństwa.
Odpowiedzialność dorosłych
Tragedia w Jeleniej Górze pokazuje jednak przede wszystkim coś innego: że zawiodło otoczenie. Szkoła, rodzice, instytucje – wszyscy, którzy widzieli sygnały, ale uznali, że „jakoś to będzie”.
– Zawsze są sygnały – powtarza Dyjarz. – Problem w tym, że nikt nie chce ich zobaczyć.
I to pytanie – o odpowiedzialność dorosłych – pozostaje po tej tragedii najważniejsze.
Źródło: Goniec